Akcja rozpoczyna się zaraz po zakończeniu Obietnicy Krwi.
Taniel, po zabiciu (jak mu się wydaje) boga, wybudza się ze śpiączki. Tamas wyrusza na wojnę z Kezem, która już jest nieunikniona, a Adamat próbuje uratować żonę i pokonać lorda Vetesa.
Nie chcę się rozpisywać na temat fabuły, bo raz, że tego nie lubię, a dwa, że każdy może sam przeczytać opis na okładce książki.
Ale o jednym chcę napisać, a mianowicie o Tanielu. Młody chłopak, który strzelił i zabił? Boga Kresimira, którego wezwała Julene. Autor zaczął powieść od niego właśnie.
Co pokazał? Słabość, załamanie, poddanie się. Bo to właśnie stało się z Tanielem. Z powodu starcia z Kresimirem, stracił wolę walki i życia. Popadł w narkotykowe oszołomienie, które nie przyniosło mu niestety ulgi.
Zwątpienie i załamanie, które dotknęło Taniela, pokazuje, że nie jest on żadnym herosem, a pomimo swoich zdolności, tylko człowiekiem.
Człowiekiem, który cierpi, krwawi gdy się go zrani i ma swoje słabości.
Dzięki temu, w dalszej części książki, zdecydowanie bardziej doceniałam i podziwiałam tego bohatera.
Bo trzeba napisać, że to właśnie Taniel, Tamas i Adamat, zdecydowanie wysunęli się na pozycje głównych bohaterów w powieści.
Akcja Krwawej Kampanii jest bardzo dynamiczna i szybko mknie do przodu. Śledzimy ją z perspektywy Tamasa, Taniela i Adamata właśnie.
Nie dopatrzyłam się w tej powieści żadnych potknięć, nielogiczności ani przerysowanego heroizmu wśród bohaterów.
To, że władają magią, nie oznacza, że są niepokonani. A ich sukcesy, są zasługa ich osobowości i umiejętności.
Historia opowiadana przez autora jest spójna, wciągająca i świetnie przedstawiona. Brian McClellan sprawnie wpycha swoich bohaterów w kolejne zdrady i niespodziewane sytuacje. Stawia przed nimi kolejnych wrogów, których często trudno jest odróżnić od przyjaciół.
Zachowuje również idealną harmonię pomiędzy magią a polityką. Te świetnie zachowane proporcje, zachwyciły mnie już w pierwszym tomie.
W Krwawej Kampanii, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że autor doskonale wie, co robi i świadomie w taki, a nie inny sposób kieruje swoja opowieścią.
W tym tomie spotkało mnie kilka zaskakujących zwrotów akcji. I to takich, których absolutnie się nie spodziewałam.
Niektórzy drugoplanowi bohaterowie zyskują na znaczeniu i otrzymują nowe role w tej opowieści.
Już pierwszy tom trylogii uważałam za bardzo dobry, tym bardziej jestem pod wrażeniem talentu autora, bo tom drugi nie dość, że trzyma wysoki poziom, to jeszcze podnosi poprzeczkę przed finałową Jesienną Republiką.
Co jeszcze przypadło mi do gustu w książkach Briana McClellan, to fakt, że jego bohaterowie nie są wyidealizowani. Ciężko powiedzieć o nich, że są z gruntu dobrzy, przyświecają im tylko wzniosłe idee, nie popełniają błędów, a wszystko co robią, robią w imię wyższych celów.
Oczywiście są to bohaterowie pozytywni, ale mają swoje ciemne strony i takie zakamarki w sercu, w których królują mniej chwalebne pobudki i motywacje.
Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo polubiłam postacie wykreowane przez autora. Więc trochę się obawiam o ich finalne losy, bo autor jest dość nieprzewidywalny w swoich zamiarach co do nich.
Trzeci tom trylogii właśnie czytam. Z jednej strony nie mogę się doczekać końca, aby dowiedzieć się, co takiego zaserwuje mi Brian McClellan, z drugiej strony jednak czuję już niepokój, bo to będzie koniec tej pasjonującej przygody.
A nie ma co ukrywać, że opowieść o prochowych magach, to kawał dobrego fantasy. Świetnie napisanego, wciągającego i sprawiającego, że na długie godziny człowiek zapomina, że znajduje się na planecie ziemia, a nie w Adopeście.
* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz