środa, 7 sierpnia 2019

"Diabeł wcielony" Donald Ray Pollock

„Diabeł wcielony”.
Książka, po którą sięgnęłam, bo… właśnie. W sumie sama nie wiem dlaczego i co mnie skusiło, żeby
ją przeczytać.
Opis oczywiście brzmiał zachęcająco, sugerował krwawy thriller osadzony w małym miasteczku w latach powojennych.
W sumie nie spodziewałam się niczego odkrywczego, ot brutalna historia, która raz czy dwa zaskoczy i zapewni trochę rozrywki.
Jak nie trudno się domyśleć – nic bardziej mylnego.
Ta powieść dosłownie wbiła mnie w fotel i chwyciła w swoje brutalne szpony, nie wypuszczając aż do ostatniego słowa.

Akcja powieści rozgrywa się na prowincji Ohio i Zachodniej Wirginii. Mamy kilkoro głównych bohaterów, Willard Russell i jego syn Arvin, małżeństwo Sandy i Carl Henderson, szeryf i kaznodzieja i jego pomocnik.
Narracja w powieści jest trzecioosobowa, czyli taka jaką lubię najbardziej, a autor  naprzemiennie w kolejnych rozdziałach opowiada historie poszczególnych bohaterów. Mimo częstych przeskoków, nie miałam problemu z nadążeniem za fabułą, wątki mi się nie mieszały, a bohaterowie nie zlewali w jedno.
Tego ostatniego zresztą nie ma szans doświadczyć, bo to plejada wyrazistych i pełnokrwistych postaci.

Książka przesiąknięta jest mrokiem, który wylewa się z bohaterów, który zalega im w duszach i sercach.
Ich czyny są makabryczne, haniebne, brutalne i chwilami niewyobrażalne.
Ich postrzeganie świata i rzeczywistości jest spaczone.
Zbrodnie są w tej powieści popełniane ot tak, bo można, bo nikt sprawców nie złapał, bo są przekonani, że unikną kary.
Moralność w świecie ukazanym przez autora jest wypaczona, niektórzy jego bohaterzy nie mają jej wcale, inni uważają, że ich działania są w gruncie rzeczy w porządku, jeszcze inny bohater zdaje sobie sprawę z tego, że to co robi jest złe, a mimo to uważa, że tak trzeba, aby zatrzymać inne zło.
Czy to dobra droga, czy może zło rodzi tylko zło? Czy dobry człowiek robiący złe rzeczy w dobrej intencji to nadal dobry człowiek?
Nie da się na te pytania odpowiedzieć jednoznacznie w tej powieści i przyznaję, że nie potrafiłam zdecydowanie ocenić niektórych bohaterów.
Bo tak naprawdę nikt, nawet ci, którzy wydawali się pozytywni, mieli nadwerężone sumienie.

Autor bardzo obrazowo pokazuje drogę większości bohaterów do miejsca, w którym się właśnie znaleźli. To przygnębiający, ciężki i „brudny” obraz życia i wydarzeń, które ich ukształtowały.
Zresztą cała powieść jest w bardzo ciężkim klimacie, i uważam, że nie jest to powieść dla każdego, kto lubi kryminały czy nawet thrillery. Bo tu nie o same zbrodnie chodzi, a raczej o ludzi je popełniający, o ich motywacje i o to co ich do tych strasznych czynów popycha.
Jednak gdzieś przez ten brutalny i krwawy obraz zbrodni i deprawacji, przebija się odrobina nostalgii i tęsknoty za innym życiem, innym światem poza małomiasteczkowym marazmem i powolnym staczaniem się.
Jest to impuls, przebłysk, a jednak się pojawia i wywołuje w człowieku odrobinę współczucia dla niektórych bohaterów.

Autor bardzo sprawnie łączy ze sobą wszystkie wątki i splata losy bohaterów. Zostawia czytelnikowi pewne znaki, które naprowadzają go na możliwe zakończenie i mimo,  że zostałam pewnymi rozwiązaniami zaskoczona, a niektóre przewidziałam, to czuję się nim niezwykle usatysfakcjonowana.
Potwierdziło ono również moje przemyślenia, że zło napędza jeszcze większe zło, i że czasem jeden dobry gest może zmienić losy wielu ludzi.
Bardzo polecam tą książkę. To nie jest łatwa lektura, ale mimo ciężkiego klimatu, uważam, że zdecydowanie warto ją przeczytać.
Jestem pod wrażeniem „Diabła wcielonego” i po kolejne powieści autora sięgam już w ciemno.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz