„Władcy czasu” Evy García Sáenz de Urturi to finalny tom trylogii Białego miasta. Znów spotykamy
znanych nam już z poprzednich tomów bohaterów, czyli profilera Unai, jego partnerkę Esti i szefową a jednocześnie życiową partnerkę Albę.
Oczywiście pojawiają się w powieści nowi bohaterowie, jakże by inaczej, ale to ta trójka od pierwszego tomu odgrywa pierwsze skrzypce i nie inaczej jest tym razem.
W mieście dzieją się złe rzeczy, dochodzi do paskudnych zbrodni wzorowanych na tych z powieści Władcy czasu.
Akcja powieści toczy się dwutorowo, w 2019 roku oraz w 1192. Wydarzenia z teraźniejszości i przeszłości zaczynają się ze sobą łączyć, przeplatać, dawać wskazówki, a jednocześnie sprowadzać śledczych na manowce.
Autorka tka sieć zależności, wskazówek, sugestii, choć nie każda okazuje się prowadzić w kierunku rozwiązania zagadki i znalezienia winnego.
Oczywiście nie samą zbrodnią stoi ta powieść, więc mamy sporo wydarzeń z życia prywatnego bohaterów. Ale jak dla mnie autora zachowała idealną równowagę pomiędzy wątkami obyczajowymi, a kryminalnymi.
Wszystko się ze sobą dobrze łączy, splata i przenika, aby w spektakularnym finale zaskoczyć totalnie czytelnika.
Jeśli chodzi o styl, to niezmiennie jestem pod wrażeniem. Lekki, bardzo plastyczny, obrazowy. Nie trudno oczami wyobraźni zobaczyć wszystko co opisuje autorka. Cudowne hiszpańskie miasto, jego historia, teraźniejszość i przeszłość tego wyjątkowego miejsca. Vitoria okazuje się być kolejnym bohaterem tej powieści i zachwyca tak jak reszta postaci.
Sama intryga jest wyjątkowo ciekawa, a połączenie ze sobą wydarzeń z XII wieku z tymi z XXI dodaje powieści smaczku. Jest tu wszystko to, co zachwyciło mnie w poprzednich dwóch tomach. Jest tajemnica, są nieuchwytni sprawcy, są wątki z prywatnego życia bohaterów, które chcąc nie chcąc muszą splatać się z wykonywaną przez nich pracą.
Eva García Sáenz de Urturi rzetelnie przyłożyła się do swojej pracy i książka jest dopracowana, dopieszczona, autorka dba o szczegóły i sprawnie zamyka wszystkie wątki.
Z jednej strony cieszę się, że finalny tom już za mną, ale z drugiej żal mi, że to już koniec, że przygoda z tymi bohaterami dobiegła końca i nie mam już na co czekać.
Choć nie, liczę na to, że kolejna książka autorki już się pisze i nie trzeba będzie długo oczekiwać na jej premierę.
Każda z książek tej trylogii trzyma równy poziom, choć po przeczytaniu całości mogę przyznać, że „Władcy czasu” zachwyciła mnie najbardziej.
Może to przez przepięknie rozbudowane tło historyczne, a może bohaterowie z XII wieku tak bardzo mnie oczarowali. A może to wydarzenia, które nakreśliła autorka w XXI wieku tak mnie zaskoczyły i to w jakim kierunku potoczyła się fabuła?
Wg mnie wszystko po trochu sprawiło, że tom trzeci stał się moim ulubionym z całej trylogii.
Eva García Sáenz de Urturi ma niesamowity talent i zdolność do snucia wciągających historii.
Jej bohaterowie są prawdziwi, pełnokrwiści, odnosiłam wrażenie, jakby autorka pisała o ludziach, których zna.
A jeśli chodzi o mordercę, którego szukał Unai? Przyznaję, że do samego końca nie wiedziałam kto nim jest.
Kłaniam się autorce nisko, bo w większości kryminałów, które czytałam już gdzieś w połowie odgadywałam kto jest tym „złym”.
Na koniec chcę wspomnieć o filmie na podstawie „Ciszy białego miasta”, który niedługo będzie miał premierę na Netflixie.
Czekam ogromnie i jestem niesamowicie podekscytowana tym, że przygody Krakena zostały przeniesione na mały ekran.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz