czwartek, 19 listopada 2015

Film lepszy od książki. Czy to w ogóle możliwe?



Filmowe adaptacje książek wzbudzają wiele emocji, a w tym „pojedynku” książki zawsze wypadają lepiej.
Jest to sprawa dość oczywista dla każdego, kto czyta książki.
A jednak zdarzają się czasem filmy – perełki, które są wg mnie lepsze niż ich książkowe pierwowzory.

Takim filmem jest dla mnie niewątpliwie Dracula F.F. Coppoli z 1992 roku. Film nawiązuje do książki Brama Stockera dość luźno, czerpie z legendy Hrabiego Draculi.
Książka zafascynowała mnie bardzo dawno temu. Jest napisana w formie listów, które opisują całą historię.
I byłam pod jej ogromnym wrażeniem, do czasu aż zobaczyłam dzieło pana Coppoli…
Film mnie zachwycił swoją oprawą wizualną, świetnie dobranymi aktorami, genialną muzyką naszego rodaka – Wojciecha Kilara. Oraz nadaniu temu potworowi jakim był Dracula pierwiastka ludzkiego – uczuciu miłości.
W związku z odczuwaną miłością, Dracula nie jest pozbawiony zła, które w nim mieszka. Ale pokazany jest jako postać tragiczna. Widz mimo wszystko nie widzi żalu Draculi z powodu bycia wampirem.  Za to wyraźnie widzi, że jego działaniami kieruje utracona miłość.
I mimo wszystko w pewien sposób współczuje mu.
Od początku nie odbierałam tego filmu jako horror, ale jako piękny film o miłości, zdolnej pokonać śmierć.
Po obejrzeniu filmu, przeczytałam ponownie książkę. Wrażenie nie było już tak dobre jak za pierwszym razem. Książka – zapewne z powodu akcji opisywanej w postaci listów – wydała mi się bardziej sprawozdaniem, niż opowiedzianą historią. Fakty były „suche” i jakieś bez emocji.
Emocji , których w filmie było ogromnie dużo.

Długi czas myślałam, że Dracula to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Do czasu aż obejrzałam Malowany Welon.
Film powstał na podstawie książki, którą napisał  William Somerset Maugham

W tym przypadku nie mogę powiedzieć, że książka jest gorsza od filmu. Jest… hmm inna.
Nie pozostawia złudzeń, rzuca czytelnikowi prosto w twarz, że ludzie się nie zmieniają i jeśli czegoś nie ma w nich na początku małżeństwa, to nie będzie również i na jego końcu.
Autor książki dał nikłą nadzieję na zmianę głównej bohaterki, ale jej przemiana wg niego to nic pewnego.
Natomiast film… No właśnie.
Film pokazuje drogę od pogardy do miłości. Od własnego wygodnictwa i egoizmu, do poświęcenia i troskę o innych.
Piękne zdjęcia, dobra muzyka, świetny Edward Norton. To nie jedyne atuty tego filmu. 
Film mimo swego zakończenia (bardzo wzruszającego) ma pozytywne przesłanie. Nie skreśla głównej bohaterki, daje jej szansę na zmianę, a ona tą szansę wykorzystuje.
Jest wizualne bardzo ładny, a kobiece romantyczne serce chłonie jak gąbka rodzące się prawdziwe uczucie między małżonkami.
I mimo, że książka nie jest „gorsza” to film jest dla mnie zdecydowanie lepszy, w pewien sposób pełniejszy.

Kolejny taki film, który spodobał mi się bardziej od książki to Pachnidło. Historia pewnego mordercy.
Książka autorstwa Patricka Süskinda.
Od razu powiem, że uważam tą książkę za bardzo dobrą. Wciągającą, dobrze napisaną historię.
A mimo wszystko film spodobał mi się bardziej. Może to za sprawą wizualnej strony filmu. Ale dużo bardziej z powodu podejścia do głównego bohatera.
Film nie umniejsza zła, które w nim siedzi. Pokazuje je jak na dłoni. Widz nie pogłaskał by go po głowie za jego czyny, a raczej wysłał na stryczek…
A jednak gdzieś w głębi trochę mu też współczuł. Jego upośledzenia, które popchnęło go do takich a nie innych czynów.
W książce został on pokazany jak z gruntu zły, wykluczając jakiekolwiek współczucie.  Niejako oceniając bohatera za czytelnika. Nie dopuszczając niczego innego niż potępienia.
Film pozwala widzowi na ten moment współczucia, które sprawia, że w głównym bohaterze prócz szaleństwa i mordercy, widzimy też człowieka.

A na koniec…
50 twarzy Greya.
Tutaj krótko. Z tak strasznej książki dało się zrobić lepszy od niej film.
Pozbycie się wewnętrznej bogini, potworków typu „święty Barnabo” czy „chciałam żeby mnie pochłonęły azalie na klombie” sprawiło, że bez uniesienia, ale film dało się oglądać. Na plus na pewno dobry soundtrack., fajne zdjęcia, odrobina humoru.
Na minus – cała płytka historia. Książka jest tak źle napisana, że ciężko było zrobić gorszy film.
Czytając całą trylogię (niestety, ja tak mam, jak zacznę czytać, to muszę dokończyć) aż bolały mnie zęby.
A potencjał był. Gdyby ktoś napisał tą książkę „na poważnie” a nie jak zafascynowana świecącym Edwardem pani James, to mogło wyjść coś naprawdę dobrego.
Historia toksycznego związku, siły uczucia, zmagania się z własnymi demonami.
A wyszło byle co, byle jak.
Dlatego mimo negatywnych opinii, ja uważam, że film nie jest zły. Jest przeciętny, ale i tak o niebo od książki lepszy.





10 komentarzy:

  1. Nie oglądałam żadnych z wymienionych filmów (może dlatego że wgl nie oglądam filmów :D) i niestety ciężko mi powiedzieć jaki film był lepszy od książki :P A post bardzo fajny :>

    Pozdrawiam,
    love-ksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Mimo wszystko zachęcam do obejrzenia. Czasem można się zaskoczyć pozytywnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Draculi to mam takie samo zdanie. Książki nawet nie dokończyłam czytać, bo tak mnie zanudziła, ale film obejrzałam z ciekawością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim zobaczyłam film, książka mnie fascynowała. Ale patrząc na dzieło Coppoli, straciła wiele w moich oczach. Nie wiem czy jeszcze kiedyś do niej wrócę. za to do filmu wracam nałogowo :)

      Usuń
  4. Jak dla mnie przykładem takiego "zjawiska" jest "Niezgodna". Ktoś też tak uważa? :)
    Zapraszam: http://czytam-pisze-recenzuje-polecam.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie zapoznałam się z pierwszym filmem i całą trylogią. Muszę się zgodzić, że pierwsza część zdecydowanie lepsza niż książka. Ogólnie książki uważam za nader przeciętne :)

      Usuń
  5. "Cudowni chłopcy" z Michaelem Douglasem i Tobey Macguire'em. Świetny film na podstawie nudnawej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film bardzo mi się podobał, dzięki za przypomnienie, znów go obejrzę. Co do książki, to nie czytałam.

      Usuń
  6. A mi osobiście ekranizacja "Gwiazd naszych wina" przypadła bardziej do gustu, niż sama książka. Oba dzieła były udane, jednak film bardziej polubiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, nie czytałam jeszcze ani nie widziałam filmu. Od czego lepiej zacząć? Film czy książka?

      Usuń