Castle Rock, to miasto, które ma przerąbane po całości. Serio, tyle złego się tam wydarzyło, że
śmiało można powiedzieć, że to prawdziwie upiorna miejscowość.
A jednak przychodzi taki dzień, w którym zwykły człowiek zrobi rzecz niezwykłą, dając miastu szansę na… w sumie na co? Odkupienie? Naprawdę błędów?
Scott Carey to czterdziestokilkuletni mieszkaniec Castle Rock, który właśnie dostał intratny kontrakt, dzięki któremu czeka go bardzo dostatnie życie. Pewnie cieszyłby się z tego bardziej, gdyby nie fakt, że każdego dnia traci około kilogram wagi, choć jego sylwetka się nie zmienia i nadal wygląda na swoje niedawne 108 kg.
Szukając wyjaśnienia tajemniczej i niespotykanej przypadłości, zwraca się do emerytowanego lekarza rodzinnego. Ten jednak nie potrafi wyjaśnić tego, co dzieje się ze Scottem.
Paradoksalnie odkąd zaczął chudnąć, Scott czuje się wręcz kwitnąco, ale ma świadomość, że przy tym tempie chudnięcia, niedługo nadejdzie „dzień zero” w którym nastąpi…no właśnie, co?
Mając wizję rychłego końca, Scott postanawia zmienić to, co było złe i naprawić tyle błędów w swoim życiu ile da rady. Zaczyna od poprawy sąsiedzkich stosunków z parą kobiet, właścicielek lokalnej restauracji, która z powodu uprzedzeń społeczności Castle Rock do związku dwóch kobiet, chyli się ku upadkowi.
Jakiś czas temu czytałam „Pudełko z guzikami Gwendy”, które S. Kinga napisałam we współpracy z Richardem Chizmarem. Była to bardziej nowelka, które pomimo pewnych nadprzyrodzonych elementów, opisywała bardziej rzeczywistość tu i teraz. Podobnie rzecz się ma z „Uniesieniem”. Początkowe skojarzenie z inną powieścią Kinga pt. „Chudszy” kazała mi się spodziewać raczej horroru.
Jednak nic bardziej mylnego.
„Uniesienie” to cieniutka książka, nowelka w sumie, choć wbrew pozorom pełna treści i bardzo wymowna.
Nietypowo dla Kinga, akcja rusza z kopyta już od pierwszej strony i jest mocno skondensowana na tych 170 stronach.
Mimo nadprzyrodzonego wątku (no bo jak inaczej nazwać chudnięcie bez utraty masy ciała) fabuła tej nowelki mocno osadzona jest w rzeczywistości, a tą pan King postanowił bezlitośnie skrytykować.
Polityczne poglądy Kinga są raczej szeroko znane i w Uniesieniu również są one eksponowane w postaci krytyki rządów Trumpa i mentalności popierających go ludzi.
King bez mrugnięciem okiem piętnuje małomiasteczkowe uprzedzenia, dyskryminację z powodu orientacji seksualnej (sąsiadki Scotta są lesbijkami), zamknięcie na wszystko, co nie mieści się w od dawna wytyczonych ramach.
Jednocześnie pokazuje, że zawsze jest możliwość naprawy swoich błędów i wyrządzonych krzywd. Tajemnicza utrata wagi sprawi, że Scott spojrzy na otaczającą go rzeczywistość jakby z boku i doprowadzi do tego, że mężczyzna zmieni wiele nie tylko w sobie, ale i w mieszkańcach Castle Rock.
King jest wnikliwym obserwatorem otaczającego go świata, co doskonale widać w Uniesieniu. Mimo skromnej objętości, książka jest przepełniona emocjami, których się nie spodziewałam. Przyznaję, na końcu się zwyczajnie poryczałam, co jeśli chodzi o książki tego autora, zdarzyło mi się tylko podczas lektury „Wielkiego marszu” i „Zielonej mili”.
Co ważne, zakończenie Uniesienie jest otwarte, więc tak na dobrą sprawę, autor może wrócić do swoich bohaterów i tych wydarzeń.
Jak zwykle u autora można znaleźć kilka smaczków w postaci nawiązania do innych jego książek. Ogromnie to u pana Kinga lubię i zawsze staram się je wyłapywać czytając jego kolejne powieści.
Dla kogo jest „Uniesienie”? W mojej ocenie dla każdego.
Napisana lekko, w stylu Kinga, ale bez charakterystycznego dla niego długiego wprowadzenia (przy tej liczbie stron to oczywiste) ta niepozorna książka wywarła na mnie naprawdę dobre wrażenie swoim przekazem i wywołała sporo emocji.
Na uznanie zasługują również twórcy okładki. Ona idealnie oddaje treść książki i jej przesłanie. Jest sugestywna tak samo jak tytuł.
Mimo, że uwielbiam pełne grozy powieści Mistrza, to liczę również na to, że jeszcze wiele książek w stylu Uniesienie pan King napisze.
Nic Kinga już dawno nie czytałam, bo po prostu za nim nie nadążam, ale skoro ta książka jest tak skromna może w końcu mi się uda. A lubię go czytać.
OdpowiedzUsuńTon nie jest taka typowa dla niego powieść grozy. Ale mi bardzo przypadła do gustu. Coś w stylu Pudełka z guzikami Gwendy :)
UsuńTę książkę przeczytam na pewno! Marzy mi się nawet na mojej własnej półce :)
OdpowiedzUsuńTo taka książka do połknięcia na raz, ledwie 170 stron. Ale mi się podobała i mam nadzieję, że więcej takich powstanie
Usuń