Anne McPartlin poznałam rok temu, dzięki jej wspaniałej powieści OSTATNIE DNI KRÓLIKA
Niedawno ukazała się w Polsce kolejna powieść pisarki „Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu i co oczywiste, od razu musiałam ją zakupić.
Tym razem autorka opowiada nam historię Masie oraz jej rodziny, syna, córki i chorej na demencję matki.
Masie nie miała łatwego życia,najpierw zostaje zmuszona do wyjścia za mąż za mężczyznę który ją zgwałcił na pierwszej randce, choć kobieta w pełni to sobie uświadamia dopiero dekadę po tym czynie. Następstwem tego będzie wiele lat przemocy fizycznej i psychicznej.
Do tego postępująca choroba matki, która była dla niej podporą i pomocą oraz dwójka dzieci w wieku nastoletnim, z ich problemami, które okażą się dużo bardziej poważne, niż kobieta mogłaby się spodziewać.
„Gdzieś tam…” różni się trochę od „Ostatnich dni Królika” ale tylko jeśli chodzi o tematykę i poruszone w tej powieści tematy i problemy.
Cała powieść bowiem jest tak samo dobra jak jej poprzedniczka, napisana pięknym językiem, poruszająca trudne i złożone problemy, jakimi niewątpliwie są przemoc w rodzinie, próby pogodzenia się z własną tożsamością seksualną oraz odbudowanie poczucia własnej wartości i wiary w swoje możliwości.
Bohaterowie powołani do życia przez Anne McPartlin są wyraziści i autentycznie. Autorka pisze tak obrazowo, że odnosiłam wrażenie, że opowiada mi historię z sąsiedztwa, a nie wymyśloną przez siebie fabułę powieści.
Historia Masie smuci, wzrusza, chwilami przeraża. Ale bynajmniej nie trąci naiwnością. Wręcz przeciwnie. Jest przejmująca i poruszająca, wywołuje całą masę emocji, śmiechu, łez, wzruszenia.
Wątek śmierci jej syna ma w sobie pewną dozę kryminalnego ujęcia tematu, ale absolutnie nie odcina się od całej fabuły, jest idealnie w nią wpleciony.
Autorka, mimo że porusza trudne tematy, to nie stroni od poczucia humoru . Wiele razy uśmiechałam się podczas lektury, choć przez zdecydowaną większość byłam poruszona i zatroskana.
Anna McPartlin napisała wspaniałą w swej wymowie książkę, która pozostawia w czytelniku trwały ślad.
To poruszający obraz rodziny, miłości, wsparcia, poświęcenia, ale również strachu, lęku przed odrzuceniem, wstydu.
Szczerze mówiąc, gdzieś tak w połowie książki, zwątpiłam w prawdziwość podanego na okładce opisu oraz informacji, że syn Masie umarł.
Autorka tak sprawnie prowadziła jego wątek, że byłam przekonana, że nie mógł on tak po prostu umrzeć, że pisarka celowo wprowadza mnie w błąd, bowiem śmierć Jeremy’ego wcale nie jest taka oczywista.
„Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu” to ogromnie wartościowa powieść. Chylę czoła przed pisarką, za jej talent, wyobraźnię i umiejętność pisania w poruszający sposób o trudnych tematach.
Poruszający, ale nie przesłodzony czy zbyt ckliwy.
To jest wg mnie ogromna sztuka. Poruszyć serce czytelnika opisaną historią bez ckliwych momentów nastawionych na wywoływanie łez.
Tą sztukę pisarka posiadła, a że jej kariera pisarska trwa od ponad 10 lat, to liczę, że w niedługim czasie jej kolejne powieści zawitają na czytelniczy rynek w Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz