środa, 29 maja 2019

"Wynajmij sobie chłopaka" Steve Bloom

Brooks Rattigan właśnie rozpoczął ostatni rok liceum i zaciętą batalię o dostanie się na wymarzone studia na Columbii, gdzie dostać się graniczy z cudem, a i konto bankowe musi być zasobne.
Chłopak poświęca temu prawie cały swój czas. Prawie, bo przez przypadek zaczyna się „wynajmować” jako osoba towarzysząca dla nastolatek z okazji różnego rodzaju szkolnych bali imprez.
Zdesperowani rodzice swoich ukochanych pociech zapłacą słono, aby ich córka poszła na bal i przeżyła swój wymarzony wieczór (albo jego wizję wg rodziców).
To co początkowo miało być tylko jednorazową akcją, staje się dla Brooksa sposobem na zarobienie pieniędzy na studia. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie Celia Lieberman i Shelby Pace…

Książka rozpoczyna się jak typowa powieść z gatunku YA. Poznajemy młodego, głownego bohatera, dowiadujemy się wszystkiego o jego życiu, marzeniach, sytuacji rodzinnej i codzienności.
Wszystko to śledzimy z perspektywy Brooksa, i choć nie lubię narracji pierwszoosobowej, to tym razem sprawdza się ona idealnie.
Dlaczego?
Otóż dlatego, że chłopak ma wyjątkowo sarkastyczne poczucie humoru , a jego obserwacje otoczenia i przemyślenia na temat tego co widzi, przyprawiały mnie o nagłe ataki śmiechu.
Nieprawdopodobne i zabawne (ale możliwe) sytuacje są opisane tak obrazowo, że miałam wrażenie, jakbym wszystko to oglądała na ekranie kina. Przez to czasami śmiałam się w głos, a i zdarzyło mi się, że oczy mi raz czy dwa zawilgły.
Styl autora jest lekki i przyjemny, co sprawia, że powieść czyta się naprawdę dobrze i bardzo szybko człowiek wsiąka w fabułę.
A ta jest fajna, ciekawa i choć ma przewidywalne zakończenie, to jednak to co dzieje się po drodze jest tak wciągająca i chwilami zaskakujące, że nawet fakt, że od początku wiadomo jak ta cała awantura się zakończy, nie umniejsza przyjemności z czytania.

Gdy byłam pewna, że nic mnie w tej książce nie zaskoczy, okazało się, że autor prócz zabawnej wierzchniej warstwy, poruszył w swojej powieści kilka ważnych tematów.
Pokazał jak trudno nastolatkom zachować poczucie własnej wartości, gdy pochodzi się z biednej rodziny, a o przyjęciu na wymarzoną uczelnię decydują wpływy i pieniądze.
Jak obciążająca może być potrzeba wybicia się, jak bardzo można się wstydzić (niesłusznie) tego, skąd się pochodzi, z jakiej rodziny i swojego statusu materialnego.
Jak łatwo młody człowiek, na progu dorosłości może się zagubić i wpleść w spirale kłamstw i pozorów.
To wszystko jest lekko wplecione w fabułę, nie przytłacza dramatyzmem, bo i nie taki jest zamysł tej powieści, ale odciska swoje piętno na fabule i głównym bohaterze.
Brooks jest wnikliwym obserwatorem, a jego spostrzeżenia są trafne, choć nie zawsze wesołe.
W gruncie rzeczy „Wynajmij sobie chłopaka” to słodko – gorzka opowieść o pierwszych dorosłych decyzjach, ponoszeniu odpowiedzialności za własne czyny i zrozumieniu, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z naszym planem, który gdzieś tam tworzymy w swojej głowie, gdy mamy osiemnaście lat.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą powieścią. Autor potrafił mnie rozbawić do łez, zaskoczyć, wzruszyć i sprawić, że lektura jego książki była dla mnie czystą przyjemnością.
Nie spodziewałam się po powieści z gatunku YA aż tak dobrze napisanej powieści, która pod przykrywką humoru i sarkazmu, potrafi poruszyć kilka naprawdę ważnych tematów i robi to w sposób, który z pewnością trafi również do młodego czytelnika.
Gorąco polecam powieść i mam nadzieję, że jeszcze niejedna książka autora trafi w moje ręce.


2 komentarze:

  1. Oglądałam film, więc książki raczej nie planuję czytać, chociaż recenzja jest zachęcająca :D

    Natalia
    https://zaciszeksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast nie widziałam filmu i chyba się nie skuszę :D

      Usuń