„Poppy jest Panną. Jej życie jest pełne samotności. Nikt nie może jej dotknąć. Tylko garstka wybrańców może zobaczyć jej twarz albo z nią porozmawiać. Jej egzystencja jest pozbawiona wszelkiej przyjemności. Poświęcona bogom, ma tylko jedno zadanie - przygotować się do Ascendencji, rytuału, który ma zapoczątkować nową erę.”
Powyższy cytat, to część opisu książki z LC. I to od niego bym chciała zacząć, bo
– co zaskakujące przy tak dużej objętości książki – mówi on więcej o fabule niż sama powieść.
Ale od początku.
Skusiłam się na książkę autorki, bo chciałam przeczytać dobre fantasy z wątkiem miłosnym, a właśnie tak była ona reklamowana i zachwalana przez recenzentów, którzy ją dostali przed premierą. Skusiłam się, choć miałam pewne obawy, no ale kto nie ryzykuje…
Akcja zaczyna się dość ciekawie, poznajemy Poppy i to w jaki sposób żyje, oraz – co jest jedynie wspomniane z nazwy – do czego jest szykowana.
Niedługo po tym pojawia się w jej życiu nowy strażnik, który jest oczywiście tajemniczy, przystojny i jako jedyny widzi w niej nie tylko jej „tytuł”, ale po prostu Poppy. Jego pojawieniu się towarzyszy kilka tajemniczych wydarzeń.
I do tej pory wszystko było ok, ale nagle w moim odczuciu zaczęły się pojawiać schody.
Bo na każdej kolejnej stronie nic konkretnego się nie dzieje. I nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałam w szalonym tempie prowadzonej fabuły, ale pokazania mi w jakim świecie żyje Poppy, wytłumaczenia co jest czym i od czego zależy, słowem wykreowania świata i pokazania mi go.
A tego tu naprawdę nie ma.
Są za to niestety powtarzalne wydarzenia, są totalnie niezrozumiałe i nielogiczne zachowania głównej bohaterki, jest ciągłe kręcenie się po zamku i rzucanie od czasu do czasu określeniami na coś, co nie jest czytelnikowi w żaden sposób potem przedstawiane. No bo czym jest w sumie ta Acendencja? Nie wiadomo. Kim jest ta Panna i jakie są jej obowiązki? Kim są Atlanci czy Descendenci? Tego również się nie dowiadujemy. Wszystko, jak już pisałam, jest jedynie wspominane, ale nie wyjaśniane. I dla mnie był to największy minus tej powieści. Drugim było to, że fabuła pełna jest klisz i powielania, a sporo wydarzen było mocno przewidywalne. Nie ma tu nic, co choć odrobinę tchnęłoby świeżością.
Kolejny minus to postacie. Główne, czyli Poppy i Hawke są jeszcze w miarę ciekawie wykreowani, ale już cała reszta jest wyjątkowo płaska i bezbarwna. Nawet ci „źli” nie robią wrażenia, bo i do końca nie wiadomo było w sumie co ich motywowało, ani co chcieli osiągnąć.
Cokolwiek na plus zmienia się w +- ostatnich 150 stronach. Autorka zaczyna cokolwiek wyjaśniać, zaczynamy rozumieć „co i jak” działa w stworzonym przez nią świecie, ale zanim na dobre się w tym temacie rozkręci, wątek miłosny zmiata wszystko na drugi plan.
I choć naprawdę głownie dla romansu sięgnęłam po tą powieść, to jednak uczucie pomiędzy głównymi bohaterami wydawało mi się mocno naciągane, odniosłam wrażenie, że relacja jaka ich łączy opiera się głównie na pożądaniu.
Jak podsumuję całość? Ciężko mi jednoznacznie ocenić, bo książka miała naprawę duży potencjał i byłam ciekawa świata, jaki niestety nieudolnie pokazała mi autorka. Sam pomysł na świat i intrygę serio mnie zaciekawiły i może dlatego tak duże było moje rozczarowanie, gdy został potraktowany po macoszemu i jako podłoże dla romansu.
Czy w takim razie moja ocena jest negatywna?
Ja bym raczej powiedziała, że jestem bardzo sceptyczna wobec tej książki i nie wiem, czy chcę sięgnąć po kontynuację. Drugi tom ma się ukazać latem, więc pewnie poczekam na dużą liczbę opinii, zwłaszcza tych negatywnych, aby zobaczyć czy coś w drugiej części zmienia się na plus, czy jest takie samo jak tom pierwszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz