„Stacja miłość” to oparta na prawdziwych wydarzeniach historia Mayi, która zakochuje się w
nieznajomym, z którym jeździ tym samym pociągiem.
Maya ma pracę, którą kocha, bliskich i przyjaciół i wielkie marzenie, aby Mężczyzna z Pociągu zwrócił na nią uwagę.
Ale zanim do tego dojdzie, minie trochę czasu i wiele się wydarzy.
Powieść Zoë Folbigg zaintrygowała mnie opisem i informacją, że to prawdziwa historia. Z ogromną ciekawością zabrałam się więc do czytania.
Akcja powieści rozwija się dość powoli, poznajemy naprzemiennie głównych bohaterów, śledzimy ich losy i to jak raz po raz przeplatają się ich ścieżki, choć często oni sami nie mają o tym pojęcia.
Dość szybko dałam się zaciekawić tej opowieści i wciągnąć w opowiadaną historię.
Wydawała mi się ona bardzo prawdopodobna, nie za wiele podkoloryzowana, jakby opowiadała mi ją koleżanka z sąsiedztwa.
Autorka bardzo się starała pisać obrazowo i plastycznie, pokazując czytelnikowi wszystko co dzieje się w życiu bohaterów.
Chwilami ciut za bardzo rozwlekała się przez to akcja, rozwój fabuły zmieniał kierunek, aby za jakiś czas znów skoncentrować się na głównym wątku, jakim była miłość Mayi do nieznajomego.
Prócz miłości do Mężczyzny z Pociągu, w życiu Mayi dzieje się wiele innych ważnych wydarzeń. Autorka opisuje jej wzloty i upadki w pracy zawodowej, poszukiwania swojego miejsca na ziemi, nieudane próby poznania kogoś i stworzenia związku.
A jednak w tym wszystkim niezmiennie to miłość do nieznajomego z pociągu jest najważniejsza.
Zoë Folbigg jest dziennikarką i redaktorką, pisuje do różnych czasopism. Stacja miłość to jej pierwsza powieść i to czuć.
Tzn. książka napisana jest poprawnie, dość płynnie, ale dla mnie sposób narracji bywał czasem męczący. Chwilami przemyślenia Mayi były dość rozwlekłe i potrafiły znudzić. Mimo to sama historia była dla mnie ciekawa i wciągająca. Chciałam się dowiedzieć jak rozwinie się historia Mayi i Jamesa, którego ta pokochała, choć nie zamieniła z nim ani jednego zdania, więc czytałam dalej i nie żałuję.
„Stacja miłość” pokazuje, że nie warto się poddawać, że trzeba brać sprawy we własne ręce i dążyć do realizacji marzeń.
Że strach potrafi sprawić, że przegapi się swoja szansę i życiową drogę, którą podsuwa nam pod nos los.
Czasem dość przewrotnie, czasem w sposób nieoczywisty, ale gdy już dostajemy szansę na zmianę, warto się nie bać i ją wykorzystać.
„Stacja miłość” to fajna historia, która może i mogłaby być lepiej napisana, ale mnie zaciekawiła na tyle, że dałam się wciągnąć w opowieść Mayi i przestałam zwracać uwagę na styl, który nie bardzo mi przypasował.
Ta opowieść tchnie optymizmem i wiarą, że jeśli czegoś bardzo się chce, to zawsze można to osiągnąć, pod warunkiem, że człowiek się nie podda i nie zniechęci.
Dla kogo „Stacja miłość”?
Chyba dla każdej kobiety, w której jest choć odrobina romantyczki i osoby, która lubi dobre zakończenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz