sobota, 30 września 2017

"Cień i kość" tom pierwszy Trylogii Grisza. Leigh Bardugo

Trylogia Grisza, to wcześniejsze książki autorki Szóstki Wron (pisałam o niej TUTAJ) .
„Cień i kość” to jej pierwszy tom.
Główną bohaterką jest Alina Starkow, sierota,  wątłego zdrowia, niewyróżniającej się urody i bez żadnych szczególnych telantów. Jej jedynym przyjacielem i powiernikiem, który tak jak ona mieszka w sierocińcu, jest Mal – myśliwy i tropiciel.
Gdy dwójka przyjaciół dorasta, opuszczają sierociniec i z braku innych perspektyw, zaciągają się do Armii.
Podczas przeprawy przez Fałdę Cienia i ataku zamieszkujących ją Wilkrów – Alina niespodziewanie ujawnia drzemiącą w niej moc, ratując życie przyjaciela.
To jednak zwróci uwagę kogoś potężnego – Darklinga.
A za ujawnioną moc, przyjdzie dziewczynie zapłacić…

Akcja powieści zaczyna się dość energicznie. Autorka przedstawia pokrótce głównych bohaterów, Alinę i Mala i szybko wprowadza czytelnika w wykreowany przez siebie świat.
A ten jest wyjątkowo ciekawy, wzorowany na Rosji, pełen magii, tajemnic i walki o władzę.  Magowie, tutaj zwani Griszami, to kasta dzierżąca władzę, walcząca o wpływy, knująca i spiskująca.
Sposób ukazania świata i jego nawiązania do Rosji uważam za duży plus powieści.

Autorka stara się również dobrze nakreślić głównych bohaterów, pokazać ich charaktery, dążenia, marzenia. Uważam, że nie całkiem się jej to udało. O chłopaku wiadomo niewiele, a przez cały wątek pobytu Aliny w szkole, prócz jednej czy dwóch retrospekcji, jego postać jest całkowicie pominięta.
Za to Alina to dziewczyna bez charakteru, która się nie rozwija, nie uczy na własnych błędach i nie wyciąga wniosków z porażek. A co najgorsze, jej głównym zmartwieniem jest to, że Darkling zwrócił na nią uwagę, a potem pocałował i fakt ten do tego stopnia zajmuje jej myśli, że nie dostrzega ona czającego się dookoła niej niebezpieczeństwa.
Nie byłam w stanie polubić tej postaci ani jej kibicować. Dla mnie była ona mdła i papierowa, co zaszkodziło powieści, bo to przecież jej główna bohaterka.

Za to na moje uznanie zasłużył sobie Darkling. Niejednoznaczny, od samego początku było wiadomo, że wszystko co robi, robi w tylko sobie znanym celu i na pewno skrywa wiele tajemnic. I oczywiście nie wyjawi ich Alinie.
Kolejną postacią, która mnie zaintrygowała był kapłan Apparat, który od pierwszego momentu  skojarzył mi się z Rasputinem i wpływami jakie ten posiadał  na Carskim dowrze.
Apparat – szara eminencja, o hipnotyzującej osobowości, to bardzo tajemnicza postać. Praktycznie nic o nim nie wiadomo, a każde jego pojawienie się, wzbudzało niepokój.  Mam nadzieję, że w kolejnych tomach będzie go zdecydowanie więcej.
Trzecią postacią, która mi się spodobała, była Genia. Piękna i niebezpieczna, o subtelnych wpływach  na dworze króla.
Skrzętnie skrywała swoje cele i dążenia, nie do końca było wiadomo komu naprawdę sprzyjała.

Akcja powieści jest dość dynamiczna, choć niektóre wątki są potraktowane bardzo powierzchownie, jak na przykład nauka Aliny u Baghry i jej próby zapanowania nad swoją mocą. Długo nic jej się nie udawało, aż tu nagle dwa, trzy zdania i BUM! Alina potrafi już działać cuda. Trochę mnie rozczarowało takie podejście do tego tematu, liczyłam na więcej.

Język powieści jest bardzo lekki i przyjemny. Dzięki temu powieść czyta się szybko.  Mimo, że momentami autorka ślizga się po powierzchni swojej opowieści, zamiast trochę bardziej się w nią zagłębić, to fabuła była dla mnie na tyle wciągająca, że czytałam z przyjemnością.
Minusem okazał się ogólnie wątek miłosny. Sercowe rozterki Aliny były dla mnie mało wiarygodne, jej fascynacja Darklingiem, tęsknota za Malem – czyli wewnętrzne rozdarcie – mało przekonywujące i zbyt powierzchownie potraktowane, przez co nieprzekonywujące.
Mimo, że fabuła powiela schematy innych powieści z tego gatunku (pierwsze moje skojarzenie, to duże podobieństwo do trylogii Czarnego Maga Trudi Canavan), to Cień i Kość czytało mi się dobrze i z zaciekawieniem.
To bardzo lekka powieść młodzieżowa, w której na ogromny plus zasługuje stworzony przez autorkę  świat wzorowany na Rosji, ciekawy system magiczny oraz  intrygujący i niejednoznaczny czarnych charakter.
I choć nie polubiłam głównej bohaterki, a momentami wręcz mnie denerwowała, to chętnie sięgnę po kolejny tom, bo zżera mnie ciekawość jak rozwiną się wydarzenia z końcówki powieści, co się stało z Darklingiem i Fałdą Cienia, czy Alina wydorośleje i czy uda się jej wykorzystać swoją moc tak jak pierwotnie miała to zrobić.
Więc to nie koniec mojej przygody z Griszami i liczę na ciekawe i wciągające dwa kolejne spotkania.

czwartek, 28 września 2017

Ian R. MaCleod, cykl "Wieki Światła" czyli Wieki Światła i Dom Burz

Dziś w ramach cyklu „dawno, dawno temu” chciałam napisać o dwóch powieściach z cyklu „Wieki Światła, autorstwa Iana R. MacLeod:

1. Wieki Światła
2. Dom Burz

Obie książki zaintrygowały mnie okładką i opisem. Po książki sięgnęłam w  2012 roku i do dziś pamiętam wrażenie jakie na mnie zrobiły.
Obie powieści można łatwo zakwalifikować do gatunku fantasy, ale próżno w nich szukać znanych schematów czy kalek gatunkowych.
Prócz głównego gatunku, mamy w nich również trochę wątków obyczajowych oraz steampunku.


Wiek Przemysłu, wiktoriańska Anglia, która od tej dobrze nam znanej różni się jednym szczegółem, obecnością potężnej magii. Najcenniejszym surowcem jest eter – który pozwala używać magii i dokonywać niebywałych rzeczy. To on wpływa na wszystko co się dzieje, decyduje o zmianach społeczno-ekonomiczno-politycznych, o powstawaniu fortun lub ich niszczeniu.
Od tego czy eter jest czy go nie ma, zależy praktycznie wszystko. A istnieje realne niebezpieczeństwo, że złoża się wyczerpią.
Eter i bogactwo, które oferuje jest tak samo pożądane co nienawidzone.
Na tle zmian i nadciągającej rewolucji śledzimy losy Roberta, młodego człowieka, który nie potrafi zapomnieć o swojej młodzieńczej miłości.

Wszystkie szczegóły delikatnie zatarły się w mojej pamięci, ale wrażenie wyśmienitej lektury pozostało.
Wiek Światła, to pięknie napisana powieść,  lekko liryczna, nastrojowa, pełna pasji i emocji.
Czytając tą powieść czułam się, jakbym sama była uczestnikiem wydarzeń opisywanych w powieści, tak sugestywnie pisze o nich autor.
Narracja w powieści jest pierwszoosobowa i choć za taką formą nie przepadam, to w tym przypadku wcale mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie.
Powieść zawiera sporo plastycznych opisów, ale są one tak wspaniale wplecione w fabułę, że nie nudzą, przeciwnie – są ciekawe i wciągające.
Powieść mnie oczarowała i zachwyciła. Mimo upływu lat, wciąż pamiętam to uczucie zachwytu, gdy połykałam kolejne rozdziały. Nic w tej książce nie było oczywiste, a magia ścierała się na jej kartach z postępem i techniką. Dało to wyjątkowo udane połączenie.
Lekturę Wieków Światła wspominam bardzo dobrze i może za jakiś czas ponownie sięgnę po tą książkę.




„Dom Burz” to druga powieść z cyklu, której akcja rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii rządzonej eterem i magią.
Mimo, że w tej powieści mamy innych bohaterów, fabuła przesiąknięta jest tym samym klimatem co Wieki Światła.
Głównymi bohaterami są Alice Meynell, jej syn Ralph i oczywiście eter. Ten pożądanych przez wszystkich surowiec.
Akcja powieści jest zdecydowanie bardziej dynamiczna niż w Wiekach Światła, ale nie brakuje w niej barwnych i plastycznych opisów i  wątku romantycznego, tzn. uczucia pomiędzy Ralphem a Marion.
Jest on bardzo subtelnie opisany, ale ma duże znaczenie dla całej fabuły.
Dom Burz zachwycił mnie chyba jeszcze bardziej niż jej poprzedniczka. Napisana takim samym pięknym językiem, oczarowała mnie od samego początku.
Dałam się wciągnąć w wątek miłosny, kibicowałam mu i czułam niepokój spowodowany knowaniami Alice.
Fabuła zachwyca, czasami szokuje. Świat wykreowany przez autora jest fascynujący.
Wśród magii i eteru autor dotyka takich problemów jak potrzeba akceptacji, miłości i zrozumienia. Wśród technologicznego postępu tylko jedno jest wciąż takie samo, człowiek i jego natura.
Lekturę powieści wspominam tak samo dobrze, jak Wieków Światła. Dałam się zauroczyć i oczarować, słowem zachwycić.
Cieszę się ogromnie, że trafiłam na tego autora i jego książki, bo to była wyjątkowa przygoda i wspaniała lektura.
Na koniec chcę tylko dodać, ze Wydawnictwo MAG bardzo się postarało jeśli chodzi o jakość wydania, twarde okładki, do tego wyjątkowo piękne i oddające klimat powieści. Zdecydowany plus.

*oba zdjęcia pochodzą ze strony Lubimy Czytać


wtorek, 26 września 2017

Książkowe zakupy - drugie we wrześniu

We wrześniu miało miejsce sporo premier. Tak się złożyło, że większość w drugiej połowie miesiąca.
Postanowiłam więc kilka książek zamówić w przedsprzedaży i dopiero niedawno podocierały do mnie przesyłki.
Najpierw po sporych perturbacjach dotarła do  mnie paczka z merlin.pl i choć początkowo miało w niej być osiem książek, to z powodów niezależnych ode mnie, zamówienie skurczyło się do czterech.













Z powodu kłopotów z dostępnością w merlinie, dwie książki na których bardzo mi zależało kupiłam w empiku. Ceny były zdecydowanie mniej atrakcyjne, ale miałam kupon rabatowy, więc nie wyszło źle.











Gdy obiecałam sobie, że już NIC, ale to naprawdę NIC we wrześniu nie zamówię, bonito.pl ogłosiło dodatkowy rabat...
Jako uzależniona książkoholiczka nabyłam dwie książki i byłam z siebie wyjątkowo dumna, że TYLKO dwie.













Na koniec znalazłam w kalendarzu krótką informację, że już miesiąc temu miałam kupić książkę polskiego autora (o którym kompletnie nic nie słyszałam). Książka została mi polecona i znalazłam - jak już zaczęłam szukać -  sporo pozytywnych o niej opinii.
Książki te (trzy) znalazłam tylko w ebookowo.pl wydane w jednym tomie. Kupiłam. Przecież nie można nie dotrzymywać obietnic, które się złożyło samemu sobie ;)



Jak widać, sporo było tych zakupów, małych, w różnych księgarniach/dyskontach. Stos książek czekających w kolejce na przeczytanie znów rośnie, ale to nic. Czuję psychiczny komfort, gdy wiem, że mam jeszcze "zapas" na chudsze czasy.

poniedziałek, 25 września 2017

"Obsesja" Katarzyna Berenika Miszczuk

Dzisiejszy wpis zacznę  od tego, że ja w sumie nie przepadam za kryminałami (już kiedyś o tym pisałam), a wyjątkiem są te pisane przez Jonathana Kellermana, gdzie głównym bohaterem jest psycholog dziecięcy. Wątek psychologiczny w jego książkach jest zawsze mocny i ciekawy.
Ale gdy przeczytałam, że autorka serii Kwiat Paproci, która skradła mi serce, napisała nową powieść z gatunku „kryminał” nie mogłam się oprzeć chęci przeczytania.
Czy słusznie?
Oczywiście.

Akcja powieści rozgrywa się w Warszawskim szpitalu, gdzie pracuje Joasia Skoczek – główna bohaterka. Jest psychiatrą na specjalizacji, a po przykrym rozwodzie, pół roku wcześniej postanowiła właśnie w stolicy rozpocząć nowe życie.
Zawodowo Asia poukładała sobie wszystko, ale jak to bywa, sprawy osobiste ma w totalnej rozsypce.
I może jakoś by to wszystko gładko szło do przodu, gdyby nie zyskała nagle tajemniczego wielbiciela, który zostawia jej w szafce liściki miłosne (coraz bardziej niepokojące), a seryjny morderca postanawia reaktywować swoją działalność właśnie w szpitalu, w którym pracuje Asia.

„Obsesja” na tle innych powieści kryminalnych, z którymi miałam do czynienia wypada zdecydowanie dobrze.
Autorka dużo czasu poświęca wprowadzeniu czytelnika w wydarzenia, które rozgrywają się w powieści.
Dobrze nakreśla główną bohaterkę, jej charakter. Jej postać nie denerwowała głupim zachowaniem i idiotycznymi decyzjami. Asię bardzo łatwo było polubić i jej kibicować. Postacie drugoplanowe również nie są tylko tłem dla Asi Skoczek, ale mają swoją rolę do odegrania i przewijają się przez całą powieść.
Nawet wątki zagmatwanego życia osobistego Asi są dobrym uzupełnieniem głównego, kryminalnego .
Mimo pewnych schematów, autorce udało się sprytnie wodzić czytelnika za nos, zmylać go na każdym kroku i gdy już było się prawie pewnym, kto jest mordercą – zrobić taki zwrot akcji, że znów od nowa zastanawiałam się kto w końcu zabija.
Przyznam szczerze, że to kto jest tym złym bohaterem trafnie podejrzewałam na samym początku, ale autorka tak sprytnie mnie zmyliła, że uznałam, że to niemożliwe i dopiero pod koniec powieści domyśliłam się prawdy.
Zapisuję to autorce na ogromny plus.

Charakterystyczny  dla autorki styl nadaje powieści pewnej lekkości. Powieść czyta się dobrze i bardzo szybko czytelnik wciąga się w fabułę.
Na drugi ogromny plus zasługuje autorka za humor, niekiedy bardzo czarny. Dzięki temu powieść nie przygnębia, okrucieństwo nie przytłacza.
"Obsesja" to zgrabne połączenie literatury kobiecej, kryminału i thrillera.  Klimat powieści jest dość niepokojący i momentami mroczny, pomimo lekkości, którą wprowadza styl autorki.
Przez całą powieść czułam zagrożenie w jakim znalazła się Asia, jej lęki i niepewność.
Niektóre momenty przyprawiały mnie o ciarki, by zaraz, praktycznie w tej samej chwili wywołać mój śmiech.

„Obsesja” to naprawdę dobra i wciągająca powieść. Pozwala oderwać się od rzeczywistości i dać wciągnąć opowiadanej przez autorkę historii.
Bardzo polubiłam Asię, Kołtuna i niektórych bohaterów drugoplanowych. Przez większą część książki gubiłam się w domysłach, kto jest seryjnym mordercą i co nim kieruje.
Autorka starała się zmylić czytelnika i długo się jej to udawało.

Jestem bardzo zadowolona z lektury Obsesji. To dobra książka, z ciekawym wątkiem kryminalnym, ze sporą porcją poczucia humoru i ciekawymi wątkami pobocznymi.
Katarzyna Berenika Miszczuk z łatwością wciągnęła mnie w opowiadaną przez siebie historię i jestem pewna, że pomimo faktu, że kryminały nie należą do mojego ulubionego gatunku literackiego, to po każdy kryminał napisany przez panią Miszczuk sięgnę z prawdziwą przyjemnością.

Za możliwość przeczytanie książki bardzo dziękuję wydawnictwu W.A.B

sobota, 23 września 2017

"Poldark. Fala gniewu" Winston Graham

„Fala gniewu” to siódmy tom sagi rodzinnej Poldarków. Wyczekiwałam go niecierpliwie z kilku powodów.
Raz, że cała saga to wspaniała lektura, dwa, że w poprzednim tomie tyle się wydarzyło, że nie mogłam się doczekać, żeby dowiedzieć się, jak autor pokieruje losami bohaterów, trzecim powodem był opis siódmego tomu, który wskazywał, że wiele się będzie działo.
Liczyłam na pasjonująca lekturę i się nie rozczarowałam.

Akcja powieści  rozpoczyna się mniej więcej w tym miejscu, w którym zakończył się poprzedni tom. Ross jest posłem w Izbie Gmin i przebywa część roku w Londynie, jego relacje z Demelzą są nadal niepewne i mocno nadwątlone. W tym samym czasie Elizabeth orientuje się, że jest w ciąży, a Morwenna otrzymuje kolejny cios od życia, który mimo tego, że tragiczny w skutkach, to dla niej może okazać się wybawieniem.


Mogę śmiało powiedzieć, że „Fala gniewu” to jak do tej pory najlepsza część sagi. Bohaterowie są już dojrzalsi, mądrzejsi i życiowo dużo bardziej doświadczeni.
Mimo to nadal pełni są uczuć i emocji, nad którymi często nie panują.
Wydarzenia w powieści mają niekiedy bardzo gwałtowny przebieg i przynoszą niespodziewane skutki.
Główne skrzypce nadal grają Ross i Demelz i ich wzajemne relacje. Ale co ważne i uważam, że wyszło powieści na plus, to większe znaczenia nabrali również Caroline i jej mąż oraz Morewnna i Drake. Oczywiście w powieści nie może zabraknąć Georga Warlegganea  i Elizabeth oraz skomplikowanych relacji, jakie łączą ich z Rossem.

Mimo, że w sumie mamy szóstkę głównych bohaterów, autor bardzo sprawnie i płynnie przechodzi z jednego wątku do kolejnego.
Prócz wydarzeń dotyczących bezpośrednio bohaterów, przedstawił jak zwykle mocne i interesujące tło historyczne i społeczne, tym razem pokazując czytelnikowi sposób działania parlamentu, jego skorumpowania i machinacji oraz działania wojenne generała Bonaparte.
Wszystko to zrobił w sposób szczegółowy, ale ani nie rozwlekły ani nie nudny. Zresztą już od pierwszego tomu uważam, że tło historyczne i społeczne to jedna z mocniejszych stron powieści.
Gdybym miała opowiedzieć komuś o czym jest ta książka, to jej streszczenie w kilku zdaniach mogłoby sugerować, że to wyjątkowo nudna lektura, w której nic się nie dzieje.
Nic bardziej mylnego oczywiście.
Powieść przepełniona jest emocjami, uczuciami, po równi miłością, nienawiścią, zazdrością, rozpaczą, smutkiem, lękiem i radością.
Pod płaszczykiem etykiety i dobrego wychowania aż kotłuje się od uczuć i pasji.
Fabuła zaskakuje wydarzeniami, których się czytelnik nie spodziewa, a rozwiązanie niektórych problemów wcale nie sugeruje dobrego zakończenia.


W tomie piątym – Czarny księżyc – mocno zawiodłam się na Rossie. Nie mogłam mu wybaczyć tego co zrobił.
W tomie szóstym niesamowicie rozczarowała mnie Demelza. I mimo, że to niesprawiedliwe, miałam do niej zdecydowanie większy żal niż do jej męża.
Byłam na nią zła, nie potrafiłam pojąć, dlaczego naraziła wszystko co kochała.
Z podobnymi uczuciami musiał się również zmierzyć Ross w Fali gniewu, co autor wspaniale opisał.
Sponiewierał większością swoich bohaterów, jednym coś dał, innym coś odebrał. Ale żaden z nich nie pozostał bez rany w sercu.

Styl i język powieści niezmiennie są wspaniałe. Mimo, że chwilami akcja płynie leniwie, to od lektury zwyczajnie nie można się oderwać. Ponad sześćset stronicową książkę czyta się w dwa dni i ani człowiek spojrzy, a następuje koniec.
I to jaki koniec.
W przypadku Fali gniewu, autor zakończył powieść bardzo dramatycznie, zadał bohaterom cios, który wpłynie na życie każdego z nich.

Prócz wydarzeń z życia bohaterów, śledzimy również zmiany zachodzące w Anglii i na świecie, kolejne wojenne potyczki, rozwój medycyny. Do tego autor pokazał jak stopniowo arystokracja musiała przyjmować w swoje szeregi bogate rodziny bez odpowiedniego pochodzenia.

Winstom Graham w bardzo realistyczny sposób opisuje losy swoich bohaterów. Już kiedyś to pisałam przy okazji wcześniejszych tomów sagi (recenzje wszystkich są na blogu), ale powtórzę jeszcze raz.
Czytając każdy kolejny tom, odnosiłam wrażenie jakbym czytała historię żyjących kiedyś ludzi. Aż ciężko mi uwierzyć, że to tylko literacka fikcja.


„Fala gniewu” jest tak pełną emocji powieścią, że jeszcze długo po jej przeczytaniu nie mogłam się otrząsnąć i przestać myśleć o jej bohaterach.
To wspaniałe lektura, która sprawia, że chce się więcej i więcej.
Bohaterowie to dojrzali ludzie, którzy przeszli już niejedno, a jednak życie  wciąż składa na ich barki kolejne ciężary. Oczywiście nie same tragedie goszczą na kartach powieści.  Jak to w życiu, radości przeplatają się ze smutkami.
Powieść kończy się nadejściem nowego stulecia, więc domyślam się, że nowe pokolenie Poldarków i ich przyjaciół nabierze większego znaczenia na kartach kolejnego tomu.
Winston Graham tym tomem sam sobie wysoko podniósł poprzeczkę. Ale jestem pewna, że sprostał zadaniu i każdy kolejny tom będzie tak samo wspaniały jak „Fala gniewu”





czwartek, 21 września 2017

"Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker" oraz "Walka Światła i Mroku o Percy Parker"

Już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pomysł na cykl „Dawno, dawno temu” w którym pisałabym o książkach mało znanych, czytanych dawno temu.
W końcu zebrałam się w sobie, zadecydowałam, że raz w tygodniu będę pisała o takiej powieści/dylogii/trylogii i dziś właśnie nastał ten dzień.

Na pierwszy ogień postanowiłam rzucić dylogię autorstwa Leanna Renee Hieber – Percy Parker.
Składają się na nią powieści:
1. Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker
2. Walka Światła i Mroku o Percy Parker


Akcja powieści rozgrywa się w wiktoriańskim Londynie. Dziewiętnastoletnia Persefona Parker przyjeżdża do Londynu, aby podjąć naukę w owianej tajemnicą Akademii  Ateńskiej. Dziewczyna wygląda bardzo osobliwie, ma całkowicie białe włosy, białą cerę i niesamowity dar – widzi duchy, z którymi potrafi się komunikować.
Nie wie, że jej nauczyciel Alexi Rychman, dyrektorka szkoły i ich przyjaciele tworzą tajemnicze zgromadzenie, które broni świat przed mrocznymi siłami, oraz czeka na siódmą osobę, która do nich dołączy. Zgodnie z przepowiednią.

Gdy sięgnęłam po tą powieść, nic o niej nie wiedziałam. Książka nie byłą nigdzie reklamowana, przynajmniej ja nigdy takiej reklamy nie widziałam. Tym bardziej byłam zaintrygowana.
Autorka zabiera czytelnika w świat duchów, mistycyzmu, mrocznych sił, które czyhają na śmiertelników.
Robi to piękny sposób. Jak przystało na epokę w której rozgrywa się akcja, ta nie pędzi na złamanie karku, brak w niej niespodziewanych zwrotów akcji i wydarzeń następujących po sobie w szalonym tempie. Ale to nie ujmuje powieści atrakcyjności, bynajmniej.
Fabuła jest wciągająca i choć czytelnik od początku wie, kto w książce jest tym dobrym, a kto złym, to i tak kolejne rozdziały czytałam z ogromnym zainteresowaniem.
W książce dominują dwa główne wątki, walka z siłami ciemności oraz rodzącego się uczucia pomiędzy Percy o Alexim.
Autorka me lekkie pióro, bardzo zgrabnie łączy ze sobą wątki i wspaniale prowadzi narrację. Powieść jest  nastrojowa, subtelna, z delikatną  nutką grozy.
Wszyscy bohaterowie są ciekawi i intrygujący. Autorka skupia się na Percy i Alexim i to ich poznajemy najlepiej, ale również każdy z  drugoplanowych bohaterów jest przedstawiony dobrze i  odgrywa w powieści ważną rolę.
Akcja mimo, że nie gna na złamanie karku, jest wartka i wciągająca.  Klimat powieści jest niesamowity, to szarości wiktoriańskiego Londynu, biel włosów Percy oraz mrok spowijający czającą się grozę.
W swojej powieści autorka nawiązuje do mitologii Greckiej, ale robi to bardzo subtelnie i z wyczuciem, również wątek romantyczny nie dominuje fabuły, która jest spójna i intrygująca.
„Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker” mnie oczarowała i zachwyciła. To wyjątkowa lektura z niesamowitym klimatem i fajnymi bohaterami. I mimo, że bywały momenty, że Percy potrafiła mnie zdenerwować, to powieść oceniam bardzo wysoko.



Druga część przygód Persefony, Alexieja i ich przyjaciół również rozgrywa się w Londynie, choć nie w całości.
W tej części Percy będzie musiała niczym mityczna Persefona wejść do zamieszkiwanej przez duchy Krainy Szeptów aby ocalić swój świat i ludzi.
Powieść trzyma poziom swojej poprzedniczki, styl i pióro autorki się nie zmienia, a fabułą  również przesiąknięta jest klimatem wiktoriańskiego Londynu.
Percy będzie musiała – prócz walki o świat śmiertelników – odnaleźć się w nowej dla niej roli żony i poradzić sobie ze swoimi rozterkami i wątpliwościami.
Autorka pozwala czytelnikowi poznać lepiej bohaterów drugoplanowych, ich przeszłość i tajemnice.  Rozwiązuje niektóre niewyjaśnione w pierwszym tomie wątki, a akcja wartko zmierza do finału.
Powieść kończy się w taki sposób, że nie widzę możliwości kontynuowania tej historii, choć różnie to bywa.
„Walka Światła i Mroku o Percy Parker” to bardzo dobry drugi tom, który jak poprzedni, wciąga, oczarowuje i zaskakuje.
Pięknym językiem autorka pisze o zmaganiach z siłami mroku, o miłości, pasji i namiętności. Wszystko to utrzymane w wiktoriańskim klimacie.


Podsumowując.
Jestem bardzo zaskoczona, że te powieści nie zyskały rozgłosu. Może nie jest to wybitna literatura, ale  jednak obie powieści są bardzo dobre, ciekawe, napisane pięknym językiem, ze wspaniałym klimatem i odrobiną romantyzmu.
Autorka zgrabnie połączyła elementy mitologii Greckiej z klimatem wiktoriańskiego Londynu i w piękny, chwilami wręcz liryczny sposób opisała wątek romantyczny.
Dla mnie to powieści, które muszą zostać na mojej półce, bo nadejdzie taki dzień, gdy większość szczegółów zatrze się w mojej pamięci i wtedy po raz kolejny będę mogła sięgnąć po te książki i znów dać się oczarować przygodom Percy Parker.

*zdjęcia pochodzą ze strony Lubimy Czytać






wtorek, 19 września 2017

"Żerca" Katarzyna Berenika Miszczuk

 „Żerca” to trzeci tom serii Kwiat Paproci. Kolejny tom – czwarty –ma się ukazać dopiero na wiosnę, chciałam więc odwlec czytanie trzeciego ile się da, żeby skrócić sobie oczekiwanie na Przesilenie.
Niestety nie wytrzymałam długo i nad ranem skończyłam czytać trzecią część przygód Szeptuchy Gosi.
Akcja powieści rozpoczyna się zaraz po dramatycznych wydarzeniach Nocy Kupały.
Mieszko przepadł bez wieści, Gosia tęskni i rozpacza, bogowie znów coś knują, a w Bielinach ktoś lub coś zaczyna mordować boginki i demony. Aha, pojawił się również nowy Żerca – Witek, który jest marzeniem każdej matki, posiadającej córkę na wydaniu.

Żerca rozpoczyna się dość łagodnie.  Gosia i Baba Jaga muszą dojść do siebie i poukładać sobie wszystko w głowie, Baba Jaga zmaga się z żałobą po Mszczuju, a Gosia walczy z wyrzutami sumienia z powodu jego śmierci. Początek powieści jest więc spokojny, trochę refleksyjny i momentami smutny.  Autorka pozwala kobietom na chwilę smutku, zanim bogowie wciągną Gosię w swoje knowania.
Akcja zaczyna przyspieszać gdy Gosia dowiaduje się o zniknięciu Radka, a niepokojące wizje przyszłości wskazują, że nie tylko jemu grozi niebezpieczeństwo.
W tym tomie nie ma jednego  głównego wątku, jak to było w poprzednich tomach. W Żercy przeplata się ich kilka i każdy jest tak samo ważny.
Spłata długu u Swarożyca, poszukiwania mordercy demonów, skomplikowane relacje uczuciowe z władcą Polan.
Z tym i jeszcze paroma innymi rzeczami przyjdzie zmierzyć się Gosi.

Co się zmieniło w stosunku do poprzednich tomów, to rozwój postaci młodej szeptuchy. Dziewczyna wreszcie przestaje zachowywać się jak uparta nastolatka, z czego sama zdaje sobie sprawę. Jej autoironia jest pełna humoru i sarkazmu i nie raz powodowała moje szczere wybuchy śmiechu.
Gosia zdaje sobie również sprawę ze swojego momentami idiotycznego zachowania i podejmuje próby aby to zmienić (z różnym skutkiem).
Dziewczyna przechodzi długą drogę (choć czasowo minęło zaledwie pół roku) od totalnej ignorantki, upartej jak koza i udającej że czegoś nie ma, mimo, że to coś stoi przed nią i śmieje się jej w twarz, do zdeterminowanej  kobiety, troszczącej się o innych, szanującej tradycję i potrafiącej przyznać, że jednak nie miała racji, metody Baby Jagi działają całkiem skutecznie, a bogowie przechadzają się pomiędzy ludźmi jeśli najdzie ich taka ochota.


Akcja powieści, po początkowym wolnym tempie, nabiera rozpędu i nie zwalnia już do końca.
Wiele się dzieje, niebezpieczeństwo narasta, atmosfera zagrożenia wokół Gosi mocno gęstnieje.
Mimo to w Żercy nie brakuje poczucia humoru i lekkości.
Folklor  słowiański odgrywa  bardzo ważną rolę w każdym tomie. W tym autorka opisuje  obchody Święta Plonów oraz rytuał płodności  i swaćbę.  Robi to niezwykle plastycznie i obrazowo.  Jestem pod ogromnym wrażeniem jak ciekawie i szczegółowo pani Miszczuk potrafi opowiadać o wierzeniach Słowian, jednocześnie nie zanudzając czytelnika  rozwlekłymi opisami.
Śladem poprzednich tomów, autorka poprzez wizje Gosi pozwala czytelnikowi poznać trochę lepiej przeszłość Mieszka. Bardzo podoba mi się ten sposób na lepsze poznanie władcy Polan.

Co do wątku kryminalnego, to tego kto jest mordercą demonów i boginek domyśliłam się już na samym początku.  Autorka mogła trochę bardziej zmylić czytelnika, dać kilka fałszywych wskazówek. Nie szkodzi to powieści, ale nie jest też niczym zaskakującym i tutaj nie wykorzystano potencjału jaki miał ten wątek.
Natomiast fabuła zawiera kilka wydarzeń, których się kompletnie nie spodziewałam i które sądząc po zakończeniu, będą odgrywały bardzo ważną rolę w kolejnym tomie.

No właśnie, zakończenie. Tutaj autorka się postarała. Zakończyła Żercę  z wielkim przytupem i w takim momencie, że nie wiem, jak ja wytrzymam do wiosny i ukazania się Przesilenia.
Dosłownie zastrzeliła mnie rozwojem wypadków, którego się nie spodziewałam i gwałtownym urwaniem akcji. Zrobiła to w swoim stylu, na poły poważnie i ironicznie.
Co do stylu autorki, to jest on niezmiennie dobry. Pani Miszczuk ma lekkie pióro, potrafi pisać bardzo obrazowo i plastycznie.
Każdą z jej powieści czytało mi się bardzo szybko, bo nie trudno było dać się porwać opowiadanej przez pisarkę historii. Seria Kwiat Paproci nie pretenduje do miana literatury wybitnej, ale to świetne powieści w swoim gatunku, dobrze napisane, z wciągającą fabułą i wyrazistymi bohaterami. Ogromnym  atutem jest również ukazanie słowiańskich wierzeń i folkloru.
Dodatkowo to pełna emocji  historia miłości, która  choć odgrywa ważną rolę, to nie dominuje fabuły, jest jej idealnym uzupełnieniem.
„Żerca” trzyma wysoki poziom swoich poprzedniczek.  To świetna powieść i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko odliczać dni do ukazania się Przesilenia.








niedziela, 17 września 2017

"Nigdy nie zapomnę" Kerry Lonsdale

„Nigdy nie zapomnę” to opowieść o Aimee, która w dniu swojego ślubu pochowała narzeczonego.
Zamiast tańczyć swój pierwszy taniec jako mężatka, patrzyła na trumnę składaną do ziemi.
Rodzina, przyjaciela, bliscy – wszyscy próbują pomóc kobiecie wrócić do życia, zacząć od nowa.
Ale Aimee nie potrafi, a to za sprawą tajemniczej kobiety, która twierdzi, że jej narzeczony wcale nie zginął. Zasiana w duszy Aimee niepewność i tęsknota sprawią, że postanowi w końcu dowiedzieć się, czy James naprawdę żyje.


Gdy przypadkowo trafiłam na tą książkę podczas zakupów, byłam przekonana, że to typowo kobieca literatura, gdzie romans  i jego meandry grają główną rolę, a w tle mamy tragedię związaną ze śmiercią narzeczonego Aimee.
Gdy zaczęłam czytać powieść, początkowo tylko utwierdzałam się w mym przekonaniu. Aż do czasu, gdy autorka wprowadziła do fabuły rodzinne tajemnice Jamesa, wątpliwości co do tego, czy mężczyzna faktycznie zginął oraz tajemnicza kobietę, twierdzącą, że to co wie Aimee, nie jest tym, co wydarzyło się naprawdę.
Autorka  sprawnie połączyła wątki obyczajowe z thrillerem i romansem.
Czym bardziej rozwijała się fabuła, tym więcej rys pojawiało się na  zdawałoby się idealnym życiu Aimee i Jamesa. Dzieje się tak za sprawą retrospekcji, które autorka wplata w opowiadaną prze siebie historię. Dzięki nim lepiej poznajemy skomplikowane relacje rodzinne Jamesa i  początki jego  przyjaźni a następnie związku z Aimee.
Co do zagadki tajemniczego zaginięcia i śmierci Jamesa – nie trudno było się domyśleć jej rozwiązania. Natomiast cały łańcuch przyczynowo – skutkowy, okazał się całkiem inny niż wszystkie moje wyobrażenia. Muszę za to pochwalić autorkę, uważam że to ogromny plus powieści.

„Nigdy nie zapomnę” to debiut autorki i to da się wyczuć. Fabuła jest dość przewidywalna i łatwo przewidzieć kolejne wydarzenia.  Czasem jeden czy dwa dni żcyia  Aimee trwają w książce długo, a kilka miesięcy jest streszczane dwoma zdaniami. Może nie są to ogromne wady, ale powodują, że akcja traci dynamikę.
Bohaterowie są ciekawi i całkiem dobrze wykreowania, choć czasami zachowywali się przewidywalnie. Mimo wszystko nie sposób było och nie polubić, to ciekawe charaktery i osobowiści.
Autorka ma bardzo lekki styl i powieść faktycznie zgodnie z zapewnieniem wydawcy, czyta się szybko i z przyjemnością.
Co prawda  książka nie wywołała we mnie lawiny łez i szaleństwa emocji, ale dałam się wciągnąć w opowiadaną historię i byłam niezmiernie ciekawa jak autorka rozwiąże tajemnicę śmierci Jamesa.
Przyznam, że nie takiego rozwiązania się spodziewałam, a już epilog powieści zaskoczył mnie ogromnie, aż pomyślałam  „O kurcze! Ale jak to tak?!”.


Prócz wątku tajemnicy śmierci Jamesa, Kerry Lonsdale w swojej powieści porusza kilka innych ważnych i trudnych tematów. Po pierwsze prób poradzenia sobie ze śmiercią kochanej osoby. Nie ma recepty na zaakceptowanie nieodwracalnego, na wytłumaczenie sobie, że czasem tak się dzieje.
Mimo, że temat jest bardzo trudny, autorka podeszła do niego w sposób dość lekki, ale nie pozbawiony emocji.
Pokazała, że pomimo zewnętrznego radzenia sobie z tragedią, wewnątrz Aimee wciąż walczyła z bólem, tęsknotą i rozpaczą. Obrazowo pokazała próby stworzenia sobie życia od nowa, bez wsparci i obecności ukochanego.
Drugim ważnym wątkiem w powieści były tajemnice i nie mam tu na myśli śmierci Jamesa. Wraz z próbami dowiedzenia się prawdy, Aimee odkrywa jak wiele rzeczy ukrywał przed nią narzeczony. O ilu ważnych dla niego wydarzeniach nie miała pojęcia, ile rodzinnych tajemnic skrzętnie przed nią zataił. W duszy Aimee zakiełkowała wątpliwość, czy związek może być prawdziwie szczęśliwy, gdy jedna z osób skrywa przed drugą tyle tajemnic.

Zakończenie powieści i epilog są bardzo zaskakujące i skłaniające do refleksji. Zastanawiałam się, jak ja bym się zachowała w sytuacji Aimee, jakie decyzje bym podjęła. I sama nie wiem.
Nie wyobrażam sobie konieczności  podjęcia decyzji, którą musiała podjąć kobieta i zmierzenia się z tym, z czym przyszło zmierzyć się jej.
Zakończenie powieści jest jej najmocniejszym elementem i widać, że autorka miała je bardzo dobrze zaplanowane.


Reasumując: Powieść jest naprawdę godna polecenia. Pomimo lekkości porusza wiele trudnych tematów i dobrze sobie z nimi radzi.
Akcja zazwyczaj jest bardzo dynamiczna i zdecydowanie wciągająca. Autorka mimo przewidywalności fabuły potrafiła mnie zaskoczyć.
W powieści sporo jest emocji, ale to nie łzawe romansidło, tylko dobrze skonstruowana powieść obyczajowa połączona z thrillerem.
Czyta się ją szybko i dobrze, a to za sprawą lekkiego pióra i dobrego stylu autorki.
Faktycznie „Nigdy nie zapomnę” mogę polecić nie tylko najlepszej  przyjaciółce, ale każdej kobiecie, która lubi dobrą i ciekawą lekturę, mieszankę romansu, thrillera i powieści obyczajowej.
Chętnie też sięgnę po kolejne powieści autorki, bo patrząc na to, że ta jest jej debiutem, to następne mogą okazać się jeszcze lepsze.

sobota, 16 września 2017

Książkowe zakupy wrzesień

Wrzesień, jesień, dłuższe wieczory. Na jesienną chnadrę różne są sposoby, ja mam jeden niezawodny - czytanie.
W tym miesiącu pojawiło się sporo premier, na które czekałam, choć nie wszystkie jeszcze dotarły niestety.
Większe zamówienie zrobiłam w aros.pl. Sporo fantasy, troche powieści obyczajowych. Kilka kolejnych tomów z różnych serii. Będzie co czytać.



Drugie zamówienie odebrałam z empki.com.
Miałam do wykorzystania doładowanie eKarty, więc z niego skorzystałam. W paczce dwie powieści, jedna obyczajowa, której akcja dzieje się w trakcie II Wojny Światowej, druga to Zła Julia, kontynuacja Złego Romea. Ciekawa jestem czy drugi tom spodoba mi się tak samo jak pierwsza część.
Czekam jeszcze na jedno zamówienia, ale wysyłka się opóźnia w związku z chwilową niedostępnością jednej książki. Czekam na tą paczkę niecierpliwie, bo tam najbardziej wyczekiwane książki zamówiłam.



* Lista książek kupionych w aros.pl

1.     Wojownicy. Tom 2. Ogień i lód -  Erin Hunter
2. Skaza -  Cecelia Ahern
3. Doskonała - Cecelia Ahern
4. Spisane własną krwią - Diana Gabaldon
5. Tropiciel. Zapomniana księga 2 - Paulina Hendel
6. Ja anielica -  Katarzyna Berenika Miszczuk
7. Ja potępiona -  Miszczuk Katarzyna Berenika
8. Tajemnice zamku - Riley Lucinda
9. Belgravia - Julian Fellowes
10. Listy z wyspy zwanej Niebem - Brockmole Jessica
11. Wybrana - Naomi Novik
12. Nigdy nie zapomnę - Kerry Lonsdale

czwartek, 14 września 2017

"Idź i czekaj mrozów" Marta Krajewska

„Idź i czekaj mrozów” to książka, którą kupiłam tylko z jednego powodu – akcja powieści rozgrywa się w świecie słowiańskich bogów, wierzeń i mitologii.
Nie znałam autorki, nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce. Kupiłam totalnie w ciemno i okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.

Akcja powieści rozgrywa się w małej górskiej dolinie, zwanej Wilcza Dolina. Sto lat wcześniej rządził tam okrutny ród Wilkarów.
Ludzie żyli w strachu, nierzadko kończąc jako pokarm, do czasu aż potężna czarodziejka podstępem zabiła wszystkich wilkookich.
Obecnie, sto lat od tamtego wydarzenia, po  zamku pozostały jedynie ruiny, choć ludzie wciąż obawiają się powrotu Wilkarów do doliny.
Akcja rozpoczyna się od gwałtownej śmierci Opiekuna doliny (Żercy?). W ponury sposób dowiaduje się o tym jego przybrana córka Venda, gdyż powraca on jako żywy trup i próbuje się nią posilić. Dziewczynę ratuje nie kto inny, a młody wilkar DaWern, który jest ostatni ze swojego gatunku i właśnie powrócił do Wilczej Doliny.
Splot różnych wypadków sprawi, że Venda zostanie Opiekunka doliny, a jednocześnie wmiesza się w niebezpieczną rozgrywkę z demonami i Panem Lasu (Bogiem Wilkarów).

Zacznę od tego, że już jakiś czas temu zaczęłam mocniej interesować się mitologią Słowiańska, więc i książki, które do niej nawiązywały pojawiły się na moje półce.
Ciekawią mnie nasze dawne obyczaje, wierzenia, demonologia, bogowie, boginki.
Pod tym względem Idź i czekaj mrozów, to świetny wybór.
W powieści ludzie nie tylko wierzą w słowiańskich bogów i demony. One istnieją rzeczywiście i stanowią realną część ich życia. Zagrażają im, ale i pomagają. Można ich spotkać po zapadnięciu zmroku, choć dla większości tych, którzy się na nich natkną, nie kończy się to zbyt dobrze.
Autorka obrazowo opisała życie ludzi w górskiej dolinie, ukazała jak ważna była dla nich wiara, tradycje, obyczaje.

W powieści mamy cała plejadę bohaterów, bardziej i mniej ważnych, ale każdy odgrywa swoją rolę. Najważniejsza oczywiście jest Venda, to ona jest spoiwem wszystkich wydarzeń w książce.
Z racji tego, że fabuła koncentruje się na odciętej od świata osadzie, to nie ma co spodziewać się nagłego wprowadzenia nowych bohaterów. Ale to nie jest wada, wręcz przeciwnie.
Trochę klaustrofobiczna atmosfera spotęgowana jest pojawiającymi się w mroku potworami i demonami. Mroczny las i poczucie ciągłego zagrożenia sprawia, że ludzie każdego wieczora zapalają pochodnie rozstawione dookoła wioski, w nadziei, że to zatrzyma niebezpieczeństwo (od razu skojarzyło mi się to z filmem Osada).
W tym niepewnym świecie, ludzie żyją, kochają, nienawidzą, rodzą się i umierają.
Składają ofiary bogom i starają się unikać niebezpieczeństwa.
Całości klimatu dopełnia stara wiedźma spod skały oraz Wilkar, człowiek będący jednocześnie wilkiem.

Autorka bardzo dobrze kreuje swoich bohaterów. To nie herosi czy bohaterowie, to ludzie prości, zabobonni, pełni lęku i strachu przed stworzeniami nocy.
A gdy pojawia się zagrożenie, ufający, że młoda opiekunka Venda ich ochroni.
Co ważne, każdy z bohaterów powieści to człowiek z krwi i kości. Bez trudu mogłabym uwierzyć, że Marta Krajewska opisała istniejącą kiedyś osadę i jej mieszkańców, zrobiła to bowiem bardzo realistycznie.
Venda również nie jest ukazana jako wszystkomogąca bohaterka. To dziewczyna pełna niepewności, czasem lęku, tym bardziej ją polubiłam, że nie bała się prosić o pomoc i wsparcie.
Na duże uznanie zasługuje również  główny bohater – Wilkar DaWern. Połączenie dzikości wilka i łagodności człowieka w jednej osobie dało bardzo ciekawy efekt i sprawiło, że nie sposób było go nie polubić.


Fabuła jest bardzo ciekawa, choć osobiście spodziewałam się bardziej zarysowanego głównego wątku, który toczyłby się na równi z pomniejszymi wydarzeniami w dolinie. Tak się nie dzieje, bowiem opisane na okładce książki stare proroctwo, które ma się wypełnić, jest jedynie zaakcentowane, a znaczenia i wagi nabierze dopiero pod koniec powieści.
Oczywiście jest to dopiero pierwszy część serii, więc domyślam się, że ten wątek będzie się rozwijał w kolejnych tomach.
Mimo to, akcja jest bardzo dynamiczna i wiele się w książce dzieje. Autorka zaskoczyła mnie kilka razy i zmyliła całkowicie, zapisuję  jej to na duży plus.
Dałam się oczarować sennej dolinie, jej klimatowi, słowiańskim zwyczajom, wierzeniom i zabobonom.
Co jeszcze zasługuje na uznanie, to sposób poprowadzenia wątku miłosnego.
Nie dominuje on fabuły, nie gra pierwszych skrzypiec, ale czuć że jest ważny.

Podoba mi się również sama konstrukcja powieści. Fabuła, mimo iż obraca się wokół Vendy i jej roli jako opiekunki, to nie koncentruje się tylko na tym co ją spotyka. Dziewczyna uczestniczy w tym co przytrafia się pozostałym mieszkańcom doliny, przez co czytelnik ma wgląd w poszczególne wydarzenia z perspektywy Vendy i tych, których one dotyczą.
Język powieści jest lekki i dostosowany do opisywanego świata. Powieść ze strony na stronę coraz bardziej wciąga i ciekawi. Czyta się ją szybko i z ogromną przyjemnością.
Oczywiście z racji tego, że to dopiero pierwszy tom serii, to zamiast wyjaśnić niektóre tajemnice, autorka wprowadza kolejne, czym jeszcze bardziej intryguje i zachęca do sięgnięcia po kolejna swoja powieść.

„Idź i czekaj mrozów” oceniam bardzo dobrze.
To fascynujący i barwny świat słowiańskich wierzeń i folkloru, z mrocznym klimatem i atmosferą odciętej od świata, górskiej doliny. To tajemnica i starożytne proroctwo, ciekawi bohaterowie i niespodziewane zwroty akcji.
To wreszcie intrygująca fabuła, oraz zakończenie, które sprawia, że aż się zgrzyta zębami z powodu konieczności czekania na kolejny tom.
Ale ten już niedługo, bo ma się ukazać jeszcze we wrześniu, co niezmiernie mnie cieszy.







wtorek, 12 września 2017

"Słowik" Kristin Hannah

Do „Słowika” podchodziłam jak do przysłowiowego jeża. Tyle zachwytów, tyle świetnych opinii.  Aż ciężko było mi uwierzyć, że to wszystko szczere.
Ale książkę kupiłam, postawiłam na półce i czekałam, aż kiedyś po nią sięgnę.
To kiedyś nastąpiło dwa dni temu, a książkę nie tyle przeczytałam, co pochłonęłam w półtora dnia.

Akcja powieści rozpoczyna się we Francji, w 1940 roku. Rząd Vichy oddaje kraj Niemcom, a okupacja rozpoczyna się z dnia na dzień.
Autorka opowiada historię dwóch sióstr, Isabelle i Vianne.
Isabelle to młoda i impulsywna dziewczyna, wyrzucana z kolejnych szkół, tęskniąca za miłością ojca i uwagą siostry. Samotna, pełna pasji i chęci do działania. Wydawać by się mogło, że nie zna strachu.
Vianne to starsza siostra, stateczna, opanowana, oddana swojej rodzinie. Mieszka poza Paryżem, w małym miasteczku, które niestety nie uniknie Niemieckiej okupacji i terroru.
Losy oby sióstr ukazane będą na tle całej wojny. Isabelle wstąpi do ruchu oporu, a Vianne i jej córka, będą musiały przyjąć pod swój dach niemieckiego oficera.

Autorka od początku powieści dokładnie wprowadza czytelnika w świat, w jakim przyszło żyć bohaterkom. Akcja skupia się na Isabelle i Vianne i to one grają główne skrzypce przez cały czas. Z ich perspektywy oglądamy chaos i terror ogarniające Francję, poczynania Niemców. Bohaterowie drugoplanowi są ciekawi, ważni i pojawiają się w powieści na dłużej. Nie są tylko tłem dla losów sióstr, ale mają swoją własną historię (choć czasem ich historia jest krótka) i jest ona dobrze opowiedziana.
Isabelle i Vianne to postacie bardzo dobrze nakreślone. Do tego stopnia, że przez większość książki nie potrafiłam zapałać sympatią do Vianne, nie chciałam jej współczuć i zrozumieć dlaczego zachowywała się w taki a nie inny sposób. Moje podejście do jej osoby się zmieniło w dalszej części książki, zaczęłam ją cenić, rozumieć  i próbowałam postawić się w jej sytuacji, zastanawiałam się, co ja bym zrobiła na jej miejscu.
Oczywiście tego nie da się sobie tak naprawdę  wyobrazić, gdy człowiek osobiście nie doświadczył okrucieństwa wojny.
Sympatię za to poczułam od razu do Isabelle. Pomimo wad, które miała, polubiłam ją i ta sympatia przetrwała do samego końca.


Autorka poruszyła w swojej powieści ważny temat – życie i aktywność kobiet w trakcie II Wojny Światowej. Ich działania, codzienność i to jak radziły sobie pod butem okupanta.
Postać Isabelle jest fikcyjna, ale wzorowana na prawdziwych wydarzeniach z życia działaczki ruchu oporu Andrei de Jongh. Belgijska bojowniczka pomagała utworzyć drogę ucieczki dla alianckich pilotów zestrzelonych nad Francją. I mimo, że Słowik nie istniała, to za jej pomocą autorka opowiedziała o ważnej roli kobiet w walce o wolność swojego kraju.
Co ważne, nie tylko na działaniach kobiet w ruchu oporu skupiła się pisarka. Pokazała na przykładzie Vianne życie wielu kobiet w małych miejscowościach, nierzadko „goszczących” w swoim domu wroga i zmagających się z okupacją. To setki tysięcy milczących bohaterek, znoszących nierzadko koszmarne traktowanie, poniżenie, gwałty i tortury. Zmuszane do podejmowania decyzji, których nikt nigdy nie powinien podejmować.
Autorka w swojej powieści oddaje głos kobietom, pozwala im opowiedzieć o tamtych czasach z ich perspektywy, o  wydarzeniach, życiu na zawsze naznaczonym tragedią i rozpaczą.

Akcja powieści jest bardzo dynamiczna. W książce dzieje się bardzo dużo, wydarzenia często zaskakuję czytelnika. Autorka opisuje koszmar wojny bez zbytecznego podkreślania brutalności, ale niczego nie idealizuje, nie podaje czytelnikowi „wygładzonej” wersji wydarzeń.
Mimo, że nie epatuje non stop dramatyzmem, to w powieści jest on wciąż odczuwalny, na każdym kroku czuć zagrożenie i rozpacz.

Język powieści jest lekki, nie przytłacza. Styl pisarka ma dobry i potrafi sprawnie żonglować pomiędzy akcją a dokładnym przedstawieniem tła historycznego powieści.
Powieść nie jest z gatunku tych bardzo ciężkich, ale nie jest również lekka.  W sposób wyważony opowiada o wojennym koszmarze, jednocześnie robi to w sposób przemawiający do wyobraźni i poruszający w czytelniku ogromne pokłady emocji.

Oprócz wojennej zawieruchy, autorka ukazuje skomplikowane relacje rodzinne jakie łączyły Isabelle, Vianne i ich ojca. Skomplikowane więzi, niewypowiedziane  słowa przeproszenia, poświęcenie do którego zdolny jest tylko ktoś, kto prawdziwie kocha.
Mimo, że Isabelle i Vianne dzieliło praktycznie wszystko – przeszłość, charakter, podejście dożycia – to siostrzana miłość okazuje się być najsilniejsza. Autorka zadaje również jedno ważne pytanie, czy prawdę należy wyjawić za wszelką cenę, nie bacząc na koszty.
Czy przeszłość należy pogrzebać, czy trzeba się z nią rozliczyć.


„Słowik” to naprawdę dobra powieść. Nie jest to dzieło wybitne, ale to dobra i wciągająca lektura, o czasach tak strasznych i złych, że nie sposób objąć tego umysłem.
Mimo pewnej lekkości w prowadzeniu akcji, fabuła nie jest lekka. Autorka wojnę pokazała taką, jaka była, ale bez zbytecznego epatowania brutalnością.
Nie trzeba wciąż pisać o krwawych szczegółach, aby ukazać zło i szaleństwo tamtych czasów, a czytelnik potrafił je sobie wyobrazić. Ta sztuka udała się pisarce i zaliczam to powieści na ogromny plus.

Spodziewałam się również innego zakończenia powieści, ale takie, które wymyśliła autorka zdecydowanie bardziej pasowało do książki i co tu dużo mówić – było bardziej realistyczne niż to, co sama sobie wyobrażałam.
Niewątpliwie „Słowik” to pełna emocji powieść, ogromnie poruszająca, wciągająca i zaskakująca.
Cieszę się, że nie dałam jej dłużej czekać na swoją kolej.




sobota, 9 września 2017

"Szóstka wron" Leigt Bardugo

„Szóstka wron” autorstwa Leigh Bardugo w ubiegłym roku była mocno reklamowana, mocno polecana i zachwalana.
Ja zakupiłam ją dopiero w tym roku, skuszona wysoką oceną.

Akcja powieści rozpoczyna się w Ketterdamie , w dzielnicy przestępczej.  Kaz Brekker otrzymuje propozycję w stylu „nie do odrzucenie” od bogatego kupca Jana von Ecke, który reprezentuje Radę Kupiecką.
Kaz ma wykraść z Lodowego Dworu (niezdobytej twierdzy) naukowca, który stworzył narkotyk o niesamowitych właściwościach, dzięki któremu Griszowie mogą robić rzeczy, których nawet supermen nie potrafi.
Za tak zuchwały wyczyn, ma otrzymać bajońską sumę – pod warunkiem, że on i jego ekipa pożyją na tyle długo, aby pieniądze odebrać.

Pierwsze co tylko mi się skojarzyło z tą powieścią, to podobieństwo do filmu Ocean’s 11. Nieodparte wrażenie, że już gdzieś coś takiego widziałam/czytałam, tylko tym razem mam przed sobą wersję dla młodzieży, bo bohaterowie powieści są w przedziale wiekowym 15 – 18 lat.
Akcja rozpoczyna się z mocnym przytupem, autorka wrzuca czytelnika od razu w wir wydarzeń. Poznajemy więc Kaza i krok po kroku dowiadujemy się, kto będzie tworzył jego ekipę w tym praktycznie niewykonalnym zadaniu.
I tak na główny plan wysuwają się kolejno Inej, Nina, Jasper, Wylan i Matthias. Każdego z nich poznajemy lepiej dzięki retrospekcjom, które przez całą powieść wtrąca autorka.
Wszyscy bohaterowie są dobrze wykreowani, to wyraziste postacie. Każdy z nich ma inne umiejętności, a dodatkowo Nina jest Griszą (magiem). Najdokładniej autorka przedstawia jednak Kaza, super przestępcę, niezrównanego złodzieje, geniusza w snuciu planów i rozgryzaniu tajemnic.
Dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie, że dał się tak klasycznie wykiwać. Ale o tym później.

Zacznę od plusów powieści.
Po pierwsze dialogi. To mocna strona książki. Rozmowy pomiędzy bohaterami są pełne humoru, docinków, knucia i luzu. Leigh Bardugo ciekawie przedstawiła relacje łączące głównych bohaterów, ich sympatie i antypatie.
Po drugie pomysł na fabułę. Mimo, że nie jest on zbyt odkrywczy i świeży, to poprowadzony w fajny i ciekawy sposób. Autorka potrafiła kilka razy zmylić czytelnika, zaskoczyć i niespodziewanie zmienić kierunek akcji.
Po trzecie zakończenie. Prócz tego, że oczywiście stanowi wstęp do drugiego tomu, to jest  wiarygodne i adekwatne do tego, czego można się spodziewać po środowisku przestępczym.
Po czwarte sposób wykreowania świata. Autorka opisuje go przez całą powieść, nie otrzymujemy na wstępie szczegółowego wprowadzenia, o zależnościach pomiędzy poszczególnymi krajami dowiadujemy się stopniowo. O panujących w Ketterdamie i pozostałych krajach regułach autorka również nie informuje hurtem. Dzięki temu nie ma przydługich opisów, a akcja jest dynamiczna.
Niektórym może to przeszkadzać, dla mnie była to zaleta.

Gdybym w tym miejscu kończyła pisać, moja ocena książki powinna być wysoka.
Ale nie jest. A to za sprawą minusów, których Szóstka wron się nie ustrzegła.
Największym jak dla mnie, była niespójność w sposobie ukazania bohaterów. Z jednej strony to rasowi przestępcy, mordercy, brutalni i cwani. Potrafią wykiwać każdego i nie zawahają się nawet przed wyrywaniem gałek ocznych wrogom. Zachowują się jakby mieli całe dekady doświadczenia w przestępczym życiu, a jednocześnie chyba przez całą książkę nie uświadczyłam ani jednej soczystej „ku***y” w ich wypowiedziach, nawet jeśli sytuacja, w której się znaleźli aż błagała o kilka mocniejszych wulgaryzmów. Kto uwierzy, że w światku przestępczym najgorsze przekleństwo, jakie można usłyszeć, to „cholera”…
Dodatkowo jak na bywalców kasyn, złodziei i nierzadko morderców, wyrwanych z burdeli dziewczyn po traumatycznych doświadczeniach, ich podejście do sfery uczuć i seksu, było na poziomie dwunastolatków z dobrego domu.
Czułam duży dysonans w sposobie kreowaniu postaci, tego co robią i jak się przy tym zachowują. Z jednej strony działają jak rasowi przestępcy z wieloletnim doświadczeniem w przestępczym świecie, z drugiej jakby byli niewinnymi nastolatkami ze szkółki niedzielnej, których sama myśl o seksie zawstydzała na długie godziny.

Drugim minusem było dla mnie zachowanie Kaza jeśli chodzi o Jana von Ecke i zawartą z nim umowę.
Kaz – super przestępca, niezrównany geniusz w rozwiązywaniu zagadek, opracowywaniu planów, rozgryzaniu przeciwników i wyprzedzaniu ich zawsze o dwa kroki.
Ten właśnie geniusz nie zadał sobie trudu, aby przed misją z założenia nie do wykonania , mogącą kosztować całą ich ekipę życie, upewnić się co do prawdziwych intencji kupca, potwierdzić, że za zleceniem faktycznie stoi Rada Kupiecka i nikt inny nie stoi za plecami Jana von Ecke.
Nie mogłam tego przełknąć, było to dla mnie strasznie nielogiczne.

Trzeci minus dotyczył sposobu  przygotowania się do misji niemożliwej. Spotkali się, pogadali chwilę, następnie kupili trochę ubrań i bach! ekipa w pełni gotowa.
Aaa nie, narysowali jeszcze plan Lodowego Dworu.
Chyba zabrakło mi wyobraźni, bo nie potrafiłam uwierzyć, że ta szóstka młodych ludzi, jest w stanie zrobić to, do czego się zobowiązali. Nawet pomimo Griszy w zespole, która magią miała wspierać ich działania. Nie i koniec.
Autorka nie popisała się w tej kwestii, a przez to opowiadana przez nią historia momentami była dla mnie mało wiarygodna, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że to fantasy.
Ostatnim minusem jest dla mnie szeroko pojęty wątek romantyczny. Wydawał mi się bez polotu, a już na pewno bez emocji. Powtórzę raz jeszcze, z jednej strony „rasowi” przestępcy, z drugiej zachowanie na poziomie „chciałabym go pocałować, ale nie wiem czy on też chce” i inne kwiatki w tym stylu.
Choć nie do końca zmarnowała autorka ten watek. Udało jej się pokazać jedną ciekawą i pełnokrwistą relację, ale o kogo chodzi zdradzić nie mogę, żeby nie spoilerować.


Podsumowując.
Ciekawa, choć może niezbyt oryginalna fabuła. Wyraziści bohaterowie, choć  trochę zepsuci przez sposób ich ukazania. Fajny i ciekawie wykreowany świat. Sporo zaskakujących zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń, choć niektóre zachowania bohaterów i ich decyzje kompletnie nieodpowiadające temu, co dane postaci potrafiły i jakie umiejętności posiadały.
Mam również niedosyt jeśli chodzi o magię, strasznie jej mało w powieści. Szkoda, bo to był duży potencjał do wykorzystania.
Na koniec jeszcze dodam, że Szóstka wron jest wydana przepięknie. Twarda okładka, idealnie dobrana kolorystyka, barwione brzegi kartek.
Wizualnie powieść oceniłabym na  10/10. Brawo wydawnictwo MAG.
Jeśli chodzi o fabułę, to tak dobrze niestety nie ma. 6/10 to mój max.
Stety -niestety autorka zaciekawiła mnie na tyle, że chcę poznać zakończenie jej historii, więc zapewne sięgnę po kolejny tom. Mam tylko nadzieję, że nie będę się z nim zmagała tak długo jak z Szóstką wron – zeszło mi 8 dni na jej przeczytanie.




środa, 6 września 2017

Gdzie książki kupuję, czyli ulubione księgarnie

Wrzesień już trwa w najlepsze, więc przygotowuję się do kolejnych książkowych zakupów (lista coraz dłuższa, aż strach patrzeć).
I tak sobie pomyślałam, że nie pisałam jeszcze, gdzie najbardziej lubię książki kupować.
Od razu na wstępie dodam, że to nie jest wpis w żaden sposób sponsorowany. Chcę się po prostu podzielić z Wami informacjami, gdzie w dobrych pieniądzach można kupować książki.

Na pierwszym miejscu u mnie od dawna jest Aros - dyskont książkowy
Kupuję w tym sklepie najwięcej książek, bo i ceny bardzo dobre i rabaty częste. Dodatkowo bardzo szybka wysyłka towaru. Jedyny minus jest taki, że jak do tej pory Aros nie udostępnia możliwości założenia swojego indywidualnego konta na stronie i przechowywanie książek w koszyku. Liczę, że to się zmieni.
Z ciekawostek, "bliźniaczym" sklepem Arosa jest Bonito.pl, ten sam właściciel.





Na drugim miejscu jest u mnie merlin.pl
Przygodę z tym sklepem mam bardzo długą. Kupowałam tam sporo książek, później sklep trochę zaniemógł, ceny skoczyły, wybór był okrojony. Zapomniałam więc o merlinie na długie lata.
Aż nie tak dawno pojawił się nowy właściciel, sklep odzyskał dawną chwałę, ceny stały się konkurencyjne, niski próg do darmowej wysyłki, szeroki wybór książek i nie tylko. Zrehabilitował się w moich oczach merlin, a dodatkowo można wiele książek kupić w przedsprzedaży.




Kolejnym sklepem, gdzie kupuję co jakiś czas jest niePrzeczytane.pl Księgarnia internetowa
Dyskont kusi cenami i promocjami, lubię tam kupować, choć z wysyłką czeka się u nich ciut dłużej niż u konkurencji. Ale bywa tak, że warto poczekać (choć ja nie grzeszę cierpliwością), bo ceny są atrakcyjniejsze niż u konkurencji.


Wydawnictwo MAG ma swój sklep -  Księgarnia MAG, a w nim wiele wspaniałych książek z gatunku fantasy, sci-fi i nie tylko. To świetne wydawnictwo ukierunkowane na dobrą literaturę z gatunku i często tam kupuję, zwłaszcza gdy pojawiają się ciekawe promocje (a te nie są rzadkością w MAGu).
W swojen ofercie mają wielu pisarzy, których uwielbiam, choć czasem przychodzi długo czekać na kolejne tomy z jakiejś serii. Ale czekać warto, bo ich wydania są zazwyczaj świetne wizualnie i pod względem korekty.


A na koniec księgarnia internetowa Tania Książka.
Mają duży wybór i wiele fajnych promocji. Dodatkowo zawsze dają świetne zakładki do zamówienia.
Można trafić u nich na prawdziwe perełki w super cenach. Z wysyłką również nie czekają długo. Zaglądam do nich często, z nadzieją na upolowanie dobrych książek w jeszcze lepszych cenach.


Oczywiście książki kupuję w jeszcze innych księgarniach, dyskontach.
Ale te powyższe to moje ścisłe TOP 5, gdzie zaglądam bardzo często i kupuję najwięcej. 
Lubię również wejść do księgarni stacjonarnych, dotknąć książki, pooglądać. I kupuję czasem stacjonarnie, zwłaszcza, gdy na jakąś powieść czekałam niecierpliwie.