Maria Zdybska, pisarka, autorka książek z szeroko pojętego gatunku fantastyki.
Niedawno - w marcu br. - miała miejsce premiera jej najnowszej powieści "Księga Wszystkich Imion".
Z tego tytułu postanowiłam autorkę trochę podręczyć i zadać jej kilka pytań...
Zapraszam do mini wywiadu z Marią Zdybską.
JA: Miesiąc temu ukazała się Twoja najnowsza powieść „KWI”. Opinie czytelników są pozytywne, ale mnie ciekawi, co Ty o niej myślisz? Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas pisania tej powieści?
MZ: Mam wrażenie, że „Księga Wszystkich Imion” siedziała gdzieś w tych głębokich, mrocznych zakamarkach mojej pisarskiej duszy od dłuższego czasu i czekała na swój moment. Za jej pisanie zabrałam się robiąc przerwę w serii „Irkalla”, a więc po ukończeniu „Pani Siedmiu Bram” ale przed pracą nad jej kontynuacją „Panią Zgliszcz”, którą ukończyłam całkiem niedawno.
Czas pisania tej powieści zbiegł się jednocześnie z dość trudnym okresem, który częściowo związany był z szalejącą pandemią, a częściowo z moimi osobistymi przejściami. Cały mój niepokój, cały strach i sporo negatywnych emocji udało mi się przepracować właśnie przelewając je na karty tej historii. Może właśnie dlatego jest mi niezwykle bliska. Pozytywne opinie o KWI są dla mnie czymś naprawdę wyjątkowym. Cieszę się każdym dobrym czytelniczym słowem i pielęgnuję w sobie to wspaniałe uczucie wdzięczności, które daje bardzo dużo dobrej energii.
JA: Niedawno ogłosiłaś na swoim fb, że skończyłaś pisać kontynuację P7B, czyli Panią Zgliszcz. Jesteś zadowolona z tekstu i samej historii?
MZ: O rany... to jest taki moment, kiedy moje emocje i ocena tekstu są maksymalnie rozchwiane! Z jednej strony bardzo się cieszę, że udało się skończyć ten projekt i jestem z niego nieskromnie mówiąc, niezwykle zadowolona, ale... zdaję sobie sprawę z faktu, że dla pisarza taka radość to zwykle emocja krótkotrwała, bo większość z nas w jakimś stopniu boryka się z trudnościami ze złapaniem odpowiedniej perspektywy do własnej twórczości i prędzej czy później dopada nas, niepewność - ujmując sprawę dyplomatycznie (a czarna rozpacz, jeśli mamy trzymać się faktów!_
Mogę jednak obiecać, że „Pani Zgliszcz” domyka wszystkie wątki pierwszego tomu, że nurza się w kolejnych mitologicznych warstwach i pokazuje kilka bardzo interesujących lokacji. W tym tomie znacznie lepiej poznacie też Kassiela.
JA: Fani Twojej twórczości doskonale wiedzą, że uwielbiasz wszelkie mitologie i nawiązujesz do nich w swoich książkach. Ale czy był jakiś moment, jeden, można powiedzieć, przełomowy, który sprawił, że pokochałaś mity i ich wszelkie odsłony?
MZ: Ha! Tak! Kiedy byłam w wieku mocno przedszkolnym tata organizował dla mnie i dla mojego brata pokazy „domowego kina”, posługując się jednym z tych topornych projektorów bajek na kliszach, które zaczynały potwornie śmierdzieć, kiedy rozgrzewały się zbyt mocno. Jedną z naszych ulubionych „produkcji” była bajka o dwunastu pracach Herkulesa. Mój tata miał niezwykły talent do niezwykle żywiołowej narracji tych bajek i założę się, że to właśnie wtedy zaszczepił mi miłość do mitologii. Te wszystkie bóstwa, potwory, herosi, fantastyczne światy... Nie mogłam się im oprzeć. Moje uwielbienie dla Gwiezdnych Wojen także zawdzięczam tacie, więc to chyba musiało być przeznaczenie. Kocham fantastykę!
JA: Zwierzaki :D W KWI pojawiają się ogary piekielne. W trylogii KS jest kruk. Lubisz umieszczać „Zwierzęce” postacie w swoich opowieściach?
MZ: Oczywiście, że lubię! Zwierzęcy towarzysz jednego z bohaterów zawsze dodaje mu głębi i pozwala na ciekawsze pokazanie jego osobowości. Zwierzęta mają też często bardzo konkretne znaczenie mitologiczne i symbolikę, którą lubię się bawić. Tak było z krukiem w „Kruczym sercu” ale tak też jest z demonicznymi psami w „Księdze Wszystkich Imion”.
JA: Klasycznie... Jakie kolejne plany pisarskie i dlaczego jest to Duncan? ;)
Trochę biję się z myślami decydując się na kolejność tekstów nad którymi będę pracować. Obecnie wszystko jest w ruchu, wszystko jest możliwe. Nie jestem z tych, którzy piszą kilka książek jednocześnie, więc decyzja co do bieżącego projektu zapadnie niebawem. I być może będzie to „Duncan” (chociaż czytelnicy pewnie nie mają pojęcia o kim mowa!).
(mój dopisek: HAŃBA IM jeśli faktycznie tak jest! )
JA: Która postać z Twoich książek jest Ci najbliższa? Dlaczego?
MZ: Ooo... bardzo trudne pytanie. Przeczytałam niedawno takie mądre zdanie, że pisanie książek jednocześnie polega na tworzeniu kłamstwa, snuciu opowieści, które się nie wydarzyły, a zarazem jest formą głębokiego ekshibicjonizmu. I sądzę, że jest w tym dużo prawdy, każda z moich postaci coś ode mnie dostała, czasami jakąś emocję, jakieś przeżycie, coś, co ją ukształtowało, niekiedy upodobania, albo manieryzmy. W tym znaczeniu każda jest więc dla mnie bardzo bliska, ale... jeśli miałabym wybierać tę jedną jedyną to sądzę, że najbliżej mi do Lirr. Świetnie rozumiem jej rozdarcie, jej życiowe pogubienie i jej samotność. Jest postacią niedoskonałą, wkurzającą, ale ma też swój czas na rozwój i na powolne, bolesne dojrzewanie.
JA: I na koniec. Czym dla Ciebie jest pisanie książek?
MZ: Oddychaniem. Koniecznością. Sposobem na przetrwanie w realnym świecie.
Mam nadzieję, że tą krótką rozmową autorka zachęciła Was do sięgnięcia po swoje powieści, co i ja gorąco czynię.