piątek, 18 grudnia 2015
"Bastion" Stephen King. Nie trzeba wiele, by ludzkość przestała istnieć...
Grypa jako przyczyna apokalipsy, zabijająca większość ludzi na świecie?
Śmieszne, powiecie.
I takie by było, gdyby za ten pomysł nie zabrał się S. King.
Bo w jego książce – Bastion –nic śmiesznego nie ma. Wręcz przeciwnie.
Większość książek o zagładzie ludzkości, masową śmierć przypisuje wojnie atomowej. W sumie nic dziwnego, broń atomowa przeraża i nic dziwnego, że pisarze często po ten motyw sięgają.
Ale King postanowił zaszaleć i jako sprawcę apokalipsy użył wirusa supergrypy. Śmiertelność 99,4%.
I w ten oto nowatorski sposób, uśmiercił większość Amerykanów, a i reszcie świata raczej nie darował.
Gdy USA staje się wielkim masowym grobem, wirus oszczędza nielicznych ludzi.
Ludzi, którzy zaczynają śnić przerażające sny o mrocznym mężczyźnie oraz o starej murzynce emanującej spokojem.
Ta dwójka to przeciwstawne bieguny – zło i dobro.
Kogo wybiorą ocaleli z pogromu?
Książka jest objętościowo ogromna, moja ma 1164 strony zapisane drobnym drukiem.
Nie zniechęca jednak jej objętość, poza tym cała historia wymaga takich gabarytów.
King swoim zwyczajem, wprowadza czytelnika w akcję powoli, z detalami. Pokazuje nam swoich bohaterów, opowiada o nich szczegółowo, sprawia, że dobrze ich poznajemy.
A następnie zabija większość ludzkości i pozwala toczyć się akcji.
W świecie po pomorze ludzie gromadzą się w dwóch miastach, które oddziela od siebie łańcuch górski – Las Vegas i Boulder, zwane Wolną Strefą.
Las Vegas to królestwo mrocznego mężczyzny, lęku, przerażenia i zła.
Do Boulder ciągną ocaleli, którzy opowiadają się po stronie dobra.
Wśród nich ci, którzy pod wodzą starej murzynki, będą musieli stawić czoła złu w jego odwiecznej walce z dobrem.
Bastion to po trochę książka drogi, po trochę książka traktująca o odwiecznej walce dobra ze złem. To również krytyczna ocena społeczeństwa nastawionego tylko na władzę i pieniądze.
Przez całą książkę towarzyszy czytelnikowi cień mrocznego mężczyzny, nieunikniona konfrontacja i walka.
Walka o co, można by zapytać. Przecież świat jaki znaliśmy przestał istnieć. Nie ma nic, prócz garstki ludzi.
Otóż jest o co walczyć, jak udowadnia nam King. Bo gdy nie ma już nic, zawsze pozostaje człowiek i jego dusza.
Książka Kinga mocno wciągnęła mnie w swój świat. W przerażający klimat sennych koszmarów oraz tragedii, która jest tak ogromna, że wręcz niepojęta.
Udowodniła, że to nie prawda, że ludzie są z gruntu dobrzy, tylko czasami schodzą na złą stronę.
Autor pokazał, że brak widma kary i ograniczeń sprawia, że z ludzi wychodzi wszystko co najgorsze. Że brak wizji poniesienia konsekwencji za swoje złe czyny, powoduje, że ludzie się przed nimi nie powstrzymują.
Co urzekło mnie w Bastionie?
Ja zwykle bohaterowie i ich historie. Świetnie nakreśleni, pokazujący nam co mają w swoich duszach, dzielący się z czytelnikiem swoimi lękami, radościami i myślami.
Fabuła. Niby banalna, przewidywalna, oklepana. No właśnie – niby.
Bo to niesamowita opowieść, która z poruszanych wiele razy wcześniej motywów, tworzy nieszablonową historię.
Książka ta nie jest horrorem, ale mimo to powoduje niepokój i lęk podczas czytania.
Trochę brakuje mi rozwinięcia niektórych postaci, zwłaszcza, że King sugerował, że odegrają ważną rolę w tej opowieści.
Pomniejszenie ich ważności, trochę zbiło mnie z tropu parę razy.
Choć muszę przyznać, że z jednej strony to całkiem zgrabna sztuczka na zaskoczenie czytelnika.
King napisał Bastion w 1978 roku, czyli w czasach Zimnej Wojny, gdy strach ludzi przed bombą atomową był realny i ogromny.
Zmusza czytelnika, do zastanowienia się przez chwilę nad tym, do czego zmierza świat.
Czy ta szaleńcza pogoń za techniką, rozwojem, pieniędzmi i władzą nie doprowadzi nas kiedyś do wydarzeń rodem z Bastionu.
*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O kurcze *-* no to mnie zachęciłaś, nie powiem. Sięgnę na 10000% *-* Okurczekurczechcetoprzeczytacnatychmiastterazjuż
OdpowiedzUsuńPolecam, to bardzo dobra książka, absolutnie w stylu Kinga.
OdpowiedzUsuń