czwartek, 21 kwietnia 2022

"Niegrzeczny basista" Kristen Callihan

 ‘Niegrzeczny basista” to już czwarty tom serii VIP Kristen Callihan. Tym razem


poznajemy historię Brenny i Rylanda, których relacje nie należą ani do najłatwiejszych, ani do najspokojniejszych. Ale jak to w romansach bywa, ich podłożem bynajmniej nie jest wzajemna niechęć, a wręcz przeciwnie – fascynacja. 

Zacznę do tego, że ta seria ujęła mnie za serce. Do tej pory moim ulubionym tomem był ten poświęcony Scottiemu, czyli Niegrzeczny Manager. Czy Rylandowi udało się zdetronizować swojego managera?
Otóż nie. 

Tak jak w poprzednich tomach, akcja powieści od pierwszej strony jest niezwykle dynamiczna i co tu dużo mówić, przepełniona wzajemną chemią głównych bohaterów. W sumie to od seksu wszystko się zaczyna i w dużej mierze wokół niego kręci, choć trzeba uczciwie napisać, że autorka do swojej opowieści wprowadza sporo ważnych wątków i porusza kilka poważnych tematów.
Również wzorem poprzednich części, tak samo i w tej pojawiają się bohaterowie pozostałych tomów i to jest dla mnie super sprawa, bo nie mam wrażenia „porzucenia” ich, gdy wybrzmiała ich historia, ale wciąż są ważnym elementem kolejnych opowieści. 
Myślę, że to właśnie dzięki takiemu zabiegowi ta seria jest tak dobra i wciągająca. Choć autorka pisze o życiu w blasku reflektorów, to nie ogranicza się tylko do tej strony życia członków zespołu. Zagłębia się w ich przeszłość, pokazuje głęboko skrywane nadzieje i marzenia, troski, obawy i często demony przeszłości, z którymi muszą walczyć. Całość jest płynnie ze sobą połączona, dzięki czemu  opowieść zyskuje głębię i powagę, która wbrew pozorom, nie jest czymś oczywistym w książkach z tego gatunku. 

Co do samej Brenny i Rylanda, to przyznam się od razu, że nie wylądowali na szczycie moich ulubionych par, ale dobrze mi się o nich czytało i byłam ciekawa jak potoczą się ich losy, jak poradzą sobie ze swoją przeszłością i stworzą wspólną przyszłość. I choć było kilka zgrzytów w tej opowieści, to jako całość oceniam ją naprawdę dobrze. Bo to wciąż świetnie opowiedziana historia, fajni bohaterowie i lekkość romansu dobrze zmieszana z tematami bardziej poważnymi, które są ukazane w sposób sensowny, bez przejaskrawiani i nadmuchiwania „dramatów” w celu podkręcenia emocji.
Ta opowieść broni się sama, bo jest dobrze poprowadzona i to jest dla mnie jej największy plus. 

Oczywiście „Niegrzeczny basista” to niewątpliwie gorący romans ze sporą dawką seksu i scen łóżkowych. I jeśli ktoś tego nie lubi, to cóż… może czuć przesyt. Ale pomijając gorące sceny, książka ma w sobie dużo więcej niż dużo erotyki. To opowieść o odnajdywaniu własnej drogi, o silnych więzach przyjaźni, tak niełatwej do utrzymania, gdy jest się sławnym na cały świat zespołem, wreszcie to opowieść o tym, że pieniądze i sława nierzadko sprawiają, że człowiek jest samotny i nie radzi sobie z życiem. Autorka pokazuje, że każdy może upaść, ważne aby miało się obok siebie kogoś, kto pomoże się podnieść. 


Czy polecam „Niegrzecznego basistę”?

Oczywiście!
To bardzo dobrze napisany romans ze świetnymi bohaterami, nie tylko tymi głównymi, ale wszystkimi, którzy się w czwartej części serii pojawiają. A że jestem nieuleczalnie zauroczona Scottim, to każde jego pojawienie się było dla mnie absolutnie cudowne. Jeśli lubicie romanse okraszone gorącymi scenami seksu, ale i poważniejszymi wątkami potraktowanymi z szacunkiem i powagą, to ta seria jest dla was.
Acha, no i na koniec – w każdym tomie, więc i w tym również, autorka serwuje czytelniczkom sporą dawkę humoru, który jest idealnym uzupełnieniem snutych przez Kristin Callihan opowieści.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz