niedziela, 18 października 2020

"Magia łączy" dziewiąty tom serii o Kate Daniels. Ilona Andrews

 „Magia łączy” to dziewiąty i tym samym przedostatni tom przygód Kate Daniels, autorstwa  duetu


pisarzy, którzy piszą pod pseudonimem Ilona Andrews. Od pierwszego tomu jestem zachwycona tą serią, sposobem prowadzenia fabuły, tym jak rozwija się z tomu na tom akcja i wszystkimi wątkami pobocznymi, których w serii jest mnóstwo. Akcja powieści jest ściśle powiązana z głównym wątkiem, czyli ojcem Kate i niechybnie zbliżającym się starciem. Oczywiście jak to w całej serii, pojawiają się nowe wątki poboczne, rozwijane są również te pojawiające się w poprzednich tomach, a całość łączy się w świetnie skonstruowane urban fantasy, o wyśmienicie wykreowanym świecie i z wyrazistymi postaciami. Z racji tego, że to już dziewiąty tom, o fabule nie da się nic napisać. Mogę za to powiedzieć, ze akcja jest naprawdę dynamiczna i chwilami bardzo zaskakująca, że widać jak dobrze mieli przemyślaną całość autorzy, jak konsekwentnie zmierzali do punktu, w którym w tym tomie znaleźli się bohaterowie. Nie wszystko jest tu oczywiste i w sumie nie mam pojęcia jak to się może skończyć. Jak rozstrzygnie się konflikt Kate i Ronalda, jak potoczą się losy gromady i co przytrafi się najbliższym Kate.

Z jednej strony, to urban więc zakładam, że będzie większy kub mniejszy, ale jednak happy end, z drugie, autorzy już nie raz pokazali, że wszystkiego można się w tej serii spodziewać i nie ma nic pewnego. To co zachwyca mnie od pierwszego tomu, to wplatanie do każdej książki nawiązań do różnych mitologii i wierzeń, wplatanie w fabułę postaci z różnych kultur. To od samego początku mnie fascynowało, było dla mnie wartością dodaną do świetnych postaci i wciągającej akcji.

Jeśli chodzi o styl i narrację, nic się tu nie zmienia, dla mnie ten tomy utrzymuje wysoki poziom swoich poprzedniczek, choć wkradło się tu odrobinę melancholii, która sprawiła, że zaczęłam się obawiać o losy głównych bohaterów w ostatnim tomie. Przeczytałam gdzieś opinię, że ten tom jest nudny…Nie mogę się z tym zgodzić! Ba! zdecydowanie temu zaprzeczam, w tej części dzieje się tyle, pojawiają się kolejne problemy do rozwiązania, kolejny wyzwania przed Kate i Curranem, że tu nie ma czasu na nudę. W dodatku poznajemy inne oblicza Kate, nie tylko twardej najemniczki, ale i kobiety, która kocha i zrobi wszystko dla tych, którzy są jej bliscy, poświęcić siebie w imię tej miłości. 


„Magia łączy” jest jednym z moich ulubionych tomów serii i mówię to z czystym sumieniem. Podoba mi się taka Kate, ta sama, ale odrobinę inna. Kate, która będzie walczyć do ostatniego tchnienia, która nie odpuści, która nigdy się nie podda. Ale to też Kate, która kocha, która odkrywa w sobie łagodność i potrzebę dawania miłości, czerpania z niej pełnymi garściami.

W książce nie brakuje również wątków humorystycznych, głownie tych związanych ze zbliżającym się ślubem Kate i Currana. Naprawdę były momenty, że śmiałam się w głos przy niektórych momentach. Choć ten tom ma trochę poważniejszy wydźwięk niż wszystkie poprzednie, ale to za sprawą tego co się dzieje i do czego zmierza fabuła (wielki finał w ostatnim tomie). 

Cieszę się, że sięgnęłam po tą serię, mimo że z jakiegoś niezrozumiałego powodu byłam do niej uprzedzona. Cieszę się, że poznałam Kate i Currana i tyle świetnych postaci drugoplanowych (liczę na dodatkowe powieści poświęcone niektórym z nich, np. Derekowi). To magiczna przygoda z ciekawą fabułą, świetnymi postaciami i dodatkowymi smaczkami, które sprawiają, że ciężko się od tych książek oderwać. I choć nie mogę się doczekać finałowego tomu, to już od jakiegoś siódmego zaczęłam rozpaczać, że przecież koniec serii jest już blisko. A tu został tylko dziesiąty i co potem?

Po raz kolejny ogromnie polecam całą serię i zachęcam do jej czytania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz