Dodaj napis |
Tym razem Marvel Studios nakręcił film o Magu, a konkretnie człowieku, który się nim staje.
Głównym bohaterem jest znany neurochirurg, Stephen Strange - arogancki, z wybujałym ego - który ulega wypadkowi samochodowemu. Nerwy w jego rękach zostają uszkodzone, co uniemożliwia mu dalszą pracę, która dla niego jest całym światem.
Kolejne operacje niewiele dają, rehabilitacja wg niego jest nieskuteczna, a już na pewno nie przywróci mu dawnej sprawności.
Przypadkowo dowiaduje się o człowieku, który będąc „przypadkiem beznadziejnym” stanął znów na nogi i całkowicie wyzdrowiał.
To ostatnia nadzieje dla Strange’a aby odzyskać dawne życie.
Wyrusza więc do miejsca zwanego Kamar-Taj, aby odzyskać sprawność w dłoniach.
Właśnie od tego rozpoczyna się przygoda Strande’a, który jedzie do Kamar-Taj z przekonaniem, że mnisi potraktują go odpowiednią porcją niekonwencjonalnej medycyny i pstryk! zdrowie powraca.
Oczywiście tak się nie dzieje, a ścieżka do wyleczenie ciała będzie budzić w naszym doktorze mocny sprzeciw, bo oto ma uwierzyć w coś, co jego umysł odrzuca – czyli magię.
Jestem wiernym fanem filmów Marvela. Lubię dobrą rozrywkę, pozwalającą fajnie spędzić czas w kinie. Uważam, że nie każdy film musi zmuszać do wielkich przemyśleń i refleksji. Czasem trzeba coś obejrzeć dla zabawy, rozrywki, odpoczynku.
I tu idealnie wpasowują się filmy Marvela.
Film rozpoczyna się od pokazania widzowi głównego antagonisty – Kaeciliusa. Od razu wiemy z kim będzie musiał walczyć nasz nowo odkryty Mag.
Oczywiście jak to w filmach o superbohaterach bywa, wszystko będzie zmierzało do wielkiej konfrontacji, ale po drodze Marvel dostarczy widzowi dobrej rozrywki.
Będzie więc z poczuciem humoru, będzie widowiskowo, będzie spektakularnie.
Sytuacja w której znajdzie się Starnge najpierw wywoła sprzeciw bohatera, potem pozorną akceptacja, potem rozczarowanie, a na końcu zrozumienie i pogodzenie się z własnym przeznaczeniem.
Powiecie, że to nic odkrywczego?
I ja się z Wami zgodzę.
Ale... może byłby to jakiś „zarzut” wobec filmu, gdyby nie to, że cała ta „oczywistość” jest bardzo dopracowana, świetnie zagrana, magia w filmie wygląda oszałamiająco, a to za sprawą świetnych efektów specjalnych.
Do tego bardzo dobra oprawa muzyczna i idealne proporcje pomiędzy treścią o wizualną stroną filmu.
Bohater konsekwentnie zmierza w wyznaczonym mu przez los kierunku, a mimo, że wypadek odcisnął na nim ogromne piętno, to Strange nie doznał nagle całkowitej zmiany charakteru. To nadal trochę zapatrzony w siebie człowiek, który dopiero zaczyna rozumieć, że świat nie kręci się wokół niego. Szczerze mówiąc, pod względem charakteru, Stephen Strange przypominał mi trochę Tony’ego Starka, tylko bez poczucia humoru i tego łobuzerskiego uroku tego drugiego.
Uważam, że taki rozwój głównego bohatera jest bardzo ciekawy i wiarygodny.
Mimo, że Doktor Strange, to niewątpliwie kolejny film o superbohaterze, to dodatkowo jest to fantasy pełną gębą.
Mamy tu bowiem magię, która jest główną osią fabuły. W tym filmie to nie siła fizyczna, super zbroja, czy genetyczne modyfikacje odgrywają główną rolę.
Najważniejsza bowiem okaże się siła umysłu i siła drzemiącej w bohaterze magii.
Nie sądziłam, że to jeszcze możliwe, ale Marvel podniósł sobie poprzeczkę jeszcze wyżej i będzie miał nie lada orzech do zgryzienia, aby kolejny film ze swojego uniwersum (nowy Thor już niedługo) był tak samo dobry lub lepszy.
Oczywiście w filmie dostajemy dwie sceny po napisach, z których ta druga sugeruje o czym może być kolejny film z przygodami Stephena Strange’a.
*wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Filmweb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz