wtorek, 5 kwietnia 2022

"Daraena" Marta Kładź - Kocot

 „Daraena” to nowa powieść Marty Kładź – Kocot, na którą długo przyszło mi


czekać. Po jej wspaniałej dylogii Noc kota, dzień sowy, miałam co do nowej powieści autorki naprawdę wysokie oczekiwania, za to obaw, że mogę się rozczarować nie miałam wcale. 

Zacznę od tego, że o fabule Daraeny niewiele wiedziałam, można powiedzieć, że książkę „wzięłam” w ciemno. Opowieść, którą snuje autorka, zaczyna się od… opowieści. Młody uczeń mistrza Pankracego, Deran, spotyka na swojej drodze półboginię Faenirę, która zaczyna mu opowiadać historię Daraeny de Navendorm, wnuczki królowej Ventris, i jej przyjaciół: ulicznego żebraka-filozofa, małego złodziejaszka, naiwnego rycerza i córki nierządnicy. Historia ta pełna jest tajemnic, nieznanych nikomu wydarzeń, spisków i walki. Ale przede wszystkim jest to historia o odnajdywaniu swojej drogi, odkrywaniu tego co nieprawdopodobne i o tym, że gdy bogowie zaczynają ingerować w losy ludzi, to nigdy nie kończy się dla tych ostatnich dobrze. 

Powieść napisana jest pięknym językiem, jest jak roztopiona na języku czekolada, słowa zdają się być miękkie, aksamitne i sprawiają, że czytanie Daraeny to czysta przyjemność. Akcja od samego początku jest całkiem dynamiczna, ale nie oczekujcie, że koncentruje się jedynie na płynnym przejściu od wydarzania A, do wydarzenia B. Bo w tej powieści jest wiele niuansów, sporo zabawy archetypami, a sama historia była dla mnie odrobinę filozoficzna.
Każde słowo w tej powieści ma znaczenie, nic nie zostaje napisane na próżno, po to tylko aby zapełnić strony. Wszystko co się dzieje w tej historii jest ważne, każde wydarzenie ma znaczenie dla głównej bohaterki i jej bliskich, nie tylko jej babki – królowej i jej poddanych, ale i dla przyjaciół Daraeny, którzy zwiążą swój los z jej losem. 

Na temat bohaterów „Daraeny” muszę powiedzieć od razu jedno – to naprawdę bardzo mocna strona tej powieści. I bez znaczenia jest tu fakt, czy są to postacie główne, czy drugoplanowe. Co więcej, praktycznie każdego bohatera nie da się określić jednoznacznie i wbić w z góry utarty schemat. Oczywiście w powieści jest „ten dobry”, tak samo jak „ten zły” i ich motywacje i dążenia są jasno określone, ale mimo wszystko autorka potrafi tak kierować swoimi bohaterami, że bywają momenty, gdy wątpimy w ich motywacje czy działania i zaczynamy się zastanawiać, czy nasze opinia na ich temat nie jest aby mylna.

Wiele jest w tej powieści niedopowiedzeń, ale takich małych, subtelnych, pozwalających czytelnikowi dopowiedzieć sobie to, o czym autorka tylko delikatnie napomyka. I uważam, że to jest piękne w tej historii, sprawia, że umysł pracuje na najwyższych obrotach, pozwalając tej opowieści rozwijać się w naszej głowie, zmuszając do snucia domysłów, przypuszczeń, teorii. 


„Daraena” to powieść o wielu obliczach. Przede wszystkim to świetna historia fantasy, doskonale skonstruowana, wciągająca, pięknie napisana, a do tego z bardzo dobrze nakreślonymi postaciami i wykreowanym światem. To opowieść, która ma drugie, trzecie i kolejne dno, która zmusza nas do skupienia się i pochłaniania każdego słowa z niegasnącym apetytem na więcej. To w końcu zabawa mitami, idealnie wkomponowanymi w snutą przez autorkę opowieść. Wszystko to razem daje piękny efekt i sprawia, że w tym świecie czytelnik błyskawicznie się zanurza i przepada na długie godziny.

„Daraena” jest tak po prostu książką naprawdę dobrą, książką, do której po jakimś czasie chce się wrócić znów i znów. To jedna z tych powieści, których się nie zapomina, ale podczas każdego kolejnego czytania, odkrywa się w nich coś nowego. Jestem oczarowana i tylko jedna rzecz mnie smuci, mianowicie nie wiem ile mi przyjdzie czekać na kolejną powieść Marty Kładź – Kocot, choć po cichu liczę na to, że krócej niż na Daraenę.
Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o przepięknej i niezwykle klimatycznej okładce stworzonej przez Marcina Kułakowskiego. Każdy detal ma tutaj znaczenie i nawiązuje do zawartości książki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz