„Kukułka i wrona” Magdaleny Wolff, to historia Wreny. Młodej kobiety, która
cudem uniknęła pogromu rodzinnej miejscowości. Ludzie, którym ufała okazali się wrogami, obcy wojowie mordowali jej bliskich. Dziewczyna uciekła do lasu, choć od zawsze była ostrzegana przed duchami, które go zamieszkiwały. Ale tylko tam pozostało jej szukać ratunku. Wrena ucieka więc, a las ją przyjmuje…
Akcja powieści osadzona jest całkowicie w słowiańskich klimatach. Mamy tu słowiańskich bogów, wierzenia, kulturę. Prócz tego co widzimy na co dzień, mamy tu również magię. Piękną, ale i niebezpieczną magię. Są tu postacie ze słowiańskiej mitologii, o których pewnie nie raz czytaliście. Wszystko to misternie wplecione w tło walki o władzę, spiski, knucia i próby narzucenia nowej wiary w miejsce „starych wierzeń”. Bardzo podobało mi się takie ukazanie tego tematu, tego jak jedna wiara obficie wspierana przez pieniądze i władzę, siłą została narzucona ogółowi.
Co również zasłużyło u mnie na uznanie, to sposób nakreślenia bohaterów. Bardzo fajnie zostali pokazani czytelnikowi. Nie jako idealni ludzi, ale tacy, którzy się mylą, popełniają błędy, mają normalne ludzkie odczucia jak zazdrość, strach, pożądanie czy zwykła złośliwość. Przez to sama historia była dużo ciekawsza i bardziej wciągająca, bo jej bohaterowie wydawali się tacy prawdziwi, że nie trudno było im kibicować, czy liczyć na ich porażkę. Co ważne, prócz postaci głównych, bardzo fajnie są nakreślone te drugoplanowe. Naprawdę wciągnęłam się w wątki poboczne i przyznam, że śledziłam je z takim samym zainteresowaniem jak ten główny. Ogólnie cała historia mnie oczarowała i jestem pozytywnie zaskoczona jakością tego debiutu.
Jeśli chodzi o jedyną rzecz do której mam zastrzeżenia, to język. I nie to, że jest zły czy kiepski – bynajmniej. Chodzi o to, że trafiło się kilka momentów, gdy był, że tak to ujmę, za bardzo współczesny. Nie psuje to odbioru, ani nie ma wpływu na samą historię, ale ja to zauważyłam i gdzieś to było dla mnie łyżką dziegciu w całej wielkiej beczce miodu. Żeby było jasne, to nie tak, że cała powieść jest napisana językiem, który odbiega od czasów w jakich rozgrywa się akcja. Absolutnie nie. Ogólnie jest on dopasowany do fabuły. Po prostu pojawia się czasami kilka zwrotów, które są bardzo nam bliskie w sposobie, w jaki wyrażamy się obecnie.
Jeśli chodzi o styl autorki, to bardzo mi się podobał. Pisze lekko, plastycznie i naprawdę potrafiła odmalować bardzo obrazowo magię i jej działanie. Wciągnęła mnie nie tylko historia Wreny ,ale i pozostałych bohaterów. Byłam zaciekawiona, zaintrygowana i chciała wiedzieć więcej. Z tym ostatnim jednak trochę poczekam, bo „Kukułka i wrona” to dopiero pierwszy tom serii, choć wyjątkowo się tym nie przejmuję, bo tą opowieść dobrze się czyta i chce się więcej tego świata i tych bohaterów.
Czy polecam powieść? Oczywiście!
Jeśli lubicie słowiańskie klimaty w fantastyce, to będzie to książka dla Was. A i romantyczne dusze znajdą tu coś dla siebie, ale więcej nic nie napiszę :) Czytajcie „Kukułkę i wronę” bo warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz