środa, 10 sierpnia 2016

"Na Krawędzi Cienia" porywająca kontynuacja Trylogii Nocnego Anioła


Na Krawędzi Cienia, to drugi tom Trylogii Nocnego Anioła, którą napisał Brent Weeks.
Niedawno pisałam o tomie pierwszym tutaj:
Co do pierwszego tomu miałam mieszane uczucia, sporo polityki, mało magii.
Wszystkie moje powyższe zastrzeżenia odeszły w niebyt podczas lektury „Na Krawędzi Cienia”.

Tom drugi trylogii rozpoczyna się zaraz po ataku Króla-Boga na stolicę Cenarii. Kylar wraz z Elene i Uly uciekają z miasta, aby wieść spokojne życie i zająć się prowadzeniem zielarni.
Kylar chce zerwać z zajęciem siepacza, poślubić Elene i żyć długo i szczęśliwie.
Na szczęście dla czytelnika, tak się nie dzieje. Chłopak dowiaduje się, że Logan żyje, co daje początek niesamowitym wydarzeniom, w które Kylar zostaje wciągnięty.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona drugim tomem trylogii. 
Ba! Jestem nim zachwycona. Autor tak sprawnie i ciekawie poprowadził akcję, że nie byłam w stanie oderwać się od lektury.
Wszystkie wątki, które zostały rozpoczęte w pierwszym tomie, tutaj są prowadzone nadal. Pojawia się również kilka nowych. Jak również kilka nowych postaci.
Brent Weeks bardzo dobrze kreśli swoich bohaterów. Świetnie odmalowuje rozwój Kylara i Logana. Ich wewnętrzne zmiany, ich zrozumienie dla tego, czego wcześniej nie rozumieli, lub nie potrafili zaakceptować.
Pojawiają się również nowi bohaterowie, jednym z nich jest siostra Ariel.
Boże w niebiosach, jak ja bardzo jej nie lubię.
Czytając o niej, jej poczynaniach i manipulacjach, aż zgrzytałam zębami ze złości. Liczyłam na to, że autor uśmierci ją w jakiś bolesny i spektakularny sposób. Tak się nie stało, a ja – przyznaję - byłam tym faktem rozczarowana.
Ale dowodzi to tego, jak dobrze konstruuje swoich bohaterów autor. Jak duże emocje potrafią oni wzbudzić w czytelniku i zapaść w pamięć.

Pozytywnie odebrałam mniejszą ilość politycznych knowań i spisków, a większą ilość magii.
W tym tomie autor zachował dobrą równowagę pomiędzy powyższymi wątkami, co powieści wyszło tylko na plus.
Książka ma wiele niespodziewanych zwrotów akcji, a nowe wątki zapowiadają się niesamowicie ciekawie.
Kilku bohaterów drugoplanowych zyskuje większe znaczenie, ich postacie stają się bardzo ważne dla całej opowieści. Niektórzy bohaterowie nadal pozostają z boku i mało wiemy o ich poczynaniach, ale czuję, że w finałowym tomie pokażą jak są ważni dla całej historii.
Autor zaskoczył mnie kilkakrotnie takim pokierowaniem fabułą, jakiego się kompletnie nie spodziewałam.
Niektóre wydarzenia podobały mi się bardziej, niektóre mniej. Ale wszystkie idealnie pasują do opowiadanej przez autora historii.

Przyznaję szczerze, że po lekturze Drogi Cienia, byłam sceptycznie nastawiona do kolejnych tomów.
Zastanawiałam się, czy nie dać sobie spokoju z czytaniem kontynuacji, wręcz rozważałam sprzedaż książek, które czekały na półce…
Ale moja wrodzona ciekawość i podejście typu „a jeśli dalej jest lepiej?” sprawiły, że postanowiłam przeczytać Na Krawędzi Cienia.
Cieszę się, że tak się stało, bo gdybym sobie odpuściła, to ominęłoby mnie kawał dobrego fantasy i porywająca historia.
"Na Krawędzi Cienia" okazała się bowiem książką bardzo dobrą, skrzącą się od magii, pełną akcji, ciekawych i wyrazistych bohaterów oraz wciągającej fabuły.
No i zakończenie…
Autor postanowił zakończyć tom drugi z mocnym przytupem i udało mu się to w 100%.
Oczywiście zaskoczył mnie ogromnie, bo nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłby w taki sposób pokierować wydarzeniami. Tym samym sprawił, że lektura finałowego tomu, to już nie chęć, a przymus.
Uczciwie mogę polecić tą trylogię każdemu miłośnikowi fantasy.
Przeczytajcie, warto.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz