środa, 25 września 2019

"Przekraczając granice" Oksana Pankiejewa

Na cykl Kroniki dziwnego Królestwa skusiłam się z powodu pochodzenia autorki, uwielbiam fantastykę zza
wschodniej granicy. Opis fabuły również kusił i nęcił.
Dlatego kupiłam wszystkie dostępne tomu i zachłannie rzuciłam się na pierwszy.
Byłam pewna, że to książki idealnie dla mnie.
Czy tak było? O tym poniżej.

Olga, dwudziestoletnia studentka wprost z XXI wieku trafia do królestwa Ortanu, miejsca, które żywo przypomina  czasy średniowiecza.
Nie jest jedyna, są i inni przesiedleńcy, a król Ortanu zleca wprowadzenie dziewczynę do świata, w którym się znalazła królewskiemu błaznowi Żakowi.
Oldze ciężko się odnaleźć nie tylko w innym miejscu, ale i czasie. Do tego jak to na królewskim dworze – pełno tam plotek, intryg i knowań.
Jak sobie poradzi w tym nowym świecie Olga?

Gdy zaczynałam czytać „Przekraczając granice” byłam bardzo zadowolona.
Wartka akcja, rosyjska dusza, odrobina melancholii i spora garść humoru.
Podobało mi się wszystko, aż… utknęłam.
I nie było to gdzieś na początku, ale tak w połowie. No utknęłam i nie mogłam ruszyć dalej.
Autorka pisze bardzo lekko, z typową dla autorów zza wschodniej granicy manierą. Mi taki styl niesamowicie pasuje i łaknę go w książkach bardzo.
I tutaj dało się go wyczuć, ten fajny klimat i sposób patrzenia na świat.
Do tego bohaterowie, których kreuje Oksana Pankiejewa wyjątkowo przypadli mi do gustu. Od razu polubiłam nie tylko głównych bohaterów, ale i tych drugoplanowych.
Byłam ciekawa jakąż to tajemnicę zaserwuje mi autorka, jakie intrygi, jakie zwroty akcji.
Ale czytałam i czytałam, a wydawało mi się, że fabuła kręci się tylko wokół miłostek dworskich, nieodwzajemnionych uczuć i sercowych rozterek.

Wystopowało mnie to totalnie, wybiło z rytmu i zastanawiałam się nawet (tak, ja, która tak kocha fantastykę rosyjskojęzycznych autorów!) czy książki nie cisnąć w kąt i zapomnieć o niej na wieki…
Na szczęście nie poddałam się tak łatwo, czytałam (choć trochę się męcząc) dalej i nagle – pyk! a ja się nie mogę od książki oderwać, akcja się rozkręca, fabuła robi się intrygująca, pojawiają się ciekawe i tajemnicze wątki, a główni bohaterowie są zmuszeni zmierzyć się nie tylko z podłymi damami dworu.
Czytałam dalej i okazuje się, że pod przykrywką bzdurowatości, autorka sprytnie przemyciła bardzo intrygujące tajemnice, sprytnie powiązała ze sobą wątki i tak poprowadziła fabułę, że kompletnie się dałam zaskoczyć.

Połykałam więc stronę za stroną i zżerała mnie ciekawość, co tam  jeszcze się wydarzy, czy moje podejrzenia są słuszne i czy przewidziałam jak rozwinie się fabuła.
Nagle książka totalnie wciągnęła mnie w swój świat, a ta tęsknota w duszach bohaterów, ta odrobina melancholii sprawiła, że przepadłam z kretesem.
I choć styl Oksany Pankiejewny jest wyjątkowo lekki i prosty, to akurat nie przeszkadzało mi to wcale.
Autorka bardzo plastycznie opisała świat, w którym znalazła się główna bohaterka i prawa nim rządzące.
Zarysowała również zależności geopolityczne i zasygnalizowała czego będzie można się spodziewać w kolejnym tomie.
Zaciekawiła mnie na tyle skutecznie, że na pewno sięgnę po kontynuację.

Mam w sumie problem z oceną tej powieści.
Z jednej strony mnie wymęczyła i przez chwilę rozczarowała. Z drugiej jak już się wciągnęłam, to nie mogłam się oderwać.
Książka jest wg mnie nierówna i bardzo długo jest „o niczym”. To chyba przez to tak się do niej zniechęciłam w pewnej chwili.
Ale jeśli tak jak ja przeczekacie ten „trudny” moment w fabule, to potem jest już naprawdę ciekawie i interesująco.
I choć nie jest to powieść na miarę mojej ukochanej serii o Rudej Wiedźmie Olgi Gromyko, to jednak finalnie bawiłam się całkiem dobrze i chętnie przeczytam o dalszych losach Olgi, Króla Ortanu i reszcie bohaterów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz