Księżniczka Lara jest perfekcyjnie wyszkolonym szpiegiem, który przybywa do Królestwa Mostu
aby w ramach traktatu zawartego przez ojca, poślubić władcę królestwa. Kobieta ma jednak tylko jeden cel, rzucić na kolana wrogów i Arena, swojego męża.
Gdy trafia do jego pałacu zaczyna dostrzegać, że nie wszystko jest takie, jak jej przedstawiano, a jej mąż ze wszystkich sił chroni swoich poddanych.
Wraz z pojawiającym się uczuciem, kobieta ma coraz więcej wątpliwości, aż dotrze do momentu, gdy będzie musiała podjąć decyzję: stanąć po stronie męża, czy własnego ludu.
„Królestwo mostu” to nie pierwsze moje spotkanie z książkami pani Danielle L. Jensen. Czytałam jej trylogię klątwy i byłam bardzo zadowolona. Dlatego chętnie sięgnęłam po tą powieść.
Autorka już od pierwszej strony wrzuciła mnie w wir akcji i do samego końca nie zwolniła. Fabuła jest spójna, ciekawa i wciągająca. Byłam kilka razy mocno zaskoczona, choć były też motywy, które od początku były oczywiste i łatwe do przewidzenia.
Mimo to, książkę czytało mi się bardzo dobrze, a gdy minęła mi już początkowa niechęć do głównej bohaterki, to mogę uczciwie przyznać, że nawet dużo lepiej niż dobrze.
Główna bohaterka.
Ach, ta Lara.
Początkowo wyjątkowo jej nie lubiłam. Przyznaję bez bicia. Było dla mnie niepojęte, że tak inteligentna osoba, może nie potrafić wyciągać własnych wniosków, tylko ślepo wierzyć we wszystko co jej mówiono, nawet gdy sama widzi coś innego.
A jednak.
Długo miałam jej to za złe, choć znałam powody takiego postępowania. Ale czym dalej, tym było lepiej. Lara przechodzi powolną przemianę, zaczyna się zmieniać na plus i zachowywać jak niezależna i mądra kobieta, która potrafi sama wyciągać wnioski na podstawie tego co widzi.
Spodobała mi się ta zmiana, wybaczyłam Larze jej złe początki i skończyłam czytać książkę mocno jej kibicując.
Aren.
Jego polubiłam od pierwszej strony. Nie mam żadnych zastrzeżeń do jego postaci, uważam, że to jeden najlepiej wykreowany bohater w tej książce. Podobało mi się w nim wszystko, jego charakter, niezłomność, dobre serce i poczucie humoru.
Miałam nadzieję, że Lara nie sprowadzi na niego nieszczęścia, ale co ja tam mogłam. Tylko wierzyć, że autorka nie sponiewiera go za bardzo.
Czy tak się stało? Oczywiście nie zdradzę, zachęcam do sprawdzenia samemu.
Postacie drugoplanowe też są fajnie nakreślone. W tej książce nie ma statystów, każdy bohater ma swoje zadanie i swoje pięć minut.
Wszyscy są ważni dla fabuły, uważam, że autorka zasługuje tu na duży ukłon za to.
Język powieści jest bardzo przyjemny i obrazowy. Jensen potrafi bardzo plastycznie opisać otaczającą bohaterów rzeczywistość i świat.
Jej styl jest bardzo dobry, książkę czyta się płynnie, nie ma potknięć czy stylistycznych koszmarków. I choć mam ogromny żal do autorki za zakończenie pierwszego tomu w TAKIM momencie, to muszę jej oddać sprawiedliwość, że nakręciło mnie to niesamowicie na drugi tom.
Co jeszcze ujęło mnie w Królestwie mostu? Brak bzdurnych rozterek typowych dla nastoletnich bohaterów. Mimo, że Lara i Aren są młodzi, to jednak mają poważne podejście do życia, a ich cele są konkretne i obciążone dużą odpowiedzialnością za innych.
Jest to dla mnie ogromnym plusem i już nie mogę się doczekać drugiego tomu. Przecież muszę się dowiedzieć, co tam się dalej będzie działo.
Podsumowując, Królestwo mostu to solidna fantastyka, dobrze napisana, z ciekawą fabułą i bardzo fajnie nakreślonymi bohaterami.
I choć fabuła momentami nie była zbyt odkrywcza, to autorka potrafiła mnie nie raz zaskoczyć.
Książkę uważam za bardzo dobrą w swoim gatunku i szczerze polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz