czwartek, 25 stycznia 2024

"Slaying the Vampire Conqueror" Carissa Broadbent

 Rok 2023 zakończyłam drugim tomem serii Crowns of Nyaxia Carissa


Broadbent,  a 2024 rozpoczęłam osadzoną w tym świecie samodzielną powieścią "Slaying the Vampire Conqueror" tej autorki. To niezależna powieść, z całkiem innymi postaciami i rozgrywająca się w innym miejscu, w tym samym świecie.

Głównymi postaciami są tu wampir Atrius, który najeżdża tereny, gdzie żyje należąca do zgromadzenia (coś na kształt zakonu) Arachessen (które czci boginię Acaeję)  -  Sylina. On bez zawahania zdobywa kolejne miasta, ona dostaje misję zinfiltrowania wampira i zdobycia informacji, a następnie zabicia go. Sylinie udaje się dostać do obozu wroga i zaczyna realizować swój plan. Ale jak to bywa, z czasem okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak mogło się wydawać, a wróg nie zawsze okazuje się wrogiem.

Na fali zachwytu nad Crowns of Nyaxia i w oczekiwaniu na kolejne tomy serii, rzuciłam się na tą powieść, jak przysłowiowy Reksio na szynkę 😉

Najbardziej zaciekawiła mnie główna bohaterka, która jest niewidoma. Jest sprawnym zabójcą, świetną wojowniczką, posiada pewien rodzaj magii, dzięki któremu"widzi" w pewien sposób. Byłam ciekawa tego, jak pokieruje nią autorka i muszę przyznać, że podobał mi się sposób jej nakreślenia. 

Również Atrius nie jest "typowym" krwiopijcą, jego postać to nie tylko siła i wampirze moce. To skomplikowany charakter, z jednej strony bezlitosny zabójca, z drugiej strony mężczyzna z trudną przeszłością i jednym celem. Spotkanie jego i Syliny to  prawdziwa mieszanka wybuchowa i świetnie poprowadzone enemies to lovers. I chcę to podkreślić, że tutaj faktycznie mamy rozłożoną w czasie ścieżkę od wrogów do kochanków, a nie skróconą wersję na dwie strony 😉

Akcja jest bardzo dynamiczna, naprawdę wiele się tu dzieje i jest kilka wydarzeń, które wprawiają w totalne zaskoczenie. 

Strasznie mi się podobała ta historia ❤ 

Do tego - z racji, że to romantasy - wątek miłosny jest w idealnej równowadze z fabułą, akcją i pobocznymi wątkami. Naprawdę, ta książka to jedna z lepszych jakie czytałam w ostatnim czasie i jestem nią prawdziwie oczarowana. Aż żałuję, że to jednotomówka, bo chętnie poczytałabym jeszcze o głównych bohaterach. Liczę, że pojawią się w którymś z kolejnych tomów Crowns of Nyaxia 😉

I że polski wydawca, również i tą powieść wyda.

piątek, 19 stycznia 2024

Jeźdźcy Apokalipsy" Laura Thalassa

 "Jeźdźcy Apokalipsy" Laura Thalassa 


Pierwszy tom serii wydany w PL w 2019 roku i zaraz potem... porzucony. 

Zaraza (czyli Pestilence) to była pierwsza tego typu książka z takim bohaterem, który w sumie jest tym złym, a i tak finalnie zdobywa serce swojej wybranki i zasługuje na odkupienie. I ludzie, nie oszukujmy się, on tam wyczynia straszne rzeczy, a do tego dziesiątkuje ludzi ;) I co? No i podobało mi się :D

Potem, gdy się okazało, że wydawnictwo Filia olewa dalsze tomy, odpuściłam nękanie ich zapytaniami i położyłam przysłowiowy krzyżyk na serii. 

Ale w ubiegłym roku postanowiłam wrócić do nauki angielskiego (o czym pisałam kilka razy) i nagle otworzyło mi się okienko na kolejne książki z tego cyklu.

Jako drugi pojawia się Wojna (War) i od razu kradnie moje serce. Żeby nie było złudzeń, jest dokładnie taki, jak można się po Wojnie spodziewać. Jest krwawo, brutalnie i bezkompromisowo. I jest oczywiście kobieta, które wkracza w jego "życie" i je zmienia. Byłam zaskoczona jak "miękki" przy niej staje się Wojna i jak fajnie autorka ich relację opisała. Drugi tom bardzo mnie usatysfakcjonował i od razu sięgnęłam pod tom trzeci.

Głód (Famine), to część, do której miałam wiele obaw i byłam przekonana, że mi się nie spodoba. I początek rzeczywiście nie był łatwy, ale potem, jakoś tak nagle, wszystko się tak poskładało, że nie mogłam się od książki oderwać. Początkowo postać Any mocno mnie zaskoczyła i nie wiedziałam co wobec niej czuję. Ale finalnie okazało się, że była idealna dla tego chyba najbardziej sadystycznego i niestabilnego z Jeźdźców. Co więcej, w tym tomie jest sporo fajnego humoru i sarkazmu w wydaniu Głodu i naprawdę wiele razy śmiałam się głośno z tego, co on wygadywał :D Finalnie jestem bardzo zadowolona z tej części i Głód skradł moje serce. I fakt, że został w sumie cały czas takim samym sku*m, którego trzymała w ryzach Ana podobał mi się najbardziej. 

I wreszcie tom finalny, czyli Śmierć (Death) - tom na który czekałam najmocniej. Uwielbiam Śmierć jako postać w literaturze. I miałam oczywiście swoje oczekiwania. A co się stało? Otóż było totalnie inaczej niż myślałam i to było piękne. Autorka wspaniale opisała Śmierć jako postać, jego motywacje, jego decyzje i to jak postępował. Jak jednocześnie był zimny i opanowany oraz miękki i samotny. Jestem oczarowana tym tomem, a relacja Śmierci z Lazarus jest naprawdę piękna. Oczywiście i tutaj mamy przemoc, zabijanie całych miast i równanie ich z ziemią, ale jednocześnie jest też coś więcej, co sprawia, że ten tom wydaje się być bardziej poważny, dojrzalszy.

Świetnie spina też losy wszystkich czterech braci (Głód wciąż jest sobą ;) ) i ładnie oraz wzruszająco je kończy. 

Cała seria mocno zapadła mi w serce, ale trzeba pamiętać jaki to gatunek, że jest tu sporo seksu, jest przemoc, różnego rodzaju traumy i potraktować to trochę z przymrużeniem oka. A wtedy historia Jeźdźców Apokalipsy i ich odkupienia staje się czystą przyjemnością. 

sobota, 30 grudnia 2023

Crowns of Nyaxia - Carissa Broadbent

 Wiecie jak to jest gdy się ma czytelniczą niemoc i nagle trafi się na książkę, która


okazuję się takim Świętym Graalem i czytasz ją jakby jutra miało nie być?

No to mnie w tym roku spotkało kilka takich sytuacji (za co jestem niewymownie wdzięczna losowi i wszechświatowi), a ostatni tydzień spędziłam z serią Carissa Broadbent: Fantasy Author Crowns of Nyaxia.

Zaczęłam tom pierwszy "The Serpent & the Wings of Night" bez większych oczekiwań i totalnie przepadłam <3 I to do tego stopnia, że nie potrafiłam pożegnać się z tym światem, więc przed drugim tomem przeczytałam nowelkę "Six Scarched Roses" (uwielbiam cię Vale!), a potem od razu zabrałam się za "The Ashes & the Star Cursed King".

O bogowie, jak ja się wciągnęłam w tą historię, jak bardzo pokochałam jej bohaterów (Raihn ). 

Cała opowieść tej dylogii (książek ma być 6, po dwie na każdy wampirzy klan) skupia się na Orayi i Raihnie. Ona jest człowieczą córką Króla Wampirów, on tajemniczym wampirem o zaskakujących mocach. Staną w szranki w turnieju organizowanym przez samą boginię, która stworzyła wampiry, każde z nich z innym celem, ale nadejdzie taki moment, że będą musieli zawrzeć sojusz. A co z tego wyniknie? 

DUŻO!

Jestem totalnie oczarowana tym, jak autorka stworzyła cały świat, wampirze domy (coś na styl klanów) i całą mitologię oraz bogów. Do tego jej bohaterowie są wykreowani tak obrazowo. Oczywiście popełniają błędy, potrafią wkurzyć, ale dzięki temu są tak bardzo prawdziwi! Oraya, mimo swoich wad, jest bohaterką, którą da się bez problemu polubić i choć jest harda, waleczna i nieufna, to nie ma w niej przesad, człowiek się nie irytuje tym, co robi lub jakie podejmuje decyzje. Wszystko kim jest zostało ukształtowane przez jej ojca i życie w jego zamku. I to jest pięknie ukazane, jak ciężko przychodzi jej zmiana, zrozumienie, że nie wszystko było takie, jak jej się wydawało.

Natomiast Raihn jest idealnym bohaterem męskim. Również i on popełnia błędy, ale nie ma w nim tego irracjonalnego upierania się przy byciu twardzielem, który nigdy nie okazuje swoich emocji. Wszystko w nim jest w równowadze i naprawdę tworzy wspaniałą postać. Bohaterowie drugoplanowi są tak samo dobrzy i żałowałam, że nie ma ich więcej. A intrygi, tajemnice, zwroty akcji? Prawdziwe cudo! Do tego we wszystkich trzech książkach było sporo wydarzeń, które targały emocjonalnie czytelnicze serce.

Jestem totalnie kupiona przez tą serię i nie mogę się doczekać trzeciej części, która skupi się na kolejnym wampirzym klanie i jak podejrzewam, na mojej ulubionej postaci drugoplanowej. A w międzyczasie zaczęłam już czytać niezależną powieść ze świata Crowns of Nyaxia "Slaying the Vampire Conqueror" i choć to dopiero początek, to już jestem zachwycona.

Na koniec dodam tylko, że pierwsza część serii, będzie w styczniu wydana w PL i mam nadzieję, że polski wydawca wyda całość.







poniedziałek, 25 grudnia 2023

"To Kill a Shadow" Katherina Quinn

 "To Kill a Shadow" Katherine Quinn.


Książka, która - nie ma co ukrywać - przyciągnęła moje spojrzenie pięknym wydaniem. Zaciekawiłam się, przeczytałam opis i kupiłam ebooka. Sama fabuła jest intrygująca.  Bogini słońca w pewnym momencie postanawia opuścić świat, nad którym czuwała i ziemię opanowuje wieczny mrok, ludzie funkcjonują w blasku księżyca. Uprawy marnieją, a mgła, która się pojawia i opanowuje coraz większe tereny, uwalnia potworne stworzenia. I nie tylko. 

Specjalna jednostka Rycerzy, którzy szkolą się pod okiem Jude Maddoxa powołuje w swoje szeregi nowych rekrutów, po tym jak większość z nich zginęła na terenach opanowanych przez mgłę. To właśnie podczas jednego z takich poborów, Jude dostrzeże Kiarę, dziewczynę, która ma wiele do ukrycia, która uczyła się walczyć prawie całe swoje życie, i która stając w obronie swojego brata, została wcielona, jako jedyna kobieta, w szeregi Rycerzy. Co będzie dalej? Warto się przekonać samemu.


Na początek - książka balansuje gdzieś pomiędzy YA a NA, więc nie ma tu pikantnych scen, ale jest romans, który mimo, że jest ważny, to jednak nie dominuje fabuły. 

Bohaterowie.

Dla mnie wspaniali. Chwilami nie zgadzałam się z ich decyzjami, wkurzało mnie ich postępowanie, ale wszystko to co się z nimi działo, miało swoje uzasadnienie w ich przeszłości i tym co przeszli. 

Fabuła.

Intrygując. I nawet jeśli niektóre wydarzenia były do przewidzenia, to mimo wszystko koniec mocno mnie zaskoczył. Bo autorka nie poszła tak do końca ścieżką oklepanych schematów. 


Akcja jest bardzo dynamiczna, wiele się dzieje, zwłaszcza gdy bohaterowie wyruszą z misją w Mgłę. Jest tu sporo tajemnic, są powiązanie z przeszłością, ale i z bogami, którzy nie są jedynie obiektami kultu, ale mają swoje własne historie do opowiedzenia. 

Wszystko się ze sobą łączy, choć tak naprawdę dostajemy jedynie strzępy informacji, małe dawki, które tylko zaostrzają apetyt na więcej. 

Relacja pomiędzy Judem a Kiarą jest piękna. I podoba mi się w niej to, że autorka nie zrobiła z niej kolejnej, prawie-toksycznej miłości, za to pokazała różne oblicza troski, pasji i namiętności. Jude nie jest kolejnym "twardzielem", który nie ujawnia prawdziwych uczuć, choć jako dowódca Kiary musi być bardzo ostrożny. W ogóle to jak traktowali siebie nawzajem Jude i Kiara było dla mnie zachwycające. 

Całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem co tak bardzo mnie poruszyło, ale nie mogłam się od tej powieści oderwać. I bardzo fajnym zabiegiem były krótkie notki na początku każdego rozdziału, czy to urywek mitu o bogach, czy kawałek listu. Te strzępy informacji były wskazówkami, które potrafiły mnie zmylić bardzo skutecznie, jednocześnie wprowadzając napięcie. 

Jestem zachwycona tą książką i czekam ogromnie na drugą część - którą autorka planuje na 2024 rok, choć nie jest to jeszcze pewna data. 

Polecam ogromnie.  



niedziela, 17 grudnia 2023

"Księga Azraela" Amber V. Nicole

 "Księga Azraela" Amber V. Nicole, to kolejna książka od Wydawnictwo Nowe


Strony, którą ostatnio przeczytałam.

Chciałam ją przeczytać odkąd zobaczyłam jej opis na goodreads i nawet miałam ją kupioną na Kindlu, ale skoro mój ulubiony Wydawca postanowił ją wydać w PL, poczekałam.

Opis sugerował rozgrywającą się w magicznej krainie akcję skupiającą się na starciu śmiertelnych wrogów, poszukiwaniu tajemniczego artefaktu, który może przynieść zagładę całego świata i bogu, który odszedł dawno temu, a teraz zostaje zmuszony do powrotu.

I w dużym skrócie - wszystko się zgadza. Poza tym, że to nie magiczna kraina, podobna do czasów średniowiecza, a klasyczne, soczyste urban fantasy. Powiedzieć, że się zdziwiłam, to jak nie powiedzieć nic. Ale czy byłam rozczarowana? 

Absolutnie nie! Książka pochłonęła mnie od pierwszej strony i tak zostało do samego końca. 

Opowieść o LiamieSamkielu - zwanym Pogromcą Świata i jego odwiecznym wrogu Diannie, która jest prastarą bestią wciągnęła mnie całkowicie. Byłam zaskoczona jak bardzo spodobał mi się ta opowieść, jak ciekawie autorka stworzyła swój świat, który jakby wpasował się w ten, który znamy. Wszystko tutaj było logicznie uzasadnione, choć chwilami czuć było, że to debiut, bo akcja była trochę nierówna,  ale pomimo tego, to debiut bardzo udany. 

Książka jest objętościowo ogromna, ponad 700 stron, ale nie odczuwa się tego, bo historia wciąga, zaskakuje, mamy tu takie zwroty akcji, że ciężko się oderwać od czytania. I jest tu oczywiście romans, ale to prawdziwy slow burn romans, bo bohaterowie nie skaczą do łóżka po dwóch rozdziałach. Romans rozwija się powoli i przechodzi etapy od wroga, do sojusznika, poprzez przyjaciół, do miłości. I wszystko to jest pięknie opisane.

Ta historia jest krwawa, brutalna i niczego nie owija w bawełnę, ale również jest napisana ładnie, bez wulgarności i przesady. Relacje pomiędzy siostrami, czy przyjaciółmi są pięknie opisane i wzruszają. Podobało mi się w tej książce wszystko, choć były momenty, gdy była ciut przegadana. Nie jest to jakaś wielka wada, a dzięki temu w drugi tom będzie  bardzo łatwo wejść.

Kiedy tom 2 u nas? Wydawca zapowiada pierwszą połowę 2024 roku, a wersja angielska jest już dostępna.

Książkę bardzo polecam. Tak ogólnie, a już dla fanów urban fantasy szczególnie. 

czwartek, 7 grudnia 2023

"Dom Ruin i Korzeni" Erin A. Craig.

 "Dom Ruin i Korzeni" Erin A. Craig.

Książka wspaniała, a o której jest zaskakująco cicho.


Jakiś czas temu przeczytałam Dom Soli i Łez i byłam totalnie oczarowana baśniowością, magią i pięknem tej opowieści. Dlatego szalenie ucieszyłam się, że wychodzi u nas jej kontynuacja. 

Zacznę od tego, że "Dom Ruin i Korzeni" opowiada o losach innej siostry, akcja rozgrywa się po upływie sporej ilości lat od wydarzeń w pierwszym tomie. I choć pozostałe bohaterki pierwszej części są tu jedynie wspomniane, to warto jednak zacząć czytać od początku, bo to wydarzenia z pierwszej części będą punktem wyjścia do wydarzeń w drugim tomie. 

Historia opowiada o Verity, najmłodszej siostrze, która widzi duchy, choć o tym nie wie. Aby uciec od przytłaczającej opieki starszej siostry, przyjmuje niespodziewane zlecenie namalowania portretu syna księcia. Dziewczyna opuszcza dom i trafia do Bloem, gdzie poznaje swojego "modela" Aleksandra, jednocześnie krok po kroku zostaje uwikłana w mroczne wydarzenia, które rozegrają się w jego domu. 

Powieść Erin A. Carig czaruje od pierwszej strony. To przepięknie napisana gotycka powieść, gdzie nic nie jest tym na co wygląda, tajemnice się mnożą, niebezpieczeństwo jest coraz większe, a chora ambicja doprowadza to ogromnej tragedii. Przyznaję, autorka przez całą powieść wodziła mnie za nos, a i na sam koniec pozostawiła w stanie szoku i niedowierzania. Swoich bohaterów nakreśliła wspaniale, tak manipulowała akcją, że nie sposób było zgadnąć kto tu jest tym dobrym, a kto złym. Wszystko w tej książce jest na swoim miejscu, wszystko jest w idealnych proporcjach. Mamy tu całą paletę emocji, które towarzyszyły mi podczas czytania od pierwszej do ostatniej strony. Ta książka, gdybym miała ją podsumować jednym zdaniem, jest absolutnie cudowna. Dlatego nie rozumiem, czemu o niej tak cicho, czemu tak mało się o niej mówi. Gorąco ją polecam. Dawno nie czytałam tak przepięknie napisanej opowieści - tutaj na ogromną pochwałę zasługuje tłumaczka, pani Joanna Lipińska - i bardzo czekam na kolejne książki autorki. Liczę na to, że ukażą się wszystkie, bo w zalewie bylejakości, te książki to prawdziwe perełki.

niedziela, 19 listopada 2023

"Two Twisted Crowns" Rachel Gillig

 Niedawno skończyłam czytać książkę, na którą ogromnie czekałam. 

"Two Twisted Crowns" Rachel Gillig. 


Jest to druga i zarazem ostatnie część historii Elspeth, Ravyna i tajemniczego Koszmara, skrywającego się w umyśle dziewczyny. Pierwsza część totalnie mnie oczarowała, nowym stystemem magicznym, niesamowicie wciągającą historią i pięknie napisanym wątkiem romantycznym. Dlatego obawiałam się "klatwy drugiego tomu" i mimo, że nie mogłam się doczekać, z lekką niepewnością sięgnęłam po tom drugi.

Czy moje obawy były słuszne? 

Absolutnie nie! 

Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i choć jest trochę inna niż jej poprzedniczka, zostałam tak samo oczarowana.

Jakie są różnice?

Po pierwsze, narracja prowadzona jest z trzech punktów widzenia, Elspeth, Ravyna i - co było zaskoczeniem - Elma. Od razu spodobał mi się ten zamysł, tym bardziej z powodu wydarzeń jakie mają w książce miejsce. Było to świetne rozwiązanie, aby czytelnik wiedział wszystko, a i Elm jest moją ulubioną postacią na równi z Elspeth i Ravynem.

Po drugie - wątek romantyczny jest inny. Autorka nie koncentrowała się na jego fizyczności, ale skupiła się bardziej na emocjach bohaterów, co dla mnie (zwłaszcza, że jak pisałam, dostaliśmy wgląd w myśli bohaterów) było wspaniałe i niesamowicie poruszające.

Po trzecie, wprowadziła wątek Elma, który dostał jako trzeci  rolę pierwszoplanową, co uważam, że świetny ruch, bo to niesamowicie ciekawa postać, która skrywała w sobie zbyt wiele, aby pozostać w tle.

Język jakim napisana jest powieść, jest bogaty i takie, miękki, otulający (dla osób początkujących w czytaniu po angielsku - jak ja - dodam, że świetnie się czyta oba tomy i nie nastręczają one dużo trudności). Akcja jest wartka, ale nie skupia się tylko na gonieniu do przodu, jest tu tak wiele treści, są momenty, gdy mamy wgląd w przeszłość i dostajemy odpowiedzi na wiele pytań.

Wątki się ze sobą łączą, misterna intryga zacieśnia swe maci wokół bohaterów i w końcu docieramy do finału, który dla mnie jest niesamowicie napakowany emocjami i poruszający. Byłam oczarowana i zachwycona. Autorka pokazała, że nie trzeba pisać dosadnie o wszystkim, aby pokazać uczucia, namiętności i miłość. Jestem zakochana w jej dylogii i każdą kolejna powieść kupuję w ciemno.

W polsce tą dylogię  Rachel Gillig wydaje Wydawnictwo Nowe Strony, za co jestem im niesamowicie wdzięczna i oczywiście Polskie wydanie pierwszego tomu już do mnie idzie (pozdrawiam was Bonito ;) ).

Dawno nie czytałam powieści, w której wszystko, dosłownie wszystko by mi się podobało. 

Polecam całym mym czytelniczym sercem tą dylogię, a sama niecierpliwie wypatruję informacji o nowych książkach autorki. 

niedziela, 12 listopada 2023

"Nocny Cień" Keri Lake

 Po przeczytaniu "Władcy Soli i Kości" chętnie sięgnęłam po kolejną wydaną u


nas książkę Keri Lake, czyli pierwszy tom dylogii Nightshade "Nocny Cień". Dodatkowo zachęcający był fakt, że mamy tu mix fantastyki (bo demony, anioły, nefilim i kraina "życia po śmierci"), romansu i wszystko mocno podlane spicy scenami. 

Książka objętościowo jest duża, bo ma ponad 600 stron. Akcja rozpoczyna się z przytupem, a historia opowiadana jest dwutorowo, w przeszłości i teraźniejszości, a każdej linii czasowej mamy 2 punkty widzenia, bohatera i bohaterki. 

Początek był dla mnie zaskakująco nierówny, tzn. podobała mi się historia z przeszłości, ale ta w teraźniejszości jakoś nie wciągała mnie za bardzo. I trwało to całkiem długo, zanim "zaskoczyło".

Potem już obie linie czasowe były ciekawe i wciągające. Sama historia jest intrygująca, nie brakuje tu pikantnych scen, przemocy i naprawdę wielu tajemnic, które czekają  na rozwikłanie. I o ile we Władcy Soli i kości wszystkie wątki gładko się ze sobą splatały, a ciąg przyczynowo-skutkowy był płynny, tak w Nocnym Cieniu mamy kilka dość mocnych szarpnięć i nie wszystko szło ta płynnie. Na szczęście były to rzadkie potknięcia i nie wpłynęły na mój ogólny odbiór powieści, a ten jest całkiem dobry.

Autorka ma naprawdę dobry styl pisania, pisze obrazowo, potrafi stworzyć nie tylko wyraziste postacie, ale i całe tło dla nich niezwykle plastycznie. Mimo tych potknięć, o których wspomniałam, wszystko finalnie się ze sobą splata i łączy, wątki zmierzają do jednego punktu kulminacyjnego i naprawdę w pewnej chwili ciężko jest książkę odłożyć, bo zwyczajnie chce się wiedzieć, co będzie dalej.

Sama autorka pisze, że pierszy szkic książki był katastrofą i włożyła w jej napisanie ogrom pracy. I rzeczywiście, jak na tak rozbudowaną fabułę, z dwiema liniami czasowymi, dwoma punktami widzenia w każdej i stworzeniem nowego świata, to uważam, że wyszło jej to nad wyraz dobrze. 

Niektóre sceny seksu było, no cóż, ciut krindżowe, ale człowiek uśmiechnął się pod nosem i czytał dalej, bo sama fabuła nadrabiała nawet to.

Jestem ciekawa kontynuacji. Książka kończy się w takim momencie, że w drugiej części może się wydarzyć dosłownie wszystko.


niedziela, 5 listopada 2023

"Studium zatracenia" Ava Reid

 "Studium zatracenia" Ava Reid.


Ta książka przewijała mi się na różnych czytelniczych stronach, ale jakoś nie czułam chęci aby po nią sięgnąć. Przypuszczam, że to była kwestia opisu, sugerował - przynajmniej dla mnie - historię, która mogła mi się nie spodobać. Na szczęście była osoba, której książkowe wybory często są zgodne z moimi, zaczęła ją czytać i powiedziała "o rany, to jest wspaniałe" no i się skusiłam.

I dzięki niej nie ominęła mnie absolutnie wspaniała lektura.

"Studium zatracenia" to pozornie opowieść o dwójce rywalizujących ze sobą studentów, przebywających w domu zmarłego, wybitnego (wręcz narodowego) pisarza, każde realizujące inny projekt. Effy ma stworzyć projekt przebudowy domu pisarza, a Preston, aby skatalogować jego listy i inne zapiski. Bo co ważne, największą i najbardziej kochaną powieścią autora jest historia Baśniowego Króla i dziewczyny, która zakochała się w nim i jednocześnie pokonała go. Effy od dawna nawiedzają wizje Baśniowego Króla, ale nikt jej nie wierzy. Czy w domu, gdzie jego historia jest żywa, dziewczyna będzie mogła odkryć jego tajemnice?

Zacznę od tego, że powieść klasyfikowana jest jako gotycka i ja tu się w  100% zgadzam! Ta historia ocieka wręcz mrokiem, tajemnicami i niepokojem. Przepiękny i ogromnie plastyczny język tylko dodają książce uroku, tutaj oczywiście należą się ukłony dla osoby tłumaczącej powieść. Sama historia pełna jest niepokoju, czytelnik nie wie co jest prawdą, a co być może tylko wyobraźnią Effy. Do tego wątek romantyczny jest niezwykle subtelny, delikatny i potęguje wszystkie emocje, których w tej powieści nie brakuje.

Ale "Studium zatracenia" to nie tylko historia tajemniczego domu, zagadek z przeszłości i tajemnic. To też niesamowicie poważny wątek dotyczący molestowania i przedmiotowego traktowania kobiet, odbierającego im możliwość decydowania o sobie. Ale co ważne, wątek ten jest opisany bardzo subtelnie, z ogromnym wyczuciem i bez przytłaczania nim fabuły. Wszystko w tej książce łączy się ze sobą, wątki się splatają, czasami niby są bez związku, ale to tylko pozory, bo finalnie, okazuje się, że nie ma w tej książce ani jednego zbędnego wątku, ani jednego zbędnego słowa. Powieść jest magiczna, przecudowna i zapada głęboko w serce. Jestem nią oczarowana i oczywiste jest, że muszę zakupić wersję papierową, bo dla mnie to jedna z tych książek, do których będę wracać. Liczę na to, że Wydawnictwo Nowe Strony wyda kolejne powieści autorki.

piątek, 3 listopada 2023

"Belladonna" Adalyn Grace

 "Belladonna" Adalyn Grace. 


Historia dziewczyny, która nie tylko nie mogła umrzeć, ale i widziała śmierć we własnej, intrygującej osobie. Gdy w domu, do którego trafia - domu jej rodziny - zaczynają się dziwne wydarzenia, Signa zrobi wszystko aby odkryć prawdę. O Śmierci, o rodzinie i samej sobie.

Nie ukrywam, uwielbiam motyw, gdzie Śmierć ma ludzką postać i jest jednym z bohaterów. Dlatego Belladonna od razu pochwyciła moją uwagę. Nie mogąc się doczekać, kupiłam książkę w oryginale, zaczęłam czytać i... utknęłam na 1/4 i ani rusz do przodu. Nie byłam pewna, czy to mój niewystarczający angielski czy książka sama w sobie, ale postanowiłam ją odłożyć i poczekać na polskie wydanie.

A gdy się pojawiło, kupiłam ebooka i zaczęłam czytać.

Początek, który przeczytałam po angielsku, odebrałam tak samo po polsku. Ale poczułam się zaintrygowana i czytałam dalej. 

Nie powiem, książka rozkręciła się, akcja nabrała tempa, tajemnica wciąż czekała na odkrycie, a postacie, które wykreowała autora były ciekawe. Oczywiście Śmierć z marszu stał się moim ulubionym bohaterem i wszystkie momenty, gdy się pojawiał czytałam na jednym wydechu. Sama główna bohaterka była ciekawa i interesująca, a wątek samotności dość barwnie malowany przez autorkę był poruszający.

Więc czy książkę uważam za dobrą?

Tak. To była dobra lektura, ale tylko dobra. Spodziewałam się fajerwerków, wielkiego TADAM i oszałamiającego wątku miłosnego.Teoretycznie to wszystko dostałam, ale bez tego OCH, które wyrywałoby mi się z ust podczas czytania. Zabrakło mi również tej otoczki gotyckiego klimatu, niby powinien być, ale jakoś go nie czułam. Za to zakończenie i wyjaśnienie tajemnic było satysfakcjonujące, choć cliffhanger  na końcu nie wprawił mnie dobry humor 😉

Czy sięgnę po drugą część? 

Szczerze mówiąc nie wiem, na pewno poczekam na więcej opinii gdy już się pojawi.

niedziela, 11 czerwca 2023

Gorąco polecam, czyli "Wespertyna" oraz "Pokrzywa i kość"

 Od długiego czasu mam kryzys czytelniczy. W sumie to może nie do końca


kryzys, tylko problem z wyborem książek z gatunku szeroko pojętej fantastyki. Na rynku większość tego co się wydaje to YA, a ja już jestem w takim wieku, że problemy nastolatek jakoś do mnie nie przemawiają. Oczywiście są wyjątki, ale cóż, generalnie nie mam już chęci o czytaniu o kolejnej-nym wybrańcu w wieku 17 lat, obdarzonym mocami, które właśnie odkrywa, albo o wkurzonej książniczce, której źle w pałacu, więc z niego ucieka, albo uczennicy/uczniu maga, który okazuje się jedynym, który może zbawić/uratować świat. 

Nie mam nic przeciwko tym schematom, pod warunkiem, że są dobrze poprowadzone i osadzone w ciekawym świecie, z dobrze nakreślonymi postaciami. A o to niestety od dłuższego czasu ciężko.

I gdy już naprawdę miałam "załamanie" w moje ręce wpadły dwie nowości, które sprawiły, że odzyskałam wiarę w fantastykę dla takich "starych ramoli" jak ja ;)

Pierwsza powieść, wydana przez Wydawnictwo SQN to "Pokrzywa i kość" autorstwa T. Kingfisher.

O bogowie, jak ja się cudownie przy tej książce bawiłam. 

Po pierwsze, bohaterowie mają lat 30 +. Po drugie brak tu typowych schematów, dziur w fabule, nielogiczności czy urywania wątków. Co więcej, mimo, że sama powieść jest napisana lekko, z humorem, to porusza kilka trudnych tematów, ale robi to tak dobrze, że nie mamy wrażenia, że tam nic tylko dramat popędzany rozpaczą. Bohaterowie są cudowni, wszyscy <3 W tej powieści wg mnie nie ma słabych stron. Zakochałam się i już czekam na kolejne powieści autorki.


Druga książka, to wyczekiwana przeze mnie "Wespertyna" Margaret Rogerson wydana przez Wydawnictwo Vesper 

Czytałam "Magię cierni" tej autorki i byłam więcej niż zadowolona, więc z radością sięgnęłam po kolejną jej powieść. I tu zaznaczę, że główna bohaterka ma bodaj 18/19 lat (nie pamiętam dokładnie), ale wiek nie utkwił mi w głowie, bo totalnie nie ma przełożenia na zachowanie bohaterki, jej decyzje. Świat stworzony przez autorkę jest mega ciekawy, akcja zaskakująca, a bohaterowie są tak po prostu świetni. Bawiłam się podczas czytania cudownie. Nic mnie nie denerwowało, nic nie uwierało, wątki się pięknie łączyły, tajemnice były odkrywane stopniowo, wszystko razem dało cudowną opowieść, od której nie potrafiłam się oderwać. 

I jeśli pojawiłoby się więcej takich YA, bo tak jest klasyfikowana ta powieść, to ja chętnie po nie sięgnę.


Całym mym czytelniczym sercem polecam obie powieści. To był dla mnie powiew świeżości i naprawdę dobre lektury, a autorki trafiają wysoko na liście moich "naj".


niedziela, 28 maja 2023

Kilka pytań do... Marii Zdybskiej

 Maria Zdybska, pisarka, autorka książek z szeroko pojętego gatunku fantastyki.


Niedawno - w marcu br. - miała miejsce premiera jej najnowszej powieści "Księga Wszystkich Imion".
Z tego tytułu postanowiłam autorkę trochę podręczyć i zadać jej kilka pytań...
Zapraszam do mini wywiadu z Marią Zdybską.

JA:  Miesiąc temu ukazała się Twoja najnowsza powieść „KWI”. Opinie czytelników są pozytywne, ale mnie ciekawi, co Ty o niej myślisz? Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas pisania tej powieści?

MZ: Mam wrażenie, że „Księga Wszystkich Imion” siedziała gdzieś w tych głębokich, mrocznych zakamarkach mojej pisarskiej duszy od dłuższego czasu i czekała na swój moment. Za jej pisanie zabrałam się robiąc przerwę w serii „Irkalla”, a więc po ukończeniu „Pani Siedmiu Bram” ale przed pracą nad jej kontynuacją „Panią Zgliszcz”, którą ukończyłam całkiem niedawno.

Czas pisania tej powieści zbiegł się jednocześnie z dość trudnym okresem, który częściowo związany był z szalejącą pandemią, a częściowo z moimi osobistymi przejściami. Cały mój niepokój, cały strach i sporo negatywnych emocji udało mi się przepracować właśnie przelewając je na karty tej historii. Może właśnie dlatego jest mi niezwykle bliska. Pozytywne opinie o KWI są dla mnie czymś naprawdę wyjątkowym. Cieszę się każdym dobrym czytelniczym słowem i pielęgnuję w sobie to wspaniałe uczucie wdzięczności, które daje bardzo dużo dobrej energii.

JA: Niedawno ogłosiłaś na swoim fb, że skończyłaś pisać kontynuację P7B, czyli Panią Zgliszcz. Jesteś zadowolona z tekstu i samej historii? 

MZ: O rany... to jest taki moment, kiedy moje emocje i ocena tekstu są maksymalnie rozchwiane! Z jednej strony bardzo się cieszę, że udało się skończyć ten projekt i jestem z niego nieskromnie mówiąc, niezwykle zadowolona, ale... zdaję sobie sprawę z faktu, że dla pisarza taka radość to zwykle emocja krótkotrwała, bo większość z nas w jakimś stopniu boryka się z trudnościami ze złapaniem odpowiedniej perspektywy do własnej twórczości i prędzej czy później dopada nas, niepewność - ujmując sprawę dyplomatycznie (a czarna rozpacz, jeśli mamy trzymać się faktów!_

Mogę jednak obiecać, że „Pani Zgliszcz” domyka wszystkie wątki pierwszego tomu, że nurza się w kolejnych mitologicznych warstwach i pokazuje kilka bardzo interesujących lokacji. W tym tomie znacznie lepiej poznacie też Kassiela.

JA: Fani Twojej twórczości doskonale wiedzą, że uwielbiasz wszelkie mitologie i nawiązujesz do nich w swoich książkach. Ale czy był jakiś moment, jeden, można powiedzieć, przełomowy, który sprawił, że pokochałaś mity i ich wszelkie odsłony?

MZ: Ha! Tak! Kiedy byłam w wieku mocno przedszkolnym tata organizował dla mnie i dla mojego brata pokazy „domowego kina”, posługując się jednym z tych topornych projektorów bajek na kliszach, które zaczynały potwornie śmierdzieć, kiedy rozgrzewały się zbyt mocno. Jedną z naszych ulubionych „produkcji” była bajka o dwunastu pracach Herkulesa. Mój tata miał niezwykły talent do niezwykle żywiołowej narracji tych bajek i założę się, że to właśnie wtedy zaszczepił mi miłość do mitologii. Te wszystkie bóstwa, potwory, herosi, fantastyczne światy... Nie mogłam się im oprzeć. Moje uwielbienie dla Gwiezdnych Wojen także zawdzięczam tacie, więc to chyba musiało być przeznaczenie. Kocham fantastykę!

JA: Zwierzaki :D W KWI pojawiają się ogary piekielne. W trylogii KS jest kruk. Lubisz umieszczać „Zwierzęce” postacie w swoich opowieściach?

MZ: Oczywiście, że lubię! Zwierzęcy towarzysz jednego z bohaterów zawsze dodaje mu głębi i pozwala na ciekawsze pokazanie jego osobowości. Zwierzęta mają też często bardzo konkretne znaczenie mitologiczne i symbolikę, którą lubię się bawić. Tak było z krukiem w „Kruczym sercu” ale tak też jest z demonicznymi psami w „Księdze Wszystkich Imion”.

JA: Klasycznie... Jakie kolejne plany pisarskie i dlaczego jest to Duncan? ;)

Trochę biję się z myślami decydując się na kolejność tekstów nad którymi będę pracować. Obecnie wszystko jest w ruchu, wszystko jest możliwe. Nie jestem z tych, którzy piszą kilka książek jednocześnie, więc decyzja co do bieżącego projektu zapadnie niebawem. I być może będzie to „Duncan” (chociaż czytelnicy pewnie nie mają pojęcia o kim mowa!).

(mój dopisek: HAŃBA IM jeśli faktycznie tak jest! )

JA: Która postać z Twoich książek jest Ci najbliższa? Dlaczego?

MZ: Ooo... bardzo trudne pytanie. Przeczytałam niedawno takie mądre zdanie, że pisanie książek jednocześnie polega na tworzeniu kłamstwa, snuciu opowieści, które się nie wydarzyły, a zarazem jest formą głębokiego ekshibicjonizmu. I sądzę, że jest w tym dużo prawdy, każda z moich postaci coś ode mnie dostała, czasami jakąś emocję, jakieś przeżycie, coś, co ją ukształtowało, niekiedy upodobania, albo manieryzmy. W tym znaczeniu każda jest więc dla mnie bardzo bliska, ale... jeśli miałabym wybierać tę jedną jedyną to sądzę, że najbliżej mi do Lirr. Świetnie rozumiem jej rozdarcie, jej życiowe pogubienie i jej samotność. Jest postacią niedoskonałą, wkurzającą, ale ma też swój czas na rozwój i na powolne, bolesne dojrzewanie.

JA:  I na koniec. Czym dla Ciebie jest pisanie książek?

MZ: Oddychaniem. Koniecznością. Sposobem na przetrwanie w realnym świecie.


Mam nadzieję, że tą krótką rozmową autorka zachęciła Was do sięgnięcia po swoje powieści, co i ja gorąco czynię.