piątek, 13 listopada 2015

"Metro 2035" Nie ma złudzeń, jest metro…





Treść może zawierać SPOILERY, sugerujące rozwój akcji.


Czekałam na tą książkę niecierpliwie. Bardzo niecierpliwie.
W końcu jest!
Wiedziałam czym „pachnie” metro. Jaki to klimat, jakie wrażenia.
Z radością lecz i obawą zasiadłam do czytania.
Nie rozczarowałam się…


Witamy w moskiewskim metrze. 
Podziemiach, gdzie 40 tysięcy ludzi żyje od 20 lat, po atomowej wojnie.
Miejscu gdzie nie ma przyszłości, jest tylko teraźniejszość i wspomnienia o przeszłości na górze.
Miejscu gdzie umarła nawet nadzieja…


Trzeci tom trylogii Dmitra Glughovskyego zabrał mnie ponownie w świat metra. W jego ciemne tunele, stacje, społeczności.
Do miejsca, w którym nigdy nie chciałabym się znaleźć.

Jest to książka, której akcja dzieje się 2 lata po wydarzeniach z Metra 2033 i opowiada historię Artema.
Chłopaka – bohatera. Wybawiciela metra.
Ale na tej otoczce pojawiają się rysy i pęknięcia. Bo Artem wychodzi codziennie na powierzchnię z radiostacją, aby słuchać i nawoływać… Innych ocalonych.
Bo Arem wierzy, że nie tylko oni ocaleli…
Bo chce ich odnaleźć...
Bo ma nadzieję... A to niebezpieczne.
Do Artema dołącza Homer, staruszek z Metra 2034. I razem ruszają w podróż po metrze. A cel jest jeden, odnaleźć osobę, która podobno odebrała sygnał spoza metra.
Do tej dwójki dołącza jeszcze Losza, sprzedawca – wybaczcie za dosłowność – gówna.

Nieprzewidziane wypadki rzucają Artemem po różnych stacjach. Plącze się w sytuacje bez wyjścia, szafuje swoim życiem.
Zostaje napromieniowany, pobity, postrzelony, poparzony, połamany.
Ale mimo to nie poddaje się. Coraz bardziej brnie do przodu, mimo iż ludzie są przekonani, że w końcu zwariował.
Nie układa mu się z żoną, ale zrobi wszystko, aby ludzie mogli żyć na powierzchni. Poświęci temu celowi nawet swoje życie.

Akcja całej książki jest szybka i zmienia się jak w kalejdoskopie. W pewnym momencie nie wiadomo już kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.
Ludzie stracili już nadzieję, wolę walki, chęć do życia.
Panuje coraz większa beznadzieje i marazm.

Odnosi się wrażenie jakby całe metro zmierzało wprost ku całkowitej destrukcji, jakby czekało wstrzymując oddech. W zniecierpliwieniu parło do przodu, aby coś się dokonało, coś się zmieniło.
Nie ważne co, ważne aby coś się wydarzyło i zmieniło egzystencję ludzi z metra.
Jednocześnie, jak się okaże, ludzie mimo pragnienia normalnego świata, mimo wspomnień poprzedniego życia,  nie mieli w sobie już tyle odwagi, aby metro opuścić…

Artem mimo fizycznego wycieńczenia, sponiewieranego i poranionego ciała, napromieniowania, wciąż prze do przodu. W desperacji , gorączkowo pragnie zmienić życie ludzi z metra, pragnie odnaleźć dla nich i dla siebie miejsce na powierzchni, gdzie będą mogli normalnie żyć.
Mimo niepowodzeń, nie poddaje się.
Do czasu, gdy wreszcie dotrze do niego, że ci ludzie nie chcą jego pomocy, jego poświecenia w szukaniu życia na powierzchni.
Zrozumie wreszcie, że 20 lat w metrze pozbawiło ich resztek człowieczeństwa i woli życia, a nie tylko egzystencji.
Że dla nich najważniejsze jest metro, jedzenie, wegetacja. Nie ma w nich pragnienia zmiany. Boją się jej i nie chcą jej.
Wolą znaną sobie egzystencję i wegetację w metrze, niż niepewne życie na powierzchni.

Upodlenie ludzi jest tak ogromne, że ci, którzy rządzą poszczególnymi stacjami, pozwalają sobie na coraz więcej przemocy.

Odnosi się wrażenie, że Artem to jedyny człowiek w całym metrze, który naprawdę chce wyjść, żyć inaczej. Że widzi co się z tymi ludźmi dzieje, jak zanikają w nich ostatnie resztki człowieczeństwa.

Książka jest ciężka za sprawą klimatu. Jest ciężko, depresyjnie, przygniatająco.
Tego się spodziewałam, choć może nie w tak dużej dawce.
Autor nie pozostawia czytelnikowi złudzeń, co do dalszego losu metra i zamieszkujących go ludzi.
Pokazuje całą zgniliznę wegetacji, poniżenie, upodlenie.
Odziera mieszkańców metra ze wszystkiego.
Tam umiera nawet nadzieja, nie ma już nic.
Nic prócz Artema, który dąży do realizacji celu za wszelką cenę. 
Czy mu się uda go osiągnąć? Trzeba przeczytać aby się przekonać.

Zakończenie to nie tylko otwarta furtka do kolejnego tomu, to wręcz otwarta na oścież brama, która aż się prosi o to, aby napisać co się działo „potem”.

Liczę że Dmitry Glukhovsky to zrobi.


Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz