wtorek, 28 marca 2017

"Helisa" Marc Elsberg. Zmarnowany potencjał...


Helisa zaciekawiła mnie swoją tematyką. Inżynieria genetyczna, moralnie wątpliwe eksperymenty, próby stworzenia „nowego”  i „lepszego” gatunku człowieka…
To wszystko jest wysoce prawdopodobne, że dzieje się już dziś.
Tym bardziej byłam ciekawa jak autor postanowił ugryźć ten temat.

Powieść jest objętościowo spora, ponad sześćset stron, ale czyta się ją naprawdę szybko.
Autor bardzo sprawnie i szybko prowadzi akcję, która gna na złamanie karku.
W powieści mamy wszystko co powinno zagwarantować dobrą lekturę, genetyczne modyfikacje, eksperymenty, rządowe działania, tajne służby, manipulacja opinią publiczną, a w tle dyskusja o moralnym aspekcie tworzenia „modyfikowanych” dzieci i różnych aspektach ich późniejszego koegzystowania ze „zwykłymi” ludźmi.

Marc Elsberg stworzył kilkoro głównych bohaterów. Rządową pracownicę, dwójkę nowoczesnych dzieci oraz małżeństwo, które znalazło się w ośrodku New Garden, aby sprawić sobie takiego „podrasowanego” maluszka.
Rząd USA całkowicie przez przypadek, pracując nad sprawą morderstwa, trafia do New Garden i tym samym dowiaduje się, że niejako pod ich nosem tworzona jest nowa rasa człowieka.
I od tego momentu rozpoczyna się właściwa akcja, która dość szybko zmienia się w rozgrywkę pomiędzy dwójką cudownych dzieci, a rządem USA.

Mam co do tej powieści mieszane odczucia. Z jednej strony intrygowała mnie jej tematyka i byłam ciekawa, w którą stronę skieruje się akcja. Czytało mi się dobrze, bo autor ma fajny i lekki styl i pomimo wielu momentów, gdy opisywał kwestie techniczne prowadzonych  eksperymentów, powieść nie straciła nic ze swojej lekkości.
Z drugiej strony czułam rozczarowanie, a to z kilku powodów.

Po pierwsze głowni bohaterowie.
Nie byłam w stanie polubić żadnego z nich. Autor przedstawia ich dość powierzchownie, dlatego oni sami i to co ich spotyka nie robiło na mnie wrażenia, nikomu nie kibicowałam, nie było również nikogo, kogo mogłabym znielubić.
Wszyscy bohaterowie byli mi obojętni.

Po drugie kierunek, w którym podążała fabuła.
Na okładce jest takie zdanie „oni nas zastąpią”.
Zasugerowałam się nim i chyba spodziewałam się czegoś innego niż otrzymałam.
Nie jest to wina powieści, ale moich oczekiwań, ale nie ukrywam, że miało to wpływ na mój odbiór lektury.
Oczekiwałam większego nacisku na stworzonych już nowoczesnych ludzi, mniej więcej czegoś, co dawno temu oglądałam w serialu (niestety mało znanym i z tylko jednym sezonem)  POLOWANIE NA CZŁOWIEKA.
Otrzymałam trochę sensacji, trochę moralnych dylematów i sporo pościgów za dwójką nowoczesnych dzieci.
W tle obraz zachłanności wielkich korporacji i władzy pieniądza nad każdym aspektem życia człowieka.

Po trzecie zakończenia.
Niestety ogromnie przewidywalne. I to tak bardzo, że mocno mnie rozczarowało.
Mimo, że autor zostawił w epilogu dwa małe smaczki, które mogą, choć nie muszą sugerować czytelnikowi, co ewentualnie mogłoby się wydarzyć później, to było to za mało, abym zmieniła zdanie o zakończeniu.

Autor starał się przez całą powieść budować napięcie i niepewność co do dalszego rozwoju akcji, ale na końcu jakby uszedł z niego cały zapał i napisał pierwsze co mu przyszło do głowy.
Również podczas całej powieści odnosiłam kilkakrotnie wrażenie, że pisarz sam nie wie, w jakim kierunku rozwijać swoją historię.

Wszystko to sprawiało, że lektura mimo, że z ciekawą tematyką, nie zafascynowała mnie, nie zaskoczyła.
Helisa miała ogromny potencjał, bo to o czym opowiada, może się dokonywać gdzieś na świecie już dziś.
Autor mógł w ciekawy sposób to wykorzystać, czego niestety nie zrobił.

Na pochwałę natomiast zasługuje wydanie książki. Piękna okładka, przyciągająca wzrok i zachęcająca do sprawdzenia co jest wewnątrz.
Nie żałuję tego, że przeczytałam Helisę, choć nie straciłabym wiele, gdybym nigdy po ta książkę nie sięgnęła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz