wtorek, 10 listopada 2015

"Metro 2034" Pamiętaj… w podziemiach Metra nigdy nie będziesz bezpieczny…






Drugi tom trylogii Dmitra Glukhovskiego.  Wyczekiwany przez mnie z niecierpliwością, ale i obawą.
Po świetnym i tchnącym świeżością Metrze 2033, obawiałam się „klątwy drugiego tomu”.
Czy słusznie?
Wg mnie nie.

Czytając Metro 2034 zanurzyłam się ponownie w świat mrocznych i niebezpiecznych tuneli moskiewskiego metra.
Znów podróżowałam w ciemnościach, zmagałam się z totalnym brakiem nadziei.
Po raz kolejny zastanawiałam się, czy autor da mieszkańcom metra nadzieję na życie na powierzchni…

W tym tomie poznajemy nowych bohaterów, Homera – wiekowego idealisty i samozwańczego kronikarza metra, młodego Ahmeda oraz powracającego „z zaświatów” Huntera.
Potem do nich dołączy Sasza, młodziutka dziewczyna, córka wygnanego naczelnika Awtozawodskiej.

Mieszkańcom stacji Sewastopolskiej zaczynają zagrażać nowe formy życia, które próbują dostać się na stację. A dostawy amunicji się urywają.
Zagadkę urwania się dostaw wyjaśniają powyżsi uczestnicy wyprawy.

Klimat Metro 2034 utrzymało taki sam jak jej poprzedniczka. Nic się nie zmieniło, ludzie w metrze wegetują, coraz bardziej zatracając się w egzystencjonalnej beznadziei.
Nie ma już wiary w jakiekolwiek jutro. Ważne jest przeżycie kolejnego dnia, tygodnia, miesiąca.

Tunele nie stały się bezpieczniejsze, obce formy życia próbują dostać się do metra, wyprawa musi przywrócić dostawy amunicji.

Ten tom jest bardziej „prosty” wg mnie. Jest cel, jest konkretne zagrożenie, jest konkretna misja do wykonania. Są po drodze niespodzianki i nieprzewidziane zwroty akcji, ale nie ma tej otoczki tajemnicy, niepewności. Wróg jest znany i bardzo „przyziemny”. Nie ma niepewności, jak ta którą odczuwał Artem odnośnie Czarnych.

Jest jedna rzecz, która trochę mi przeszkadzała podczas czytania. Były to filozoficzne rozmyślania Homera. Trochę przegadane, trochę ich za dużo.
Nie przeszkadzał mi za to wątek uczuciowy.
A nawet byłam zadowolona z jego pojawienia się. To jakby abstrakcja, że w takich warunkach, w takiej beznadziei może pojawić się prawdziwe uczucie. Coś dobrego i czystego.
Niestety w starciu z rzeczywistością metra nie daje sobie rady. 
Nie jest wybawieniem, raczej przekleństwem.

Akcja jest bardzo dynamiczna, szybko mknie do przodu, zaskakuje. Choć rozwiązanie „zagadki” nie jest już takim WOW, jakie ogarnęło mnie przy czytaniu Metra 2033. Może dlatego, że autor zbyt realnie nakreślił świat moskiewskiego metra i przygotował czytelnika na to, że tam stać się może praktycznie wszystko. Wszystko prócz ocalenia…

Upadli bohaterowie, złamane serca, stracone resztki nadziei i wiary w ludzi…
To wszystko w Metrze 2034 jest.
I przygniata bohaterów tego tomu do samej ziemi, łapie w szpony beznadziei. Poniewiera resztkami człowieczeństwa.

Więc podsumowując, ja z tej książki byłam bardzo zadowolona. Mimo, że inna od Metra  2033, to zachowała jej pierwotny klimat.
Wciągnęła, sponiewierała i zostawiła w lekkiej zadumie nad tym, do czego dąży ludzkości.

Czyżby do metra?


*zdjęcie pochodzi ze strony: www.metro2033.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz