czwartek, 30 marca 2017

"Mitologia Nordycka" Neil Gaiman. Fascynująca podróż po Asgardzie.

Neil Gaiman od dawna fascynuje się mitologią Nordycką.
Nieuniknione więc wydaje się, że sięgnął po nią i postanowił przybliżyć swoim czytelnikom.
Mitologia Nordycka – bo o niej tu mowa, to niewiele ponad 200 stronicowa książka, która przybliża nam opowieści o Asach i Wanach, o krwawych bitwach, zdradach, herosach i zdrajcach.
Wszystkie mity koncentrują się wokół trzech postaci, Odyna, Thora i Lokiego.
Tego ostatniego będziemy mieli szanse poznać lepiej, bo praktycznie występuje w każdej opowieści.

Autor rozpoczyna od historii powstania świata, u zarania dziejów. Od powstania Bogów.
Kończy równie spektakularnie – bo opowieścią o  Ragnaroku, czyli zmierzchu bogów.
Pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami, poznajemy wiele ciekawych historii, ale przede wszystkim świat bogów, ich charaktery, ich skomplikowana naturę i pewną dwulicowość.
Najciekawszym bohaterem jest dla mnie Loki i byłby nawet gdybym nie uwielbiała jego postaci granej przez Toma Hiddelstona z uniwersum Marvela. I choćbym nie wiem jak się starała, to jego postać wyobrażam sobie właśnie jako Toma, który wg mnie idealnie nadaje się na odtwórcę roli Lokiego. 
Sam Loki z Mitologii Nordyckiej, to intrygująca postać. Wciąż knuje, ma swoje plany, potrafi wyrządzić wiele zła tak samo bogom jak i innym stworzeniom. Jednocześnie potrafi zrobić wiele w ich obronie.
Jest w nim tyle samo dobra, co zła. Może dlatego wydaje mi się najciekawszym bohaterem, który wciąż mnie fascynuje.

Mimo iż N.Gaiman koncentruje się na trzech bohaterach, to w swojej książce przedstawia czytelnikowi również innych bogów, olbrzymów, elfy, czy krainę umarłych. Choć dla mnie było ich zdecydowanie za mało, chciałam więcej i więcej, czułam duży niedosyt jeśli chodzi o poznawanie Asgardu i jego mieszkańców.
Historie bogów Gaiman opowiada  w obrazowy i wciągający sposób. Można odnieść wrażenie, że opowiada o postaciach, które kiedyś, w dawnych czasach chodziły po tym świecie.

Neil Gaiman nie zmienia mitów, rzadko dodaje coś „od siebie”, koncentruje się bardziej na tym, aby odświeżone mity przekazać czytelnikowi w lekkiej i przystępnej formie.
Niektóre mity przekazuje bez zmian, niektóre trochę unowocześnia. Jednak niezmiennie są to tradycyjne mity północy.
Fascynujące, pełne wielkich bogów, heroicznych pojedynków i spektakularnych bitew.
Oczywiście na ogromna pochwałę zasługuje wydanie książki. Wydawnictwo MAG postarało się i Mitologia Nordycka Neila Gaimana, to piękna książka, nie tylko z powodu treści, ale również okładki.

Ta książka otworzyła, że tak powiem, sezon na czytanie na dworze, w okolicznościach przyrody.
Tym razem przy pierwszym wiosennym ognisku, na wodą, w ciepłym słońcu dałam się uwieść opowieściom autora.

*zdjęcie Lokiego pochodzi ze strony www.naekranie.pl


wtorek, 28 marca 2017

"Helisa" Marc Elsberg. Zmarnowany potencjał...


Helisa zaciekawiła mnie swoją tematyką. Inżynieria genetyczna, moralnie wątpliwe eksperymenty, próby stworzenia „nowego”  i „lepszego” gatunku człowieka…
To wszystko jest wysoce prawdopodobne, że dzieje się już dziś.
Tym bardziej byłam ciekawa jak autor postanowił ugryźć ten temat.

Powieść jest objętościowo spora, ponad sześćset stron, ale czyta się ją naprawdę szybko.
Autor bardzo sprawnie i szybko prowadzi akcję, która gna na złamanie karku.
W powieści mamy wszystko co powinno zagwarantować dobrą lekturę, genetyczne modyfikacje, eksperymenty, rządowe działania, tajne służby, manipulacja opinią publiczną, a w tle dyskusja o moralnym aspekcie tworzenia „modyfikowanych” dzieci i różnych aspektach ich późniejszego koegzystowania ze „zwykłymi” ludźmi.

Marc Elsberg stworzył kilkoro głównych bohaterów. Rządową pracownicę, dwójkę nowoczesnych dzieci oraz małżeństwo, które znalazło się w ośrodku New Garden, aby sprawić sobie takiego „podrasowanego” maluszka.
Rząd USA całkowicie przez przypadek, pracując nad sprawą morderstwa, trafia do New Garden i tym samym dowiaduje się, że niejako pod ich nosem tworzona jest nowa rasa człowieka.
I od tego momentu rozpoczyna się właściwa akcja, która dość szybko zmienia się w rozgrywkę pomiędzy dwójką cudownych dzieci, a rządem USA.

Mam co do tej powieści mieszane odczucia. Z jednej strony intrygowała mnie jej tematyka i byłam ciekawa, w którą stronę skieruje się akcja. Czytało mi się dobrze, bo autor ma fajny i lekki styl i pomimo wielu momentów, gdy opisywał kwestie techniczne prowadzonych  eksperymentów, powieść nie straciła nic ze swojej lekkości.
Z drugiej strony czułam rozczarowanie, a to z kilku powodów.

Po pierwsze głowni bohaterowie.
Nie byłam w stanie polubić żadnego z nich. Autor przedstawia ich dość powierzchownie, dlatego oni sami i to co ich spotyka nie robiło na mnie wrażenia, nikomu nie kibicowałam, nie było również nikogo, kogo mogłabym znielubić.
Wszyscy bohaterowie byli mi obojętni.

Po drugie kierunek, w którym podążała fabuła.
Na okładce jest takie zdanie „oni nas zastąpią”.
Zasugerowałam się nim i chyba spodziewałam się czegoś innego niż otrzymałam.
Nie jest to wina powieści, ale moich oczekiwań, ale nie ukrywam, że miało to wpływ na mój odbiór lektury.
Oczekiwałam większego nacisku na stworzonych już nowoczesnych ludzi, mniej więcej czegoś, co dawno temu oglądałam w serialu (niestety mało znanym i z tylko jednym sezonem)  POLOWANIE NA CZŁOWIEKA.
Otrzymałam trochę sensacji, trochę moralnych dylematów i sporo pościgów za dwójką nowoczesnych dzieci.
W tle obraz zachłanności wielkich korporacji i władzy pieniądza nad każdym aspektem życia człowieka.

Po trzecie zakończenia.
Niestety ogromnie przewidywalne. I to tak bardzo, że mocno mnie rozczarowało.
Mimo, że autor zostawił w epilogu dwa małe smaczki, które mogą, choć nie muszą sugerować czytelnikowi, co ewentualnie mogłoby się wydarzyć później, to było to za mało, abym zmieniła zdanie o zakończeniu.

Autor starał się przez całą powieść budować napięcie i niepewność co do dalszego rozwoju akcji, ale na końcu jakby uszedł z niego cały zapał i napisał pierwsze co mu przyszło do głowy.
Również podczas całej powieści odnosiłam kilkakrotnie wrażenie, że pisarz sam nie wie, w jakim kierunku rozwijać swoją historię.

Wszystko to sprawiało, że lektura mimo, że z ciekawą tematyką, nie zafascynowała mnie, nie zaskoczyła.
Helisa miała ogromny potencjał, bo to o czym opowiada, może się dokonywać gdzieś na świecie już dziś.
Autor mógł w ciekawy sposób to wykorzystać, czego niestety nie zrobił.

Na pochwałę natomiast zasługuje wydanie książki. Piękna okładka, przyciągająca wzrok i zachęcająca do sprawdzenia co jest wewnątrz.
Nie żałuję tego, że przeczytałam Helisę, choć nie straciłabym wiele, gdybym nigdy po ta książkę nie sięgnęła.




czwartek, 23 marca 2017

"Making faces" Amy Harmon

„Making faces” autorstwa Amy Hamron, to książka, która zaciekawiła mnie opisem.
Nieodwzajemnione uczucie jeszcze ze szkoły, złamane przez wojnę życie. Demony przeszłości i próby poradzenia sobie z nimi.
Wydawałoby się, że to – pomimo młodego wieku bohaterów – poważna lektura.
Tak jednak nie jest, choć to nie znaczy, że to zła książka. Bynajmniej.

Akcja książki rozpoczyna się w czasie, gdy głowni bohaterowie uczęszczają do ostatniej klasy liceum, a w USA następują ataki  11 września.
Fern, to zakochana w Ambrose – gwieździe liceum i drużyny zapaśniczej – dziewczyna, która nie rzuca się w oczy, jest nieśmiała, a jej najwierniejszym przyjacielem jest jej kuzyn.
Ambrose , piękny i popularny, zawsze w centrum uwagi, nie wie co chce zrobić ze swoim życiem.
W końcu zdecyduje się wstąpić do wojska po ukończeniu szkoły, a wraz z nim jego najbliżsi przyjaciele.
Wojna, prócz ran na duszy, odciśnie na nim również te widoczne, na ciele.

Autorka wraz z prowadzeniem akcji w czasie rzeczywistym, przeplata ją wspomnieniami z lat dziecięcych i nastoletnich bohaterów.
Pozwala to dobrze poznać wszystkie postacie i lepiej je zrozumieć.
Oczywiście głównym wątkiem jest uczucie Fern do Ambrose’a i budząca się w dziewczynie kobiecość.
Prócz tego, a może przede wszystkim, autorka kładzie nacisk i podkreśla wiele razy, że to nie wygląd zewnętrzny jest ważny, ale wnętrze człowieka.
Że człowiek o pięknym wyglądzie zewnętrznym, w środku może być strasznym potworem.
Pokazuje, że łatwe wybory, często okazują się złymi wyborami i przynoszą więcej łez i cierpienia, niż radości.

Autorka ma lekkie pióro i łatwość w opowiadaniu swojej historii.  Niestety koncentruje się głownie na wątku miłosnym i jego otoczce. Wątek służby w wojsku i traumy po tym, jest potraktowany po macoszemu i bardzo powierzchownie.
Liczyłam na bardziej poważne potraktowanie tego tematu i tutaj się zawiodłam. Również motywy i pobudki, które popchnęły Ambrose’a i jego przyjaciół do zaciągnięcia się do wojska są dla mnie mało wiarygodne i nieprzekonywujące.
Zwyczajnie, ich nieformalny lider postanowił wstąpić na służbę, a jego koledzy uznali, że to dobry pomysł i zrobili to samo.

Pozytywnie zaskoczył mnie natomiast Bailey. Chłopak, który cierpi na  dystrofię mięśniową,  jest niesamodzielny i jeździ na wózku, to przykład tego, jak należy walczyć z przeciwnościami losu, cieszyć się z tego, co można mieć i nie rezygnować z marzeń. W dodatku ma poczucie humoru, jest inteligentny i pełen wewnętrznej siły.
Razem z Fern będą tworzyć wyjątkowy duet przyjaciół.

W powieści bywały wzruszające momenty, które mnie zaskoczyły. Było również wesoło i z poczuciem humoru.
Było też odrobinę poważniej, ale nie aż tak często, jak się spodziewałam. No i  oczywiście było  bardzo romantycznie, a momentami wręcz ckliwie.
Wszystko razem, tworzy idealną mieszankę skierowaną do młodego czytelnika, choć nie ukrywam, że mi również czytało się „Making faces” przyjemnie.
Fabuła jest wciągająca, a powieść dobrze napisana. Dobrze poznajemy bohaterów, ale tylko tych głównych. Ci drugoplanowi są mało widoczni.
Tak jak pisałam wcześniej, głównym przesłaniem książki jest ukazanie, że uroda przemija, lub można ją gwałtownie stracić, a najważniejsze jest wnętrze człowieka i to ono jest trwałą podwaliną prawdziwej miłości.
Mimo, że oczekiwałam trochę innej lektury, to nie żałuję przeczytania tej powieści.
To dobra lektura, chwilami może zbyt naiwna jak dla mnie, ale uważam, że jako książka na wieczór z czymś lekkim i przyjemnym , ta powieść sprawdzi się idealnie.




wtorek, 21 marca 2017

Książkowe zakupy marzec - odsłona czwarta

Dwa ostatnie (w tym miesiącu) zamówienia dotarły. W obu były książki z przedsprzedaży, dlatego czekałam na nie od początku miesiąca.

Pierwsze zamówienie z merlin.pl
Dwie polecane powieści, jedna historyczna/obyczajowa, druga to mieszanka thrillera/sensacji.


Drugie zamówienie, to trzeci i ostatni tom Kronik Nieciosanego Tronu - Ostatnia więź (fantasy).
Książkę kupiłam w empiku (miałam doładowaną eKartę) i odebrałam dziś. Z lekturą drugiego tomu trylogii czekałam do ukazania się finałowego tomu, więc zapewne już niedługo zabiorę się do czytania.



niedziela, 19 marca 2017

Legion + Idealny Stan. Brandon Sanderson

Legion i Idealny Stan, to dwie książki Brandona Sandersona sprzedawane w pakiecie przez wydawnictwo MAG.  Jedna to licząca 92 strony nowela, druga – Legion  - to powieść.
Obie już przeczytane, a wpis o wrażeniach z lektury rozpocznę od Idealnego Stanu.


IDEALNY STAN

Czy można żyć w Matrixie, wiedzieć o tym i być z tego powodu zadowolonym?
Okazuje się, że tak.
Bliżej nieokreślona przeszłość, przeludniona ziemia.
Ludzie żyją w wirtualnych Stanach, każdy z nich dobrany idealnie do ich preferencji. Choć żyją, to za dużo powiedziane.
W słojach „żyją” ich mózgi,  oni sami nazywani są Żyworodnymi (jedyne „żywe” jednostki w wirtualnym świecie) i spełniają się w rolach cesarzy, prezydentów, bogów itd.
Jednym z nich jest Bóg-Cesarz Kairominas, który panuje nad wszystkim co go otacza. Dorobił się nawet swojego własnego arcywroga, z którym systematycznie wdaje się w potyczki.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że musi spotkać się z jedną z kobiet z przygotowanej dla niego listy, aby spłodzić z nią kolejnego Żywozrodzonego…

Z pozoru fabuła nie wydała mi się szczególnie interesująca, ale czytam wszystko co napisze Barnadon Sanderson i wiem,  że po tym autorze można spodziewać się wszystkiego co  najlepsze w fantasy, nie zraziłam się więc  i zabrałam  za lekturę.

Nowela jest dość krótka więc szybko ją pochłonęłam.
Dziwiłam się wizji przyszłości, nie mogłam uwierzyć, że ludzie mogą być zadowoleni z tego, że nie mają ciała, a wszystko co ich otacza jest wirtualne.
Autor stworzył fascynujące miejsce, gdzie wirtualny świat podzielony został na Stany, każdy z nich rządzący się innymi prawami.
Autor wtrąca również kilka wątpliwości co do sensowności takiego rodzaju egzystencji.
Nie każdy jest zadowolony z takiej formy „życia”. A i naszego Cesarza-Boga zaczną dopadać wątpliwości.
Oczywiście czułam niedosyt, bo chętnie przeczytałabym pełnowymiarową powieść  o bohaterach tej noweli, o ich konflikcie i rozterkach i wątpliwościach odnośnie życia w postaci mózgu w słoiku…
B. Sanderson w tak krótkiej formie, którą jest nowela,  zawarł wszystko co najlepsze w jego powieściach. Interesujących bohaterów, wciągającą akcję, świetnie wykreowany świat i fascynujący system magii.
Rozczarowało mnie tylko jedno – że to nowela i tak szybko się skończyła. A ja chciałabym lepiej poznać stworzony przez pisarza świat, dowiedzieć się co ze swoim życiem zrobił Kai, jak rozwinęła się jego ciągła rywalizacja i walka z arcywrogiem.
To wszystko sprawiło, że mam „książkowego kaca” i chcę więcej.
Liczę na to, że autor nie odłożył tego świata na półkę na długo i wróci do niego i jego bohaterów.


LEGION

Opis wydawcy:
„Stephen Leeds jest całkowicie zdrowy na umyśle. To jego halucynacje są szalone.

Stephen jest geniuszem o niezrównanych zdolnościach, który w ciągu zaledwie kilku godzin może opanować dowolną umiejętność, zawód lub dziedzinę sztuki. Niestety, by pomieścić całą tę wiedzę, jego umysł tworzy wyobrażonych ludzi – Stephen nazywa ich aspektami – by zachować i uzewnętrzniać wszystkie informacje. Dokądkolwiek Stephen się udaje, towarzyszy mu drużyna wyobrażonych ekspertów, która udziela rad, interpretuje i objaśnia. Wykorzystuje ich do rozwiązywania problemów... nie za darmo.”

Nigdy nie wpisuję do swoich opinii streszczeń fabuły z okładki książki, ale tym razem zrobiłam wyjątek, bo idealnie wprowadza on czytelnika w świat bohatera.
Stephen Leeds jest  nieustająco intrygującym przypadkiem dla każdego psychiatry.
Jest geniuszem, który swój geniusz okupił chorobą psychiczną, co do charakteru której specjaliści nie są zgodni.
Nie zmienia to faktu, że bohater potrafi rozwiązać praktycznie każdą zagadkę, nauczyć się języka obcego w kilka godzin, czy zostać ekspertem z danej dziedziny po przeczytaniu kilku książek.
To znaczy nie on – jego aspekty.

Cała powieść, to dwie osobne nowele, których akcja dzieje się w niewielkim odstępie czasowym – jedna po drugiej.
Ten sposób prowadzenia akcji przypomina mi trochę „Księgę Cmentarną” N.Gaimana, czyli powieść złożoną z powiązanych ze sobą opowiadań.
Tak samo w Legionie, mamy dwie nowele, każda z osobną zagadką, którą musi rozwiązać Stephen i jego aspekty.
Autor dość szybko wprowadza czytelnika w życie bohatera, sposób jego funkcjonowania i jego psychikę.
Niewiele wiemy natomiast o jego przeszłości, choć dostajemy kilka małych wskazówek, które w sumie bardziej wprowadzają więcej niewiadomych niż cokolwiek wyjaśniają.
Za to idealnie sprawdzają się w roli szczegółów, które zaciekawiają i potrafią zasiać w czytelniku chęć dowiedzenia się więcej na ich temat.

Akcja jest bardzo dynamiczna, a intryga wciągająca. Aspekty towarzyszące bohaterowi w rozwiązywaniu zagadek są skrajnie różne i osiadają wiedzę z różnych dziedzin.
W powieści nie brakuje również poczucia humoru, kłótni pomiędzy aspektami i nagłego pojawienia się kolejnego.
Mimo swojej lekkości, autor nakreśla również poważniejszy rys w fabule, a jest nim ukrywająca się Sandra oraz psychiczne rozchwianie Stephena, co objawi się poprzez „samowolne” pojawienie się nowego aspektu.

Stephen przypominał mi trochę Batmana, a jego kamerdyner Wilson – Alfreda.
Co prawda Stephen nie jest tajemniczym bohaterem walczącym ze złem dzięki swojej sile i różnych gadżetom.
Jest natomiast geniuszem, który dzięki swoim możliwościom umysłu, potrafi rozwiązać prawie każdą zagadkę, odkryć prawie każdą tajemnicę i pomóc  (chcąc lub nie chcąc) ludziom, którzy tej pomocy potrzebują.

Muszę przyznać, że B. Sanderson sprawnie tworzy zagadki, które rozwiązuje jego bohater.
Ciężko odkryć kto jest „winnym” i co tak naprawdę się wydarzyło.
W dodatku tajemnicza przeszłość Stephena jest niezwykle intrygująca i liczę na kolejne tomy z przygodami tego bohatera i kolejnymi informacjami na jego temat.
Patrząc na zakończenie powieści, jest na to duża szansa.

Legion to powieść lekka, chwilami dość zabawna, wciągająca i zaskakująca. Posiada jednak drugie dno, które wg mnie będzie rozwijane w kolejnych tomach (oczywiście o ile pisarz je napisze).
Nietuzinkowy bohater + jego nieprzewidywalne aspekty tworzą wyjątkowo ciekawą mieszankę.
A tajemnice, które trzeba rozwiązać intrygują i ciekawią.


Obie książki są pięknie wydane. Wydawnictwo mocno się postarało.
Czekam na kolejne powieści autora, najbardziej chyba na trzeci tom Archiwum Burzowego Światła.
Choć dla mnie Brandon Sanderson to Mistrz i każda jego książka jest wspaniałą lekturą.



sobota, 18 marca 2017

Książkowe zakupy marzec - odsłona trzecia

Kolejne dwa zamówienia dotarły.
Pierwsze to pakiet dwóch książek B. Sandersona zamówiony w przedsprzedaży jeszcze w lutym z księgarni Wydawnictwa MAG.
Niedawno dotarła paczka, jedna książka już przeczytana (opowiadania liczące 92 strony), a drugą - LEGION - obecnie czytam.

Druga paczka zawierała trzy książki.
Pierwsza - Chłopiec na szczycie góry - to powieść autora Chłopca w pasiastej piżamie. Czytając opis na okładce, zapowiada się bardzo ciekawa lektura.
Dwie pozostałe, to powieści obyczajowe, które kupiłam aby mieć coś lekkiego do przeczytania.
Zamówienie zrobiłam w księgarni internetowej Aros.

piątek, 17 marca 2017

"Czarny Księżyc" Winston Graham

„Czarny Księżyc” to piąta odsłona sagi rodzinnej Poldarków, autorstwa Winstona Grahama.
Jak sam autor napisał, planował zakończyć historię rodziny na czwartym tomie, ale po długim czasie poczuł, że chce opisać ich losy dalej.
Bardzo się cieszę, że tak się stało, gdyż Czarny Księżyc, to świetna powieść, a splątane losy wszystkich członków rodziny Poldarków są fascynujące.


Piąty tom rozpoczyna się od narodzin syna Elizabeth i Georga Warleggana. W podobny czasie swoje dziecko rodzi Demelza.
Sytuacja obu rodzin wydaje się być unormowana, zwłaszcza Rossa, którego kopalnia wreszcie przynosi dochody i pozwala mu pozbyć się długów i widma bankructwa.
Ten spokój trwa do chwili pojawienia się w domu Rossa dwóch braci Demelzy – Sama oraz Drake.
Ten pierwszy wprowadzi niepokój wśród lokalnej społeczności swoimi dążeniami do odbudowanie zgromadzenia metodystów, a Drake doprowadzi do niespodziewanych i niebezpiecznych wydarzeń swoją przyjaźnią z pierwszym synem Elizabeth i miłością do jego opiekunki Morwenny.
Dodatkowym i ważnym wątkiem, ale nie mniej ważnym będą losy doktora Dwighta oraz jego narzeczonej Caroline.

Winston Graham jest dla mnie mistrzem w opowiadaniu historii rodziny Poldarków. Ktoś mógłby napisać, że w jego powieściach nie ma akcji ani dynamiki, ale to nieprawda.
Autor w tak obrazowy i pełen emocji sposób przedstawia losy swoich bohaterów, że jego książki wciągają jak najlepszy film akcji.
Pod powierzchnią spętania konwenansami buzują gwałtowne uczucia i emocje, a autor potrafi po mistrzowsku wprowadzić niepewność co do tego, jak potoczą się dalsze losy bohaterów.
Nic nie jest pewne, nie ma żadnego przewidywalnego scenariusza.
Często miałam wrażenie, że pisarz opisuje losy prawdziwej rodziny, a nie stworzonych przez siebie postaci.
W jego książkach jest jak w życiu, dzieje się wiele, niezależnie od starań bohaterów.

Czarny Księżyc w niczym nie ustępuje swoim poprzedniczkom. Jest tak samo wspaniale napisana, wciągająca i pełna niespodziewanych zwrotów akcji.
Nowi bohaterowie wprowadzają sporo zamieszania i są powiewem świeżości, choć nie zawsze pozytywnym , w żuciu Rossa i Demelzy ale również Elizabeth i Georga.
Autor bardzo sprawnie wprowadził ich do powieści, nadając  ich postaciom spore znaczenie i można się spodziewać, że to dopiero początek ich historii i w kolejnych tomach Winston Graham nadal będzie rozwijał ich wątki.

Natomiast powieść autor postanowił zakończyć z ogromnym przytupem.
Ukazał jak nienawiść i potrzeba zemsty może doprowadzić do tragedii, a tym samym wywołać lawinę podejrzeń, której nie uda się już zatrzymać.
Autor wie w jaki sposób zaintrygować czytelnika i wprowadzić go w stan niecierpliwego oczekiwania na kolejny tom sagi.
Na blogu pisałam o wszystkich poprzednich tomach, więc nie chcę się powtarzać.
Muszę jednak dodać, że Winston Graham w plastyczny sposób przedstawia Kornwalię i jej przyrodę, szczerze aż do bólu opowiada o realiach życia każdej warstwy społecznej w tamtych latach.
Niczego nie koloryzuje, nie ubarwia, nie umniejsza ogromnie ciężkiego losu górników i biedoty.
Bez litości obnaża próżność i arogancję arystokracji oraz nowobogackich członków wyższych sfer.
Tło społeczne jest w idealnych proporcjach do losów bohaterów i wątków obyczajowych – oraz miłosnych.
Wszystko w powieści Czarny Księżyc składa się na idealną całość i sprawia, że czytelnik chce więcej.


Nigdy bym nie pomyślała, że sagę rodzinną rozgrywającą się w osiemnastym wieku, będę czytała z wypiekami na twarzy i z niecierpliwością oczekiwała wydania kolejnych tomów.
A tak się właśnie stało i już nie mogę się doczekać, aż  wydawnictwo Czarna Owca wypuści na rynek szósty tom sagi.


wtorek, 14 marca 2017

Tarzan. Legenda

„Tarzan. Legenda” to film „stary”, bo z 2016 roku, ale ja dopiero niedawno miałam możliwość jego obejrzenia.
Filmów o tytułowym Władcy Małp było już wiele.
Tym razem śledzimy historię  lorda Greystoke , który od wielu lat mieszka w Anglii i jest wreszcie „ucywilizowanym” obywatelem, a nie dzikusem z dżungli.
Na wskutek knowań Leona Roma musi jednak znów wrócić do Afryki, aby zawalczyć o wszystko, co dla niego ważne.

Reżyserem filmu jest David Yates, co od razu da się zauważyć. Twórca Harrego Pottera potrafił stworzyć na ekranie atmosferę przygody i  tajemnicy. Również strona wizualna filmu jest niezwykle udana. Plastycznie odmalowano wiktoriańską Anglię oraz kongijską dżunglę.
Do tego świetna muzyka , którą stworzył Rupert Gregson-Williams sprawia, że audio-wizualna strona filmu jest niezwykle atrakcyjna.

Główne role zagrali:
Alexander Skarsgård jako John Clayton / Tarzan
Margot Robbie jako Jane
Samuel L. Jackson jako George Washington Williams
oraz
Christoph Waltz jako Leon Rom

Jeśli chodzi o obsadę, to byłam więcej niż zadowolona. Tarzan miał w sobie coś więcej niż typowe cechy samca alfa, jakiś rodzaj nostalgii, tęsknoty.
Jane idealnie odpowiadała obrazowi postaci jaki zachowałam w pamięci. Harda i silna, ale mimo to niezmiennie kobieca.
Nowi bohaterowie czyli George Washington Williams i Leon Rom wprowadzili potrzebną świeżość. Oczywiście Christoph Waltz potrafi genialnie zagrać czarny charakter, więc grana przez niego postać wzbudzała we mnie największe emocje.

Akcja w filmie jest dość dynamiczna, ale nie pędzi na złamanie karku. Tarzan jest Tarzanem, mimo lat spędzonych w Anglii. Nic nie stracił ze swojej siły. Samuel L. Jackson wprowadza do filmu element humorystyczny i odrobinę amerykańskiego patosu.
Główny czarny charakter jest odpowiednio przebiegły i okrutny.
A przesłanie filmu jest jasne od początku – nikt nie ma prawa zniewalać innego narodu.

Film nie jest przeładowany CGI, więc ogląda się go bardzo przyjemnie.
To nie jest wielkie dzieło, nie porywa, nie powoduje szybszego bicia serca z emocji.
Ale dostarcza dobrej rozrywki, daje piękną stronę wizualną i świetną muzykę.
Sceny akcji są nakręcone z rozmachem.
Film sprawia, że można przyjemnie spędzić wieczór, nie nudzą się ani przez chwilę. To dobra rozrywka i tak go odebrałam.

*zdjęcia pochodzą ze strony www.filmweb.pl




niedziela, 12 marca 2017

Książkowe zakupy marzec - odsłona druga

W piątek odebrałam dużą paczkę z zamówieniem z Aros.pl
Jak zwykle gatunkowy miszmasz, tak więc jest i fantasy i powieści obyczajowe, jedna powieśc postapo.

W środku między innymi długo wyczekiwana przeze mnie Mitologia Nordycka Neila Gaimana oraz powieść syna króla horroru - Joe Hill - Strażak.
Skusiłam się również na zachwalaną powieść Zakazane życzenie. Ciekawe czy przypadnie mi do gustu, czy jednak rozczaruje, jak kilka ostatnio przeczytanych i mocno polecanych powieści...

W marcu dotrą do mnie jeszcze dwa zamówienia. Czekam, bo oba z książkami, które zamówiłam w przedsprzedaży.

Niestety, z racji tego, że jednak kocham książki papierowe (mimo iż mam czytnik e-booków), dopadł mnie problem braku miejsca na kolejny regał.
Już zaczęłam główkowanie nad różnymi rozwiązaniami, aby powiększyć powierzchnię na kolejne tomy, ale łatwo nie jest.
Liczę, że znajdę w internecie kilka pomysłów.



piątek, 10 marca 2017

"Trupojad i dziewczyna". Ahsan Ridha Hassan

„Trupojad i dziewczyna”powieść, którą napisał Ahsan Ridha Hassan, to historia młodej dziewczyny, która na wskutek groźnego wypadku zapada w śpiączkę.
To znaczy zapada w nią w naszym świecie, natomiast budzi się z niej w całkiem innym, gdzie nie jest uczennicą Adrianą, ale Panią Klątwą.
Pani Klątwa ma ogromne zdolności – potrafi rozwikłać każdą tajemnicę.
Tym razem zostaje wezwana, aby odkryć tajemnicę Trupojada, monstrum, które nawiedziło miasto.
W międzyczasie Pani Klątwa zajmie się tajemnicą zniknięcia Lilki oraz porwania kotów przez Myszy.
Jej przewodnikiem po świecie, którego nie pamięta, zostaje kot Chowaniec.

Nie wiedziałam czego spodziewać się po tej powieści. Nie miałam wcześniej okazji przeczytać innych książek autora.
Początek powieści szybko wprowadza czytelnika w świat wykreowany przez autora.
Świat ten pełen jest postaci z mitów, baśni, legend, starych podań i przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieści.
Tylko, że wszystkie postaci, które znamy choćby ze starych bajek, są trochę inne niż ich pierwowzory.
Autor zaczerpnął z legend i baśni garściami, a następnie dodał sporo od siebie.
Nie sposób nie uśmiechać się, czytając o Lilce, które idzie przez las z koszyczkiem i w czerwonym płaszczyku z kapturem. Tylko, że na jej drodze nie stanie wilk, a coś zdecydowanie  bardziej mrocznego i przerażającego.
Właśnie taka jest ta powieść. Niby dobrze znane nam opowieści nabierają nowej barwy i wyrazu.

 Prócz postaci Pani Klątwy, głównym bohaterem jest Czarny Kot, zwany Chowańcem.
To kwintesencja kota, z kocimi zachowaniami, kocią nonszalancją i arogancją.
Jego złośliwości i ironia w stosunku do Pani Klątwy, wprowadza do fabuły sporą dawkę poczucia humoru.
Trupojad i dziewczyna napisana jest prostym językiem. Dzięki temu czyta się ją naprawdę szybko i lekko.
Jest w tej powieści wszystko, co sprawia, że jej lektura to dobra rozrywka.
Są tajemnice do rozwiązania, są niesamowite postacie, które na swojej drodze spotyka Pani Klątwa, jest akcja, jest poczucie humoru i delikatnie nakreślony wątek miłosny.
Trupojad i dziewczyna, to nie jest literatura wysokich lotów, ale to bardzo ciekawa powieść, dobra rozrywka i nowe spojrzenie na stare postacie z legend, mitów i baśni.
Mimo tak dużej liczby postaci, w powieści nie czuć przeładowania.
Każdy z bohaterów drugoplanowych odgrywa w fabule swoją rolę, a jego obecność na kartach książki ma sens.

Przyznam się, że początek lektury nie wciągnął mnie zbyt mocno. Przez kilka chwil zastanawiałam się, czy nie odłożyć książki na półkę i sięgnąć po coś innego.
Do dalszej lektury zachęcił mnie Czarny Kot, który w pewien sposób przypominał mi Behemota z „Mistrza i Małgorzaty”.
A im dłużej czytałam, tym bardziej wciągałam się w niesamowity świat stworzony przez autora.

Książkę „Trupojad i dziewczyna” uważam za dobrą i ciekawą. Wciągnęła mnie fabuła, zaintrygowała uknuta w powieści intryga.
Podobał mi się dość mroczny klimat powieści oraz to, że autor sięgnął po wiele ciekawych postaci.
Fajne również było to, że wątek miłosny w żadnym momencie nie dominuje fabuły.
Jest tylko dodatkiem, uzupełnieniem.
Zakończenie usatysfakcjonowało  mnie tylko w połowie, więc czuję pewien niedosyt. Mimo to nie żałuję zakupu .
Przeżyłam z Panią Klątwą i Chowańcem  wiele niesamowitych przygód i chętnie sięgnę po kolejne powieści autora.
Na sam koniec chcę wspomnieć o okładce. Uważam, że kompletnie nie oddaje klimatu powieści, nie zachęca do zakupu, nie przyciąga wzroku.
Dobrze, że nigdy nie oceniam książek po okładkach, bo w przeciwnym razie, nie sięgnęłabym po tą powieść, a tym samym sporo bym straciła.

niedziela, 5 marca 2017

"Diabolika" S.J. Kincaid

„Diabolika” to opowieść o wyhodowanej w laboratorium istocie, której jedynym zadaniem jest ochrona swojego właściciela. Diaboliki – bo tak się te istoty nazywają -wyglądają tak samo jak ludzie, mają taki sam organizm, ale z założenia nie mają uczuć, za to są morderczo niebezpieczne, o nadludzkich umiejętnościach.
Jedną z nich jest Nemezis, diabolika zakupiona dla Synodii, córki senatora - heretyka, który naraził się Cesarzowi.
Gdy Cesarz wezwie na swój dwór Synodię, to właśnie Nemezis zajmie jej miejsce, aby zagwarantować dziewczynie bezpieczeństwo.

Akcja powieści dzieje się w dalekiej przyszłości, gdy na ziemi i innych planetach żyją tylko Zbędnicy (czyli zwykli ludzie), a arystokracja i rodzina rządząca galaktyką żyją na stacjach kosmicznych gdzieś w kosmosie.
W tym świecie nauka jest zakazana i uznawana za bluźnierstwo, a morderstwa wśród rządzącego rodu są czymś oczywistym.

Autorka wprowadza czytelnika w swoją wizję świata dość sprawnie i szybko. Nakreśla charaktery swoich bohaterów i wyznacza kierunek fabule.
Akcja powieści rozgrywa się przede wszystkim na cesarskim dworze i od momentu przybycia na dwór Nemezis  mocno przyspiesza.
Diabolika zostaje wrzucona w całkiem obcy dla niej świat i mimo nauk i przygotowywania, nie jest gotowa na to, co ją spotka.
Ciągłe knowania, spiski, intrygi i otaczający ją wrogowie, to będzie jej codzienność. Do tego jako diabolika, myśli tylko o tym aby zapewnić Synodii bezpieczeństwo dzięki maskaradzie, w której bierze udział. To jest jej jedyny sens jej istnienia.
Oczywiście prócz politycznych gier i ciągłych knowań, w powieści pojawia się wątek miłosny, a to dzięki następcy trony – Tyrusowi.
Chłopak, którego cała rodzina została wymordowana przez jego babkę, ma opinię szaleńca i osoby niespełna rozumu. Dlatego właśnie nie stanowi zagrożenia dla władzy cesarza i może swobodnie żyć.
To właśnie on stanie się sojusznikiem Nemezis, a następnie kimś, kogo diabolika pokocha.

„Diabolika” zaintrygowała mnie opisem i zauroczyła ciekawą okładką.
Niestety chyba na tym kończą się moje pozytywne odczucia względem tej powieści.
Pierwszy minus to fabuła. Jest bardzo przewidywalna i schematyczna. Nie trudno odgadnąć w jakim kierunku będzie rozwijać się akcja i jak się potoczy.
Autorce udało się mnie zaskoczyć tylko raz i to w dość mało ważnym wątku.
Kolejnym minusem jest sposób przedstawienia więzi, która będzie łączyła głównych bohaterów –Nemezis i Tyrusa.
Wszystko dzieje się w błyskawicznym tempie. Rodzącemu się uczuciu zabrakło jakiejkolwiek głębi. Odniosłam wrażenie, że bohaterowie zakochali się w sobie tylko dlatego, że pasowało to do wizji autorki. Niestety ich uczuć kompletnie nie było  czuć w powieści. Po prostu na którejś stronie autorka doszła do wniosku, że Nemezis i Tyrus są w sobie zakochani.
Następny minus, to ciągłe powtarzanie przez autorkę, że Nemezis mogłaby zabić każdego. Narracja jest pierwszoosobowa, więc w głowie diaboliki bardzo często gości wizja mordowania kolejnych osób. Jeśli miało to podkreślić śmiertelnie niebezpieczną naturę diaboliki, to autorce nie za dobrze udał się ten zabieg. Było to irytujące, gdy raz za razem Nemezis myślała o tym, że jest zdolna zabić każdego.

Bardzo ciekawym momentem było przybycie Tyrusa i Nemezis na jedną z zamieszkanych planet.
To właśnie wtedy autorka miała szansę skierować swoją historię w kilka ciekawych stron.
Tak się niestety nie dzieje, a akcja nadal powiela schematy z innych książek.
Niestety „Diabolika” nie zachwyca, a momentami rozczarowuje. Mimo lekkiego pióra i dość sporej pomysłowości w kreowaniu świata, autorka po macoszemu traktuje ciekawe wątki, za to eksponuje te, które są aż do znudzenia eksploatowane w powieściach młodzieżowych.

Fabuła powieści miała dużą szansę, na bycie czymś nowym i świeżym. Potencjał ten jednak został zaprzepaszczony.
„Diabolika” wydaje się być pojedynczą powieścią, choć niewykluczone, że autorka dopisze kontynuację, zostawiła sobie bowiem małą, otwartą furtkę.
Jeśli tak się stanie – ja po nią nie sięgnę.






czwartek, 2 marca 2017

Książkowe zakupy marzec - odsłona pierwsza

Pierwsza w marcu paczka z książkami już jest!
Co prawda zamówienie złożyłam jeszcze w lutym, ale w związku z premierą książki "Trupojad i dziewczyna" która miała miejsce 28 lutego, paczka dotarła dopiero dziś.

Druga książka, to powieść, którą kilka razy miałam już w koszyku i jakoś za każdym razem rezygnowałam z zakupu. Sama nie wiem dlaczego...
Tym razem jednak zdecydowałam i powieść "Idź i czekaj mrozów" jest już u mnie.                                                               Zamówienie zrobiłam w Księgarnia MadBooks, do której dawno już nie zaglądałam.  Powodem były wyższe niż w innych internetowych księgarniach ceny. Miło się jednak zaskoczyłam, bo ceny w MadBooks okazały się być  konkurencyjne, więc na pewno częściej zawędruję na ich wirtualne półki.



środa, 1 marca 2017

"Alcatraz kontra Bibliotekarze. Piasek Raszida" Brandon Sanderson

„Alcatraz kontra Bibliotekarze. Piasek Raszida” to nowa powieść Brandona Sandersona.
Autora znanego dzięki chociażby Archiwum Burzowego Światła.
Tym razem autor napisał… książkę dla dzieci. Piasek Raszida opowiada historię Alcatraza – chłopca, który tuła się od jednej rodziny zastępczej do kolejnej, a to za sprawą swojego wyjątkowego (jak sądzi) antytalenu – czyli ciągłego psucia niemal wszystkiego czego dotknie.
W swoje trzynaste urodziny Alcatraz otrzymuje listownie swój spadek  - mały woreczek pisku. To wydarzenie zmieni życie chłopca o 180 stopni, wciągając go w niesamowite przygody.

Patrząc na tą powieść tylko w kategorii gatunku, nie można mieć wątpliwości, że Piasek Raszida, to  powieść dla młodego czytelnika.
Wszystkie wydarzenia, przygody, niebezpieczeństwo, to fabuła książki, którą mogą czytać dzieci młodsze i starsze .
Nie ma tam brutalności, a klimat nie jest zbyt mroczny. W sam raz dla czytelnika mającego ciut mniej lat.
Ale prócz tego, ta powieść to również puszczone „oczko” do starszego czytelnika. To wiele fajnych smaczków, odrobina ironii, sporo poczucia humoru i niesamowity dystans do siebie głównego bohatera.
Brandon Sanderson łagodnie kpi sobie ze schematów w powieściach dla młodzieży (i nie tylko), a całości dopełnia pierwszoosobowa narracja, dzięki której możemy poznać wiele poglądów Alcatraza na temat pisarzy, własnej biografii (tak, ta książka to biografia Alcatraza napisana przez niego samego) oraz tego, co spotkało go w dniu trzynastych urodzin.

Kolejnym pozytywem jest sam pomysł na fabułę.
No bo komu, kto uwielbia czytać książki, pomysł na to, aby głównymi złymi bohaterami  zrobić Bibliotekarzy może się nie spodobać?
Z jednej strony to całkowity absurd, z drugiej tak wspaniały pomysł, że nie sposób się nie uśmiechać, czytając o szeregach mrocznych, potężnych i złych Bibliotekarzy, którzy pragną władzy nad światem.

Ogromnie cenię sobie wszystko co pisze Brandon Sanderson. Uwielbiam praktycznie każdą książkę, którą napisze.
Ale powiem szczerze, że czegoś takiego jak Piasek Raszida się nie spodziewałam.
Oczarowała mnie ta powieść, lekkość pióra autora, świetnie przedstawiona akcja z punktu widzenia trzynastoletniego chłopca, niesamowite poczucie humoru i dystans do samego siebie.

Powieść czyta się bardzo szybko i zanim się człowiek obejrzy, już zbliża się do końca.
Alcatraz kontra Bibliotekarze, to na szczęście seria, a nie pojedyncza powieść.  Cieszy mnie to ogromnie, bo powieści pozwala oderwać się od rzeczywistości i świetnie bawić podczas lektury.
Ta powieść, to nie książka z spektakularną magią, zawiłą i skomplikowaną fabułą czy nowymi i nieznanymi światami.
Nie ten kierunek wyznaczył sobie autor podczas jej pisania.
To lekka lektura, ale pełna subtelnej ironii, wyśmiewająca niektóre schematy i sposoby na przyciąganie uwagi czytelnika, opowiadająca ciekawą historię i co najważniejsze, ze świetną narracją.

Brandon Sanderson po raz kolejny mnie zachwycił, zaskoczył i wciągnął do świata swojej wyobraźni.
I tak – uważam, że to miejsce, gdzie jeszcze wiele pomysłów na wspaniałe powieści się pojawi, między innymi te, na kolejne książki o przygodach młodego Alcatraza Smedry.
Polecam!