„Portret rodzinny” autorstwa Jenny Blum, to historia, której główna akcja zostaje osadzona w czasach II Wojny Światowej w miejscowości Weimar w Niemczech. To właśnie niedaleko tego miasta znajdował się obóz koncentracyjny Buchenwald (dla zainteresowanych podaję link do wiki TUTAJ ).
Główną bohaterką jest Anna, córka oficera SS. Losy Anny będziemy śledzić dwutorowo, w przeszłości, czyli podczas wojny oraz w latach 90, gdy poznamy jej córkę Trudy, która będzie próbowała zmusić matkę do wyjawienia prawdy o bolesnej przeszłości.
Jedynym dowodem tej przeszłości jaki posiada Trudy jest stara fotografia: rodzinny portret Anny, jej córki i nazistowskiego porucznika z obozu koncentracyjnego Buchenwald, a podejrzenie, że Trudy jest jego córką, położyło się cieniem na całej jej życie.
Akcja powieści od samego początku rozgrywa się dwutorowo. Poznajemy obie kobiety, przy czym autorka od samego początku poświęca zdecydowanie więcej czasu Annie, gdy ta mieszkała w Niemczech. Kreśli obraz młodej, pełnej życia kobiety, mieszkającej z wybuchowym ojcem, nazistą, który zaplanował dla niej całe życie i bynajmniej nie są to plany, które ucieszyłyby Annę.
Jednak los spłata kobiecie okrutnego figla i popchnie ją na ścieżkę, z której nie będzie już odwrotu, a to co zgotuje jej przyszłość, naznaczy ją na resztę życia.
Wszystko co spotyka Annę, pierwsza prawdziwa miłość i jej dramatyczne konsekwencje, wpadnięcie w łapy nazistowskiego porucznika z obozu koncentracyjnego Buchenwald i to co ten człowiek z nią zrobił – to obraz tak bolesny, że ciężko się o tym czytało. Dziewczyna nie potrafi również przymykać oczu na narastającą agresję wobec Żydów, za co przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę.
Autorka pisze o wszystkim co spotkało Annę bez ugrzecznienia, chwilami wręcz brutalnie przedstawia obraz postaci tragicznej, zniszczonej, zmuszonej do dokonania wyboru, który tak na dobrą sprawę nie mógł być inny.
Zmuszenie do bycia kochanką nazisty złamało ją nie tylko fizycznie. Naznaczyło też jej wnętrze, sprawiło, że kobieta nigdy nie poradziła sobie z uczuciem poniżenia i poczuciem winy. Autorka w bardzo przejmujący sposób pokazała jak obersturmführer krok po kroku zawładnął jej ciałem i duszą, wyniszczając i jedno i drugie.
W tej książce próżno szukać sentymentalnych obrazów z czasów koszmaru jakim była II Wojna Światowa i holocaust. To nie ten rodzaj historii.
Autorka porusza temat, który w literaturze pojawia się bardzo rzadko, czyli jaki stosunek wobec Żydów mieli zwykli Niemcy i jest to obraz niejednoznaczny, trudny, bolesny.
Pokazuje również skomplikowane relacja pomiędzy matką i córką, która nigdy nie potrafiła poradzić sobie z mgliście pamiętaną przeszłością i milczeniem na jej temat Anny. Obraz stosunków pomiędzy Anną a Trudy był dla mnie trudny w odbiorze i przeszywająco smutny. Było mi ogromnie żal obu kobiet.
„Portret rodzinny” to niełatwa lektura. Mimo iż autorka ma dobry styl i pisze w bardzo przystępny sposób, tematyka powieści jest ciężka i niejako wymusza zwolnienie podczas czytania i zmusza do zadania sobie pytania „a co ty byś zrobił/zrobiła na miejscu Anny?”.
I powiem Wam, że próba odpowiedzi na to pytanie nie jest łatwa. A historia Anny bardzo długo siedzi człowiekowi w głowie i wywołuje masę sprzecznych emocji.
Mimo, że w wątku rozgrywającym się w latach 90 pojawia się kilkoro postaci drugoplanowych, to przyznaję szczerze, nie poświeciłam im wielu myśli. Tak bardzo zawładnęła moją wyobraźnią historia Anny i Trudy, że skupiłam się tylko na nich i byłam przekonana, że bohaterowie drugoplanowi wcale nie są tak ważni. Oczywiście okazało się inaczej, czym autorka mnie zaskoczyła.
Jenna Blum porusza w swojej historii temat, który jest chyba trochę tabu – bo o tym co działo się z Niemcami podczas wojny i jakie ponieśli konsekwencje tego koszmaru zwykli obywatele praktycznie się nie mówi.
Pani Blum zmierzyła się z tym tematem odważnie i uważam, że wyszła z niego zwycięsko. Niczego nie ubarwia, nie umniejsza koszmaru tamtych wydarzeń, nie próbuje tłumaczyć haniebnych zachowań. Po prostu pokazuje (za sprawą badań i wywiadów przeprowadzanych przez Trudy) jak to wyglądało. A dodać trzeba, że wie o czym pisze, bowiem przez cztery lata pracowała jako dziennikarka dla Fundacji Shoah Stephena Spielberga, dokumentując doświadczenia ocalałych z Holokaustu.
Na uznanie zasługuje również to jak sprawnie połączyła fikcję z historycznymi wydarzeniami. Widać, że poświęciła wiele czasu i trudu na dopracowanie tej historii i wierne odmalowanie realiów tamtych czasów.
„Portret rodzinny” to nie jest powieść, którą można określić jako piękną, bo to zbyt ciężki temat i zbyt przesiąknięty tragizmem. Ale niewątpliwie jest to historia pełna emocji i poruszająca do głębi.
Czyta się ją powoli, bo nie da się inaczej. To zbyt trudny temat, aby „przelatywać” wzrokiem kolejne strony. W tej książce czytelnik wgryza się w fabułę, skupia na niej maksymalnie i daje wciągnąć do wydarzeń, co do których ma się jedynie nadzieję, że nigdy więcej nie powrócą.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Szósty Zmysł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz