Struna i Wyspa Nazino to dwa opowiadania autorstwa Stefana Türschmida, które
niedawno ukazały się drukiem. Oba dotyczą wydarzeń z epoki stalinizmu i oba wzbudziły we mnie ogromne emocje.
Zacznę od tego, że opowiadania ukazały się już po śmierci pisarza, co było dla mnie ogromnym i strasznie smutnym zaskoczeniem. Miałam tą przyjemność poznać pana Türschmida osobiście na Targach Książki w Krakowie w 2019 roku. Było to spotkanie pełne emocji, porozmawiałam z autorem o jego książkach, tych napisanych i tych dopiero planowanych, o fascynacją historią, w szczególności okresem stalinizmu i Rosją. Pan Türschmid o historii i swoich książkach opowiadał z ogromną pasją, rozmowa z nim to była czysta przyjemność. Może dlatego jego odejście wstrząsnęło mną tak samo jak śmierć C.R. Zafona. Nie mogłam uwierzyć, że już nie będzie więcej nowych książek, że pozostanie już tylko powrót do tych napisanych.
Jeśli chodzi o tytułowe opowiadania, to Struna przedstawia historię generała Armii Czerwonej Andrieja Własowa, który po długiej i bohaterskiej walce z hitlerowskimi Niemcami dostaje się do niewoli. Jest rok 1942, a Własow decyduje się na kolaborację, aby urzeczywistnić swoje marzenie pokonania komunizmu i odtworzenie narodowej Rosji. Jego historia nie jest czarno – biała, jego motywy potrafią przekonać, jego argumenty wydają się być sensowne. Autor pisze bardzo bezstronnie, nie przemyca swoich ewentualnych sympatii czy antypatii do Własowa, pozwala czytelnikowi wyrobić sobie swoje zdanie. Podobała mi się ta opowieść i ogromnie żałuję, że to „tylko” opowiadanie, a nie cała powieść, bo jest tu o czym opowiadać. Autor bardzo ściśle trzyma się faktów historycznych, a tam gdzie coś nie jest pewne, dodaje przypis i wybiera tą wersję, która wydaje się być bardziej prawdopodobna.
Wyspa Nazino to opowiadanie o wydarzeniach, o których nie usłyszycie w szkole na lekcjach historii. To wstrząsająca i brutalna opowieść o haniebnych decyzjach Stalina, jego czystkach w latach trzydziestych i niewyobrażalnym okrucieństwie, na które skazywał niewinnych ludzi. To opowieść o zesłanych na tytułową wyspę ludziach (pasożytach społecznych wg ówczesnej władzy), gdzie panował taki głów, że cała wyspa stała się wylęgarnią kanibalizmu i wydarzeń rodem z najgorszego koszmaru. Ciężko było czytać o tym wydarzeniach, zresztą Stalin utajnił wszystkie raporty na ten temat i zepchnął te wydarzania w mroki historii. Uważam, że to niezwykle ważne, że pan Türschmid o nich napisał. O takich rzeczach nie powinno się zapominać.
Oba opowiadania są napisane w bardzo dobrym stylu, czyta się je (pomimo drastycznych scen) z ogromną przyjemnością. To wciągające historie, które kończą się zbyt szybko, człowiek czuje niedosyt, chciałby poznać więcej faktów przedstawionych w tak dobrym stylu, w jakim robił to pisarz. I tylko pozostaje ogromny żal, że Stefan Türschmid odszedł, że już nic więcej nie napisze. Jeśli nie znacie twórczości autora, to gorąco polecam poprzednie powieści pisarza. Na blogu są opinie o jego książkach „Mrok i mgła” oraz „Czwarty czerwony”. Obie te powieści wywarły na mnie ogromne wrażenie i sprawiły, że pan Türschmid na zawsze pozostanie jednym z najbardziej szanowanych i lubianych przeze mnie autorów. Na koniec dodam jeszcze, że w tej książce, na końcu znajduje się posłowie, które gorąco polecam przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz