niedziela, 31 lipca 2016

"Ukryta Łowczyni" tom II Trylogii Klątwy Danielle L. Jensen


Ukryta Łowczyni, to drugi tom Trylogii Klątwy.
Ciąg dalszy historii młodej śpiewaczki Cecile oraz jej męża Księcia Trolli - Tristana. 
Akcja powieści rozpoczyna się kilka miesięcy po brawurowej ucieczce Cecile z Trollus – miasta pogrzebanego pod górą, gdzie w wiecznym mroku żyją trolle. 
Dziewczyna przeprowadza się do matki i występuje w operze, jednocześnie wraz z Chrisem i Sabine próbując odszukać Anushke i znaleźć sposób na zdjęcie klątwy z trolli.

Autorka nie zaczyna od powolnego wstępu, ani nie przypomina wydarzeń z pierwszej części trylogii.
Akcja od razu rusza z kopyta i wciąga czytelnika w świat magii, trolli, spisków, intryg i tajemnic.
Krok po kroku wraz z Cecile odkrywamy kolejne elementy układanki, jaką są poszukiwania Anushki.
Muszę przyznać że Danielle L. Jansen sprawnie prowadzi ten wątek. Wprowadza fałszywe założenia, zmyla czytelnika, choć jednocześnie daje kilka wskazówek, co do tego,  kim jest Anushka.
Niestety ja domyśliłam się tego zaraz na początku książki, więc nie było to dla mnie zaskoczeniem.
Nie zepsuło mi to lektury, choć autorka mogła pozostawić mnie w niepewności trochę dłużej.
Akcję śledzimy z perspektywy Cecile i Tristana. Dzięki czemu czytelnik jest doskonale zorientowany w wydarzeniach w Trollus i mieście, gdzie przebywa Cecile.

Ukryta Łowczyni jest pełna akcji. Nie sposób się nudzić podczas czytania. Tym bardziej, że książka nie jest pozbawiona akcentów humorystycznych. Niestety zdarzają się wydarzenia wplecione w fabułę bez większej potrzeby, bo niewiele wnoszą do samej historii. 
Nie ma ich na szczęście zbyt dużo, dzięki czemu nie odnosiłam wrażenia, że fabuła napakowana jest bezsensownymi przerywnikami. 
Kilka razy zgrzytałam zębami na podejmowane przez głównych bohaterów decyzje, ale to dlatego, że wciąż zapominałam, że Cecile i Tristan mają po 17 lat.
A naprawdę nie trudno było o tym zapomnieć, zważywszy na charaktery ich obojga i sytuacje z jakimi przyszło im się zmierzyć.
Oboje są nad wiek dojrzali. Tristan z racji swojego urodzenia i troski o mieszkańców Trollus, a Cecile z powodu tego, w jakie rozgrywki została wplątana.
Wyszło to z korzyścią dla postaci Cecile, gdyż niewiele jest w powieści sytuacji, podczas których irytuje mnie ona dylematami odpowiednimi jej wiekowi.
Ciekawe skądinąd jest to, że w większości powieści, gdzie bohaterami są nastolatkowi, to postacie kobiece są irytujące. Męscy bohaterowie zazwyczaj są bardziej poukładani i nie denerwują całkowicie nielogicznym postępowaniem.

Wracając jednak do Ukrytej Łowczyni, muszę napisać, że powieść mi się podobała. Nie uniknęła drobnych wad, ale nie są one dominujące.
Autorka dobrze kreśli swoich bohaterów, pokazuje wewnętrzne zmiany jakich doświadczają, nie boi się ukazać ich wad, nie idealizuje ich. Pokazuje ich słabości na równi z wewnętrzną siłą.
Cecile i Tristan mimo młodego wieku, są świadomi jaka odpowiedzialność na nich spoczywa, jak ważne są podejmowane przez nich decyzje. Może to dzięki temu, ich uczucie nie jest wątkiem pierwszoplanowym, nie dominuje fabuły.
Oboje mają świadomość, że ich osobiste szczęście nie jest najważniejsze w rozgrywce z Anushką i ojcem Tristana.
Oczywiście ich miłość jest ważnym elementem powieści, ale jest ona dodatkiem do innych, ważniejszych wydarzeń.
Fabuła jest ciekawa i wciągająca, mamy kilka całkowicie niespodziewanych zwrotów akcji, kilkoro nowych wrogów i niespodziewanych sojuszników.
Dodatkowo Danielle L. Jansen nie ma oporów przed uśmiercaniem swoich bohaterów, co moim zdaniem działa na plus powieści. Oczywiście do pana Martina jej daleko (choć wszystko przed nią, ma jeszcze jeden tom do dyspozycji), niemniej jednak uśmiercanie lubianych bohaterów nie jest zbyt popularne w literaturze młodzieżowej/young adult, a Daniell L. Jensen nie obawia się takiego pokierowania fabułą.
Mimo, że cała trylogia jest kierowana do młodego czytelnika, to i osoby starsze odnajdą w niej wiele pozytywów i przyjemnie spędzą czas na lekturze.
Bo nie ma co ukrywać, Ukryta Łowczyni, to powieść lekka, przyjemna, dobrze napisana, z ciekawą fabułą, ale nie wybitna.
Pozwala czytelnikowi rozwikłać kilka zagadek, poznać obraz trolli całkowicie inny niż dotychczas serwowany czytelnikom przez innych pisarzy, a przy tym daje możliwość odprężenia się podczas lektury i zwyczajnie miłego spędzenia czasu.

Ja zdecydowanie sięgnę po trzeci – i ostatni – tom Trylogii Klątwy. 
Tym bardziej, że autorka kończy Ukrytą Łowczynię z mocnym przytupem.
O tak! Zakończenie sprawia, że już teraz odliczam dni do premiery Walecznej Czarownicy, której wydanie zapowiadane jest na 9 listopada 2016 roku.

* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).








środa, 27 lipca 2016

"Tajemnice Amy Snow" Tracy Rees


Tajemnice Amy Snow skusiła mnie opisem, tematyką, piękną okładką. 
Lubię powieści, których akcja rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii, gdzie pod powierzchnią konwenansów i tego co wypada, a co nie, skrywają się tajemnice i ludzkie namiętności.

Akcja powieści rozpoczyna się w dniu gdy Aurelia Vennaway  jako ośmioletnie dziecko, znajduje w śnieżnej zaspie całkowicie nagiego noworodka. Dziecko zabiera do swojego domu, mimo niechęci swoich arystokratycznych rodziców i ich jawnemu sprzeciwowi.
Znaleziona dziewczynka dostaje imię Amy i od tego czasu żyje i mieszka w domu rodziny Vennaway. Zaprzyjaźnia się z Aurelią, a  z czasem ich więź stanie się jeszcze silniejsza, gdyż u Aurelii ujawni się poważna choroba serca, która zabije dziewczynę w wieku dwudziestu kilku lat.
Śmierci Aurelii Vennaway okaże się punktem przełomowym dla Amy. Pozostawiony przez przyjaciółkę list pokieruje jej życiem w niesamowity sposób, wyśle ją w obce miejsca, aby Amy mogła krok po kroku odkryć największą tajemnicę nieżyjącej już Aurelii…

Na wstępie napiszę, że książkę wypatrzyłam w zapowiedziach wydawniczych jednej z księgarni internetowych.
Tak zaciekawił mnie opis, że czekałam na nią niecierpliwie, spodziewając się czegoś w stylu Dziwnych losów Jane Eyer Charlotte Bronte  a Południe – Północ  Elizabeth Gaskell. 
Czy to otrzymałam?
Nie.

W powieści autorka bardzo dobrze ukazuje realia życia i prawa kobiet w wiktoriańskiej Anglii. Jak je postrzegano, co im było wolno, a co nie. Jak były spętane oczekiwaniami, narzuconymi im przez społeczeństwo rolami, w jak niewielkim stopniu mogły decydować o swoim życiu.
Dzięki narracji pierwszoosobowej dokładnie poznajemy rozterki Amy, jej lęki i obawy przez społecznym odrzuceniem i potępieniem. Amy bowiem musi postępować wbrew konwenansom i ogólnie przyjętym w tamtych czasach zasadom postępowania.

Sam pomysł bardzo mi się podoba. Młoda dziewczyna, rzucona w nieznany świat, w poszukiwaniu kolejnych wskazówek i listów od nieżyjącej przyjaciółki. Podróżuje po Anglii, poznaje nowych ludzi i krok po kroku zmierza do odkrycia tajemnicy.
Jednocześnie otrzymuje od Aurelii spory majątek, co pozwala jej na bezpieczną podróż i niezależność. Tak, pomysł jest bardzo dobry. Niestety jego potencjał nie został wykorzystany.

W powieści nie zabrakło oczywiście wątku romantycznego, choć muszę przyznać, że było on bardzo przewidywalny i nie stanowił żadnego zaskoczenia. Siłę uczuć bohaterów można by porównać do letniej herbaty, gdy tymczasem ja spodziewałam się gorącej expresso.
Również tajemnica skrywana przez Aurelię w pewnym momencie jest dość łatwa do odgadnięcia i przestaje intrygować. Czekałam tylko aż wszystkie moje przypuszczenia się potwierdzą, co się oczywiście stało pod koniec książki.
Tym samym autorka odebrała fabule jej największy atut – tajemniczość.

Tracy Rees dobrze oddaje charakter Amy,jej lojalność względem nieżyjącej przyjaciółki, która w pewnym momencie będzie się ścierać z jej osobistymi pragnieniami. Choć mało brakowało, a granica pomiędzy zagubieniem głównej bohaterki, a użalaniem się nad sobą zostałaby przekroczona. 
Niestety reszta bohaterów powieści jest wyjątkowo mdła i nijaka. Brakuje im wyrazistości, są to postacie płaskie i papierowe. Jedynym wyjątkiem jest wiekowa arystokratka, która będzie gościć Amy u siebie, podczas jej poszukiwań. Jest to jedyna postać na tyle wyrazista i ciekawa, że potrafiła wzbudzić we mnie różne uczucia, od sympatii po niedowierzanie. 

Akcja powieści dość szybko posuwa się do przodu, śledzimy kolejne poczynania Amy, docieramy w kolejne miejsca, w które wysyła ją Aurelia. Czytamy kolejne listy od nieżyjącej już przyjaciółki i poznajemy jej sekrety.
Również dzięki częstym rozmyślaniom Amy o przeszłości, dowiadujemy się jak wyglądało jej życie w domu rodziny Vennaway.
Na plus mogę również zapisać autorce fakt, że ukazała dość dobrze, jak bardzo ograniczone możliwości miały kobiety w tamtych czasach, jak bardzo panowała nad nimi najpierw rodzina, a potem mąż.

Wszystko to jest naprawdę ciekawe. 
Ale…
Czytając tą powieść odnosiłam wrażenie, że czytam sprawozdanie, a nie historię ludzi.
Amy pojechała, Amy poszła na bal,  Amy się zakochała,  Amy się przestraszyła,  Amy była zła,  Amy była smutna,  Amy była szczęśliwa.
Ja rozumiem, że to czasy wiktoriańskiej Anglii, bohaterka to siedemnastoletnia dziewczyna, spętana konwenansami. Ale na miłość boską! Przecież to żywa, czująca  istota, a nie atrapa człowieka.
A chwilami takie właśnie odnosiłam wrażenie.

Zabrakło mi w bohaterach pasji i prawdziwych uczuć, a w fabule życia. Zapewne jest to zasługą pierwszoosobowej narracji, która nie pozostawia pola do popisu innym bohaterom. 
A że Amy koncentrowała się w głównej mierze na sobie i Aureli, to niewiele ponadto otrzymujemy. Wszystko w tej powieści jest poprawne. Ale tylko poprawne i nic ponadto.
Były chwile, gdy autorka próbowała wprowadzić trochę ożywienia do fabuły, dodać niespodziewany zwrot akcji, ale taki wątek szybko umierał śmiercią naturalną. 

Zawiodłam się na tej powieści. Nie wiem czy dlatego, że miałam zbyt wysokie oczekiwania, czy dlatego, że w tej powieści faktycznie brakuje  życia i emocji.
Faktem pozostaje to, że jest to jeden z moich mniej udanych zakupów od dłuższego czasu i jedno z większych rozczarowań.
Uważam, ze gdyby autorka wlała w swoją historię pasję, silne emocje i zrezygnowała z narracji pierwszoosobowej, to mogłaby to być książka porywająca.
Tak się nie stało, czego bardzo żałuję.
Otrzymałam książkę poprawną, dobrze oddającą realia życia w tamtych czasach, ale nic ponadto.



*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl


niedziela, 24 lipca 2016

"Dziecko Odyna" Pasjonujący pierwszy tom Sagi Kruczych Pierścieni






Hirka ma piętnaście lat i nie ma ogona, który posiada reszta mieszkańców krainy Ym.
Straciła go w dzieciństwie, odgryzł go wilk.
Dziewczyna mieszka i podróżuje wraz z ojcem, który jest zielarzem i lekarzem. Uczy ją od najmłodszych lat sztuki leczenia ludzi.
Ale pewnego dnia, wszystko w co wierzy Hirka okazuje się być kłamstwem.
Ojciec wyjawia jej, że nie straciła ogona w ataku wilka, ale urodziła się bez niego. Że jest dzieckiem Odyna, zgnilizną, postacią z legend i mitów, która budzi strach i obrzydzenie. A on sam znalazł ją gdy była noworodkiem, wśród kamiennego kręgu. Kręgu przez który do Ym przedostają się stworzenia o wiele gorsze niż niewinne dziecko bez ogona.
Tak rozpoczyna się wciągająca przygoda Hirki oraz jej przyjaciela Rima – który jest potomkiem rodu, który jako jeden z dwunastu sprawuje władzę Ym.

Dziecko Odyna, to debiut Siri Pettersen. Wiele dobrych opinii czytałam o tej książce, trochę się wahałam przed zakupem, gdyż główna bohaterka to nastolatka i obawiałam się książki typowej dla młodego czytelnika.
Muszę jednak przyznać, że moje obawy były nieuzasadnione.

Autorka stworzyła bardzo ciekawy świat, czytając opisy wykreowanej przez nią krainy, nie sposób było nie dopatrzeć się podobieństwa do Norwegii. Klify, fiordy, górskie szczyty. Surowe zimy i łagodne lato.
Fabuła jest prowadzona w taki sposób, że nie zdradziła czytelnikowi wszystkiego na samym początku, tajemnice odkrywamy stopniowo wraz z Hirką. Również w większości z jej perspektywy śledzimy rozwój akcji.
Autorka korzysta w swojej książce ze znanych już schematów, na szczęście wykorzystuje je w sposób pomysłowy i oryginalny. Sięgnęła po niektóre elementy nordyckich mitów,  jak choćby kamienne kręgi czy kruki będące świętymi ptakami, łącznikami z zaświatami. Daje to powieści spory powiem świeżości.  Dodatkowo bardzo dobre zakończenie sprawia, że z niecierpliwością czeka się na kolejny tom.
W Dziecku Odyna mamy również wątek miłosny, ale nie jest on głównym motywem w książce. Jest niejako dodatkiem, który ukazuje przeobrażenie się Hirki z dziewczynki w kobietę oraz jak jej przyjaźń z Rimem zmienia swój charakter.
Rozwój akcji sugeruje jednak, że uczucie, które połączyło młodych ludzi, odegra ważną rolę w kolejnych tomach.
.
Akcja powieści jest bardzo dynamiczna. Podczas lektury nie sposób się nudzić. Autorka w odpowiedni sposób dawkuje czytelnikowi odpowiedzi na powstałe podczas czytania pytania.
Tym samym sprawia, że czytelnik coraz bardziej daje się pochłonąć lekturze.
Co mogę zapiać powieści na duży plus, to nie przytłaczająca ilość polityki. Jest jej tyle ile trzeba.. W sam raz, aby wytłumaczyć czytelnikowi pewne wydarzenia, ale nie na tle dużo, aby zacząć go zanudzać.

Powieść nie jest wolna od wad –mam tu na myśli wspomnianą wcześniej schematyczność – ale pomysł na fabułę wynagradza ten minus całkowicie.
Autorka bardzo plastycznie pokazuje stworzony przez siebie świat, zwyczaje jego mieszkańców, ich wierzenia, sposób na życie.

Bardzo dobrze kreśli również swoich bohaterów. Łatwo ich zrozumieć, poznać, polubić.
I mam tu na myśli głównych bohaterów, jak i tych drugoplanowych.
Zachwycił mnie również wątek kruków. Te inteligentne ptaki fascynują mnie od dawna, a sposób ich ukazania w powieści wyjątkowo mi się spodobał.
Warto również wspomnieć o magii, którą posługują się wszyscy Aetlingowie. Jest to siła natury – ziemi – którą potrafią czerpać wszyscy. Evna, bo tak nazywa się ta moc, wypełnia ciało każdego mieszkańca Ym, jest w nich stale obecna.
Takie ukazanie magii przypadło mi do gustu i zapisuje się jako kolejny plus tej powieści.

Książkę czytałam z prawdziwą przyjemnością. Początkowo byłam lekko rozczarowana tym, że autorka sięgnęła po wielokrotnie spotykane już w innych książkach schematy, tj. młoda, wyjątkowa dziewczyna pochodząca z nizin społecznych, Rada, która sprawuje władzę w krainie, zakazane uczucie, które łączy bohaterkę z chłopakiem z rodu dzierżącego władzę.
Ale czym dalej zagłębiałam się w fabułę, tym szybciej znikało moje niezadowolenia, a pojawiała się fascynacja lekturą.

Podsumowując:
Dziecko Odyna to pasjonująca przygoda, utrzymywana w klimacie Nordyckim. Wciągająca fabuła, nieprzewidziane zwroty akcji, tajemnica i walka o władzę.
To ciekawi bohaterowie i zakończenie, które sprawia, że niecierpliwością czeka się na kolejny tom.
Autorka ma bardzo dobry styl, sprawnie prowadzi akcję i nie jeden raz potrafi zaskoczyć.
A to wszystko sprawia, że Dziecko Odyna to bardzo dobra lektura, pasjonująca i wciągająca.
Zdecydowanie sięgnę po kolejne tomy Sagi kruczych Pierścieni.

*zdjęcia pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl


piątek, 22 lipca 2016

Książkowe zakupy lipiec

Właśnie wróciłam z poczty, gdzie odebrałam paczkę. Książki jeszcze "świeże", bo ukazały się 20 lipca.
Tajemnice Amy Snow - powieść obyczajowa z tajemnicą w tle. A akcja toczy się w wiktoriańskiej Anglii.

Ukryta Łowczyni - drugi tom Trylogii Klątwy. Trolle jakich wcześniej nie znaliście, klątwa i uczucie.

Zakupy zrobiłam w Księgarni internetowej Gandalf, w której zamówienie można było  złożyć jeszcze przed premierą książek, za co mają u mnie duży plus.



* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).

niedziela, 17 lipca 2016

"Tak słodko" Tammara Webber.



Tak słodko, to tom trzeci serii Kontury Serca, autorstwa Tammary Webber.
To właśnie dzięki jej książce „Tak blisko” odkryłam, że nie każda powieść z gatunku young adult musi być co najmniej kiepska, a często niestety zła (o „Tak blisko” pisałam tutaj: Gdy o miłości dobrze się czyta )

Tak słodko opowiada historię Pearl i Boyce’a – dwójki młodych ludzi, wchodzących w dorosłość, próbujących poukładać sobie życie po swojemu i pozostawić złą przeszłość za sobą.
Oboje kochają się od wielu lat, ale nie mają w sobie odwagi i wiary, aby coś z tym zrobić.

Książka ta, to literatura kierowana do młodego czytelnika. Jej bohaterowie mają po dwadzieścia kilka lat, dopiero stawiają pierwsze kroki w dorosłym życiu.
Studia, praca – niekiedy pierwsza – decyzje związane z przyszłością. O tym właśnie jest książka pani Webber.
Oraz o miłości.
Bo niezaprzeczalnie young adult na miłość kładzie główny nacisk. Dlatego też, unikałam ich po kilku wcześniejszych, nieudanych spotkaniach z tym gatunkiem.
Do czasu aż przeczytałam właśnie „Tak blisko” tej autorki i okazało się, że nawet dla młodego czytelnika można pisać w sposób dobry, ciekawy, poruszyć ważne tematy, mimo, że w lżejszy sposób.
Udało się to pani Webber bardzo dobrze, a to za sprawą ciekawych bohaterów, dobrego warsztatu literackiego i interesującej fabule.
Życie jej bohaterów nie koncentruje się na chodzeniu na imprezy czy robieniu zakupów.
Autorka w swoje książki wplata kilka poważniejszych tematów, dzięki czemu stają się ciekawsze.

„Tak słodko” to nie jest wybitna literatura i nie pretenduje do takowej. To lekka powieść, bardzo dobrze napisana, z fajnymi bohaterami i ciekawą fabułą.
Pozwala spędzić z książką miłe chwile i zrelaksować się.
Jednocześnie daje czytelnikowi coś więcej niż kilkuset stronicowy romans dwudziestoparolatków, dla których kwestia ubioru na randkę, jest problemem prawie nie do pokonania.

Akcja powieści toczy się w małym miasteczku w Teksasie i - co zapisuję autorce na plus, fajne przedstawiła ona  realia życia w takiej miejscowości.
Nie jako nudną, zabitą deskami mieścinę, z której ucieka każdy młody człowiek, ale miejsce, gdzie można żyć wolniej, spokojniej, znając swoich sąsiadów i liczyć na ich pomoc.

Pierwsza część książki, to wiele retrospekcji z przeszłości bohaterów. Momentami nie były one zbyt ciekawe, choć bez wątpienia pomogły zrozumieć postępowanie bohaterów i skąd się wzięło ukształtowanie ich charakterów.
Narracja powieści podzielona jest pomiędzy Pearl i Boyce’a . Nie przepadam za tego typu zabiegami, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo w tym przypadku.

Co ważne, powieść nie jest przesłodzona, ani nie próbuje wywoływać potoków łez u czytelnika.
Jest sprawnie i ciekawie opowiedzianą historią miłości młodych ludzi, porusza trudny temat przemocy w rodzinie oraz ukazuje próby wejścia w dorosłość.  Pozwala na chwilę oderwać się od rzeczywistości i cieszyć happy endem.
Od tego typu książek nie wymagam wybitności, ale mam swoje oczekiwania co do stylu, fabuły i sposobu prowadzenia akcji.
Ta książka spełniła je wszystkie, dzięki czemu czytało mi się ją dobrze i na pewno sięgnę po kolejne książki tej autorki.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl










czwartek, 14 lipca 2016

"Świt Czarnego Słońca" C.S. Friedman. Tom pierwszy Trylogii Zimnego Ognia


Świt Czarnego Słońca, to pierwszy tom Trylogii Zimnego Ognia autorstwa C.S. Friedman.
Miałam już do czynienia z książkami tej autorki (Trylogia Magistrów, o której poszczególnych tomach pisałam na blogu), byłam „przygotowana” na to co zastanę na kartach tej książki.
I dałam się zaskoczyć.

Akcja książki toczy się na Ernie, planecie, którą zasiedlili ludzie w ramach podróży kosmicznych.
Aby móc korzystać z mocy planety i nagiąć ją choć trochę do swoich celów, musieli poświęcić wszystkie zdobycze techniki, żyjąc jak w 17 wieku na ziemi.
 Erną rządzi fae – moc, która daje potęgę magii, ale również niszczy i zabija. I nie da się jej kontrolować, ani ujarzmić – jedynie w ograniczony sposób korzystać z jej zasobów.
Kilka wydarzeń sprawia, że czwórka różnych ludzi, kapłan wiary w jedynego boga - Damien (wiara „przywieziona” z ziemi), adeptka magii -Cianni , która została ograbiona ze swoich zdolności, jej przyjaciel  i asystent - zen oraz upadły Prorok - Gerard, który zaprzedał się mocy fae mroku – wyruszają na pełną niebezpieczeństw wyprawę, aby odzyskać moc adeptki Cianni oraz pokonać zło, które próbuje zagrozić Ernie i jej mieszkańcom.

Fabuła powieści nie jest może czymś niepowtarzalnym oraz świeżym, ale sposób prowadzenia akcji i jej rozwój, sprawiają, że to pasjonująca lektura. Dodatkowo autorka potrafi stworzyć niesamowity klimat i bardzo obrazowo ukazać emocje, jakie targają bohaterami.
Początkowo ciężko było mi się odnaleźć w akcji. Wstęp do tej historii nie obfituje w informacje, mające przybliżyć czytelnikowi  motywy działania bohaterów czy reguły panujące na Ernie.
Jest wręcz przeciwnie, więc tak gdzieś do 70 strony dość mocno byłam pogubiona w tym jak funkcjonuje stworzony przez autorkę świat, jak działa magia oraz czym jest moc fae.
Na szczęście czym dalej, tym wszystko jest lepiej wyjaśnione, a akcja staje się coraz bardziej dynamiczna i wciągająca.

Bohaterowie przedstawienie przez C.S. Friedman, są ludźmi z krwi i kości. Mają swoje słabości i pragnienia. Prócz pokazania ich charakterów i osobowości, autorka zadaje kilka pytań o to, do czego zdolny jest się posunąć człowiek, gdy pragnie potęgi i władzy w świecie, który jest obcy, na nowej planecie, gdzie nie ma sądów, więzień czy rozwiniętej cywilizacji. A magia jest na wyciągnięcie ręki.
W sposób fascynujący pokazuje również relacje jakie połączą Damiena z Gerardem, jak kapłan będzie zmuszony do wyboru „mniejszego zła”, aby móc pokonać to większe i uratować Cianni. 
Mimo, że polubiłam wszystkich bohaterów,  w myśl zasady mówiącej,  że zło jest bardziej pociągające i wyraziste, Damien wydawał mi się mniej interesujący niż tajemniczy i potężny Gerard, który niewątpliwie jest stworzeniem złym do szpiku kości.
Tym bardziej doceniam umiejętności autorki, które sprawiły, że kibicowałam mu we wszystkich jego poczynaniach.

Autorka pokazała, że natura ludzka jest niezmienna i mimo tysiąca lat zamieszkiwania Erny, ludzie zdążyli pokazać, że prócz wiedzy i umiejętności, z zmieni przywieźli ze sobą również rządzę władzy i potęgi, próbując jednocześnie podporządkować sobie plemiona tubylców.
Świat wykreowany przez autorkę jest naprawdę niesamowity.
Na kartach książki autorka dokonała fascynującego połączenia fantasy z sc-fiction, a to wszystko okraszone sporą dawką teologii i pytania o naturę zła.

Na Ernie  mieszają się  ze sobą  światy demonów, religii, czarów, ludzi i siły która to wszystko kontroluje – fae.
I mimo pewnych początkowych trudności, ten koktajl przypadł mi bardzo do gustu. 
Świt Czarnego Słońca niejako zamyka opowiadaną historię, więc jeśli komuś nie przypadł do gustu styl autorki, ani nie wciągnął stworzony przez nią świat, to śmiało może zakończyć czytanie na tym tomie.
Lecz jeśli to co stworzyła C.S. Friedman przypadło czytelnikowi do gustu, to są jeszcze dwa tomy trylogii, po które ja niewątpliwie sięgnę.

Na koniec wspomnę jeszcze o okładce – jest ona okrutnie brzydka. Bardziej odpycha od sięgnięcia po  książkę, niż przyciąga. Gdybym wcześniej nie miała styczności z książkami tej autorki – to nie wiem, czy sięgnęłabym po tą.
W dodatku w tłumaczeniu pojawiło się trochę literówek. Na szczęście  nie są one tak częste, aby przeszkadzały w lekturze.

Podsumowując, warto sięgnąć po tą pozycję. Autorka stworzyła ciekawy świat i sprawnie połączyła fantasy z sc-fiction.  To nie tylko lekka opowieść o przygodach grupki bohaterów walczących ze złem.
To kilka pytań o moc wiary, natury zła oraz wyborów stojących w całkowitej sprzeczności z tym w co się wierzy.
Polecam.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl



poniedziałek, 11 lipca 2016

Książkowe zakupy lipiec

Dziś przyszły, zdążyłam odebrać jeszcze przed pracą (dziękuję za kioski Ruchu czynne od 6 rano).
Zakupy tym razem zrobione w  AROS. Dyskont książkowy
Dziecko Odyna to pierwszy tom trylogii, Brent Weeks to pozostałe dwa tomy trylogii Nocnego Anioła ( moja opinia o pierwszym tomie tutaj: Droga Cienia)



* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).

wtorek, 5 lipca 2016

"Eden. Nowy początek" Mia Sheridan. Poruszająca kontynuacja losów Caldera i Eden


Książkę „Eden.  Nowy początek” otrzymałam, jako egzemplarz recenzencki od Grupy Wydawniczej HELION, za co bardzo dziękuję.
Planowana data wydania to  3 sierpień 2016
Link do książki w księgarni internetowej tutaj:Eden. Nowy początek


Eden. Nowy początek, to bezpośrednia kontynuacja losów Caldera i Eden. 
Akcja rozpoczyna się w miejscu, w którym zakończyła się pierwsza część.
Zarówno Calder jak i  Eden są przekonani, że to drugie zginęło podczas powodzi w Akadii.
I mimo, że – jak się okazuje – mieszkają w tym samym mieście, musi minąć aż trzy lata, aby znów mogli się spotkać i dowiedzieć, że to drugie żyje.

Mia Sheridan ma talent do tworzenia ciekawych bohaterów,  pełnych uczuć i emocji. I nie inaczej jest w tej książce.
Mimo iż od ponad trzech lat Calder i Eden żyją w normalnym świecie, ich życie wcale nie jest proste i łatwe.
Oboje walczą z demonami przeszłości, boją się przyznać, że przeżyli zbiorowe samobójstwo w Akadii, unikają policji. 

Autorka bardzo sugestywnie ukazała uczucie wyobcowania i samotności, które wciąż odczuwają Calder, Eden i Xander.
Przeszłość nie pozwala im o sobie zapomnieć, Caldera męczy poczucie winy i rozpacz, że nie potrafił uratować Eden.
Próbuje jakoś ułożyć sobie życie, ale dopiero malarstwo pozwala mu na krótkie chwile wytchnienia.
To właśnie dzięki swojej sztuce, uda mu się spotkać z Eden.

Akcja powieści koncentruje się głównie na Eden i Calderze. Narracja prowadzona jest z perspektywy ich obojga.
Autorka pokazuje jak oboje walczą z koszmarami z przeszłości, jak próbują ułożyć sobie życie we dwoje, jak starają się odnaleźć swoje miejsce w świecie.
Dodatkowo, oboje pragną poznać swoje korzenie, przeszłość i pochodzenie.
O ile Eden dość łatwo uzyskuje informacje o swojej rodzinie, o tyle aby poznać pochodzenie Caldera, będą musieli oboje wybrać się w podróż, aby odkryć skrzętnie skrywane przez Hectora tajemnice.

Mia Sheridan prócz obrazu życia w sekcie, pokazała również, w jaki sposób wpłynęła ona na dalsze życie bohaterów.
Mimo zła, które wyrządził Hector, mimo manipulacji ludźmi, to dla Caldera, Eden i Xandera, Acadia była jedynym domem jaki mieli i jaki znali i do jakiego przynależeli. 
Fizyczne wyrwanie się ze szponów sekty okazało się tylko połową sukcesu. Dużo więcej trudu i siły, będzie  od nich wymagać psychiczne uwolnienie się od Acadii i jej wpływu.
I właśnie tą walkę bardzo dobrze ukazała autorka.
Ta strona powieści najbardziej mi się spodobała, była przejmująca, wywoływała wiele emocji.

Trzeba pamiętać, że mimo trudnego tematu, książka jest niewątpliwie opowieścią o miłości
Wśród wszystkiego co działo się z życiem bohaterów, to właśnie wzajemna miłość stanowiła ich największą siłę, dawała nadzieję i mobilizowała do walki o lepszą przyszłość.
Sporo w „Eden. Nowy początek” jest scen erotycznych, ale opisanych z wyczuciem i okraszonych ogromną miłością głównych bohaterów. Nie ma scen seksu tylko po to aby były. Miłość fizyczna jest kontynuacją uczucia jakie połączyło Caldera i Eden. 

Autorka posługuje się pięknym językiem, powieść potrafi oczarować  mimo dość niespiesznie prowadzonej akcji.
Mia Sheridan nie boi się pokazać dobra w swoich bohaterach, nie odbiera im niewinności, jaką posiadali, gdy żyli w Acadii. Mimo, że chwilami Calder i Eden mogą wydawać się nieco naiwni, to wcale nie działa to na niekorzyść ich postaci. Wręcz przeciwnie.
Autorka dzięki takiemu zabiegowi pokazuje czytelnikowi, jak ogromny wpływ na człowieka potrafi mieć sekta.  Jak bardzo jeden człowiek może wpłynąć na umysł  drugiego człowieka i jak przemożny wpływ wywrzeć na działania i życie innych ludzi – w przypadku Hectora, doprowadzić prawie 200 osób do zbiorowego samobójstwa.

Zanim sięgnęłam po Eden. Nowy początek, miałam pewne obawy, czy po emocjonujących wydarzeniach w pierwszej części, ta nie wyda mi się nijaka. 
Absolutnie tak nie jest.
Prócz opowieści o uczuciu,  autorka zaserwowała czytelnikowi również wątek poszukiwania korzeni Caldera oraz rozwikłania tajemnicy przeszłości Hectora.
Autorka w swoich książkach nie boi się poruszać trudnych tematów, ale opisuje je w sposób subtelny i z wyczuciem.
Mi odpowiada taki sposób opowiadania historii, więc na pewno sięgnę po kolejne książki tej pisarki.
Mam cichą nadzieję, że autorka napisze książkę o Xanderze, bo wg mnie zasługuje on na swoją indywidualną historię.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl



niedziela, 3 lipca 2016

"Calder. Narodziny odwagi" Mia Sheridan


Książkę „Calder. Narodziny odwagi” otrzymałam, jako egzemplarz recenzencki od Grupy Wydawniczej HELION, za co bardzo dziękuję.
Link do książki w księgarni internetowej tutaj:  Caldar. Narodziny Odwagi

„Calder. Narodziny odwagi” to historia Caldera oraz Eden. Rozpoczyna się, gdy na teren Akadii , terenu, który zamieszkują członkowie apokaliptycznej  sekty, przybywa jako ośmioletnia dziewczynka Eden.
Przywódcą sekty jest Hector. Twierdzi on, że bogowie kontaktują się z nim, głosi przepowiednię, która obwieszcza, że świat zaleje wielka powódź, aby oczyścić go z grzechu.
Ta sama przepowiednia mówi, że to właśnie Eden, po uzyskaniu pełnoletniości, ma zostać żoną Hectora i poprowadzić wraz z nim społeczność Akadii do nieba – zwanego przez nich Elizjum.
Mała Eden – mimo, iż bardzo pilnowana – zdoła zaprzyjaźnić się z Calderem, a z biegiem lat ich przyjaźń zamieni się w miłość.

Akcja książki praktycznie w całości rozgrywa się w Akadii, w przeciągu dziesięciu lat. Śledzimy ją z perspektywy Caldera i Eden. Poznajemy zasady panujące w sekcie, ich przekonania i przepowiednię, której podporządkowane jest ich życie.
Autorka sprawnie kreśli losy swoich bohaterów, od czasu gdy byli dziećmi, aż do ich pełnoletniości.
Dobrze poznajemy głównych bohaterów, ich marzenia, pragnienia, wątpliwości, a w końcu ich miłość.
Obraz życia sekty, mimo, że nie jest pokazany w sposób wstrząsający, to jest bardzo sugestywny i przejmujący. Autorka w poruszający sposób pokazuje czytelnikowi, w jaki sposób Hector manipuluje mieszkańcami Akadii, jak ci ludzie, którzy przecież żyli niegdyś w normalnym świecie, zgadzają się na wszystko, czego wymaga od nich ich przywódca, wierząc mu ślepo i całkowicie.
Bardzo dobrze są też ukazane wątpliwości, które ogarniają Caldera, Eden i Xandera – przyjaciela Caldera – w kwestii funkcjonowania sekty oraz wizji rychłej zagłady, którą głosi Hector.
Bardzo poruszający jest też sposób ukazania rodzącego się uczucia pomiędzy głównymi bohaterami. Ich nieśmiałość, niepewność, wstyd i skromność. 
Ich wewnętrzna walka z przekonaniem, że miłość, którą czują jest czymś złym i grzesznym, a oni sami robią coś złego, jest bardzo dobrze ukazana.
Ich miłość jest niewinna i słodka, choć nie pozbawiona namiętności i pożądania.
Jest też uczuciem zakazanym, które nie miało prawa się zrodzić.
I mimo, że dla każdego czytelnika może się wydawać, że Calder i Eden są zbyt naiwni, właśnie taki ich obraz mi się podobał, gdyż dobrze pokazywał, w jakim świecie żyją  bohaterowie, jak bardzo są wyizolowani od normalnego świata.

Akcja książki nie pędzi na złamanie karku, ale jest spójna, ciekawa, nie raz zaskakuje swoimi zwrotami.
Jest w niej napięcie i dreszcz niepewności co do przyszłych losów bohaterów. Są zawirowania i wizja zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Autorka sięgnęła po tematykę dość trudną i specyficzną. Jej bohaterowie żyją w hermetycznym świecie, pozbawienia wszystkiego co nam towarzyszy do lat – ciepłej wody w kranie, antybiotyków, telewizji, elektryczności czy zwyczajnej ubikacji. Ludzie mieszkający w Akadii mają tylko to, co dostarczyła im natura i tylko z tych rzeczy mogą korzystać.
Ich życie to praca i oczekiwanie na wielką powódź.
Tym większy mam podziw do umiejętności Mii Sheridan. Stworzyła bardzo wiarygodny obraz sekty i życia jej członków.


Mimo takiej, a nie innej tematyki, Calder. Narodziny odwagi, to niewątpliwie romans, opowieść o sile miłości, determinacji i pragnieniu szczęścia. 
To historia o poświęceniu, przyjaźni i uczuciu, które sprawia, że człowiek odnajduje w sobie siłę, jakiej się nie spodziewał.
Powieść jest napisana pięknym językiem, czyta się ją szybko i z dużym zainteresowaniem.
Historia, którą opowiada autorka jest wciągająca i trzymająca w napięciu.
Tematyka, którą porusza autorka, to nie jest coś nieprawdopodobnego.
Wiele razy czytałam informacje o różnych sektach i niebezpieczeństwie z nimi związanymi. 
Autorka dobrze poradziła sobie z tym tematem. 

Caldar. Narodziny odwagi to kolejna po Bez słów (pisałam o niej tutaj: Bez słów )
powieść tej autorki, i kolejna, która zrobiła na mnie dobre wrażenie.
Zakończenie powieści, to zaproszenie do kolejnego tomu, który ma się ukazać już w sierpniu:

* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).


piątek, 1 lipca 2016

"Droga Cienia" tom pierwszy Trylogii Nocnego Anioła. Brent Weeks


Droga Cienia, to pierwszy tom Trylogii Nocnego Anioła.

Napiszę na wstępie, że całą trylogię poleciło mi sporo ludzi, byłam więc bardzo pozytywnie do niej nastawiona.
Pełna entuzjazmu zabrałam się za lekturę i… utknęłam.
Ale od początku.

Młody chłopak, a w zasadzie jeszcze dziecko, z najgorszych slumsów, dostaje się na szkolenie do najwybitniejszego płatnego mordercy Durzo Blinta, dzięki  czemu sam ma się stać wirtuozem w sztuce zabijania.
Mordercze treningi, nauka, zmiana tożsamości, surowe reguły, bezwzględne kary.
Mija 10 lat, a Merkuriusz – obecnie Kylar Stern – wyrasta na zabójczo skutecznego siepacza. Jedyne co go martwi, to brak uaktywnienia się jego Talentu (magii), który towarzyszy każdemu siepaczowi.

Autor – Brent Weeks – stworzył bardzo ciekawy i interesujący świat, ciekawy rodzaj magii, bezwzględne i brutalne życie na ulicy i wśród ulicznych gangów, świat arystokracji, królewskiego dworu.
Przedstawił czytelnikowi sporo fajnych i dobrze nakreślonych bohaterów, tych pierwszoplanowych, jak i tych drugoplanowych.
Rzucił kilka tajemnic do rozwikłania, niby mimochodem wprowadził trochę niepewności , co do losów głównych bohaterów i tego, czy dożyją kolejnego rozdziału.
A wszystko to opisał lekkim piórem i w sposób wciągający.
Ale…
No właśnie, mam dwa „ale”.
Pierwsze to  zbyt duża jak dla mnie ilość polityki, dworskich intryg, spisków wszystkich razem i każdego z osobna.
W królestwie rządzi Król, arystokracja, przestępcza grupa Sa’kage. Oczywiście każda z tych sił, ma swoje plany i dążenia, całkowicie sprzeczne z dążeniami innych.
Autor zagłębia się w politykę tak bardzo, że jest to zdecydowanie dominujący wątek w całym tomie.
Akcja zaczyna się skupiać wokół królewskiego dworu i tak już pozostaje. Na szczęście, w drugiej połowie autor tak prowadzi akcję, ze pojawia się i magia i stara przepowiednia, spektakularne pojedynki, niespodziewane zwroty akcji i wyjaśnienie niektórych tajemnic.
Dzięki temu z czystym sumieniem mogę napisać, że po przebrnięciu przez pierwszą połowę, fabuła wzbogaca się o inne elementy i robi się ciekawsza.

Moje drugie „ale” w tej powieści, dotyczy niepotrzebnego rozwlekania akcji w pierwszej połowie. Wiele szczegółów, które serwuje autor, w dalszej części książki nie ma większego wpływu na fabułę. Coś co można opisać w kilku rozdziałach, rozciąga się na ponad  200 stron, przez co lektura nie sprawiała mi zbytniej przyjemności, a momentami była nawet nużąca.
Ale, że jestem dość uparta jeśli chodzi o czytanie książek do końca (nawet tych, które mnie nie zachwycają), to po „przemęczeniu się” przez słabszą pierwszą połowę powieści, dostałam od autora w bardzo dobrą drugą część, aż do trzymającego w napięciu zakończenia.

Jednak wbrew tym zastrzeżeniom, książka mi się podobała. Druga połowa nabiera rozpędu, akcja nabiera szybkiego tempa, Kylar rozwikłuje kilka skrzętnie skrywanych tajemnic, pojawiają się fajni nowi bohaterowie, którzy wcześniej pojawiają się tylko na krótką chwilę na kartach powieści. W końcu dowiaduję się więcej na temat Talentów i magii ogólnie.
Większość wątków zaczyna się ze sobą łączyć i prowadzić do zaskakującego zakończenia pierwszego tomu trylogii.
O czym muszę jeszcze wspomnieć, to wątki miłosne w książce. Uważam, że są bardzo fajnie ukazane, nienachalnie i subtelnie, mimo, że odgrywają ważną rolę w fabule. 
Ważne dla mnie jest również to, że w całej książce nie ma idealizowania żadnego z bohaterów. Świat, który przedstawia autor ma swoje jasne i ciemne strony, ale wiele w nim odcieni szarości, a granica pomiędzy dobrem i złem jest bardzo cienka i płynna.

Liczę na to, że autor zaskoczy mnie w drugim tomie trylogii i mniej czasu poświęci na politykę. Jestem ciekawa jak potoczą się losy bohaterów, jak rozwinie się wątek magii i Nocnego Anioła.
Świat, który stworzył Brent Weeks, to zdecydowanie intrygujące miejsce i  mimo słabego początku, dam mu kolejną szansę na zachwycenie mnie w drugim tomie.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl