Jak ja na tą książkę okrutnie czekałam. Jak ja się niecierpliwiłam, jak narzekałam w myślach na wydawnictwo, że tyle czasu muszę czekać.
I oto jest.
W moich rękach, przed moimi oczami.
Świat stworzony przez Olgę Gromyko znów mnie pochłonął i sprawił, że na dwa dni wyłączyłam się z rzeczywistości.
Ale od początku.
Każdy kto dotarł do szóstego tomu serii Olgi Gromyko, doskonale wie czego się po autorce można spodziewać.
Kroniki Belorskie, to zbiór opowiadań, w tym jedno na 225 stron ("Proroctwa i inne takie") jest w prawie powieścią.
Dzięki zbiorowi opowiadań, autorka pokazała nam całą masę fajnych bohaterów, miała możliwość na chwilę powrócić do tych dobrze już znanych z poprzednich tomów, nie tylko tych głównych, ale i tych pozostających w ich cieniu.
A że niewątpliwie potrafi ona tworzyć wyjątkowo fajne postacie i sprawić, że bez trudu i od pierwszej chwili człowiek pała do nich sympatią, Kroniki Belorskie okazały się cudowną lekturą.
Styl i pióro Olgi Gromyko nic się nie zmieniły. Barwne opisy, świetne dialogi, skrzący się na każdej stronie humor i odrobina typowej dla pisarzy zza wschodniej granicy melancholii sprawiła, że czytanie tej książki było absolutną przyjemnością.
Bawiłam się podczas lektury wspaniale, a moje oczekiwania zostały spełnione prawie w 100%.
Dlaczego prawie?
Otóż dlatego, że zabrakło mi w tym tomie niektórych bohaterów. Och, pojawili się, ale jakby z daleka, na odległym planie.
Autorka dała dojść do głosu innym postaciom, a ja tęskniłam za wszystkimi.
Ot czytelnikowi się nigdy nie dogodzi.
„Kroniki Belorskie” to wspaniały świat wykreowany przez autorkę i z ogromną przyjemnością jeszcze raz dałam się do niego wciągnąć.
Uważam, że każdy wielbiciel pióra pani Gromyko koniecznie musi je przeczytać, bo to nie lada gratka, a i starych znajomych miło spotkać i nowych bohaterów polubić.
Czytałam z wypiekami na twarzy, zachłannie połykając kolejne strony, a ciekawość nie pozwalała mi odłożyć książki.
Jestem zauroczona tą serią od pierwszego tomu i zastanawiam się, jak to możliwe, że tak późno odkryłam Belorię i jej mieszkańców.
Nie chcę opisywać poszczególnych opowiadań, więc napiszę tylko, że każde mi się podobało.
Każde bez wyjątku.
Bawiłam się cudownie, spędziłam z książką pani Gromyko wspaniale czas i jedyne czego żałuję, to tego, że jej lektura już za mną.
Po cichu liczę na to, że jednak Olga Gromyko nie zrezygnuje z tego wspaniałego świata i jeszcze do niego powróci. Może z innymi bohaterami jak w przypadku Wiernych wrogów, ale jednak.
Mocno w to wierzę, bo nie wyobrażam sobie, aby to już było koniec.
Nie zgadzam się na taki stan rzeczy.
Belorio wróć!
Polecam.
W ogóle nie znam tej serii.
OdpowiedzUsuńŚwietne fantasy zza wschodniej granicy. Polecam jeśli lubisz ten gatunek :)
Usuń