niedziela, 2 października 2016

"Kroniki Czarnej Kompanii" tom I - Czarna Kompania. Glen Cook

Na Kroniki Czarnej Kompanii składają się trzy tomy:
1. Czarna Kompania
2. Cień w ukryciu
3. Biała Róża
W założeniu miałam czytać całość za jednym podejściem, ale mój dość sceptyczny odbiór pierwszego tomu sprawił, że postanowiłam podzielić lekturę na oddzielne tomy.

Czarna Kompania to grupa najemników pod wodzą Kapitana, która swoje usługi świadczy temu, kto dobrze zapłaci.
Ze służbą „temu dobremu” nie ma to nic wspólnego, a poszczególni członkowie Kompanii to nierzadko prawdziwe sukinsyny i typy spod ciemnej gwiazdy.
Jedyne czemu są wierni to Kampania, która jest ich domem i rodziną.

W pierwszym tomie – Czarnej Kompanii – śledzimy losy Kompanii z perspektywy Konowała, lekarza i kronikarza.
Narracja pierwszoosobowa sprawia, że Konowała poznajemy bardzo dobrze, jego towarzyszy na tyle, na ile zna ich Konował. A co do reszty bohaterów, są to tylko skrawki wiedzy, jaką będzie zdobywał Konował.
Kompania zostaje wplątana w wojnę pomiędzy Panią – jedną z uwolnionych Schwytanych – a buntownikami, dla których są oni najgorszym złem.


Walki, spiski, nieliczne chwile wytchnienia, tajemnice i żołnierska przyjaźń.
Tego w książce pana Cooka nie brakuje.
Są również ciekawi bohaterowie, np. Kruk, Duszołap, Milczek, Konował. Bardzo interesujący są również Schwytani, choć czytelnik sam musi się domyślić kim oni są – lub kim, a wiedzę na ich temat otrzymujemy szczątkową.
Bowiem autor nie bawi się w coś tak oczywistego, jak wytłumaczenie czytelnikowi kto jest kim, czy skąd wywodzi się konflikt. Wszystko to odkrywa się w minimalnej ilości informacji, które autor przekazuje za sprawą obserwacji czy wspomnień Konowała.
I to jest dla mnie duży minus.
Właśnie ten minimalizm w opisie otaczającego bohaterów świata i praw nim rządzących sprawił, że początkowo Czarna Kompania nie przypadła mi do gustu.
Nie lubię rozwlekłych opisów i częstych rozważań bohaterów na temat otaczających ich rzeczywistości, ale brak jakiegokolwiek zaprezentowania świata, w którym dzieje się akcja, też nie za bardzo mi się podoba.
Mimo, że taki sposób prowadzenia akcji ma swoje uzasadnienie, bo historia jest przedstawiana w formie wpisów w kronikach, to ja wolę więcej wiedzieć o świecie stworzonym przez autora.

Na ogromny plus natomiast zasługuje już sam pomysł na istnienie Czarnej Kompanii oraz to, że swoje usługi świadczy tym, którzy płacą, a nie tym którzy stoją „po dobrej stronie”.
Nic w tej powieści nie jest jednoznaczne i oczywiste. Nie ma  również wyraźnego podziału na dobro i zło.
Schwytani są cudownie fascynujący, są ciekawi i intrygujący. Wreszcie mamy fantasy, gdzie ci „źli” są pokazani w sposób interesujący i nierzadko budzący sympatię.
A jeśli chodzi o Panią – myślę, że Sauron mógłby się od niej niejednego nauczyć.
Wszystko to sprawia to, że książkę czyta się z zainteresowaniem i jest się ciekawym, co wyniknie z tych wszystkie tajemnic,  spisków i niespodziewanych wydarzeń.

Jako osoba, która praktycznie zawsze czyta książkę do końca, nie odpuściłam sobie  również Czarnej kompanii, mimo, że miałam na to ochotę.
Nie przemawiał do mnie taki sposób opowiadania historii.
Odnosiłam wrażenie, że całość jest opowiadana po łebkach i jakby w skrócie.
Cieszę się jednak, że się nie poddałam i czytałam dalej, bo czym dalej, tym lepiej.
Historia nabrała rumieńców, a narrator zaczął przekazywać czytelnikowi coraz więcej szczegółów, dzięki temu miałam szansę zmienić zdanie o Kronikach i nabrać ochoty na kolejne tomy.

Podsumowując.
Czarna Kompania to wciągająca lektura. Mimo, że nie za bardzo odpowiada mi taki styl przedstawiania historii, to jednak dałam się wciągnąć w losy tej bandy najemników.
Nie wszystko podobało mi się w tej powieści, ale niewątpliwe plusy sprawiły, że chętnie przeczytam o dalszych losach Kompanii, Schwytanych i Białej Róży.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz