„Zawalcz o mnie” to drugi tom serii o braciach Arrowood Corinne Michaels. Tym
razem poznajemy historię Declana i Sydney. Najstarszy z braci musi wrócić do rodzinnego domu, żeby dopełnić wymogów testamentu. A tam prócz demonów przeszłości czeka też na niego jego jedyna miłość – Sydney.
Declan porzucił ją 10 lat wcześniej, aby ją chronić przed tajemnicą, która zmieniła życie braci na zawsze.
Czy uda im się odnaleźć szczęście i stworzyć wspólną przyszłość?
Pierwsza część tej serii spodobała mi się, a losy najmłodszego brata były ciekawe. Ale to Declan od początku mnie intrygował, najstarszy, najwięcej przeszedł, najwięcej doświadczył. Skryty, nieustępliwy, dla rodziny zrobi wszystko. Dlatego z przyjemnością sięgnęłam po ten tom. I nie zawiodłam się.
Od początku podobało mi się jak autorka przedstawia oboje głównych bohaterów. I Declan i Syd to postacie, których nie sposób nie polubić, którym nie da się nie kibicować. Mimo życiowych zawirowań, oni wciąż pozostali sobą i nawet dekada nie potrafiła zniszczyć ich uczucia. Oczywiście były momenty, gdy decyzje Syd wydawały mi się ciut nieracjonalne, ale autorka starała się pokazać czytelnikowi skąd wynikały i robiła to dość przekonująco.
Sama opowieść o ich miłości jest dobra, z jednej strony przepełniona emocjami, z drugiej wydaje się być taka prawdziwa. Co u mnie zasługuje na duży plus, to fakt, że w tym tomie jest zdecydowanie mniej ckliwości niż w pierwszej części. Może to kwestia tego, że bohaterowie są starsi od tych z poprzedniego tomu? A może taki zwyczajnie miała zamysł autorka. Niemniej jednak, dla mnie to ogromna zaleta i książkę czytało mi się zdecydowanie lepiej niż pierwszy tom.
Poza parą głównych bohaterów, w powieści pojawiają się częściej lub rzadziej pozostali bracia Arrowood, w tym ten, o którym będzie następny tom. Podobało mi się to, że autorka nie skupiła się tylko na dwóch postaciach, pomijając resztę. Dzięki temu powieść wydawała mi się pełna, kompletna. Każdy miał tu swoją rolę do odegrania, choćby tylko pojawiał się na chwilę.
Walka z przeszłością, nadzieja na przyszłość, trudne wybory i gorące uczucie. Do tego odrobina pikanterii – jest w tej książce wszystko to, co powinno być w dobrym romansie. Corinne Michaels potrafi pisać ciekawe historie i nie inaczej było w tym przypadku. I choć nie jest to literatura wybitna, to wcale taka być nie musi, aby dostarczyć czytelnikowi przyjemności z lektury.
„Zawalcz o mnie” to dobrze napisany romans, ładnym stylem, z ciekawymi i dobrze nakreślonymi postaciami i wciągającą historią. Do tego autorka pokazuje, jak trudno poradzić sobie z traumami z dzieciństwa, ze skutkami przemocy domowej i jak ważne jest wsparcie i miłość rodziny i bliskich.
„Zawalcz o mnie” to udana lektura i na pewno sięgnę po kolejny tom, żeby sprawdzić jak poradzi sobie kolejny z braci Arrowood.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz