poniedziałek, 2 listopada 2015

"Pan Lodowego Ogrodu" „Niech pani nie kupuje, to książki dla facetów”…





Nie, nie przeczytaliście źle.
To właśnie usłyszałam kupując – przeczytaną już wcześniej – serię „Pan Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza.

Można sobie tylko wyobrazić skalę mojego zdziwienia, gdy pan w księgarni, widząc, że przymierzam się do kupna PLO odradził mi zakup…
Byłam tak zdziwiona, że zapytałam dlaczego mam nie kupować. A sprzedawca na to, że to seria dla facetów, kobietom się nie podoba.
Odpowiedziałam tylko, że serię już czytałam, podobała mi się, a że lubię wracać do świetnych książek, więc zaopatruję się w swoje (czytałam pożyczone od kolegi).

                W domu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego niby to seria dla mężczyzn. Co w niej jest takiego,  albo czego nie ma, że kobietom ma się nie podobać.
Dla mnie nie istnieje nic takiego.

Cała seria to świetnie skonstruowany świat, wyraziści bohaterowie, niesamowite zwroty akcji, odpowiednia dawka humoru i świetna oraz wciągająca fabuła.
Jest brutalnie, bo i brutalny jest świat do którego trafia Vuko. Jest magia, są dobrzy i źli „tubylcy” oraz ci, którzy trafili na tą planetę i zamarzyło się im zostanie bogami…
A tam gdzie pragnienie władzy, tam zawsze krew się leje. Tam gdzie fanatyzm religijny, tam również posoka płynie strumieniem.

Główny bohater to twardziel. Zna się na rzeczy, więc zostaje wysłany z  misją ratunkową na obcą planetę, w celu odnalezienia wysłanych tam wcześniej uczonych i sprowadzenia ich z powrotem na ziemię.
To co wydaje się być dość prostym zadaniem, zważywszy na stopień „wyposażenia” Vuko, szybko się komplikuje.
A my, czytelnicy, dzięki temu mamy świetną rozrywkę przez cztery tomy Pana Lodowego Ogrodu.

Pan Grzędowicz dopracował w swojej książce wszystko idealnie. Świat do którego trafia Vuko, rodzaj magii, bohaterów, sposób prowadzenia akcji.

Książki z tej serii nie są „ładne” w czytelniczym tego słowa znaczeniu. Nie ma tu wyidealizowanych bohaterów, wątku miłośnego, który zdominowałby fabułę, nie ma idealnych ludzi. Planeta Midgaard rządzi się brutalnymi prawami i albo człowiek potrafi się tam odnaleźć i dostosować, albo nie pożyje długo.

Opowieść poznajemy z perspektywy Vuko oraz Filara – syna Oszczepnika. Przez dłuższy czas ich drogi prowadzą osobno, by w pewnym momencie się połączyć.

Na zachwyt zasługuje również Cyfral, która jest pasożytniczym grzybem wszczepionym do mózgu Vuka na ziemi. Dzięki niej Vuko zyskuje ponadprzeciętne umiejętności typu widzenie w ciemności, przyspieszenie ruchów, umiejętność rozumienia języka lokalnych mieszkańców i posługiwanie się nim. Takich niezwyczajnych umiejętności Vuko dzięki Cyfral posiada zdecydowanie więcej.
Jest ona zdecydowanie jedną z ciekawszych postaci w książce, zwłaszcza w kolejnych tomach.

Głównym utrudnieniem w poszukiwaniu naukowców, jest dla Vuko coś innego – a mianowicie magia.
Coś co uważał, że nie istniej. Coś co ciężko było mu ogarnąć umysłem i zrozumieć. Coś czym został zmuszony się posługiwać…
Vuko nawiązuje przyjaźnie, sojusze, przeżywa niesamowite przygody. Poznaje Midgaard i jego magię.  I jest w tym wszystkim prawdziwy, autentyczny. Nie odniosłam wrażenia, że jest jakimś nadczłowiekiem idealnym we wszystkim.
Wszystko w tej serii mi się podoba. Przebieg fabuły, rodzaj magii, bohaterowie, brutalna rzeczywistość, zmagania bohaterów. Nawet zakończenie, które pozwala na własną interpretację .
Słowem (w sumie to dwoma) – seria idealna.


Patrząc na to wszystko, nie potrafię pojąć, dlaczego ta seria miałaby mi się nie spodobać.
I chyba przestanę się nad tym zastanawiać.
A Pana Lodowego Ogrodu polecam każdemu – niezależnie od płci J

*zdjęcie pochodzi ze strony www.darkwarez.pl










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz