
No i znów okazało się, że z powyższego powodu może mnie ominąć coś fajnego.
Tak właśnie było w przypadku powieści „Szeptucha” , której autorką jest Katarzyna Berenika Miszczuk.
Wszędzie rzucały mi się w oczy zachwyty i zachęty, więc w jakiś pokrętny sposób uprzedziłam się i po książkę nie sięgnęłam.
Aż do czasu, gdy zobaczyłam, że chwali ją znajoma, która już nie raz poleciła mi książki, które bardzo mi się spodobały.
Pomyślałam, że skoro ona pisze – bierz i czytaj, spodoba ci się –to warto zaryzykować.
I tak oto rozpoczęła się moje przygoda z Gosią, Mieszkiem, Babą Jagą i światem słowińskich mitów, bogów i tego co by było, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu.
Akcja powieści rozpoczyna się od ukończenia przez Gosię studiów medycznych. Ale zanim zostanie lekarzem, musi odbyć roczną praktykę u Szeptuchy i wtedy zdecydować, czy chce pracować jako lekarz czy Szeptucha. Niestety Gosię to nie cieszy, nie wierzy w bogów, zabobony i metody stosowane przez Szeptuchy. Więc nie uśmiech jej się myśl, że ma wyjechać gdzieś do świętokrzyskiej wsi, aby uczyć się tego, w co nie wierzy.
Wyjścia jednak nie ma, pakuje więc walizkę i zjawia się w Bielinach, aby rozpocząć pracę. I może nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że Gosia nie cierpi wsi, lasów, natury i kleszczy, na punkcie których ma prawdziwą obsesję.
Ale gdy tylko się tam zjawi, przeznaczenie się o nią upomni, a jej życie wywróci się do góry nogami.
Akcja powieści rozpoczyna się energicznie i od razu jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń. Poznajemy Gosię, jej przyjaciółkę Sławę (z którą zamieszka w Kielcach) oraz dość szybko orientujemy się, jaką osobą jest Gosia - dzieckiem wielkiej metropolii XXI wieku, wierzącą w antybiotyki, a nie zioła.
Polska jest królestwem z własnym Monarchą, nie rządzi w niej chrześcijaństwo, tylko pogańscy bogowie, zwyczaje, przesąd, czyli słowiańska demonologia.
Obchodzone są pogańskie święta, a szeptuchy cieszą się szacunkiem i popularnością.
Od początku dałam się powieści totalnie pochłonąć. Szybko wsiąkłam w słowiański folklor, wciągnęłam się w wartką akcję i polubiłam (mniej lub bardziej) bohaterów.
Prócz Gosi, poznajemy również Mieszka (tajemniczego ucznia kapłana) oraz Szeptuchę Babę Jagę.
Polubiłam praktycznie wszystkich bohaterów, nawet Gosię.
Bo z nią jest problem. Z jednej strony jest histeryczką, z fiksacją na punkcie kleszczy, upartą ignorantką, która nie przyzna się do błędu, nawet jeśli prawda kopnie ją w tyłek, postępującą nierozważnie, ba! wręcz głupio. Z drugiej strony to osoba o dobrym sercu, pełna autoironii i sarkazmu, z poczuciem humoru. Więc raz się na nią człowiek złości, raz jej współczuje, raz ją lubi, raz kręci z niedowierzaniem głową nad taką bezmyślnością dziewczyny.
Aha, jest też „mały bonus” od losu – Gosia okazuje się być widzącą, której przeznaczeniem będzie znaleźć legendarny kwiat paproci, może również wdawać się w pogawędki z bogami, gdyż ich widzi.
Podsumowując – autorka stworzyła bohaterkę nietuzinkową, wzbudzającą sporo różnych emocji w czytelniku.
Za to reszta bohaterów od razu daje się polubić i pomimo skrywanych przez nich tajemnic, sympatia ta utrzymuje się do samego końca powieści.
Akcja powieści jest bardzo wartka i ciekawa. Do tego przepełniona słowiańskim folklorem, przechadzającymi się wśród ludzi bogami, demonami i wszystkim tym, co ze słowiańskiej kultury zostało już zapomniane.
Do tego dzięki lekkiemu i bardzo dobremu stylowi autorki, powieść czyta się w ekspresowym tempie.

Czytając „Szeptuchę” nie mogłam się od książki oderwać. Naprawdę.
Czytałam ją praktycznie wszędzie, zabrałam ze sobą na niedzielny wypoczynek nad wodą, bo żal mi było ją odłożyć, a byłam już na finiszu historii.
To fascynująca powieść fantasy, napisana lekko, ale w bardzo dobrym stylu.
Pełna wspaniałych dialogów, skrzących się humorem, ciekawych i czasem wręcz nieprawdopodobnych wydarzeń. To świetnie wplecione w fabułę słowiańskie legendy i wierzenia. Wreszcie to przybliżenie czytelnikowi obrazu szeptuchy, tego kim była dla lokalnej społeczności i jak wyglądała jej praca.
W powieści mamy również wątek miłosny, ale nie gra on pierwszych skrzypiec. Jest niejako uzupełnieniem fabuły, dodatkową komplikacją, dla i tak skołowanej już Gosi.
Choć patrząc na zakończenie powieście, można się domyślać, że w drugim tomie serii odegra ważną rolę.
„Szeprucha” to fantastyczna powieść, która wciąga od pierwszej strony. Żałuję, że tak długo się przed nią broniłam. Oczywiście niecierpliwie czekam na paczkę z dwoma kolejnymi tomami i przyznaję, że byłam przekonana, że całość historii to trzy tomy. Okazuje się, że początkiem przyszłego roku (info ze strony bloga autorki) ma się ukazać czwarty – ostatni tom serii Kwiat paproci pt. „Przesilenie”, na który już teraz czekam z niecierpliwością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz