"Szczęśliwi umarli, którzy odeszli. Niech bóg zmiłuje się nad tymi, którzy odejść nie mogą"
Kuba wychodzi z więzienia, w którym spędził, niesłusznie skazany, trzy lata. Spod więzienia ma go
odebrać wujek Olgierd Lang, mieszkający w Przemyślu.
Ale Olgierd się nie zjawa, a niedługo potem Kuba dostaje informację, że popełnił on samobójstwo.
Mężczyźnie ciężko uwierzyć w to co się stało, więc jedzie do Przemyśla, gdzie nie tylko zajmuje się organizacją pogrzebu wujka, ale zostają wciągnięty w wir wydarzeń związanych z wyjątkowo tajemniczym przedmiotem – gemmą przemyską (dla zainteresowanych link do wiki: Gemma przemyska).
List pożegnalny Olgierda zasiewa w Kubie trochę niepewności, a kolejne wydarzenia sugerują, że jest w tej tragicznej śmierci więcej niejasności, niż mogło mu się wydawać.
Przyznaję, że „Przebudzenie zmarłego czasu” to moje pierwsze spotkanie z autorem. Od dawna czytałam wiele pozytywnych wypowiedzi na temat jego twórczości i tak się złożyło, że w końcu trafiłam na jego książkę.
Akcja powieści wciągnęła mnie od razu. Mimo, że jest niespieszna i rozwija się powoli, to jednak autor sprawnie kluczył wokół wątku samobójstwa Olgierda i jego powiązania z gemmą, co powodowało, że szybko zaczęłam szukać w powieści powiazań pomiędzy wydarzeniami z pozoru z nią niezwiązanymi.
Dałam się wciągnąć w opowiadaną przez autora opowieść, zaciekawić, zaintrygować i sprawić, że chwilami czułam lekki powiew grozy.
Podobał mi się styl i sposób prowadzenia narracji. Powieść napisana jest lekko, a autor bardzo plastycznie opisuje obraz przemyśla i jego historię.
Było kilka momentów, gdy autor mocno rozpisał się na temat wydarzeń, które wydają się mało ważne dla opowiadanej historii, ale mimo to nie nudziłam się podczas czytania ani przez chwilę.
Jeśli chodzi o bohaterów, to zabrakło mi możliwości lepszego ich poznania. Autor skupia się na głównym bohaterze i rozpoczęciu kilku wątków, które mogą mieć spore znaczenie dla fabuły. Mimo wszystko, patrząc na to, że „Przebudzenie zmarłego czasu” to dopiero pierwsza część tej historii, nie jest to dla mnie wadą, bo podejrzewam, że będziemy ich lepiej poznawać wraz z kolejnymi tomami. A jest kogo, bo prócz Kuby Domaradzkiego, pojawia się jeszcze jego licealna miłość Justyna, pan Ludwik, który pracował z Olgierdem, interesujący January, tajemnicza pani Róża. Czuję, że każde z nich odegra ważną rolę w tej historii, a zapewne jeszcze autor mnie czymś zaskoczy, tak jak to miało miejsce podczas zakończenia tego tomu.
Sama tajemnica jest dopiero na początku swojej drogi. Autor niewiele zdradza czytelnikowi, a że powieść jest objętościowo dość skromna (ma zaledwie317 stron), to dla mnie jest to wprowadzenie do tej opowieści i spodziewam się, że kolejny tom wrzuci mnie już w sam środek wydarzeń.
Jeśli chodzi natomiast o klimat, to do mnie on przemówił wyjątkowo mocno.
Bo wiecie, niby nic się nie dzieje, niby wszystko jest w normie, ale już czuć, że coś się zbiera dookoła Kuby, że coś nadciąga i nie będzie to nic przyjemnego.
Mam swoje podejrzenia jak rozwinie się ta historia, ale patrząc na „Przebudzenie zmarłego czasu” jest spora szansa, że autor znów mnie zmyli.
W powieści mamy mieszankę kryminału, horroru i powieści obyczajowej. Ja odnosiłam wrażenie, że najmniej jest w tym tomie horroru, choć zakończenie sugeruje, że tak „lekko” w kolejnym już nie będzie i nie jeden raz poczuję dreszcz lęku i chęć obejrzenia się przez ramię.
Czy „Przebudzenie zmarłego czasu” podobała mi się?
Tak.
I to nawet bardziej niż się spodziewałam. Unikam powieści (poza fantastyką) pisanych przez naszych rodzimych autorów, a pan Darda swoją powieścią udowodnił mi, że postępuję niesłusznie.
Tak więc liczę, że kolejny tom przygód Jakuba Domaradzkiego ukaże się niedługo, bo jestem ogromnie ciekawa jak rozwinie się ta opowieść i czy choć część moich podejrzeń okaże się trafiona.
Zaraz się zabiorę za tę książkę, więc z chęcią przeczytałam Twoje uwagi :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej opinii :) Czekam na recenzję :D
Usuń