Miasteczko Rotherweird. Odcięte od świata, rządzące się swoimi prawami.
Dwanaścioro wyjątkowych dzieci, niesamowite moce, dwoje „obcych” którzy doprowadzą do niesamowitych wydarzeń.
Pragnienie mocy tworzenia równej boskiej.
To się nie może dobrze skończyć.
Zacznę od tego, że już dawno „wyleczyłam” się z kupowania książek, bo na okładce jest porównanie do innych powieści. Zazwyczaj nie ma to żadnego związku i jest zwyczajnie szkodliwe. Więc jak przeczytałam, że Miasteczko Rotherweird to Harry Potter dla dorosłych, zignorowałam to totalnie, co jak się okazało wyszło mi na dobre. Bo ta powieść z Harrym Potterem nie ma NIC wspólnego.
Akcja powieści rozgrywa się w tytułowym Miasteczku Rotherweird, miejscu gdzie w 1558 roku dwanaścioro dzieci o talentach niewiarygodnych jak na ich wiek zostaje wygnanych przez angielską królową. Tam się uczą, rozwijają i… dokonują niesamowitych odkryć, które mogą zmienić świat dookoła. Mijają lata, do miasteczka przyjeżdża nowy nauczyciel z zewnątrz i milioner, który kupuje i postanawia odrestaurować pałac. To co początkowo wydaje się być zbiegiem okoliczności, szybko przestaje nim być. Zagadka rodzi kolejną zagadkę, akcja się zagęszcza, klimat robi coraz bardziej mroczny. I zanim się człowiek obejrzy, już totalnie dał się pochłonąć wyjątkowemu klimatowi powieści.
Książka rozwija się powoli, ale dla mnie nie jest to wada. Jest w niej sporo bohaterów, wiec doceniłam dłuższy wstęp, który pozwolił mi zapamiętać kto jest kim w tej historii. A ta jest wyjątkowo ciekawa, intrygująca i wciągająca. Nic tu nie jest oczywiste, a kilka wątków, które wydają się nie mieć ze sobą związku, zaczyna się łączyć z zaskakującym skutkiem. Jest tu sporo ciekawych elementów, ale najważniejszym chyba jest dążenie do zdobycia mocy równej bogu, do pragnienia nieograniczonej władzy i potęgi. Był to fascynujący obraz deprawacji i dążenia do celu wszelkimi sposobami, nie patrząc na koszty i krzywdy wyrządzone innym.
Książka to taki mix gatunkowy, bowiem mamy tu mieszankę powieści historycznej, przygodowej, wątki kryminalne i elementy fantastyczne. Wszystko to jednak łączy się ze sobą zaskakująco płynnie i pozwala na zanurzenie się w niesamowitym klimacie Miasteczka Rotherweird i wkręcić w losy jego bohaterów. A tych jest w powieści sporo, a każdy odgrywa ważną rolę.
Swoich bohaterów autor kreśli w bardzo dobry sposób, pozwala poznać ich motywacje i dążenia, mamy możliwość polubić ich, bądź wręcz przeciwnie, ale co ważne, każda z postaci potrafiła wywołać we mnie różnorakie emocje. Jednym kibicowałam, innym życzyłam rychłego upadku. Ale wobec żadnej z postaci nie pozostałam obojętna.
Czym dalej, tym bardziej zagęszczała się atmosfera, tym mroczniejszy robił się klimat i ciężko było wyczuć jak definitywnie zakończy się ta przygoda, kto będzie górą, a kto dozna porażki. Byłam zaskoczona niektórymi rozwiązaniami, ale było to zaskoczenie pozytywne, doceniałam pomysłowość autora i kierunek w jakim poprowadził fabułę. Również styl pana Caldecott przypadł mi do gustu, a książkę czytało mi się wyjątkowo płynie, bez znudzenia czy przestojów.
Jak oceniam Miasteczko Rotherweird?
Dla mnie to świetna powieść, nieszablonowa, wciągająca, intrygująca.
Podobały mi się wszystkie jej elementy, wszystkie wątki, dałam się wciągnąć w tą zaskakująco mroczną opowieść i spędziłam z nią świetnie czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz