Powieść „Dziewczyna z nagietkowym szalem” zaintrygowała mnie opisem. Lubię przeczytać
ciekawą powieść obyczajową z fabułą podzieloną na wątki dziejące się w różnym czasie.
Taki schemat został zastosowany w tej powieści, tak więc śledzimy losy pielęgniarki Clary w 1911 roku oraz Taryn w roku 2011.
To co będzie łączyć obie kobiety, to szal z nagietkowym wzorem oraz próby poradzenia sobie z tragedią, która dotknęła je obie i poczuciem winy, które skutecznie uwięziło je w swoich szponach.
Powieść zaczyna się dość spokojnie, powiedziałabym nawet, że leniwie. Autorka rozpoczyna swoją historię od przedstawienia czytelnikowi Taryn, opowiedzeniu o tragedii, która ją spotkała (jej mąż zginął w zamachach na WTC). Mimo, że od tego czasu minęło 10 lat – kobieta nadal żyje przeszłością.
Zaraz po tym, zaczynamy śledzić losy Clary, młodej pielęgniarki, która uratowana z pożaru, trawiona poczuciem winy, zatrudnia się na wyspie Ellis, chcąc tam dojść do siebie. Na wyspę trafi też emigrant, Andrew Gwynn, który niejako zmusi Clarę do zmierzenia się ze swoimi lękami.
Początek powieści dość mocno mnie zaintrygował. Byłam bardzo ciekawa, jak rozwinie się historia obu kobiet, co je spotka, w jaki sposób nagietkowy szal okaże się tym, co połączy losy obu kobiet.
Dość szybko jednak się przekonałam, że nie dowiem się tego tak od razu.
Co do opowiedzenia historii obu kobiet, to zdecydowanie więcej czasu autorka poświęca wątkowi Clary niż Taryn.
Nie dość, że jest on bardziej rozbudowany, to w pewnym momencie pojawia się również dość ciekawy wątek ”kryminalny” niestety potraktowany trochę po macoszemu.
Najwięcej czasu autorka poświęca temu, jak Clara radzi sobie z traumą po pożarze, wyrzutami sumienia i pogodzeniem się z utratą czegoś, co miało szansę być spełnieniem jej marzeń.
Wątek Taryn jest bardzo skromny i krótki. Czytają o tej kobiecie, mało się o niej dowiedziałam, o tym co się z nią działo od czasu zamachu na WTC. Jest to raptem kilka zdań, które i tak niewiele mówią.
Nie wiem czy autorka nie miała pomysłu na rozwinięcie tego wątku, ale czasem odnosiłam wrażenie, że powstał on tylko po to, aby nagietkowy szal mógł być łącznikiem przeszłości z teraźniejszością.
Susan Meissner nie dała czytelnikowi szansy na wczucie się w losy Taryn, na dobre jej poznanie i zrozumienie.
Niestety czym dalej zagłębiałam się w fabułę, tym bardziej byłam zniechęcona. Clara często mnie irytowała swoim zachowaniem, a jej decyzje były dla mnie nierzadko niezrozumiałe.
O ile doskonale potrafiłam zrozumieć jej poczucie winy, o tyle nie do końca przekonywała mnie swoją tęsknotą i żałobą za czymś, czego tak naprawdę nie miała, a jedynie uważała, że miała szansę mieć.
Dlatego bardziej przekonujący byłby dla mnie (jeśli autorka by go rozwinęła, czego niestety nie zrobiła) wątek Taryn. Przyznaję, że to właśnie ona wydała mi się ciekawszą postacią, bardziej z krwi i kości.
Zaskoczyło mnie natomiast zakończenie obu wątków. Tzn. zaskoczyło na plus. Okazało się ciekawe i w moim odczuciu prawdziwe.
Gdybym czytała o historii, która miała miejsce, to mogłabym bez problemu uwierzyć, że tak właśnie potoczyło się życie obu kobiet.
Niestety zakończenie nie wynagrodziło mi fabuły, która mnie nie porwała, zmarnowanego potencjału losu Taryn i denerwującej Clary.
Mimo, że Susan Meissner ma lekki i przyjemny styl, a powieść czytało się szybko, to nie udało się pisarce wciągnąć mnie w opowiadaną przez siebie historię, nie porwała mnie fabuła, niekiedy wręcz nudziła, odnosiłam wrażenie, że autorka wciąż pisze o tym samym, że nic się w powieści nie dzieje, nie zmienia. Oczywiście akcja idzie do przodu, pojawiają się nowe wydarzenia i wątki, a jednak miałam odczucie, że bohaterowie cały czas stoją w miejscu.
Autorka zadała natomiast kilka ważnych pytań, na które w powieści próbowała udzielić odpowiedzi. Między innymi o to, czy lepsza jest trudna i sprawiająca ból prawda, czy życie w niewiedzy i mylnym przekonaniu. Czy warto podążać za głosem serca, wbrew logice i rozumowi.
W tej powieści zabrakło mi również uczuć i emocji. Pomimo tego, że autorka często o nich pisała, nie przekonała mnie, że jej bohaterowi ich doświadczali.
Może gdyby poświęciła tyle samo czasu Taryn co wątkowi Clary, wyglądałoby to trochę inaczej, a powieść bardziej mnie zaciekawiła.
Na koniec chcę podkreślić, że „Dziewczyna z nagietkowym szalem” to nie jest zła powieść. W moim odczuciu, jest to powieść nijaka, bez wyrazu, ze zmarnowanym potencjałem.
Zabrakło tej iskry, która rozpala w czytelniku emocje, wciąga w świat przedstawiony przez autora i nie pozwala się oderwać od lektury.
Powieść szybko się czyta, ale już dwa dni po jej skończeniu, uleciało mi z pamięci większość szczegółów. Chyba nie o to chodziło autorce podczas pisania „Dziewczyny z nagietkowym szalem”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz