niedziela, 9 kwietnia 2017

"Dom służących" Kathleen Grissom

„Dom służących” to rozgrywająca się w czasach niewolnictwa opowieść o skomplikowanych relacjach, tajemnicach rodzinnych, przyjaźni, miłości i tragediach.
Akcja dzieje się na jednej z plantacji tytoniu,  wśród niewolników oraz ich właścicieli.

Historię śledzimy z perspektywy dwóch osób, białej dziewczynki – sieroty, która zostaje zakontraktowana prze właściciela plantacji za długi swoich rodziców. Dziewczynka nazywa się Lavinia i będziemy śledzić jej losy od czasu gdy miała kilka lat, aż do dorosłości.
Drugą bohaterką jest Bella, niewolnica, córka właściciela plantacji.  

Autorka niespiesznie opowiada swoją historię, dokładnie i ze szczegółami przedstawia czas dzieciństwa małej Lavini i pozwala jej oczami śledzić relacje i zależności pomiędzy niewolnikami a ich właścicielami. Dziewczynka, mieszkając wśród niewolników, zżywa się z nimi i będzie mimowolnym uczestnikiem wszystkich dramatycznych wydarzeń, które ich spotkają.

Sama historia zaciekawiła mnie i wciągnęła. Ale coś w tej powieści mi zgrzytało. Nie potrafiłam zżyć się z bohaterami, dramatyczne wydarzenia, które ich dotykają, nie wywoływały we mnie emocji.
Nie byłam w stanie przywiązać się do bohaterów, nikogo nie polubiłam w szczególny sposób.
Wszyscy bohaterowie wydawali mi się płascy i jednowymiarowi.
Sądzę, że winę za to ponosi sposób narracji. Nie pozwala bliżej poznać innych bohaterów prócz Lavini i Belle. Przez to wiele się traci, nie jest się w stanie poznać motywów działań innych bohaterów, ich myśli czy uczuć.
Jeden z recenzentów napisał, że Dom Służących to „skrzyżowanie Przeminęło z wiatrem ze Służącymi”.
Nie wiem czy autor recenzji czytał te powieści, ale ja tak i nijak nie mogłam dopatrzeć się podobieństwa, prócz tego, że akcja wszystkich powiązana jest z niewolnictwem.

Powieść posiadała spory potencjał, miała szansę opowiedzieć pełną emocji historię. Autorka tego nie wykorzystała.  Naszpikowała ją dramatycznymi wydarzeniami, ale nie potrafiła tchnąć w nie emocji. Praktycznie z każdej strony powieści atakuje czytelnika jakaś tragedia, ciężko było mi uwierzyć, że aż tyle  nieszczęścia może skoncentrować się w jednym miejscu i dotknąć bohaterów.
Niestety samo napisanie, że komuś coś się stało, nie sprawia, że czytelnik jest w stanie  poczuć to co bohater.
A tak właśnie swoją historię opowiada autorka. Pisze co się stało, ale nie zagłębia się dalej, nie daje szansy bohaterom na pokazanie, co w związku z tym dzieje się w ich wnętrzu.

Powieść dotyka ważnych tematów, zniewolenia drugiego człowieka, przyznawania sobie prawa do bycia panem życia i śmierci innych ludzi, uzależnienia jako próby ucieczki przed rzeczywistością.
Niestety wszystko to jest potraktowane dość powierzchownie.
Gdzieś tak od połowy książki, gdy jedno nieszczęście goniło drugie, byłam przekonana, że już nic pozytywnego nie wydarzy się na karatach tej powieści.
I nie myliłam się.
Dość łatwo można było przewidzieć w jakim kierunku potoczy się akcja.
Dodatkowym minusem jest sposób prowadzenia wątków miłosnych, bo i takie pojawiają się w powieści.
Są naprawdę pozbawione iskry, głębi. Odnosiłam wrażenie, że są bo powinny być, ale nie zauważałam uczuć, o których autorka pisała, że są.

Powieść mnie zawiodła, choć sam pomysł był ciekawy i miał duży potencjał.
Po tak licznych pozytywnych opiniach i ocenach, liczyłam na historię na miarę Północ-Południe.
Srogie było moje rozczarowanie i skutecznie zostałam zniechęcona do sięgnięcia po kolejną powieść autorki, o ile ją napisze.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz