środa, 26 grudnia 2018

"Magiczne lata" Robert McCammon

Rober McCammon to autor, którego poznałam dawno temu za sprawą jego post apokaliptycznej
powieści „Łabędzie Śpiew”. Powieść ( a właściwie dwa tomy) mnie zachwyciła i sprawiła, że szybko dokupiłam inną książkę tego autora – „Magiczne lata”.
Kupiłam, postawiłam na półkę i kazałam jej długo czekać.
I po raz kolejny okazało się, że czekałam zbyt długo.

Lata 60 w USA. Cory Mackenson mieszka w mieście Zephyr w Alabamie. Pewnego ranka, jedzie z ojcem pomóc mu w pracy (ojciec rozwozi mleko i nabiał) i obaj są świadkami zbrodni.  Do jeziora Saksońskiego, ogromnie głębokiego, stacza się samochód z zamkniętymi wewnątrz zmasakrowanymi zwłokami. Ojciec chłopca próbuje dostać się do tonącego auta, ale mu się nie udaje. Od tamtej pory dręczą go koszmary, a Cory postanawia rozwikłać tajemnicę morderstwa.
Brzmi jak początek kryminalnej historii, wokół której będzie kręciła się akcja?
Oczywiście.
A czy tak jest w istocie? I tak i nie.
Morderstwo, którego świadkiem są Cory i jego ojciec rzeczywiście jest jednym z głównych elementów fabuły, ale to co innego jest najważniejsze w tej powieści i wbrew pozorom nie jest to tajemnicza zbrodnia.

Narratorem w tej książce jest Cory, więc co oczywiste,  narracja jest pierwszoosobowa. Ale już na początku autor tłumaczy, że to czego Cory nie mógł widzieć, dowiedział się później od osób trzecich, albo wydedukował sam.
Bardzo sprytny zabieg, aby móc pokazać szerszy obraz wydarzeń w Zephyr.
Swoich bohaterów autor kreuje bardzo dobrze, tworzy ich z dbałością o szczegóły i bardzo realistycznie.
Każda z postaci, która pojawia się w tej książce ma znaczenie i jest tak zaprezentowana czytelnikowi, że ma się wrażenie, jakby samemu mieszkało się w Zephyr i znało tych ludzi.

Klimat w powieści jest niesamowity. Małe miasteczko, czas gdy wciąż funkcjonowały podziały na „białych” i „czarnych”, a ci ostatni nie mieli jeszcze pełni praw (np. nie mogli korzystać z basenu miejskiego), działały Ku Klux Klany, handel odbywał się w małych lokalnych sklepikach, a każdy znał każdego.
To wszystko, tak dobrze znane Cory’emu stoi właśnie u progu zmian, które nieubłagalnie nadchodzą i zmienią życie wszystkich.
Autor pięknie ukazał relacje międzyludzkie, te panujące w rodzinie Cory’ego i jego kolegów. Pokazał głęboko pod przykrywką poprawności ukryte mroczne sekrety, rodzinne tragedie i dramaty.
Na tle wydarzeń rozgrywających się w powieści ukazał pełen wachlarz ludzkich charakterów i ciemne zakamarki ludzkiej duszy.

Cory wciąż jeszcze ogląda świat dziecięcymi oczami, ale bynajmniej nie jest to naiwny i cukierkowy obraz rzeczywistości.
On i jego koledzy zaczynają dojrzewać, zauważać coraz więcej z tego co do tej pory nie spędzało im snu z powiek, a co wraz z dorastaniem coraz wyraźniej jest dla nich widoczne.
W swoim młodym życiu przyjdzie im się zmierzyć z grozą, rozpaczą po starcie kogoś bliskiego, lękiem i niepewnością. Zaczną pojmować, że życie nie jest tylko czarno-białe, ale ma wiele ocieni szarości.

Autor wspaniale i płynnie łączy ze sobą kilka gatunków, jest tu bowiem i horror i fantastyka i odrobina sensacji. Ale przede wszystkim „Magiczne lata” to pełen nostalgii obraz życia w tamtych latach w małym, prowincjonalnym miasteczku, w czasach, gdy życie jednak wydawało się prostsze i może nawet trochę lepsze?
Fabuła jest bardzo spójna, a wątek zatopionych w jeziorze zwłok wciąż przeplata się w tej historii i ma się wrażenie, że pisarz ani na chwilę nie traci go z oczu. Sprawnie splata ze sobą różne wątki, aż do zaskakującego finału.
Tło społeczno-obyczajowe jest nakreślone bardzo realistycznie i z ogromnym klimatem. Tutaj talentu autorowi mógłby pozazdrościć nawet S. King. Do tego Robert McCammon pisze lekko, plastycznie i obrazowo.
Książkę czytałam niespiesznie, dając się porwać w sentymentalną podróż do przeszłości, do czasów, które już nie wrócą i które obserwowałam oczami dwunastoletniego Cory’ego. To była fascynująca podróż, pełna magii, radości i smutku. Przyznaję, że były momenty, gdy zwyczajnie się popłakałam i to nie tak, że uroniłam łezkę czy wie, tylko po prostu się spłakałam jak bóbr.
Czy ta powieść ma jakieś wady? Wg mnie nie.
To wspaniała historia o dorastaniu, życiu, przyjaźni i więzach rodzinnych. To opowieść ze szczyptą magii,  w którą wierzy do pewnego momentu każde dziecko.
Czytając tą powieść poczułam się znów jak dziecko, które odkrywa, że życie posiada również tą mroczną stronę, nie tracąc jeszcze swojego dziecięcego zauroczenia otaczającym światem.
Chylę czoło przed Robertem McCammonem za jego talent i kunszt pisarski.
„Magiczne lata” to powieść naprawdę magiczna. Ja dałam się oczarować.


4 komentarze:

  1. Przeczytałam Twoją recenzję i skojarzyło mi się baaaardzo z "Letnią nocą" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już kilka osób mi pisało, że im też te obie powieści są wg nich w podobnym klimacie :D
      Po Twojej recenzji dopisałam Letnią noc do listy i w styczniu ją zakupię :)

      Usuń
    2. To teraz mam większą pewność, że powinna Ci się spodobać :)
      A ja na bank w przyszłym roku dorwę Magiczne Lata ;)

      Usuń
    3. Jestem pewna, że Magiczne lata Ci się spodoba :)

      Usuń