poniedziałek, 6 kwietnia 2020

"Córka gliniarza" Kristen Ashley

Indy Savage ma kochającą rodzinę, nie tylko taką, z którą łączą ją więzy krwi. Prowadzi małą
księgarnię i od dziecka kocha  Lee Nightingale’a, który jest częścią jej przyszywanej rodziny.
Ale Lee odrzucił Indy lata temu, a ona postanowiła sobie dać spokój.
Do czasu, gdy wplątuje się w kryminalną aferę swojego pracownika, a Lee który prowadzi prywatną agencję detektywistyczną może ją z tego wyciągnąć.
Tak się rozpoczyna szalona przygoda i gorący romans, bo ani Indy ani Lee nie pogrzebali swoich uczuć.

„Córka gliniarza” autorstwa Kristen Ashley, bo to o niej tu mowa, to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i powiem wam, że to spotkanie wręcz wystrzałowe.
Przyznaję się od razu, żeby nie było niedomówień – spodziewałam się sztampowego romansu prowadzonego wg prawideł gatunku.
A co dostałam?
Otóż wyśmienitą rozrywkę i to bardzo dobrze napisaną!

Akcja powieści jest niesamowicie dynamiczna, a bohaterowie barwni i szaleni. W tej książce humor jest na każdej stronie, ale bywa też wzruszająco, romantycznie i gorrrrąco.
Co do ostatniego, tak, ta książka to romans i seks tu odgrywa oczywiście ważną rolę, jak to w takich książkach bywa.
Ale co mnie zaskoczyło na duży plus?
Brak ordynarności w opisach seksu. Nie żeby ich nie było, nie żeby nie były opisywane, ale jakoś to tak fajnie jest ukazane, z dużym wyczuciem, nie ma przesady, choć jest gorąco i namiętnie.
Jestem zaskoczona, że dziś, gdy sceny seksu w romansach są często opisywane mega szczegółowo i dosadnie, autorka pokusiła się o pozostawienie niektórych szczegółów wyobraźni czytelniczek.
Jest to dla mnie naprawdę duża zaleta tej książki, przez co czytało mi się ją jeszcze lepiej.

Czemu jeszcze lepiej? Bo prócz romansu, który jak wiadomo jest tu osią fabuły, mamy też śledztwo, szalone przygody, niesamowite wydarzenia i tyle humoru, że chwilami śmiałam się w głos.
Do tego bohaterowie są naprawdę fajni, choć Indy potrafiła mnie czasem wkurzyć swoją lekkomyślnością. Na szczęście takich jej wybryków nie było znów tak wiele, więc uznaję je za dopuszczalne.
Oczywiście Indy jest cudowna, a Lee wspaniały, ale no kurcze, ich relacja jest tak fajnie pokazana, że ta ich cudowność kompletnie nie psuje odbioru.
Do tego postacie drugoplanowe są takim fajnym uzupełnieniem ich historii, że pokochałam praktycznie wszystkich.

Książka jest napisana bardzo przyjemnym językiem, styl autorki jest dobry, powieść jest napisana bardzo obrazowo.
Tą historię się wręcz pochłania, bo to naprawdę świetna rozrywka i czytając bawiłam się wyśmienicie.
Tak patrząc obiektywnie, nie doszukałam się w Córce gliniarza wad czy potknięć.
Za to były momenty, gdy serio popłakałam się ze śmiechu, a były też takie, gdy wzruszenie złapało mnie za gardło.

Co ja mogę o tej książce jeszcze napisać?
Otóż chyba tylko tyle, że jest naprawdę fajna, wręcz świetna w swoim gatunku i jeśli tylko chcecie odstresowującą, wciągającą historię miłosną, ale nie bylejaką, to koniecznie sięgnijcie po tą powieść.
Oczywiście nie ma tu nic odkrywczego, ale to absolutnie w niczym nie przeszkadza, aby polubić bohaterów, mocno im kibicować, świetnie się bawić i na koniec wziąć głęboki oddech z uśmiechem na ustach.
Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz