wtorek, 11 lutego 2020

"Diabły z Saints" Marcin Rusnak

Alan i Zack mają szczęście żyć w rybackiej wiosce Saints, gdzie czas upływa im na prostych
obowiązkach i zabawach z rówieśnikami. Niestety splot dramatycznych wypadków sprawia, że braciom przyjdzie zmierzyć się z nieznanym i niebezpiecznym światem, a wydarzenia w których wezmą udział na zawsze zmienią ich życie.
Czy Alan i Zack poradzą sobie z tajemnicami, które wiążą się z ich rodzicami i nimi samymi? Czym są moce, które budzą się w chłopcach? Aby znaleźć odpowiedź na te pytania, bracia wyruszą w drogę, z której nie będzie już powrotu.

„Diabły z Saints” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marcina Rusnaka.
Zaciekawił mnie opis fabuły i to na tyle, że wpisałam książkę na listę „przeczytać jak najszybciej”.
Akcja powieści jest bardzo wartka i rozpoczyna się z przytupem już od pierwszej strony.
Od samego początku również autor tworzy wyjątkowo klimatyczny obraz braci i otaczającego ich świata.
Ciekawie są również pokazani głowni bohaterowie, to jak się zmieniają, jak od siebie różnia mimo, że są bliźniakami. Jak inne mają spojrzenie na świat i jak duży wpływ mają na nich wydarzenia, w których byli uczestnikami.

Język powieści jest gładki, płynny, książkę naprawdę dobrze się czyta. Autor dość obrazowo przedstawia czytelnikowi otaczający bohaterów świat, choć ja nie do końca potrafiłam go sobie zwizualizować. Tzn. bez problemu wyobrażałam sobie opisywane przez autora miejsca, ich wygląda, otaczającą je przyrodę. Ale nie bardzo potrafiłam sobie umiejscowić czasy, w których rozgrywa się akcja. Przez to czułam lekkie zdezorientowanie i jakiś taki wewnętrzny dyskomfort. Miałam wrażenie, że mam pomieszane coś na kształt XVII wieku z XX. Czym dłużej jednak czytałam, tym bardziej wciągałam się w fabułę, a sposób ukazania świata przestał mnie uwierać i dałam się zauroczyć opowiadanej przez autora historii.

„Diabły z Saints” to fantasy pełną gębą. Przemyślane, dobrze skonstruowane i poprowadzone. Jest tu wszystko to, co lubię w powieściach z tego gatunku. Jest magia, są potwory, tajemnice, przepowiednie i bohaterowie, których nie sposób nie polubić.
Do tego lekki i dopracowany styl, dobre pióro i spójna fabuła, która wciąga od początku do końca.
To co początkowo wydaje się nie mieć związku ze sobą, okazuje się być kluczowe dla fabuły, dlatego czym dłużej czytałam, tym więcej „puzzli” wskakiwało na swoje miejsce , a ja byłam pod wrażeniem przemyślanego prowadzenia fabuły.

„Diabły z Saints” to naprawdę udana lektura, wciągająca, intrygująca, z ciekawym wątkiem głównym i fajnymi pobocznymi. To barwna i ciut mroczna przygoda, której bohaterowie chyba jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę w co się wplątali i z czym tak naprawdę przyjdzie im się zmierzyć.
Mam nadzieję, że kolejne przygody Alana i Zaca już niedługo, bo jestem ogromnie ciekawa co też się wydarzy w ich życiu.
A na koniec chcę jeszcze pochwalić autora okładki – robi wrażenie i przyciąga wzrok.
Książkę szczerze polecam, czas spędzony na jej czytaniu to była przjemność.



2 komentarze:

  1. Masz rację okładka robi naprawdę genialne wrażenie, a co do samej książki będę miała ją na uwadze. ;)

    OdpowiedzUsuń