czwartek, 9 listopada 2017

"Wyspa Mgieł" Maria Zdybska

Fantasy, to gatunek literacki, który lubię najbardziej. Daje mi możliwość oderwania się od rzeczywistości i przeniesienia w całkowicie inny świat i miejsce.
Wysoko również cenię polskich pisarzy fantasy, mamy ich naprawdę sporo i jest w czym wybierać. Dlatego, gdy zobaczyłam debiut pani Marii Zdybskiej „Wyspa Mgieł” od razu postanowiłam książkę przeczytać.

Akcja powieści rozpoczyna się, gdy piraci wyławiają z morza  około ośmioletnią dziewczynkę, która nie pamięta nic ze swojej przeszłości.
Dziecko to, nazwane Lirr, zostaje na statku piratów, pod opieką kapitana Hego. Po kilku latach postanawia on oddać dziewczynę na dwór w Ysborgu, aby była swego rodzaju zabezpieczeniem jego interesów z królową Maeve.
Oczywiście pierwsze co robi dziewczyna, to szaleńczo zakochuje się w księciu Caelu, a gdy królowa zapada na tajemniczą chorobę, zostaje wysłana w niebezpieczną podróż na Wyspę Mgieł, gdzie jest święte źródło, z którego woda uleczy królową.

Z tą powieścią mam pewien problem. Bywały momenty, gdy czytałam ją z zapartym tchem, dałam się całkowicie wciągnąć w kreowany przez autorkę świat. A bywało też tak, że czytałam trochę z musu, przewracając oczami z irytacją.
Akcja toczy się bardzo nierówno, są fajne i wciągające momenty, są też takie, gdy zwyczajnie się nudziłam. Minusem jest to, że autorka raz szeroko się rozpisuje nad jednymi wydarzeniami, a o innych pisze zaledwie w kilku zdaniach.
Maria Zdybska ma lekkie pióro i potrafi bardzo plastycznie ukazać wymyślony przez siebie świat. Mimo to, odnosiłam wrażenie, że chwilami sama nie wiedziała, jak pokierować akcją i bohaterami.

Głównych bohaterów jest troje. Lirr, obiekt jej westchnień – Cael oraz poznany podczas wyprawy Mag Raiden.
Najciekawszą postacią i tą, którą polubiłam okazał się Raiden, choć i on nie ustrzegł się wad. Pomijam już fakt, że non stop uśmiechał się ironicznie lub cwaniacko, ale okazał się tak bardzo tajemniczy, że jego tajemnice skrywały tajemnice, które z kolei skrywały tajemnice. Tak, dokładnie tak było. Prócz tego był całkiem fajny, pełen sarkazmu i odrobiny zblazowania.

Cael to bohater, o którym nie da się zbyt dużo napisać, bo to najbardziej mdła i nijaka postać o jakiej czytałam. Raz, że praktycznie nic o nim nie wiemy, prócz tego, że:
1. Jest,
2. Lirr jest w nim szaleńczo zakochana,
3. Cierpi z powodu choroby matki.
Dwa, że autorka w jednej chwili przedstawia go jako wiernego przyjaciela i obrońcę Lirr, a za chwilę jako potencjalnego spiskowca przeciw dziewczynie wraz z królową i jej podstępnym medykiem Viorelem. Nie wiadomo zatem po której stronie stoi młody książę, ani do czego dąży.

No i nasza główna bohaterka Lirr. Z założenia miała być chyba harda, sprytna i odważna. Ja odebrałam ją jako zbyt impulsywną, rozkapryszoną nastolatkę, która sama nie wiedziała czego chce i miotała się w różne strony jak chorągiewka na wietrze.
W dodatku gdy coś szło nie tak jak chciała, na wszystko reagowała krzykiem i ucieczką w bliżej nieokreślonym kierunku.
Z jednej strony rozumiem jej dezorientację, została wysłana z misją, na którą nie była gotowa, w dodatku to czego dowiedziała się o królowej Maeve i jej medyku, mocno ją zaniepokoiło, żeby nie rzec, że przestraszyło. Więc dziewczyna mogła czuć się niepewnie i nie wiedzieć, jak powinna postąpić.
Z drugiej strony dostała tyle wskazówek i ostrzeżeń przed królową i medykiem, że nawet średnio rozgarnięta dziewczyna potrafiłaby dodać dwa do dwóch i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Lirr jednak tego nie robi, co to to nie. Wścieka się tylko na pojawiające się przeszkody i w wymyślny sposób przeklina. Nie potrafiłam jej tak naprawdę polubić, zbyt często mnie denerwowała.  Nie jest jednak do cna wkurzającą postacią, da się z nią wytrzymać.

Czarne charaktery w tej powieści są dwa, królowa Maeve i medyk Viorel. I tu nie ma żadnych złudzeń czy niepewności. Są źli do szpiku kości i w zgodzie ze swoimi podłymi charakterami planują wszystkie działania.
Oczywiście ich prawdziwe motywy działania są bliżej nieznane i okryte tajemnicą, ale czytelnik co nieco może się domyślić.

Mimo, że fabuła nie jest niczym odkrywczym, a pewne rozwiązania są bardzo sztampowe i powielają schematy z innych książek, to autorce udało się mnie zaciekawić i zaintrygować.  Plusem  jest wspaniały kruk, który ratuje Lirr z licznych tarapatów i towarzyszy jej przez całą powieść. Czym jest ptak, okaże się na samym końcu powieści, choć już szybciej będzie można się tego domyślić.
Tajemnica pochodzenia Lirr pozostaje nieodkryta, ale już w tym tomie autorka zaznacza, że jest bardzo ważna.  Powieść kończy się w kluczowym dla fabuły momencie, więc oczywiste jest, że to dopiero pierwszy tom z serii.
„Wyspa Mgieł” to powieść nierówna, ale całkiem przyjemna. Czytało mi się ją zazwyczaj szybko i z zainteresowaniem.
Autorka wykreowała ciekawy świat i kilkoro ciekawych bohaterów, choć najfajniejsi i najciekawsi okazali się bohaterowie drugoplanowi.
Na pewno sięgnę po kolejny tom. Ciekawa jestem jak potoczą się losy bohaterów i co skrywa przeszłość Lirr.
Liczę również, że autorka rozwinie swoje umiejętności i tom drugi będzie lepszy.
Ta powieść, mimo pewnych wkurzających momentów, to lekka i przyjemna lektura i sama się zdziwiłam, że tak szybko ją przeczytałam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz