wtorek, 30 maja 2017

"Alcatraz kontra Bibliotekarze" Kości Skryby. Brandon Sanderson

To, że uwielbiam książki Brandona Sandersona, to nie tajemnica. Można to łatwo zaobserwować, czytając moje opinie na ich temat.
Ale tego, że spodobają mi się książki kierowane do bardzo młodego czytelnika, nawet ja się nie spodziewałam.


„Alcatraz kontra Bibliotekarze. Kości Skryby”, to drugi tom serii o przygodach młodego Alcatraza Smedry, który odkrywa, że jest Okulatorem, a fakt, że niszczy praktycznie wszystko czego dotknie, to nie przekleństwo, tylko wyjątkowo potężny talent.
W drugim tomie Alcatraz będzie musiał wejść do niebezpiecznej Biblioteki Aleksandryjskiej, aby spróbować uratować swojego dziadka i odnaleźć ojca.
Wraz z przyjaciółmi stawi czoło mrocznym Kustoszom biblioteki, którzy wszelkimi sposobami będą się starali odebrać im duszę. Ale to nie wszystkie niebezpieczeństwa.
Tropem Alcatraza wyruszy potężny i przerażający Bibliotekarz z sekty Kości Skryby – Kiliman. Mimo wielu starań, walka z nim będzie nieunikniona, a jej wynik niepewny.

Fabuła powieści, tak samo jak w Piasku Raszida, jest  pełna niespodziewanych zwrotów akcji, i zaskakujących wydarzeń. Do tego dochodzi wspaniale prowadzona narracja, i nie chodzi tylko o to, że jest pierwszoosobowa (choć ja za taką nie przepadam, to w tym przypadku jestem nią zachwycona), dzięki czemu wiemy o wszystkim czego doświadcza Alcatraz, ale jako narrator, młody Smedry rozmawia ze swoimi czytelnikami, często przerywa akcję swoimi dygresjami nie na temat, rozbawia opowiastkami i oczekuje wykonywania przez czytelnika dziwnych poleceń.

Powieść naszpikowana jest poczuciem humoru, docinkami i żartami. Autor ma ogromny dystans do samego siebie, potrafi śmiać się z siebie oraz pisarstwa jako takiego.
Nie obawia się kpić z pisarzy i ich dzieł, ale robi to w niezwykle zabawny i uroczy sposób.
Nawiązując do różnych książek, bawi czytelnika, pozwala mu wyłapać drobne smaczki, dzięki czemu powieść bez problemu przypadnie do gustu starszemu czytelnikowi.

Kości Skryby napisana jest prostym językiem, akcja jest bardzo dynamiczna, a fabuła pełna tajemnic do odkrycia i zagadek do rozwikłania.
Prócz tego autor w przystępny sposób mówi o rzeczach ważnych, takich jak przyjaźń, wsparcie i pomoc przyjaciołom, wiara we własne siły i troska o najbliższych.  Mówi również o tym, że bycie bohaterem wcale nie oznacza brak strachu i lęku, ale właśnie pokonywanie swoich lęków i działanie pomimo strachu.

Książkę czyta się bardzo szybko. Akcja jest wciągająca, momentami bawi do łez, a pomysł na to, żeby tymi „złymi” byli Bibliotekarze, wciąż mnie zdumiewa i rozbawia.
Jako osobie, która od dziecka lubiła spędzać czas w bibliotece, fakt, że to miejsce jak i jego pracownicy mogą być źli i rządni władzy nad światem jest dla mnie tak niedorzeczny, że aż cudowny.

Jestem pełna zachwytu nad tą serią. Uważam, że B. Sanderson stworzył wspaniały świat, cudownych bohaterów, wrzucił ich w wir niesamowitych przygód, a to wszystko okrasił ogromnym poczuciem humoru.
Wbrew pozorom, Kości Skryby, tak jak i poprzedni tom Pisaek Raszida (pisałam o nim na blogu PIASEK RASZIDA ), to książki, które spodobają się każdemu fanowi twórczości Brandona Sandersona, niezależnie od wieku.
Oprócz tego, to świetna przygoda dla młodszego i starszego czytelnika, pełna tajemnic, zagadek, magii i zabawy.
Zdecydowanie sięgnę po każdy nowy tom przygód Alcatraza, a to co mnie cieszy, to fakt, że mają być wydawane w niedużych odstępach czasu.





niedziela, 28 maja 2017

"Chłopiec na szczycie góry" John Boyne

Sporo lat temu John Boyne napisał książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Była to niepozornie wyglądająca powieść „Chłopiec w pasiastej piżamie”.
Więc gdy zobaczyłam, że autor napisał kolejną powieść, również rozgrywającą się w czasach II Wojny Światowej, nie zwlekałam ani chwili z zakupem.



„Chłopiec na szczycie góry”, bo o tej powieści mowa, to historia ośmioletniego Pierrota, który po utracie obojga rodziców wyjeżdża z Paryża i trafia pod opiekę siostry swojego ojca. Jego ciotka jest gospodynią w domu na szczycie góry. Nie jest to zwyczajny dom – jest to bowiem  Berghof, rezydencja Adolfa Hitlera.

Pierrot, który w Paryżu miał najlepszego przyjaciela Anszela, w Berghof szybko dowiaduje się, że  przyjaźń z żydowskim chłopcem, to temat, którego się nie porusza.
Mały, zagubiony chłopiec. Dziecko o dobrym sercu i pełne dziecięcej naiwności.
Gdy trafia pod skrzydła Hitlera, jego życie, myśli, światopogląd – wszystko przejdzie zmianę, która odciśnie piętno na jego życiu i duszy.

Chłopiec na szczycie góry napisana jest bardzo prostym językiem.
Bez zbędnej dramaturgii i drastycznych scen opowiada o sprawach bardzo ważnych – o moralności, zdradzie, skazach na duszy z którymi później ciężko żyć. O poczuciu bezkarności i dawaniu sobie prawa do krzywdzenia innych.
Mimo tego, że akcja powieści nie pędzi w szalonym tempie, to zdecydowanie ciężko się od lektury oderwać.
Autor opisuje rozwój wydarzeń w tak przekonywujący sposób, że odnosiłam wrażenie, że opowiada o prawdziwych wydarzeniach, a nie fikcji literackiej subtelnie połączonej z prawdziwymi postaciami.
Pisarz dzięki postaci Pierrota ukazuje czytelnikowi, jak Hitler i jego ideologia mogła porwać za sobą tłumy, jak zwykli ludzie mogli w nią wierzyć i dać się jej totalnie pochłonąć.
Łatwo było mi sobie wyobrazić w jaki sposób zmieniał się tok myślenia zwykłych obywateli, bo zostało to dobrze zobrazowane na przykładzie Pierrota.

W powieści nie ma zbyt wielu zaskakujących zwrotów akcji, choć było kilka momentów, które mnie zaskoczyły. Autor pokazał również, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą sprzeciwiać się złu, niezależnie od tego, kto będzie je wyrządzał. Że nie w każdym człowieku zło musi zwyciężyć.

Historia dorastania Pierrota, niejako pod opieką Hitlera i zmiany jakie się w nim dokonują potrafią budzić grozę i dreszcz niepokoju. Czytając o poczynaniach tego młodego człowieka, zastanawiałam się, jak to możliwe, żeby normalny i dobry chłopiec zmienił się w takiego młodego mężczyznę.

Chłopiec na szczycie góry udowadnia, że bez zbędnego patosu i wielkiego nadęcia, można pisać o sprawach bardzo ważnych i poruszających. O sprawach, które budzą do dziś grozę i lęk.
Autor pokazuje, że powieść o takiej tematyce można napisać prostym językiem, a i tak wywoła ona ogromne emocje i będzie wstrząsająca.

Na uwagę zasługuje również zakończenie, jest zaskakujące, poruszające i chwytające za serce. Trudno mi było określić swoje odczucia wobec głównego bohatera i tego co go spotyka.
Z jednej strony to było dziecko, które miało to nieszczęście, aby trafić pod skrzydła Hitlera, z drugiej strony zastanawiałam się, czy istnieje jakaś możliwość wytłumaczenia jego zachowania i poczynań.

Najbardziej poruszył mnie ten poniższy cytat. Autor w kilku zdaniach ukazał, że nie tylko pociągający za spust jest winny zbrodni, ale również ten, który o niej wiedział i nie zrobił nic, aby temu zapobiec.

„Opuściła ręce, uwalniając go z uścisku, i dodała:
- No, ale jesteś jeszcze młody, masz dopiero szesnaście lat. I dość życia przed sobą, żeby jakość przetrawić swój współudział w tym wszystkim.
Tylko nigdy nie wmawiaj sobie, że nie wiedziałeś.
Bo to by była najgorsza zbrodnia”







środa, 24 maja 2017

"Komornik ++ Rewers" Michał Gołkowski



Pisarza Michała Gołkowskiego „poznałam” dzięki jego dwóm książkom ( o obu pisałam na blogu), Komornik oraz Moskal.
Już po lekturze Komornika doszłam do oczywistego wniosku, że pisarz ma fascynującą wyobraźnię.
Wczoraj skończyłam czytać Komornik++ Rewers i doszłam do kolejnego oczywistego wniosku, że wyobraźnia autora jest w takim samym stopniu fascynująca, co przerażająca.

Komornik ++ rozpoczyna się dokładnie w tym momencie, w którym zakończył się tom pierwszy. 
Nie ma żadnego „pitu pitu”, czytelnik od pierwszego zdania wrzucony jest w sam środek akcji, a autor do ostatniej strony nie zwalnia, nie daje odetchnąć Ezekielowi, poniewiera nim jak tylko może.

W pogoni za Dłużnikiem, a przy okazji gościem, który zalazł mu mocno za skórę – Jonaszem – Ezekiel podejmuje się wyprawy na terytorium Rewersu, a to co tam zobaczy i czego doświadczy, będzie prawie jak podróż Dantego przez piekło. Tyle, że w niepowtarzalnym stylu Michała Gołkowskiego, ociekającego sarkazmem, humorem i niewybrednym językiem.
Oczywiście akcja powieści nie toczy się tylko w Rewersie, ale nic więcej napisać się nie da, żeby nie zdradzić fabuły.
Napiszę tylko, że choćbym nie wiem jak bardzo się starała, nie pomyślałabym nawet, że autor wymyśli taki właśnie rozwój akcji.

Pomysły jakie zaserwował czytelnikowi pisarz przyprawiały o ciarki, a w głowie kołatała mi się myśl „skąd on czerpie takie pomysły? W jaki sposób wpadł na coś tak… chorego”. 
Blask był dla mnie chorym miejscem już w pierwszym Komorniku, ale Rewers, który poznajemy  w drugim tomie bije wszystko na głowę.
Przez całą lekturę towarzyszyła mi mieszanka różnych emocji,  fascynacja, rozbawienie, przerażenie, smutek i niekłamana radocha.
I zdziwienie. O tak. To najczęściej.  
Bywały momenty, że myślałam  „Jezu Chryste (później okazało się, że to wyjątkowo nietrafiony dobór słów), co ten Gołkowski znów wymyślił”

Akcja całej powieści jest bardzo dynamiczna, dzieje się bardzo dużo i co tu dużo pisać, jak zwykle Ezekiel ma pod górkę.
Choć w tym tomie, to nie jakaś tam mała górka, to takie Mount Everest wśród kłopotów i przeciwności losu.
Sam główny bohater to wciąż ten sam cyniczny Komornik, brutalny, walący prawdą prosto między oczy, z wyrzutami sumienia, co do których był pewny, że już dawno pochował je gdzieś na dnie swojej duszy.

Komornik ++ Rewers to absolutnie rewelacyjna książka. Nie sądziłam, że to możliwe, ale w mojej ocenie jeszcze lepsza od pierwszego tomu.
Świat Po, który stworzył autor jest w równym stopniu fascynującym co przerażającym miejscem. 
W powieści nie brak sytuacji humorystycznych, które dzięki kwiecistemu językowi Ezekiela wywoływały we mnie ataki śmiechu. Sporo różnych przytyków i kpiny z tego co dzieje się obecnie na świecie, które wyłapie każdy, kto czyta, a nie tylko kartkuje książki.

Zakończenie nastąpiło w takim momencie, że mimo zachwytu, miałam też  chęć mocno potrząsnąć autorem za taki numer.
No bo cóż mi teraz pozostaje? Tylko grzecznie czekać na trzeci tom, a jak już kiedyś pisałam, z cierpliwością u  mnie bardzo krucho.


Książki czytam praktycznie wszędzie, nawet w komunikacji miejskiej w drodze do i z pracy. Dwa dni temu  jadąc do pracy, usłyszałam taką wypowiedź młodego człowieka, który wraz z kolegą siedział za mną, na oko gimnazjalisty:
„patrz chłopie, taka stara babka, a czyta Komornika”.
Rozbawiło mnie to, bo prócz opinii o moim podeszłym! wieku, chłopak zapunktował, bo  znał Komornika.  

Na koniec chcę tylko wspomnieć o wspaniałych grafikach w powieści. Idealnie oddają klimat Komornika, stanowią świetne uzupełnienie fabuły.







poniedziałek, 22 maja 2017

Trzecie książkowe zakupy w maju

Maj już się pomału kończy, ale to nie znaczy, że kończą się książkowe zakupy.
Tym razem dwie paczki.
Pierwsza z Aros.pl, a w niej Narrenturm A. Sapkowskiego (tak wiem, wstyd się przyznać, ale jeszcze nie czytałam) oraz MaddAddam M. Atwood.



Druga paczka dziś odebrana z empik.com, a w środku druga książka B. Sandersona z serii Alcatraz kontra Bibliotekarze oraz kupiona pod wpływem impulsu Złotowidząca.
Jestem dość pozytywnie zaskoczona cenami na empik.com w porównaniu do stacjonarnego salonu.Może to jeszcze nie są ceny z np. Arosa, ale już im niedaleko.

P.S.
Na zdjęciu mistrzyni drugiego planu - Bazyla

środa, 17 maja 2017

"Pierworodna" Tosca Lee. Drugi tom serii Piętno Krwawej Hrabiny


„Pierworodna” to drugi tom serii Piętno Krwawej Hrabiny. O tomie pierwszym pisałam tutaj:  POTOMKOWIE


Druga część rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończył się tom pierwszy.
Audra odzyskuje większość wspomnień, dowiaduje się, że ma córkę Evę i że dla jej bezpieczeństwa musi zniknąć z jej życia.
Dodatkowo Luka zostaje porwany i od tego czy Audra odnajdzie i dostarczy pamiętnik Elżbiety Batory dla Historyczki, zależeć będzie jego życie.
Akcja powieści od razu rusza z kopyta. Nie ma żadnego wprowadzenia, przypomnienia wydarzeń z poprzedniego tomu.
Czytelnik zostaje wrzucony w sam środek wydarzeń. Na szczęście pierwszy tom ukazał się nie tak dawno temu, więc nie trzeba czytać go ponownie, aby przypomnieć sobie, co się działo w pierwszej części.

Co do fabuły, to mam mieszane uczucia. Sporą jej część zajmują nieustające pościgi za Audrą i jej towarzyszami. Ciągłe zmiany samochodów, strzelaniny, pułapki. I tak cały czas.
Ja rozumiem, że jest ona najbardziej poszukiwaną z Potomków, ale ile można czytać o ciągłym pościgu? Dla mnie było tego zwyczajnie za dużo, w pewnym momencie już mnie nużyły opisy kolejnych ucieczek i pościgów.
Ciekawe natomiast były kwestie związane z historią Potomków, samą Elżbietą Batory i talentami jakie posiadali Pierworodni.
Najciekawsze okazało się kilkanaście ostatnich rozdziałów. Wtedy akcja zaczęła się koncentrować na konkretnych wydarzeniach, autorka zaskoczyła mnie kilkoma wydarzeniami i tym jak rozwinęła się fabuła.

Narracja w powieści jest pierwszoosobowa, co okazało się szkodliwe dla bohaterów drugoplanowych. Bardzo dużo wiemy o Audrze,  trochę daje się nam poznać Luka. Ale cała reszta bohaterów jest mało wyrazista, praktycznie nic nie wiemy o ich przeszłości, o ich historii.
Wspierają Audrę w jej działaniach, pomagają, ale są mało widoczni. Uważam, że powieść przez to traci, bo już sama postać Błazna ma duży potencjał i szkoda, że nie został wykorzystany.

Akcja jest bardzo dynamiczna, dzieje się dużo i szybko. Ale tak jak pisałam powyżej, sporą część książki zajmuje ciągłe polowanie na Audrę przez Dziedziców.
Końcówka książki rekompensuje trochę nużące pościgi, wprowadza element zaskoczenia i zostawia otwartą furtkę dla kolejnych tomów.

Mimo, że Pierworodna nie podobała mi się tak jak Potomkowie, to nie jest to zła książka.
Na plus trzeba jej zaliczyć, że akcja rozgrywa się w Europie, koncentruje się na miejscach, z którymi była powiązana Elżbieta Batory. Autorka nie piętnuje Krwawej Hrabiny, poddaje w wątpliwość skalę dokonanego przez nią zła i porusza ważny temat odpowiedzialności kolejnych pokoleń za winy przodków.
Powieść czytało mi się dość szybko i dobrze. Autorka me lekki styl i potrafi zainteresować czytelnika.

Chociaż nie przepadam za pierwszoosobową narracją, to w przypadku tej książki, nie przeszkadzała mi ona aż tak bardzo, choć uważam, że przez to powieść straciła trochę.
Czy sięgnę po kolejne tomy jeśli się ukażą?
Raczej tak, bo tak już mam, że muszę się dowiedzieć, jak dana historia się kończy. 


poniedziałek, 15 maja 2017

Książkowe zakupy maj - odsłona druga

Dziś odebrałam dwie paczki z książkami. Jedną paczkę z Gandalf.pl z nowym Komornikiem M. Gołkowskiego, na którą czekałam z niecierpliwością oraz drugą paczkę z Aros.pl z całą resztą.

Tym razem w większości, to powieści obyczajowe i jedna dla nastolatek, co do której byłam przekonana, że jest dla starszego czytelnika (nie wiem dlaczego). Trzy powieści z gatunku fantasy w tym jedna autorki, o której nic nie słyszałam.
Tak czy inaczej, radość w sercu  jest. Stos nieprzeczytanych książek się powiększa, ale jak na rasowego książkoholika przystało, nie potrafię się oprzeć przymusowi kupowania kolejnych książek.


Moim książkowym zakupom niezmiennie patronuje i kibicuje Frędzel, samozwańczy władca świata. 

piątek, 12 maja 2017

Strażnicy Galaktyki 2

Kilka dni temu udało mi się dotrzeć wreszcie na wyczekiwanych przeze mnie Strażników Galaktyki 2.
Lubię filmy na podstawie komiksów, lubię filmy Marvela, pierwsza część Strażników Galaktyki, pomimo moich obaw, bardzo mi się spodobała.Poszłam do kina pełna nadziei na świetną rozrywkę ze sporą dawką humoru.  Czy spełniły się moje oczekiwania? 
Tak!

Gdybym chciała o swoich wrażeniach napisać zaraz po seansie, w jednym zdaniu, byłoby to coś w stylu „boziu, jaki ten film jest świetny, jak super się bawiłam, jestem zachwycona i nie mogę się doczekać na kolejne części”.
Ale dałam sobie czas na ochłonięcie i co mogę napisać? 
Ah, no tak, w zasadzie to samo, czyli „boziu, jaki  ten film jest świetny, jak super się bawiłam, jestem zachwycona i nie mogę się doczekać na kolejne części”.

Ale aby nie było jednozdaniowo, chcę rozwinąć mój zachwyt nad tym filmem.
Filmy Marvela są dla mnie typową rozrywką, bez ukrytych znaczeń, bez wielkiej głębi czy ogromnych rozterek i dylematów moralnych bohaterów.
To ma być kino, które ma dostarczyć rozrywki, świetnej strony wizualnej, dobrego aktorstwa, odpowiedniej dawki humoru i okrasić to wszystko odrobiną wzruszeń.

Wszystko powyższe w Strażnikach Galaktyki 2 dostałam, a nawet więcej, bo bardzo fajną ścieżkę muzyczną i kilka scen bezwstydnie drwiących z oklepanych schematów.
Poczucie humoru było, nawet sporo. Było też trochę wzruszeń i nawet w jednym momencie mogła się zakręcić łza wzruszenia w oku. Było też odpowiednio wiele typowo amerykańskiego patosu, ale bez przesady. Była niesamowita przygoda i zabawa. 

Na ekranie prócz znanych do tej pory bohaterów, pojawiło się kilku nowych, którzy mimo swojego drugoplanowego charakteru ubarwili fabułę swoją obecnością.
Mimo, że rozwinięcie fabuły było do przewidzenia, zakończenie łatwe do odgadnięcia, to film oglądało mi się świetnie.
Aż żal było, że akcja zmierza do punktu kulminacyjnego i niedługo nastąpi zakończenie.
Na szczęście po napisach Marvel dał widzom kilka dodatkowych scen, więc polecam każdemu pozostanie w kinie do samego końca.

Akcja oczywiście skupia się na znanych nam już z pierwszej części postaciach. Niewątpliwym złodziejem uwagi i sympatii jest mały Groot, który momentami kradnie całe sceny.
Nie sposób było się nie rozczulać nad tym małym rozrabiaką, nie śmiać z jego wyczynów.

Co ważne, w filmie nie ma wyeksponowanego wątku miłosnego, a sympatia i wzajemne przyciąganie pomiędzy Gamorą a Peterem jest pokazany w bardzo zabawny sposób.
W filmie pokazano, że rodzina to nie tylko więzy krwi, ale również – a może przede wszystkim – relacje zbudowane na prawdziwej przyjaźni, choćby z absolutnie obcymi ludźmi, którzy nierzadko stają się nam bliżsi niż prawdziwa rodzina.

Strażnicy Galaktyki 2 sprawili, że do domu wróciłam z ogromnym uśmiechem na ustach i pozytywnym samopoczuciem. Film bardzo dobrze spełnił swoje zadanie – dostarczył mi świetnej rozrywki, rozbawił, wzruszył, narobił chęci na więcej.
Cóż więcej mogę dodać? A tak, już wiem „boziu, jaki ten film jest świetny, jak super się bawiłam, jestem zachwycona i nie mogę się doczekać na kolejne części”.


*zdjęcie pochodzą ze strony www.filmweb.pl



wtorek, 9 maja 2017

"Calamity" Brandon Sanderson

Seria Mściciele autorstwa Brandona Sandersona spodobała mi się od pierwszego tomu.
Już sam pomysł na superbohaterów, którzy są źli mnie zauroczył.
A że sposób pisania autora bardzo przypadł mi do gustu już od czasu przeczytania jego pierwszej książki, byłam pewna, że i ta seria mi się spodoba.

Na trzeci tom przyszło mi czekać dość długo. Ale uważam, że było warto i „Calamity” to świetne zamknięcie trylogii o Epikach i Mścicielach.
Akcja powieści dzieje się w niedalekim czasie po wydarzeniach rozgrywających się w tomie drugim.
David, Megan i niedobitki z grupy Mścicieli próbują zrobić wszystko, aby przeciągnąć Profesora z powrotem na stronę ludzi. Aby tego dokonać, będą musieli zrobić wszystko, aby znaleźć jego słaby punkt i doprowadzić go do konfrontacji ze swoim strachem.
To będzie ryzykowna rozgrywka, zwłaszcza, że Profesor ma swoje plany i niestrudzenie dąży do ich realizacji.

„Calamity” to powieść lekka, pełna dynamicznej akcji i obrazowych pokazów mocy i walk.
To takie Avengers, tylko, że ci co powinni być dobrzy i bronić ludzi, są do szpiku kości źli i życie ludzkie nie ma dla nich żadnego znaczenia.
Nie liczą się z ofiarami podczas walk o władzę pomiędzy sobą, zabijają z zimną krwią.
Brandon Sanderson sprawnie prowadzi akcję aż do spektakularnego zakończenia, trzyma w napięciu, rozwija wątek, który w poprzednim tomie ledwie zarysował i tym samym zaskakuje czytelnika pomysłem na zakończenie trylogii.

Cała trylogia jako jedyna z dwóch serii autora, rozgrywa się na ziemi, w czasach mniej więcej  obecnych.
Autor bardzo ciekawie ukazuje do czego doprowadziło USA dziesięć lat pod jarzmem Epików.  Świetnie ukazuje charaktery swoich bohaterów, ich lęki, obawy i co ich motywuje do walki z Epikami.
A pomysł na to, aby tym co może pokonać moc Epika był strach przed najgłębiej skrywanym lękiem, udowadnia, że to właśnie strach jest największym wrogiem człowieka.
To właśnie strach ogranicza ludzi, ich działania, zadusza w zarodku marzenia, powstrzymuje przed działaniem.
Robiąc ze strachu jedyną broń przeciwko Epikom, autor pokazał, jakie to uczucie może być destrukcyjne.

W Calamity główne skrzypce odgrywają David i Megan. Pozostali członkowie grupy oraz postacie drugoplanowe są mniej wyraziste, choć również ciekawe.
Pomimo tego, że praktycznie cała powieść skupia się na wątku nieuniknionej konfrontacji z Profesorem, autor wplótł w fabułę kilka innych i bardzo ważnych wątków.
Nie brakuje  w powieści poczucia humoru i żartów językowych.

Sanderson sprawił, że temat superbohaterów nabrał świeżości, a magia, którą się posługiwali jest nietypowa i ciekawa.
Zakończenie jest otwarte, choć większość wątków pozostała zamknięta.
Autor nie byłby jednak sobą, gdyby nie zostawił otwartej furtki dla ewentualnej kontynuacji serii. Absolutnie nie przeszkadza mi to, a wręcz ucieszyłam się, że jest szansa, że Mściciele powrócą.

Nie będę się rozwodzić nad stylem pisania autora czy sposobem na ukazywanie bohaterów. Ja zwyczajnie uwielbiam sposób pisania Sandersona, jestem jego wierną fanką od bardzo dawna.
Lubię to w jaki sposób wprowadza czytelnika do swojego świata, bez zbytniego pośpiechu, dokładnie i szczegółowo.
Lubię to, że potrafi mnie zaskoczyć, zmylić, zasmucić, doprowadzić do śmiechu.
Ale najbardziej lubię to, że jego historie mnie oczarowują, wciągają bez reszty do swojego świata, sprawiają, że przez pewien czas żyję życiem jego bohaterów i wraz z nimi przeżywam niesamowite przygody.
Tak było i tym razem, podczas lektury Calamity.
Teraz pozostaje mi czekać niecierpliwie na kolejne książki tego autora, które na pewno wylądują na półce „najlepsze z najlepszych” obok kilku innych, uwielbianych przeze mnie autorów.

piątek, 5 maja 2017

Książkowe zakupy maj

Pierwsza paczka z zamówieniem dotarła 2 maja.
Zamówienie z merlin.pl zrobione w kwietniu, ale z racji premiery Calamity - trzeciego tomu trylogii Mściciele B. Sandersona i wznowienie pierwszego tomu serii Czarny Pryzmat, paczka dotarła dopiero teraz.

W maju ma się ukazać sporo książek na które czekam z utęsknieniem. O kolejnych zakupach więc już niebawem.


środa, 3 maja 2017

"Pocałunek na pożegnanie" Tasmina Perry

„Pocałunek na pożegnanie” to historia dwóch kobiet – Abby oraz Rosamund.
Historia tej drugiej rozgrywa się w 1961 roku, gdy zimna wojna odciskała największe piętno na świcie, czasy były niepewne i niespokojne.
Opowieść o Abby dzieje się w 2014 roku, gdy kobieta dowiaduje się o zdradzie męża. Gdy znajduje w starym archiwum zdjęcie Rosamund i Dominica Blake’a, dziennikarza i podróżnika,  zrobi wszystko aby rozwiązać zagadkę jego tajemniczego zaginięcia w  1961 roku.

Akcja powieści toczy się dwutorowo, ale za sprawą Rosamund, która w 2014 roku żyje i staje się również aktywnym uczestnikiem współczesnych wydarzeń, przeszłość i teraźniejszość będą się przenikać i splatać ze sobą.
Autorka bardzo sprawnie nakreśliła swoich bohaterów, dobrze oddała ich charaktery, wewnętrzne rozterki i niepewność.
Skoncentrowała się na Abby i Rosamunde, ale nie zapomniała o męskich bohaterach powieści.
Dużo więcej czasu w powieści poświęca wydarzeniom z 1961 roku niż tym z 2014, ale samej książce wychodzi to tylko na dobre.
Historia uczucia Rosamunde i Dominica jest ciekawa, a jego zaginięcie wprowadza do fabuły bardzo intrygujący wątek szpiegowski, którym autorce udało się mnie nawet zaskoczyć.
Oczywiście pewne rozwiązania są dość łatwo przewidywalne, ale niektóre nie i to sprawia, że powieść czyta się z dużym zainteresowaniem.

Jeśli chodzi o wydarzenia z 2014 roku, te dotyczące Abby, to Tasmina Perry bardzo trafnie ukazała jak wygląda życie we współczesnym świecie, gdzie ciągły pośpiech, dążenie do  materialnego komfortu  sprawia, że ludzie zatracają po drodze to co najcenniejsze – uczucia, więzi, proste, ale jakże ważne w każdym związku gesty i zwyczaje, np. wspólne wypicie kawy rano, wyjście do kina, czy zwykła rozmowa.
Ukazuje jak bardzo można się od siebie oddalić, mimo łączącego ludzi uczucia, jak stracić ze sobą kontakt, mimo, że mieszka się razem, żyje razem.
Co ważne, pokazała również, że rezygnacja z marzeń na rzecz finansowego dobrobytu może pozbawić ludzi celu w życiu.

Autorka w swojej powieści sprawnie żongluje informacjami, próbuje zmylić czytelnika, wprowadzić zamieszanie. Nie unika trudnych tematów, a brak schematów w wątku Abby jest dużym plusem. Nie ma tu bowiem typowego rozwiązania  „mąż ją zdradził, załamała się, poznała nowego i wspaniałego faceta i wszyscy żyli długo i szczęśliwie”.
Wątki miłosne są prowadzone z wyczuciem i subtelnością. Czytając o problemach Abby w małżeństwie czy rodzącym się uczuciu pomiędzy Rosamund a Dominiciem, odnosiłam wrażenie, że gdyby ci bohaterowie żyli naprawdę, to tak właśnie mogłaby wyglądać ich historia.

Autorka ma lekki styl, powieść czyta się przyjemnie i szybko. Potrafi wciągnąć czytelnika w świat swoich bohaterów, zainteresować ich losami i sprawić, że nie bacząc na późną porę i konieczność pobudki o świcie, czyta się kolejny rozdział kosztem snu.
Na koniec dodam tylko, że urzekła mnie również okładka. Delikatna i subtelna, w stylu starej fotografii, od której zresztą rozpoczęła się historia opisywana w powieści.