tom mi się podobał, drugi mnie zachwycił, a więc odnośnie trzeciego miałam wysokie wymagania.
Akcja dzieje się po tym jak Zuzka wraca z Guerry. Dziewczyna nie potrafi zapomnieć o ludziach, którzy tam niewyobrażalnie cierpią, stopniowo więc w jej głowie rodzi się plan wyswobodzenia więźniów. Zdaje sobie sprawę, że sama tego nie zrobi, a jej poszukiwania sprzymierzeńców owocują poznaniem Ludzi Cedyno, tajemniczych i obdarzonych niesamowitymi zdolnościami, którym przewodzi charyzmatyczny Jordan.
Spotkanie Guardianów z Ludźmi Cedyno da niesamowite efekty i doprowadzi do wydarzeń, których nikt się nie spodziewał.
Sięgając po trzeci tom serii, kompletnie nie wiedziałam czego się po tej książce spodziewać. Autorka w tej serii już nie raz mnie zaskakiwała i również teraz byłam przygotowana na to, że dam się zaskoczyć.
Wśród znanych nam już bohaterów – prócz tytułowych Ludzi Cedyno – pojawia się nowa postać, Lea. Młoda dziewczyna, która była wolontariuszką w lokalnym schronisku, a teraz, odkąd wykupił je Gabriel, jest jego etatowym pracownikiem.
I to właśnie Lea i tajemniczy Jordan są „parą”, wokół której w tym tomie toczy się akcja.
Oczywiście nie zabrakło tak dobrze znanych już czytelnikom bohaterów, pojawiają się wszyscy, których autorka stworzyła w poprzednich tomach.
Jeśli chodzi o kreację postaci, to są one zawsze dopracowane, ciekawie ukazane, nietuzinkowe. Doskonale ich poznajemy, bo Melissa Darwood na to pozwala czytelnikowi, dzięki czemu można się do nich przywiązać, polubić ich, zrozumieć ich motywacje i przyczyny takich a nie innych wyborów.
Mimo sporej ilości nowych bohaterów, autorka nie zapomniała również o tych, których dobrze już znamy i potrafiła w zaskakujący sposób kierować ich losem.
Są tak samo ważni dla fabuły, jak bohaterowie pierwszoplanowi i często pojawiają się na kartach powieści. Nie stoją w miejscu, rozwijają się, zmieniają. To postacie z krwi i kości, mają swoje słabości, wady, marzenia.
Lekki styl i plastyczny język sprawiają, że książkę czyta się bardzo dobrze. Nie trudno wyobrazić sobie wszystko o czym opowiada autorka. Do tego Melissa Darwood ma talent do pisania o uczuciach, emocjach. Przychodzi jej to bardzo naturalnie, nie ma w tym sztuczności i egzaltacji. Czytając o uczuciowych problemach i perypetiach bohaterów ma się wrażenie, że to osoby, które moglibyśmy spotkać na swojej drodze, w swoim otoczeniu.
Tak jak pisałam wcześniej, kreacja bohaterów to zdecydowanie talent pisarki.
„Cedyno” zaskoczyła mnie nie raz. To książka, która wciąga, zamyka w kokonie przyjemności z czytania i nie wypuszcza aż do ostatniego słowa.
Jedyny minus to taki, że szybko się kończy i człowiek czuje niedosyt i chęć dłuższego pozostania w świecie bohaterów.
Mam nadzieję, że to nie jest ostatnie spotkanie z Guardianami i Ludźmi Cedyno. Zresztą zakończenie jest takie, że bez problemu mogę sobie wyobrazić o czym mógłby opowiadać kolejny tom.
Cała seria Wysłannicy, to opowieść o miłości, walce dobra ze złem, walce ze swoimi słabościami i kroczeniu dobrą drogą.
Każda z książek Melissy Darwood jest niejednoznaczna, każda ma w sobie drugie dno i przesłanie. Cedyno nie różni się w tym zakresie od innych powieści autorki.
Byłam zaskoczona pewnymi wydarzeniami i tym w jakim kierunku rozwinęła się fabuła, ale nie ukrywam, że przypadło mi to do gustu. I mimo, że każdy z trzech tomów serii, to niewątpliwie opowieść o miłości, to odnajdziecie w nich dużo więcej, niż romans.
Mam nadzieję, że kolejny tom serii powstanie. Polubiłam ten świat i tych bohaterów, ciężko by mi było rozstać się z nimi już tak definitywnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz