niedziela, 31 stycznia 2016

"Siedem dni łaski" Poruszająca historia pełna rodzinnych tajemnic.





Siedem dni łaski, autorstwa Carli Gracia Mercade, to osadzona na tle prawdziwych wydarzeń, historia rodziny Lledo.
W 1870 roku w Barcelonie i wielu innych miastach narastają nastroje rewolucyjne. Na wieść o kolejnym, przymusowym poborze do hiszpańskich wojsk kolonialnych, wybuchają zamieszki.
Najbiedniejsi mieszkańcy występują przeciwko rządzącym i bogatym, którzy od poboru wykupują się złotem.
Na tle tych wydarzeń, poznajemy też Mariannę. Ubogą kobietę, która w rzeczywistości jest arystokratką, ukrywającą się i przyłączającą do powstania.

Początkowo nie wiemy, o niej nic. Ale krok po kroku, autorka zdradzam nam historię dziewczyny oraz jej rodziny, dziadków, którzy ją wychowali, jej dwóch kuzynów, którzy wraz z  Marianną stworzą dramatyczny trójkąt miłosny.
Autorka na przemian relacjonuje bieżące wydarzenia podczas siedmiodniowego powstania, oraz powraca do czasu narodzin Marianny i zaczyna snuć opowieść o jej losach.


Siedem dni łaski, to książka bardzo wciągająca i poruszająca. Pokazująca ludzkie dramaty, których można by uniknąć, gdyby blichtr i pozory nie były ważniejsze od ludzi i ich uczuć.
Rodzina Lledo to arystokracja, uprzywilejowana grupa społeczna, spętana przez konwenanse, najbardziej bojąca się ostracyzmu w swoich kręgach.
Właśnie z tego powodu, Marianna dorasta w domu swoich zamożnych dziadków, nie wiedząc, że w rzeczywistości jest ich wnuczką. Dziewczyna – tak samo jak wszyscy inni – jest przekonana, że jest tylko sierotą, którą z dobroci serca przygarnęli państwo Lledo.
Nie wie, że jest nieślubnym dzieckiem zmarłej córki państwa Lledo.

Dziewczyna zakochuje się w swoim kuzynie Feliksie, niestety jej dziadek zmusza ją do poślubienia drugiego z braci, Marcala.
Właśnie to daje początek tragicznym wydarzeniom, których finał czytelnik pozna właśnie podczas trwania powstania.

Książka Siedem dni łaski, wciągnęła mnie od pierwszej strony. Autorka ma lekkie pióro, potrafi w sposób ujmujący pisać o uczuciach. Bardzo dobrze nakreśliła swoich bohaterów, tych pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych. Każdemu z nich dała jakąś rolę do odegrania w swojej opowieści. W sposób nierozerwalny splotła losy wielu ludzi, z różnych klas społecznych.
W poruszający sposób ukazała, jak jedna rodzinna tajemnica i podjęte złe decyzje, niczym lawina schodząca z gór, zniszczyła życie wielu ludzi.

Ciekawy jest również wątek powstania, które trwało siedem dni, nim wojsko weszło do miasta i przywróciło w nim „porządek”.
Są to wydarzenia autentyczne, a autorka czerpała wiedzę o nich m.in. z dziennika jednego z powstańców Francisco Derch.
Oddała hołd prostym ludziom, którzy mimo iż nie mieli szans na zwycięstwo, postanowili głośno wyrazić swój sprzeciw wymierzony w nierówne traktowanie najbiedniejszych, ciągłe ich wykorzystywanie i traktowanie jak mięso armatnie w hiszpańskich wojskach kolonialnych.

Siedem dni łaski, to poruszająca powieść o wojnie, miłości i śmierci. O mężczyznach i kobietach stających na barykadach, poświęcających swoje życie w imię swoich przekonań.
Wzruszyła mnie opisywana przez autorkę historia rodziny Lledo, zaciekawił wątek walk powstańczych i ich fikcyjnych oraz prawdziwych uczestników.
Prawdziwa historia płynnie połączyła się z literacka fikcją, wciągając mnie w sam środek dramatycznych wydarzeń.
Honor, odwaga i poświęcenie prostych, biednych ludzi, starły się w tej książce z kłamstwami, obłudą i hipokryzją arystokracji.
Niestety z tego starcia nikt nie wyszedł zwycięsko.
Autorka udowadnia, że są takie czyny, których nie da się naprawić, słowa, które nigdy nie odejdą w niepamięć, zatruwając duszę człowieka na całe życie.

*zdjęcie pochodzi ze strony  www.lubimyczytac.pl





środa, 27 stycznia 2016

"Imperium Wampirów tom 2" Trzymająca poziom kontynuacja serii.





Imperium Wampirów tom 2. The Rift Walker

Drugi tom serii Imperium Wampirów nie został wydany w Polsce. Na szczęście dla mnie, udało mi się przeczytać tłumaczenie nieoficjalne.

Tom drugi zaczyna się tam, gdzie zakończył się tom pierwszy. Ni mniej, ni więcej.
Księżniczka Adele ”dochodzi” do siebie po ciężkich przeżyciach na Północy, tym samym próbując odwlec moment swojego ślubu z Senatorem Clarkiem.
Jednocześnie uczy się posługiwania swoją nowo odkrytą mocą geomanty.
Protest Adele wobec planów ataku na wampirze klany na Południu, i planowanego sposobu potraktowania ludzi, których wampiry trzymają w celach konsumpcyjnych nie daje rezultatów, wręcz powoduje, że data ślubu jest bliższa niż księżniczka by sobie życzyła.
Wciąż tęskniąc za Garethem, Adele szykuje się do uroczystości.
A gdy już nadchodzi ten dzień, wszystko idzie nie tak, jak niektórzy zaplanowali.

The Rift Walker to bardzo dobra książka, która w niczym nie ustępuje swojej poprzedniczce. Akcja wcale nie spowalnia, wręcz przeciwnie. Nasi bohaterowie są narażeni na wiele niebezpieczeństw, wciąż pojawiają się przed nimi nowe przeszkody do pokonania i gdy wydaje się, że kryzysowa sytuacja zostaje zażegnana, to pojawia się nowy problem, który burzy pozorny spokój.

Okazuje się, że wrogami są nie tylko wampiry. Są nimi również ludzie. Rządni władzy, chciwi, którzy są w stanie sprzymierzyć się nawet z wampirami, aby osiągnąć swoje cele.

Tom drugi Imperium Wampirów, to naszpikowana akcją kontynuacja serii. Jest w niej zdecydowanie więcej polityki, sojuszy, knowań. Tak samo po stronie ludzi jak i wampirów. Są plany militarne, ataki, walka.
Jest również subtelnie prowadzony wątek miłosny Adele i Garetha.
Mimo, że jest bardzo ważny, to nie przysłania reszty fabuły, nie wybija się na pierwszy plan. Jednocześnie uczucie jakie łączy głównych bohaterów zdecydowanie wpływa na decyzje, jakie oni sami podejmują.

W książce mamy kilka niespodzianek, kilka zaskakujących zwrotów akcji. Autorzy (jest ich dwoje) sprawnie kontynuują wątki z pierwszej części i wprowadzają kilka nowych. Dzięki temu nie nudziłam się ani przez chwilę podczas lektury, a mój apetyt na kolejny tom, znacznie wzrósł.

Co jeszcze urzekło mnie w tej książce, to wyraziści i ciekawi bohaterowie. Nie są jednoznacznie dobrzy lub źli. Nic takie nie jest w tej serii. W dodatku niejedna postać potrafiła mnie zaskoczyć podejmowanymi działaniami i zmusić do mruknięcia pod nosem „ale z ciebie menda”.

Bardzo ciekawie pokazana jest również moc, której uczy się używać Adele jako geomanta, jej pochodzenie i świadome bądź intuicyjne stosowanie, nie tylko przez Adele, ale również przez zwykłych ludzi.
Mam nadzieję, że ten wątek zostanie mocno rozwinięty w kolejnych tomach serii, bo jest niezwykle interesujący.

Druga część serii kończy się w ciekawym momencie. Wokół księżniczki koncentrują się co najmniej dwa spiski. Nieświadoma niczego Adele, będzie więc musiała zmierzyć się nie tylko z niebezpieczeństwem ze strony wampirów, ale również ludzi, których o to kompletnie nie podejrzewa.
Po cichu liczę na to, że uda się jej wyjść z tych zmagań zwycięsko, a moja kobieca natura ma nadzieję, na pozytywne rozwiązanie wątku romantycznego.
Czy tak się stanie, dowiem się mam nadzieję z trzeciego i czwartego tomu serii.

Podsumowując, mogę szczerze polecić tą książkę. Uważam serię Imperium Wampirów za jedną z lepszych jeśli chodzi o tą tematykę. Wampiry nadal są zwyczajnie złe. Bez wymyślania usprawiedliwień dla ich okrucieństwa, które wynika z ich natury. Nie zmieniają się, gardzą ludźmi i wszystkim co zostało przez nich stworzone.
I to jest największym plusem Imperium Wampirów. Do tego wciągająca fabuła, ciekawe postacie, niespodziewane zwroty akcji i nienachalny wątek miłosny.
Czego chcieć więcej?
Już wiem – kolejnego tomu.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl




poniedziałek, 25 stycznia 2016

Dracula F.F. Coppola. Love never dies...




Są takie filmy, które zapadają nie tylko w pamięć, ale i w serce.
Które mimo upływu lat podziwia i kocha się niezmiennie.
Takim filmem jest dla mnie Dracula F.F. Coppoli.

Film miał swoją premierę w 1992 roku. Mimo upływu lat nic nie stracił w moich oczach, a wręcz jeszcze zyskał.

Dracula, to opowieść o miłości zdolnej przetrwać śmierć i uchronić resztkę człowieczeństwa ukrytą głęboko w potworze.
Film inspirowany książką Brama Stockera i wg mojej opinii jest od książki zdecydowanie lepszy.
To wspaniała historia  o potędze miłości, winie, karze i odkupieniu.

Vlad Palownik, na wieść, że jego żona popełniła samobójstwo, myśląc iż zabił go wróg, przeklina Boga, przez co zmienia się w potwora – wampira.
Przez wieki żyje w swoim zamku w Transylwanii, siejąc postrach wśród okolicznych mieszkańców. Do czasu aż na pewnej fotografii zobaczy zdjęcie Miny Murray – łudząco podobnej do jego tragicznie zmarłej żony Elizabety.
Kobiety, której nigdy nie przestał kochać.
To zdjęcie okaże się katalizatorem wydarzeń, które wpłyną na życie wielu osób, Miny oraz jej narzeczonego Jonathana, którego Dracula uwięzi w swoim zamku. Przyjaciółki Miny – Lucy oraz Van Helsinga.

Dracula to dla mnie film genialny. Począwszy od wspaniałej gry aktorskiej Gary Oldmana i Anthony Hopkinsa, po piękne zdjęcia i niesamowicie klimatyczną muzykę skomponowaną przez naszego rodaka – Wojciecha Kilara.

Co ciekawe, podobno Oldman i odtwórczyni roli Miny – Winona Ryder, prywatnie się nie lubią. Nie miało to jednak żadnego wpływu na ich grę. W relacjach ich bohaterów czuć pożądanie, fascynację i miłość.

Anthony Hopkins zagrał wybitnie ekscentrycznego naukowca, zafascynowanego Draculą. Van Helsing to postać pełna brawury, bezpośredniego wyrażania swoich opinii i z ogromną wiedzą.
W obronę muszę wziąć Jonathana Harkera, narzeczonego Miny Murray, którego gra Keanu Reeves. Jego grze zarzuca się sztywność i nieudolność. Osobiście uważam, że bezbarwność postaci Harkera była celowym zabiegiem, dzięki któremu charyzmatyczna postać Draculi zyskiwała na tle Jonathana.
Bo nie można zaprzeczyć, że Jonathan Harker, to postać nijaka i bezbarwna, zwłaszcza w porównaniu do pełnego pasji i emocji Draculi.

Vlad Palownik, zwany później Dracula, to postać tragiczna. Oszołomiony rozpaczą po śmierci żony, skierował się na drogę, z której nie było już powrotu.
Co ważne, mimo niesłabnącej miłości do Elisabety, Dracula był potworem, z czego zdawał sobie sprawę.  Był istotą nocy, brutalnym drapieżnikiem i mordercą.
Tylko za sprawą miłości udaje mu się powstrzymać w sobie bestię i dostąpić odkupienia.


Film jest utrzymany w gotyckim klimacie, pełen grozy i lęku. Wspaniałe kostiumy i scenografia tworzą niepowtarzalny klimat, a muzyka potęguje emocje, które odczuwa widz podczas seansu.
Do tego aktorstwo na najwyższym poziomie i pełna pasji opowieść.

F.F. Coppola zaczerpnął z książki Brama Stockera to co najlepsze, ubierając bohaterów pisarza w swoją wizję tej historii. Dodał nutkę romantyzmu i dużą dawkę gotyckiego klimatu. Uzbroił swoich bohaterów w targające nimi uczucia i ogromne pragnienie miłości.
Sprawił, że nie sposób było nie współczuć Draculi, wręcz życzyło mu się powodzenie w realizacji jego planu.
Jednocześnie Coppola nie odziera wampira z jego prawdziwej natury, stworzenie to wciąż pozostaje bestią i dzieckiem nocy.

Wszystko to sprawia, że Dracula F.F. Coppoli to nie tylko gotycki horror, ale równocześnie najpiękniejszy film o miłości, jaki widziałam.


*zdjęcie pochodzi ze strony www.filmweb.pl






wtorek, 19 stycznia 2016

"Popiół i kurz. Opowieść ze świata pomiędzy"





Popiół i kurz. Opowieść ze świata pomiędzy.

Czy jest coś pomiędzy niebem z ziemią?
Według Jarosława Grzędowicza jest świat Pomiędzy.
A w tym świecie - który jest odbiciem realnego świata - pod czerwonym niebem, główny bohater nazywający siebie Charonem, przeprowadza dusze na drugą stronę.
Sam nie wie gdzie, ale czuje, że tak trzeba.
Przez rodzinę uznany za kompletnego świra, po pobycie w szpitalu psychiatrycznym, czasem sam wątpi w swoje umiejętności i dość często zastanawia się czy to co potrafi, to wynik choroby psychicznej, czy może choroba jest wynikiem jego umiejętności.

Świat Pomiędzy to nie jest bezpieczne miejsce, pełno tam groźnych stworzeń i demonów.  W tym świecie każdy przedmiot, roślina, drzewo ma swoje Ka, swoją duszę.
Niektóre przedmioty, w realnym świecie kompletnie zniszczone i bezużyteczne, za sprawą silnego Ka w Pomiędzy odzyskują swoją drugą młodość.


Bohatera książki poznajemy w prologu Obol dla Lilith, gdy pomaga swojemu siostrzeńcowi w rozwiązaniu zagadki morderstwa jego ukochanej.
Krótkie wprowadzenie, a czytelnik ma możliwość poznania głównego bohatera, dowiedzenia się czym prawdopodobnie jest świat Pomiędzy i jak to się stało, że bohater książki potrafi do niego wchodzić, mimo, że nie umarł. Oraz czym się zajmuje w tym mrocznym świecie.

Narracja w książce jest pierwszoosobowa, więc dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że autor nie zdradził czytelnikowi jak nazywa się jego bohater. W świecie pomiędzy on sam nazwał się Charonem.

W dalszej części książki główny bohater zostaje uwikłany w rozwiązanie tajemnicy śmierci swojego przyjaciela – mnicha Michała, co prowadzi go do tajemniczego bractwa Cierni.

Akcja książki jest bardzo dynamiczna. Wiele się dzieje, nasz samozwańczy Charon wiele razy dostaje potężny łomot – w każdym ze światów.
Próbuje poskładać elementy układanki, jednocześnie walcząc o przeżycie.
Jarosław Grzędowicz stworzył niesamowicie ciekawy świat, świetnie prowadził akcję.  Muszę przyznać, że kilka razy mnie zaskoczył, trochę przestraszył, a nawet raz czy dwa rozbawił.
Jego bohater nie jest żadnym nadczłowiekiem ani superbohaterem. To człowiek z krwi i kości. Ze swoimi słabościami, dylematami, popełniający błędy.
Mimo wszystko nie sposób go nie polubić. Jego poczucia humoru, sarkazmu i dystansu do samego siebie.

Świat Pomiędzy, to fascynujące, ale i przerażające miejsce. Coś, co mogłabym uznać za czyściec i spokojnie tak go sobie wyobrażać.  To przystanek w przejściu dalej.
Miejsce mroczne, gdzie nie każda dusza zdaje sobie sprawę, że jej ciało już nie żyje.

Popiół i kurz, to wyjątkowo wciągająca powieść. Autor ma styl pisania, który bardzo mi się podoba.  Taki bez owijania w bawełną, bez upiększania rzeczywistości. Jeśli coś jest białe, to takim ukazuje go autor. Bez zbędnych ceregieli.
Mimo jego upiorności, polubiłam świat Pomiędzy.
Jest to jedna z tych książek, do których wracam co jakiś i z przyjemnością daję się porwać do świata pomiędzy, gdzie wraz z bohaterem przeżywam niesamowite przygody.


*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl









piątek, 15 stycznia 2016

"Tam gdzie śpiewają drzewa" Piękna baśń.


Tam, gdzie śpiewają drzewa. Laura Gallego Garcia

            Na tą książkę miałam ochotę już od dawna, ale jakoś nigdy nie trafiła do mojego koszyka podczas zakupów. Aż trafiłam na nią podczas wyprzedaży w sklepie internetowym.

Tam gdzie śpiewają drzewa, to powieść kierowana zdecydowanie do młodzieży i raczej nie tej starszej.

Akcja się rozpoczyna, gdy hordy barbarzyńców pod wodzą Haraka napadają na krainę Nortia. Wojska Nortii nie są na to przygotowane i ponoszę olbrzymią porażkę. Harak morduje rodzinę królewską, sam obwołuje się nowym królem, a następni ściąga do zamku wszystkie niezamężne arystokratki, aby wydać je za mąż, za przywódców klanów barbarzyńców.

W tej grupie znajduje się również Viana, córka księcia, który zginął na wojnie. Dziewczyna ma 16 lat i zostaje żoną okrutnego człowieka.
Dzięki podstępowi jej piastunki, udaje się jej trzymać z daleka od męża, a także wprowadzić go w błąd, udając ciążę. Niestety ten fortel w końcu wychodzi na światło dzienne, a Viana przez przypadek zabija swojego męża i ucieka z zamku.
Podczas ucieczki, w trakcie szalejącej burzy, skrywa się w Wielkim Lesie. Miejscu otoczonym ponurą sławą, w którym wg legend żyją magiczne stworzenia, a którego bali się wszyscy mieszkańcy Nartii i nikt nie odważył się tam zapuszczać.
Tam na pomoc przychodzi jej stary rycerz nieżyjącego Króla – Wilk. Zabiera ją do swojej chaty, na obrzeżach Wielkiego Lasu, leczy z obrażeń i zaczyna uczyć sztuki przetrwania oraz walki. Jednocześnie Wilk organizuje grupę rebeliantów, którzy będą mieli za zadanie walczyć z barbarzyńcami, aby wyzwolić kraj z ich rąk.

Ciekawa fabuła? Muszę przyznać, że tak.
Książka jest interesująca i wciągająca. Historia Viany, która traci całą rodzinę, spotyka ją zdrada ze strony ukochanego, zmuszona jest do poradzenia sobie z nietypowymi dla niej sytuacjami, jest fajna.
Dziewczyna początkowo jest wyjątkowo nieporadna. Jako córka księcia, wychowana była zgodnie z wymogami arystokracji i miała mgliste pojęcie o prawdziwym życiu.
Niestety atak barbarzyńców diametralnie zmienia jej sytuację.
Dziewczyna uczy się samodzielności, odpowiedzialności i sztuki przeżycia w lesie, gdzie mieszka wraz z rycerzem Wilkiem.
Mimo swoich przeżyć, wciąż jednak pozostaje trochę nierozważna i naiwna. Przez swoją bezmyślność sprowadza niebezpieczeństwo na Wilka i siebie, co skutkuje tym, że muszę uciekać ze swojej chaty i skryć się głębiej w Wielkim Lesie, w obozie rebeliantów.
A na skutek legendy o miejscu gdzie śpiewają drzewa, ukrytym w samym sercu Wielkiego Lasu wyrusza na wyprawę, aby je odnaleźć.

Ta powieść, to raczej piękna baśń. I takim językiem jest napisana.
To baśń o odwadze i determinacji w dążeniu do celu. O poświęceniu, miłości, walce o wolność.
Książka napisana jest lekko i czyta się ją bardzo szybko. Autorka mimo, że nie unika trudnych tematów, jak śmierć, miłość, rodząca się namiętność, to robi to w sposób subtelny i dość delikatny.
Nie ma tu brudnej brutalności, czy opisów scen łóżkowych. 

Autorka świetnie wykreowała swój świat, nakreśliła bohaterów, ukazała co się działo, gdy najeźdźcy opanowali Nartię.
Niczego nie idealizowała, ale też nie była przesadnie brutalna.  
Laura Gallego Garcia zdecydowanie nie oszczędzała swojej bohaterki. Viana wciąż napotykała na trudności, przeciwności losu, a realizacja jej planów nie udawała się tak jak, dziewczyna by chciała.

Wraz z Vianą czytelnik poznaje tajemnice Wielkiego Lasu, walczy o honor i wyrwanie Nartii spod panowania najeźdźców.
Akcja szybko mknie do przodu, jedna przygoda goni następną.

Powieść oczarowała mnie swoją baśniowością i mimo, że skierowana do młodszego czytelnika, to bardzo mi się podobała.
Wszystko jest tu – jak to w baśniach – oczywiste, dobre lub złe, nieskomplikowane. Królują dobre cechy charakteru, a przyjaciół nie opuszcza się w biedzie, choćby kosztem własnego życia.
Całość jest bardzo pozytywna, a zakończenie melancholijne i nostalgiczne.
I choć mogłoby się zdawać, że to wyidealizowana opowieść, to tak nie jest. Autorka zachowała idealne proporcje pomiędzy baśnią, a powieścią fantasy.

I mimo, że wolę fantasy jakie serwuje Barndon Sanderson czy Andrzej Sapkowski, to powieść  „Tam gdzie śpiewają drzewa” zauroczyła mnie i sprawiła, że przeżyłam fajną przygodę wraz z jej bohaterami.
Na uznanie zasługuje również okładka, jest piękna i doskonale oddaje charakter powieści.


*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl

poniedziałek, 11 stycznia 2016

"Imperium Wampirów" Perełka wśród książek o wampirach.




Imperium wampirów. Clay Griffith, Susan Griffith

             Gdy idzie o książki o tematyce wampirzej,  jestem już bardziej niż ostrożna...
Niestety niewiarygodny wręcz wysyp książek o tych istotach zepsuł, że tak powiem, ten temat w literaturze.
Dlatego jakież było moje zdziwienie, gdy zaczęłam czytać Imperium Wampirów.

Ale do rzeczy.

Jak sama nazwa wskazuje mamy w fabule ziemię opanowaną przez wampiry, które w pewnym momencie postanowiły się ujawnić i przy okazji zniszczyć ludzi i ich cywilizację. Jest rok 2020, a ziemia to już nie jest bezpieczne miejsce dla człowieka.
Wampiry w tej książce to istoty w większości bezrozumne, egoistyczne i absolutnie złe.
Nie ma w nich ani krzty honoru czy innych "ludzkich" uczuć.
Ludzie są przez nich traktowani jedynie jako pożywienie i niewolnicy.
I to jest naprawdę świetne, bo ile można czytać o świecących krwiopijcach o miękkim sercu?

W tym niebezpiecznym świecie poznajemy młodą księżniczkę Adele z jednej z nielicznych krain, które oparły się atakowi wampirzej hordy.
Księżniczka otrzymuje ważną misję.
Ma polecieć do odległych krain, aby przygotować podwaliny pod walkę z wampirami.
Walkę, która ma pokonać wampiry i przywrócić ziemię ludziom.
Misja jest niebezpieczna, księżniczka leci sterowcem. I oczywiście, jak można się spodziewać, zostaje on napadnięta przez wampiry.
Niespodziewanie z pomocą przychodzi jej tajemniczy obrońca, który walczy w jej  obronie, a następnie pomaga dotrzeć do bezpiecznego miejsca.
A to zadanie wcale nie jest łatwe, gdyż wszędzie pałętają się krwiopijcy.
Okazuje się, że wybawiciel Adele, to mityczny bohater – Greyfriar – w istnienie którego księżniczka nie wierzyła.
Aż do czasu, gdy ratuje jej życie.
Adele jest również przeznaczona na żonę władcy Republiki w ramach politycznego mariażu.
Ma on zapewnić wsparcie Republiki w walce z wampirami.

Fabuła wydaje się banalna? Nie jest taka, choć nie można spodziewać się po tej tematyce czegoś nowego i świeżego.

Bohaterowie są bardzo ciekawi i bez problemu można ich polubić.
Coraz lepiej ich poznajemy, ich charaktery, poglądy, marzenia. Greyfriar fascynuje Adele, która mimo iż jest twardą dziewczyną, to powoli ulega czarowi tajemniczego obrońcy.
Na szczęście wątek miłosny - bo mimo wszystko i ta książkę się przed nim nie uchroniła - jest bardzo naturalny i wcale nie gra pierwszych skrzypiec w fabule. Autorzy ukazują uczucie, które wg wszystkich znaków na ziemi i niebie nie ma szansy na spełnienie, chociażby dlatego, ze Adele jest zaręczona z władcą Republiki, a przeszłość Greyfriara pozostaje tajemnicą. Zresztą nie oszukujmy się, jak taka osoba może być odpowiednią partią dla księżniczki?

Ta książka to prawdziwa perełka w tego typu literaturze. Bardzo dobrze napisana, ma spójną i wciągającą historię.
Niespodziewane zwroty akcji, szczyptę romantyzmu, garść przygód i niebezpieczeństwa.
Autorzy bardzo ciekawie konstruują swój świat, wciągają czytelnika w przygody bohaterów, a dla spragnionych romantyzmu, serwują nienachalny wątek miłosny.
Mamy tajemnicę, którą skrywa Greyfriar, a którą Adele bardzo chce rozwikłać.
I mimo, że Adele potrafi walczyć i zadbać o siebie, to nie jest pozbawioną czaru i kobiecości walkirią.


Jestem zauroczona tą książką. Lekkością pióra autorów i wciągającą opowieścią.
Podoba mi się wątek miłosny, zmyślnie przeplatający się w pełnej akcji i przygód historii.
Z Imperium wampirów wiąże się tylko jeden minus. Jest to pierwszy tom trylogii, która nie będzie dalej wydawana w Polsce.
Wydawca po pierwszym tomie przerwał projekt, a co za tym idzie, jeśli ktoś chce przeczytać dalsze przygody Adele i Greyfriara, to albo musi zrobić to w oryginale, albo liczyć na nieoficjalne tłumaczenie.
Nie ukrywam, że brak wydania po polsku kontynuacji mocno mnie irytuje.
Bo ta książka jest bardzo dobra. Jest zdecydowanie lepsza od większości książek na naszym rynku, o tej tematyce i aż żal, że tak mało jest znana.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl





wtorek, 5 stycznia 2016

"Czerwona Królowa" Świat, gdzie największą wartością człowieka, jest kolor jego krwi...


W tym świecie , to kolor krwi decyduje o tym czy jesteś coś wart.
To kolor krwi decyduje o tym, kim będziesz, co cię spotka w życiu.
Do czego masz prawo.
Jakie obowiązki.
W świecie, w którym to kolor krwi decyduje o wszystkim, krew może być czerwona lub srebrna.
Srebrna krew oznacza, że jesteś kimś lepszym, masz zdolności magiczne nieosiągalne przez czerwonych.
Czerwona krew oznacza, że jesteś nikim. Służącym, mięsem armatnim, niewolnikiem.
Nic sobą nie reprezentujesz, nic ci się nie należy.

W takim właśnie świecie żyje Mare. Czerwona, młoda dziewczyna, która przez przypadek odkrywa, że posiada zdolności przynależne tylko Srebrnym.
Ciąg różnych wydarzeń sprawia, że Mare poznaje królewskiego syna i trafia na królewski dwór.
Z powodu swoich niebywałych zdolności, nie ma wyboru i musi zaakceptować „ofertę” królowej, czyli zamieszkać na dworze i przeobrazić się w  srebrna księżniczkę, córka nieżyjącego już generała.
Mare jest kształcona, szkolona, trenowana. Uczy się również panować nad swoimi niedawno odkrytymi zdolnościami.
Jednocześnie uświadamia sobie, że dwór królewski to miejsce pełne intryg, spisków i knowań.
Tam nie ma przyjaciół, za to każdy może stać się twoim wrogiem.
Niestety dziewczyna jest niedoświadczona, nie potrafi ocenić kto jej sprzyja, a kto źle życzy.
Król i królowa próbują zrobić z niej swoją marionetkę i sprawować nad nią pełną kontrolę, co w połączeniu z żywiołowym charakterem Mare, daje ciekawe wyniki.

Autorka ciekawie stworzyła świat Srebrnych i Czerwonych. Podoba mi się również jej sposób ukazania magii, którą posługują się Srebrni.
Akcja książki toczy się dość szybko i sprawnie. Nie ma nużących dłużyzn, a autorka skupia się na tym, co dla jej bohaterów najważniejsze.
Mimo, że sam pomysł na fabułę nie jest może czymś nowym, to autorka sprawnie prowadzi nas przez swoją historię, a czasem potrafi mocno zaskoczyć rozwojem akcji.

W pewnym momencie byłam przekonana, że za chwilę okaże się, że mamy tu klasyczny trójkąt miłosny (dwóch braci i ona jedna oraz dylematy  kogo wybrać), gdyż obaj synowie króla są blisko związani z Mare. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca, co jest dodatkowym plusem tej książki. Wątek romantyczny jest subtelny i nie psuje opowiadanej historii. Nie ma nieskończonych dylematów dziewczyny i jej sercowych rozterek dominujących fabułę.
Autorka bardzo dobrze przedstawia nam Mare, doskonale znamy jej rozterki, myśli i uczucia. Wiemy czym dziewczyna się kieruje, co jest dla niej ważne. A to za sprawą pierwszoosobowej narracji.
Niestety jest i minus takiej narracji -  cierpią na tym inne postacie, bo dowiadujemy się o nich mało. I praktycznie nie wiemy, co jest motorem ich działań.
Z jednej strony to wada, z drugiej autorka może tak pokierować tymi postaciami, że nas zaskoczą ich wybory i decyzje.

Książka jest dobra. Ciekawa i wciągająca. Polubiłam główną bohaterkę i parę innych postaci drugoplanowych.
Podoba mi się świat wykreowanych przez autorkę, jej pomysł na fabułę oraz rozwój akcji.
Szkoda tylko, że gdy wychodziła Czerwona Królowa, to nie było informacji, że to pierwszy tom serii.
Na szczęście nie trzeba było bardzo długo czekać na kontynuację, już 17 lutego 2016 ma się ukazać drugi tom, a trzeci (i ostatni) ma być wydany w 2017.
Ciekawa jestem czy autorka utrzyma dobry poziom i nie zepsuje swoich bohaterów. Dlatego z chęcią sięgnę po drugą część jej opowieści.

Podsumowując:
Książka całkiem dobra. Nie czuć, że bohaterowie to nastolatkowie.
Wciągająca fabuła. Dobrze nakreślone postacie, które da się lubić.
Ciekawe ukazanie świata i magii. Sporo zaskakujących zwrotów akcji.
Jestem na plus i polecam.

*zdjęcie pochodzi ze strony  www.lubimyczytac.pl

sobota, 2 stycznia 2016

"Ostatnie dni Królika" Cudowna historia, śmiech i łzy...




„Ostatnie dni  Królika”
Zobaczyłam tą książkę na stronie księgarni internetowej i pomyślałam, że to tak idiotyczny tytuł książki, że dziwne by było, gdyby książka okazała się ciekawa. Nie ma takiej możliwości…
Dlatego postanowiłam ją kupić.
I okazało się, że nigdy jeszcze się tak nie pomyliłam. Idealnie sprawdza się tu określenie, że nie wolno oceniać książki po okładce (w tym przypadku po tytule).

Gdy czytelnik zaczyna czytać, dowiaduje się, że czterdziestoletnia Mia – zwana przez rodzinę i przyjaciół Królikiem – właśnie przegrywa walkę z rakiem.
Lekarze zrobili dla niej już wszystko co mogli, niestety okazali się bezradni. Rak dał przeżuty, a Królikowi pozostały już tylko ostatnie tygodnie życia.
Czas, który jej pozostał, spędzi w hospicjum, żegnając się z rodzicami, rodzeństwem i dwunastoletnią córką.
Jedyne co można dla niej zrobić, to pomóc jej przeżyć ten czas bez bólu.
Królik spędza ten ostatni czas wraz z rodzicami, siostrą, bratem, córką i przyjaciółmi.
Jej rodzina to barwne postacie. Żywiołowa matka, zdystansowany ojciec, piękna i dobra siostra, samotny brat, wierna przyjaciółka, zagubiona córka. Wszystkich ich łączy ogromna miłość i nierozerwalne więzy.
Ten ostatni czas, to moment gdy Królik wspomina swoją młodość, czas gdy jej brat grał wraz z kolegami w zespole rockowym.
Ale przede wszystkim myśli o Johnnym, który był jej pierwszą miłością.

Cała rodzina, wraz z bratem, który przerwał trasę koncertową, spotyka się przy łóżku Mii. Plotkują, śmieją się, sprzeczają, wspominają.
Każde z nich próbuje sobie poradzić ze zbliżającą się śmiercią Królika, przygotować się do tego.
Ale czy można się przygotować na śmierć kochanej osoby?

Autorka sprawnie żongluje wspomnieniami Mii i jej rodziny. Ukazuje czytelnikowi obraz mocno zżytej rodziny i miłości jaka ich łączy.
Dzięki postaci Molly, matki Królika, czytelnik ma możliwość się pośmiać, gdyż Molly to wyjątkowo barwna postać, nie stroniąca od soczystych przekleństw, dla wzmocnienia przekazu swoich wypowiedzi.

Ostatnie dni Królika to bardzo emocjonalna i poruszająca powieść.
Powoduje, że czytelnik się uśmiecha, mimo iż łzy cisną się do oczu. To wzruszający obraz miłości, przyjaźni, rodziny.
Było wiele momentów podczas których śmiałam się przez łzy.
Bo taka jest ta książka, wywołuje wiele rożnych emocji naraz.
Anna McPartlin, w sposób wspaniały poradziła sobie z tak trudnym tematem, jakim jest odchodzenie bliskiej osoby.
Stworzyła ciekawych i budzących sympatię bohaterów, mimo ich wad i błędów jakie popełniają.
Każdy z nich radzi sobie ze zbliżającą się śmiercią Mii na swój własny sposób, starają się być silny, a przecież to tylko ludzie. Pomału dociera do nich, że nie ma już żadnej terapii, która mogłaby uratować Królika. Że jej czas z nimi się kończy, a oni muszą się z tym pogodzić.
Co gorsze, nadchodzi moment, gdy o zbliżającej się śmierci Mii muszą powiedzieć jej córce – która jest przekonana, że matka czuje się lepiej.
Ten trudny obowiązek spoczywa na całej rodzinie, jak również podjęcie decyzji, kto zaopiekuje się córką Mii, gdy ta już odejdzie.

Książka przepełniona jest ogromnymi emocjami, odrobiną humoru, dużą porcją wzruszeń. To ciepła i poruszająca historia.
Autorka kilkukrotnie doprowadziła mnie do łez. Sprowokowała mnie do zadania sobie pytania, czy doceniam życie i możliwości jakie mi daje.
Dawno nie czytałam tak poruszającej książki, która z takim wyczuciem opowiada o umieraniu. Autorka nie umniejsza dramatu, który spotyka Mię i jej rodzinę, nie traktuje go powierzchownie. Wręcz przeciwnie. Idealnie opisuje uczucia i emocje bohaterów, oddaje powagę całej sytuacji, ale nie robi tego w sposób ponury.

Książka jest cudowna. Tak właśnie. Cudowna.
Mimo, że nie ma niczego cudownego w odchodzeniu, to nie tylko o tym jest ta powieść.
Jest ona również o życiu.
Życiu, miłości, przyjaźni. O nadziejach i planach, które mamy gdy jesteśmy młodzi. O marzeniach i próbach ich realizacji.
O chorobie i śmierci, o miłości i życiu.
A wszystko to opisane jest pięknym językiem. Sprawiającym, że książkę czyta się szybko i ciężko się od niej oderwać. Trudno jest napisać książkę o takiej tematyce. Pani Mcpartlin poradziła sobie wspaniale.
Szczerze polecam Ostatnie dni Królika. To książka, która pod niepozorna okładka i dziwnym tytułem kryje w sobie cudowną historię.

*zdjęcie pochodzi ze strony  www.lubimyczytac.pl