„Dom nad jeziorem” Tasminy Perry, to trzecia książka autorki, którą przeczytałam. Dwie poprzednie
bardzo mi się podobały, więc chętnie sięgnęłam po kolejną historię spod pióra pisarki.
Wzorem poprzednich książek akcja rozgrywa się dwutorowo, w przeszłości i współcześnie. Natomiast nie dotyczy różnych postaci, tylko tych samych bohaterów.
Jim i Jennifer poznają się podczas letnich wakacji i zakochują w sobie. Ona córka zamożnego właściciela plantacji, on syn uznanego pisarza.
Prawdziwa miłość wystawiona zostaje na ogromną próbę, której nie przechodzi zwycięsko i drogi młodych ludzi się rozchodzą.
Mija kilkanaście lat, a los spłata Jimowi i Jennifer psikusa i znów skrzyżuje ich życiowe ścieżki.
Czy o pierwszej miłości da się zapomnieć? Czy lata rozłąki na zawsze przekreśliły ich szansę na szczęście? Czy po takim czasie można spróbować jeszcze raz?
„Dom nad jeziorem” to typowy romans i powieść obyczajowa w jednym. Czemu typowy? Bo ma wszystko to, co taka powieść mieć powinna.
Jest miłość, jest fascynacja, są tajemnice i przeciwności losu. Są wydarzenia, które rozdzielają kochanków i jest przewrotny los, który daje im szansę na szczęście mimo upływu lat.
Ta powieść ma to wszystko i choć nie jest to nic odkrywczego, to jednak Tasmina Perry potrafi tak przyjemnie opisywać losy bohaterów, ich uczucia i przeciwności z którymi będą musieli się zmierzyć, że pomimo pewnej schematyczności książkę czytało mi się bardzo dobrze.
Do tego dochodzi jeszcze dobry styl i lekkie pióro oraz bardzo malownicze opisy miejsc, które są ważne dla bohaterów.
Akcja powieści jest całkiem wartka, w obydwu liniach czasowych wiele się dzieje, autorce udało się mnie nawet zmylić i zaskoczyć.
Byłam bardzo ciekawa co doprowadziło do rozstania Jima i Jennifer w młodości i jak to wpłynie na ich relacje w czasie teraźniejszym.
Dałam się wciągnąć opowiadanej przez autorkę historii, podobało mi się w niej to, że pomimo pewnej schematyczności, autorka potrafiła zmienić kierunek w jakim rozwijała się fabuła, zaskoczyć mnie i pokazać, że nie wszystko jest takie, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.
Wątek rozgrywający się w przeszłości podobał mi się w 100%. Wszystko w nim było logiczne, spójne i ciekawe.
Podobały mi się zawirowania, które stały się udziałem bohaterów, ich relacje i emocje jakie nimi targały, nie tylko te wywołane uczuciem, ale i skomplikowanymi relacjami rodzinnymi, które nie ominęły ani Jima ani Jennifer.
Autorka bardzo fajnie je ukazuje, dzięki czemu wiemy co skłoniło bohaterów do takich, a nie innych decyzji i działań.
Wątek, który rozgrywa się współcześnie do pewnego momentu był dla mnie szalenie wciągający. Ale gdy jego akcja zbliżała się do finału, autorka tak się wg mnie zaplątała w powodach, które popchnęły Jennifer do podjęcia takich a nie innych decyzji w przeszłości, że w pewnej chwili zastanawiałam się o co jej tak naprawdę chodzi. Jakoś tak zarzuciła mnie tyloma tajemnicami z przeszłości, które wreszcie ujrzały światło dzienne, że przestały one być dla mnie wiarygodne.
Ich kumulacja odebrała im wiarygodności, no bo ile nieszczęście może spotkać jedną osobę.
Trochę byłam rozczarowana, przyznaje. Zwłaszcza, że przez całą książkę autorka trzymała dobry poziom i fajnie prowadziła swoją opowieść.
Mimo tego rozczarowania, książkę jednak nie oceniam jako całości źle.
Podobała mi się wiarygodność losów bohaterów, podobało mi się, że nie są przejaskrawieni, że mają swoje wady i słabości. Byłam zadowolona z tego, że autorka ich nie idealizuje, tylko pokazuje bez lukru.
Szkoda, że to zakończenie jest takie przeładowane, bo gdyby nie to, to „Dom nad jeziorem” były świetną powieścią, a tak jest jedynie dobrą.
Mimo wszystko nie zniechęcam się. Tasmina Perry ma talent do snucia pięknych i zaskakujących historii miłosnych z ciekawymi wątkami obyczajowymi, dlatego po kolejną jej powieść również sięgnę.
Czy polecam tą książkę?
Mimo wszystko tak. Jeśli chodzi o całość, podobała mi się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz