niedziela, 29 maja 2016

"Krwawa Kampania" Tom drugi Trylogii Magów Prochowych. Brian McClellan



Krwawa Kampania, to drugi tom trylogii Magów Prochowych.
Akcja rozpoczyna się zaraz po zakończeniu Obietnicy Krwi.

Taniel, po zabiciu (jak mu się wydaje) boga, wybudza się ze śpiączki.  Tamas wyrusza na wojnę z Kezem, która już jest nieunikniona, a Adamat próbuje uratować żonę i pokonać lorda Vetesa.

Nie chcę się rozpisywać na temat fabuły, bo raz, że tego nie lubię, a dwa, że każdy może sam przeczytać opis na okładce książki.
Ale o jednym chcę napisać, a mianowicie o Tanielu. Młody chłopak, który strzelił i zabił? Boga Kresimira, którego wezwała Julene. Autor zaczął powieść od niego właśnie.
Co pokazał? Słabość, załamanie, poddanie się. Bo to właśnie stało się z Tanielem. Z powodu starcia z Kresimirem, stracił wolę walki i życia. Popadł w narkotykowe oszołomienie, które nie przyniosło mu niestety ulgi.
Zwątpienie i załamanie, które dotknęło Taniela, pokazuje, że nie jest on żadnym herosem, a pomimo swoich zdolności, tylko człowiekiem.
Człowiekiem, który cierpi, krwawi gdy się go zrani i ma swoje słabości.
Dzięki temu, w dalszej części książki, zdecydowanie bardziej doceniałam i podziwiałam tego bohatera.

Bo trzeba napisać, że to właśnie Taniel, Tamas i Adamat, zdecydowanie wysunęli się na pozycje głównych bohaterów w powieści.

Akcja Krwawej Kampanii jest bardzo dynamiczna i szybko mknie do przodu. Śledzimy ją z perspektywy Tamasa, Taniela i Adamata właśnie.
Nie dopatrzyłam się w tej powieści żadnych potknięć, nielogiczności ani przerysowanego heroizmu wśród bohaterów.
To, że władają magią, nie oznacza, że są niepokonani. A ich sukcesy, są zasługa ich osobowości i umiejętności.

Historia opowiadana przez autora jest spójna, wciągająca i świetnie przedstawiona.  Brian McClellan sprawnie wpycha swoich bohaterów w kolejne zdrady i niespodziewane sytuacje. Stawia przed nimi kolejnych wrogów, których często trudno jest odróżnić od przyjaciół.
Zachowuje również idealną harmonię pomiędzy magią a polityką. Te świetnie zachowane proporcje, zachwyciły mnie już w pierwszym tomie.
W Krwawej Kampanii, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że autor doskonale wie, co robi i świadomie w taki, a nie inny sposób kieruje swoja opowieścią.

W  tym tomie spotkało mnie kilka zaskakujących zwrotów akcji. I to takich, których absolutnie się nie spodziewałam.
Niektórzy drugoplanowi bohaterowie zyskują na znaczeniu i otrzymują nowe role w tej opowieści.
Już pierwszy tom trylogii uważałam za bardzo dobry, tym bardziej jestem pod wrażeniem talentu autora, bo tom drugi nie dość, że trzyma wysoki poziom, to jeszcze podnosi poprzeczkę przed finałową Jesienną Republiką.

Co jeszcze przypadło mi do gustu w książkach Briana McClellan, to fakt, że jego bohaterowie nie są wyidealizowani. Ciężko powiedzieć o nich, że są z gruntu dobrzy, przyświecają im tylko wzniosłe idee, nie popełniają błędów, a wszystko co robią, robią w imię wyższych celów.
Oczywiście są to bohaterowie pozytywni, ale mają swoje ciemne strony i takie zakamarki w sercu, w których królują mniej chwalebne pobudki i motywacje.

Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo polubiłam postacie wykreowane przez autora. Więc trochę się obawiam o ich finalne losy, bo autor jest dość nieprzewidywalny w swoich zamiarach co do nich.

Trzeci tom trylogii właśnie czytam. Z jednej strony nie mogę się doczekać końca, aby dowiedzieć się, co takiego zaserwuje mi Brian McClellan, z drugiej strony jednak czuję już niepokój, bo to będzie koniec tej pasjonującej przygody.
A nie ma co ukrywać, że opowieść o prochowych magach, to kawał dobrego fantasy. Świetnie napisanego, wciągającego i sprawiającego, że na długie godziny człowiek zapomina, że znajduje się na planecie ziemia, a nie w Adopeście.


* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).

czwartek, 26 maja 2016

"Samotna Gwiazda" Paullina Simons.



Paulina Simons zasłynęła dzięki swojej Trylogii Jeźdźca Miedzianego.
Jako Rosjanka, która wyemigrowała wraz z rodzicami do USA, gdy miała 10 lat, w swoich powieściach potrafi w niesamowity sposób opowiadać o silnych uczuciach.
Jej książki są poruszające, pełne emocji.
Nie inaczej jest w przypadku jej najnowszej powieści „Samotna Gwiazda”.

Jest to historia czwórki młodych amerykanów, Chloe, Hannah, Blake i jego brata Masona, którzy po ukończeniu liceum pragną wybrać się w podróż do Barcelony. Jednak rodzice Chloe nie chcą się na to zgodzić. Z pomocą dziewczynie przychodzi jej babka, ale ma jeden warunek.
Dziewczyna musi najpierw - wraz z przyjaciółmi - udać się do Łotwy i tam odwiedzić jej dawno niewidzianą rodzinę, a następnie do Polski, aby złożyć kwiaty przy zbiorowej mogile ofiar w Treblince.

I właśnie od tego zaczyna się cała opowieść.
Już sama Europa jest dla młodych amerykanów czymś niesamowitym, a byłe państwa komunistyczne to dla nich całkowita egzotyka.
Zatłoczone i brudne pociągi, stare, rozklekotane autobusy. Dziwna dania, brak telefonów w każdym domu i wciąż wszechobecne echa przeszłości, widoczne na każdym kroku.
Do tego dochodzą sekrety, które skrywa każdy z czwórki młodych ludzi, sekrety, które gdy wyjdą na jaw, mogą na zawsze rozerwać łączące ich więzi.

Podczas jazdy pociągiem po Łotwie, Chloe – która jest główną bohaterką książki – poznaje  Johnny’ego . Poznaje go i od tej chwili nic już nie będzie takie samo, bo miłość tych dwojga młodych ludzi zmieni wszystko.
Johnny to tajemniczy młody człowiek, z niesamowitym talentem wokalnym, ujmującą osobowością i oczach, w których można zatonąć.
Nie zdradza praktycznie niczego ze swojej przeszłości, choć od razu widać, że również skrywa wiele sekretów. Zna dobrze kraje nadbałtyckie, historię II Wojny Światowej i wszystkich obozów zagłady zbudowanych przez nazistów.
To właśnie ta wiedza sprawi, że cała czwórka zgodzi się na wspólny wyjazd do Polski, aby Johnny pokazał im Treblinkę i Auschwitz…
Chloe zapała do Johnny’ego uczuciem wbrew sobie i temu, że w ich eskapadzie bierze udział jej chłopak Mason. Zakochuje się miłością wszechogarniającą, gwałtowną i na całe życie. A co najważniejsze – ze wzajemnością.

Gdy zaczynałam czytać Samotną Gwiazdę, spodziewałam się romansu.
Czy go dostałam? I tak i nie.
Tak – bo miłość pomiędzy Chloe a Johnnym to niewątpliwie szalony romans dwojga młodych kochanków.
Nie – bo to przede wszystkim poruszająca opowieść o wchodzeniu w dorosłość, o trudnych wyborach, o niszczącej sile kłamstw. A przed wszystkim o poszukiwaniu własnej drogi, pogodzeniu się z przeszłością i próbie zmierzenia się z własnymi demonami.

Paulina Simons opowiedziała pełną uczuć historię. Wspaniale nakreśliła swoich bohaterów, ich charaktery, ukryte motywy. To ludzie z krwi i kości, pełni sprzecznych uczuć, pragnień, strachu i lęku.

Chloe i Johnny nie mają wiele czasu. Ona musi wrócić do domu, a on musi się zgłosić do jednostki wojskowej, gdzie ma się szkolić na żołnierza i wyjechać do Afganistanu.
Ale te kilka dni, które uda im się spędzić razem, zmienią życie całej grupy już na zawsze.
 Historia jest ogromnie poruszająca, przepełniona emocjami tak silnymi, że po zakończeniu lektury, ciężko mi było przestać myśleć o bohaterach tej powieści.
Dodatkowo, autorka poruszyła trudny temat, jakim jest Holocaust. Zrobiła to z perspektywy młodych amerykanów, którzy nigdy nie mieli styczności z tym tematem,  a skala zagłady, która miała miejsce podczas II wojny Światowej, była dla nich czymś, o czym jedynie słyszeli w szkole.

Całą akcję czytelnik śledzi z perspektywy wszystkich bohaterów, dlatego ma się możliwość dokładnego poznania uczuć, myśli i spostrzeżeń ich wszystkich.

Powieść napisana jest pięknym językiem.  Autorka wydziela małe porcje informacji o przeszłości Johnny’ego, przez co powieść ma w sobie dużą dawkę tajemnicy i wielu znaków zapytania.
Sprawnie prowadzi narrację i tak kieruje akcją, że potrafi mocno zaskoczyć czytelnika.

Paulina Simons w swojej najnowszej książce pokazuje, że pod powierzchnią radości i beztroski jaką daje młodość, kryją się złamane serca, decyzje, z których żadna nie jest dobra, kłamstwa i strach przed ich wyjawieniem.
Ale autorka daje czytelnikowi również nadzieję, że życie zawsze ofiarowuje nam drugą szansę – ważne jest tylko, czy potrafimy ją wykorzystać.

Co najbardziej urzekło mnie nie tylko w tej powieści, ale i w wielu innych tej autorki, to wyczuwalna tęsknota za czymś, co minęło nieodwracalnie. Tęsknota i pewien smutek, melancholia.
Rodzina Paulliny Simons przeżyła wojnę i blokadę Leningradu. I mimo, że wyemigrowali do USA, to w ich sercach na zawsze pozostała tęsknota za dawną ojczyzną i czymś, co bezpowrotnie utracili.
 Wydaje mi się, że to odcisnęło swoje piętno na ich duszach, gdyż w wielu swoich książkach, autorka w większym lub mniejszym stopniu wraca do tematu II Wojny Światowej.

To nie jest lekka książka o grupce młodych ludzi i ich sercowych rozterkach.
 Mimo młodego wieku bohaterów, historia, którą opowiada Paulina Simons nie jest infantylna czy płytka.
Młody wiek, nie uchronił bohaterów tej powieści od trudnych doświadczeń, złamanych serc i nierównej walki z przeszłością.

Powieść mnie zachwyciła.
Zachwyciła i poruszyła.
Sprawiła, że czytałam całą noc i nie potrafiłam jej odłożyć.
Nie podobało mi się zakończenie.
Nie podobało aż do bólu.
Co nie zmienia faktu, że zakończenie idealnie pasujące do tej powieści. Jest na wskroś prawdziwe, przejmujące, wywołujące całą lawinę uczuć.

Ciężko mi ochłonąć po tak emocjonującej lekturze. Ale już teraz wiem, że to jedna z tych książek, do których będę wracać już zawsze.


* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).









środa, 25 maja 2016

Książkowe zakupy ciąg dalszy...

Maj się kończy, więc w tym miesiącu zapewne będą to ostatnie zakupy książkowe.
Tym razem dwie powieści obyczajowe.



* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).


wtorek, 24 maja 2016

"Miecze Cesarza" tom pierwszy Kronik Nieciosanego Tronu.


„Miecze Cesarza” to pierwszy tom Kronik Nieciosanego Tronu.
Książkę tą kupiłam pod wpływem impulsu, nie czytając o niej wcześniej, nie sprawdzając opinii.

Akcja rozpoczyna się od śmierci Cesarza Imperium Annuryjskiego.
Daleko od stolicy, w której mieszka jego córka Adare, żyją i szkolą się jego dwaj synowie.
Kaden wśród mnichów, jest szkolony na następcę tronu. Valyn w elitarnej jednostce Kettralu szkoli się na dowódcę Skrzydła.
Każdy z braci jest z dala od stolicy Annuru, ale spisek zawiązany przeciwko Cesarzowi i jego rodowi, sięgnie i po nich.

Brian Staveley stworzył pełną rozmachu i niespodziewanych zwrotów akcji powieść.
Bardzo ciekawie nakreślił swoich bohaterów, skupiając się głownie na cesarskich synach.
Świat stworzony przez autora jest bogaty, ciekawy, przedstawiony dokładnie, ale bez przydługawych opisów i zanudzania czytelnika szczegółami.
Wszystkie legendy i wierzenia są przekazywane ciekawie i interesująco.
W swój świat pisarz wprowadza czytelnika bez pośpiechu, dawkując mu informacje o Cesarstwie, wierzeniach, bogach, religiach, prawach rządzących imperium i przeszłości cesarskiej rodziny.
Ale akcja się nie ciągnie, bynajmniej. Jest wartka, wciągająca i poprowadzona bardzo sprawnie, mimo, że poznajemy ją z perspektywy trójki dzieci Cesarza.
Styl autora jest lekki, powieść napisana jest bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu czyta się bardzo szybko.


Mogłabym się rozpisać nad wszystkimi zaletami i wadami tej książki. Ale napiszę krótko – jest naprawdę dobra.
Fabuła Mieczy Cesarza, to niby nic odkrywczego, ale jednak daje pewien powiew świeżości i nowości, jest spójna i wciągająca.
I mimo pewnych schematów, typu mordercze treningi obu braci, brutalnych wręcz przełożonych czy nauczycieli, to uważam, że jest to potrzebny rozdział w tej powieści, aby móc zrozumieć dlaczego bohaterowie stali się tym kim się stali, skąd w nich siła, umiejętności i dodatkowe zdolności, wykraczające daleko poza te, które posiadają nawet najlepiej wyszkoleni żołnierze.
To co wydaje się oczywiste na pierwszy rzut oka, wcale takim nie jest. Wrogowie czyhający na życie cesarskich dzieci są dobrze ukryci  i zdeterminowani w działaniu. Mają potężnych sojuszników i nie wiadomo kto jest faktycznie wrogiem, a kto sprzymierzeńcem.

Autor kilka razy, sprawnie wprowadza czytelnika w błąd, tylko po to, żeby go zaskoczyć rozwiązaniem tajemnicy.
Oczywiście, niewiele zostaje nam wyjawione w pierwszym tomie. Niektóre tajemnice doczekały się wyjaśnienia tylko po to, żeby ukazać następne, jeszcze bardziej ciekawe.

Bardzo spodobał mi się wątek pradawnej rasy Csestriimów, istot, które dały życie człowiekowi.
Coś, co było przez wielu uznawane za legendę, czy wymarłą rasę, okazało się rzeczywistym zagrożeniem, po wielu wiekach po raz kolejny stających przeciwko człowiekowi.

W powieści nie brakuje również magii. Nie jest ona jednak domeną czarodziejów czy magów, a krwiopijców.
Nie, wbrew nazwie, nie są to wampiry w klasycznym wydaniu.
To osoby, które potrafią czerpać moc z różnych przedmiotów, rzeczy, czy emocji innych ludzi.
W całym cesarstwie są tępieni i mordowani – ludzie się ich boją z powodu mocy jaką dysponują.
Jedynym miejscem, gdzie są chętnie widziani – to właśnie szeregi żołnierzy Kettralu. I aby zachować życie, to tam właśnie się kierują, gdy ich sekret wychodzi na jaw.
Tajemniczą i intrygującą postacią jest również Tan – nauczyciel Kadena, którego przeszłość pozostaje wciąż tajemnicą.

Wciągnęłam się w świat wykreowany przez autora.
Polubiłam jego bohaterów, tych głównych i drugoplanowych.
Książkę czytałam z ogromną przyjemnością, bo fabuła mimo, że rozbudowana, to ani przez chwilę nie nudziła i mimo sporej objętości (632 strony) potrafiła zaciekawić, wciągnąć i sprawić, że z niecierpliwością przewracałam kolejne strony.

Co dla mnie bardzo ważne, Brian Staveley utrzymał idealną równowagę pomiędzy polityką, spiskami i zdradami, a magią, zagrożeniem ze strony Csestriimów oraz całą fantastyczną częścią fabuły.
Dzięki temu stworzył powieść wielobarwną, napisaną z niezwykłym rozmachem, spójną akcją i historią, która wciąga okrutnie.
W książce nie ma również wątku miłosnego - choć uczucie to nie jest obce niektórym bohaterom - co uważam za duży plus.


Wiele godzin przeznaczonych na sen, poświęciłam na czytanie Mieczy Cesarza.
Nie żałuję ani jednej minuty, mimo opadających powiek w pracy i ciągłego ziewania przez cały dzień.
Bo są książki, dla których warto zarwać noc.
Miecze Cesarza, to właśnie jedna z nich.



* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).




środa, 18 maja 2016

"Kapitan Ameryka. Wojna Bohaterów" Marvelowskie widowisko z ulubionymi bohaterami



Od premiery Kapitana Ameryka. Wojna Bohaterów minęło już trochę, a ja dopiero teraz znalazłam czas, aby pójść do kina.
Z tym filmem wiązałam duże nadzieje. Nowi bohaterowie, konflikt pomiędzy Avengersami.
Sprawiło to, że apetyt na dobre widowisko miałam ogromny.
Czy Marvelowi udało się go zaspokoić tym filmem?
Oczywiście…

Kapitan Ameryka. Wojna bohaterów, to jak dla mnie bardziej film o Avengersach niż o Kapitanie. Nie gra on głównych skrzypiec, nie jest postacią dominującą w filmie. Plamę pierwszeństwa kradnie mu nie kto inny jak Iron Men.
I mimo łączącej tych bohaterów przyjaźni, to właśnie zasadnicza różnica w  ich poglądach, doprowadzi do tytułowego starcia pomiędzy Avengersami.

Cały film, to nic innego jak kwintesencja komiksu. Mamy więc spektakularne efekty specjalne, szybką akcję, widowiskowe walki.
A już wisienką na torcie jest walka podzielonych Avengersów na płycie lotniska w Niemczech.
Tam moc walczy z mocą, w czysto komiksowym stylu.

Poziom gry aktorskiej jak zawsze wysoki, fajna muzyka, która świetnie komponuje się z obrazem. I mimo, że film jest dość długi, to nie było czasu ani na nudę, ani na choćby jedno spojrzenie na
zegarek.




Muszę przyznać, że podzieleni Avengersi, walczący sami ze sobą, to pomysł, który kompletnie nie przypadł mi do gustu. Polubiłam tą pełną humoru i przyjacielskich relacji grupę superbohaterów z poprzednich filmów i nie chciałam aby cokolwiek się w tym temacie zmieniło.
Ale chylę czoło przed Marvelem, za taki kierunek losów swoich bohaterów.
Dzięki temu, stali się oni bardziej ludzcy, podatni na emocje i uczucia.
To już nie tylko osoby z niesamowitymi mocami, to równocześnie ludzie, którzy są targani wątpliwościami co do efektów swoich czynów, wyrzutami sumienia, z którymi próbują sobie radzić na swój sposób.

Kapitan Ameryka. Wojna bohaterów,  mimo niekwestionowanego komiksowego stylu, sprytnie przemyca kilka ważniejszych tematów, niż tylko siła mięśni czy potęga mocy.
To pytania o to, gdzie leży granica, która oddziela Avengersów od walki w obronie ludzkości, a walki za wszelką cenę, bez względu na koszty,  poruszenie tematu uczciwości, szczerości i zawiedzionego zaufania wśród przyjaciół.
Jak również poświęcenie jednego przyjaciela dla drugiego, oraz walki z chęcią zemsty, która zaślepia.

Film zapewnił mi pewną dawkę humoru, trochę wzruszeń i kilka niespodziewanych zwrotów akcji.
Marvel bardzo płynnie i z dobrym skutkiem wprowadził do świata Avengersów nowych bohaterów.
Czarna Pantera, Spiderman, Ant-Man.
Dzięki nim film zyskał powiew świeżości.
Co mnie wyjątkowo zaskoczyło, oczywiście pozytywnie, to Spiderman. Jak dla mnie, ten młody chłopak, który pojawia się na ekranie na nie dłużej niż 15 minut, całkowicie kradnie reszcie bohaterów scenę walki, której odbiera trochę powagi i patosu, wprowadzając  jednocześnie sporą dawkę humoru.

Nie będę ukrywała, że nowi bohaterowie pozytywnie mnie zaskoczyli, świetnie wpasowali się w fabułę, wprowadzili pewną świeżość i sporo zamieszania. Polubiłam ich i mam nadzieję, że zobaczę ich wszystkich w kolejnych Avengersach.

Cały film to dla mnie świetna rozrywka, typowo w Marvelowskim stylu. Nie jest to kino wybitne, ale w swoim gatunku sprawdza się idealnie, dostarczając mi niezapomnianych wrażeń podczas seansu.
Wszystko, czego się spodziewałam po filmie na podstawie komiksu, dostałam.
Było głośno, widowiskowo, z humorem, z ulubionymi bohaterami, z szybką akcją i spektakularnymi efektami specjalnymi. Do tego porywająca muzyka i szczypta smutku, że coś się nieodwracalnie skończyło w relacjach pomiędzy bohaterami.
Zdradzę za to, że zakończenie daje mi pewną nadzieję, że to jednak nie jest koniec Avngersów w takiej formie, którą polubiłam.

Na koniec dodam, że po zakończeniu filmu dostajemy dwie sceny dodatkowe. Więc warto poczekać chwilę i zobaczyć, co też tym razem będzie chciał nam zaserwować Marvel.

*zdjęcia pochodzą ze strony www.filmweb.pl







piątek, 13 maja 2016

Książkowe zakupy

Dziś odebrane. Pobiegłam do kiosku ruchu jeszcze przed pracą, bo nie mogłam się doczekać.
Tym razem klimat tylko fantasy i postapo.
Łabędzi Śpiew już przeczytany, pisałam o obydwu częściach na blogu. Ale nie miałam swojego egzemplarza pierwszego tomu, a książki te są tak dobre, że na pewnie do nich wrócę.




* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).


niedziela, 8 maja 2016

"Obietnica krwi" tom pierwszy Trylogii Magów Prochowych. Brian McClellan




Niedawno z okazji dnia książki w Empiku można było kupić 3 książki w cenie 2.
Nie mogłam przepuścić takiej okazji i pomaszerowałam do księgarni.
Długo błądziłam pomiędzy półkami, nie mogą się na nic zdecydować, a to co chciałam, było już wykupione.
Wtedy mój wzrok padł na powieść „Obietnica Krwi” Briana McClellan. Wcześniej nie słyszałam o tym autorze ani o żadnej jego książce.
Zerknęłam na notkę o pisarzu, a tam informacja, że to kolega po piórze Brandona Sandersona.
Taka rekomendacja mnie przekonała, ale że jestem już ostrożna przy rekomendacjach innych autorów na okładkach książek, to zakupiłam tylko pierwszy tom trylogii.
No tak, zapomniałam dodać, że Obietnica Krwi to pierwszy tom Trylogii Magów Prochowych.

Jak się można domyślić – wyjątkowo żałuję, że zakupiłam tylko tom pierwszy, bo teraz muszę zamówić kolejne dwa, a to oznacza czekanie. Czyli coś, co nie wychodzi mi za dobrze.

Tyle tytułem wstępu.

Akcja Obietnicy Krwi rozpoczyna się od przewrotu w kraju, na gilotynę trafia król wraz z rodziną oraz ogrom arystokracji,  a władzę obejmuje wojsko pod wodzą marszałka polnego Tamasa. Życie traci również królewska Kamaryla, czyli magowie – Uprzywilejowani – którzy służą i chronią króla.
Tamas – jak i jego syn Taniel – są prochowymi magami, mają rzadki dar,  który nie podoba się Uprzywilejowanym.

Opowieść w tej książce jest prowadzona właśnie z perspektywy Tamasa i Taniela i to oni są głównymi bohaterami powieści.
Oczywiście w książce Briana McCellan nie brakuje ciekawych bohaterów drugoplanowych, którzy zaczynają odgrywać coraz ważniejszą rolę w całej historii.
Autor kreśli swoich bohaterów w bardzo dobry sposób.
Poznajemy ich stopniowo, odkrywamy ich tajemnice, pragnienia, wady i zalety.
Pisarz tworzy swój świat bardzo sprawnie, a magia jaka posługują się mieszkańcy tegoż, to powiew świeżości na tle innych tego typu książek.
Oczywiście nie samą magią zapełnione są karty tej powieści.
Mamy więc politykę, spiski, zdrady, walki wojska z rojalistami na ulicach Adopestu oraz wciągający wątek misji na którą wyrusza Taniel. Jest również realne ryzyko wojny z sąsiednim krajem, który od dawna spogląda łakomym okiem na Adro.
 Bardzo fajnym i ciekawym wątkiem w powieści jest prowadzone na zlecenie Tamasa śledztwo, którego podejmuje się detektyw Adamat. Jest to wątek, który wbrew pierwszemu wrażeniu, odegra bardzo ważną role w powieści, a sam detektyw to interesująca postać.

Na tle głównych wątków, autor porusza takie tematy jak skomplikowane relacje ojca z synem, chęć zemsty, trudne wybory pomiędzy honorem a bezpieczeństwem rodziny, przyjaźni, która może kosztować życie oraz zdrada najbliższych, z którą trzeba sobie radzić.
Dzięki temu, książka „żyje” i wciąga tak bardzo, że mimo świtu za oknem i wizją rychłej pobudki do pracy, nie sposób się od niej oderwać.

Autor ma bardzo dobry styl, lekkie pióro, przedstawia swój świat i bohaterów obrazowo i dokładnie. Przy tym jednak nie zanudza rozwlekłymi opisami i wewnętrznymi monologami bohaterów.
Jest to wg mnie ogromny plus tej powieści i ogromny talent pisarza.

W Obietnicy Krwi pojawia się kilka, wydawałoby się, mało ważnych i zapomnianych przez autora wątków. Jestem przekonana, że to właśnie one będą rozwijane w kolejnych tomach.
Powieść kończy się z ogromnym przytupem. Wiadomo co będzie siłą napędową drugiego tomu. Oczywiście ja mam swoje podejrzenia, co jeszcze odegra ważną rolę w tej historii.

I szczerze mówiąc już nie mogę się doczekać, aż zamówione pozostałe dwa tomy do mnie trafią (a jak już wspomniałam, czekanie nie jest moją najsilniejszą stroną).

Podsumowując:
Wielobarwna historia, świetni i wyraziści bohaterowie, których po prostu się lubi, bardzo ciekawy sposób ukazania magii, niespodziewane zwroty akcji, tajemnice, bogowie i dawne przepowiednie, trudne przyjaźnie, bolesne zdrady.
Tym przepełniona jest ta powieść. I to wszystko mnie zachwyciło i wciągnęło.

Na koniec muszę się jednak do czegoś przyznać. Otóż przez kilka pierwszych rozdziałów byłam prawie przekonana, że to książka nie dla mnie.
No bo co może być ciekawego dla kobiety w wojskowych przewrotach czy ulicy spływającej krwią z gilotyny – a tym właśnie rozpoczyna się ta powieść.
Na szczęście mam pewną wadę, otóż jak już zacznę czytać jakąkolwiek książkę, to muszę ją doczytać do końca. No tak już mam i koniec.
I w tym przypadku jestem bardziej niż szczęśliwa, że ową wadę posiadam, bo gdybym nierozważnie odłożyła Obietnicę Krwi na półkę, nie czytając jej dalej, to ominęłaby mnie niesamowita przygoda i wspaniała lektura.


* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).







piątek, 6 maja 2016

Kolejny stosik książek

Dziś odebrany kolejny stosik książek do przeczytania.
Tym razem zamówienie było w dyskoncie Aros - jednej z moich ulubionych księgarni internetowych.
Lubię  czytać książki o różnej tematyce, nie pogardzę nawet dobrym romansem.
Tym razem wyczekiwana przeze mnie kontynuacja Ostatniego Imperium Sandersona, niezawodna Joanna Chmielewska, Klub Dumas - tą książkę już czytałam, ale jest tak dobra, że postanowiłam kupić swoją.
Poza tym dwie lekki książki na odstresowanie i coś nowego - Miecze Cesarza.
Czyli jest co czytać w maju.



* Zdjęcie prezentowane na tym blogu jest własnością autora. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione
(Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).

poniedziałek, 2 maja 2016

"Dziedzictwo Królów" C.S. Friedman.


Dziedzictwo Królów, to finałowy tom Trylogii Magistrów autorstwa C.S. Friedman.
Nie ukrywam, że ciekawość przeciągnęła mnie przez całą książkę niesamowicie szybko.
Ciężko napisać coś więcej o tym tomie, tak aby nie zdradzić fabuły z tomów poprzednich.
Mimo to spróbuję, bo książka zrobiła na mnie tak duże wrażenie – jak cała trylogia zresztą – że czuję nieodpartą potrzebę aby wyrzucić z siebie mój zachwyt.

Finałowy tom trylogii wyjawia czytelnikowi wiele swoich tajemnic. Zabiera na walkę z Duszożercami, pozwala poznać najmroczniejsze sekrety Magistrów i obserwować ogromną przemianę Salvadora – Wielkiego Króla.
To również ciągła walka Kamali o to, aby kasta Magistrów zaakceptowała ją jako jedną ze swoich, a tym samym, aby dziewczyna nie musiała się ukrywać i zachowała życie.

Akcja książki jest bardzo wartka, mimo kilku zwolnień, które dają możliwość odetchnięcia i rozwiązania kolejnych zagadek, które zaserwowała nam w poprzednich tomach autorka.
C.S. Friedman ma lekkie pióro, bardzo dobry styl pisania, jej plastyczne opisy świata w którym dzieje się akcja Dziedzictwa Królów sprawiają, że miałam wrażenie, jakbym  widziała to wszystko co opisuje na własne oczy.

W trzecim tomie spotykamy wszystkich bohaterów z tomu drugiego. Ostateczna walka z Duszożercami stała się faktem, a jej uczestnicy wiedzą, że mają tylko jedną szansę aby zadać miażdżący cios tym stworzeniom i nie dopuścić do ich rozmnożenia.
Na czele krucjaty przeciwko Duszożercom staje Salvator i jest to bardzo ciekawy wątek. Wielki Król, syn zabitego Dantona, przechodzi ogromną przemianę w ostatnim tomie.  Z fanatycznego wyznawcy wiary w Stworzyciela, niedopuszczającego do siebie niczego co jest niezgodne z dogmatami jego relogii, staje się wytrawnym politykiem, wielkim wojownikiem oraz władcą, który zaczyna widzieć coś więcej niż swoje Pokutnicze wierzenia.
I mimo, że Salvator zrobił na mnie duże wrażenie jako postać, to nie potrafiłam go polubić.
Było w nim zbyt wiele z fanatyka potępiającego wszystko co nie było zgodne z jego wiarą, nie mogłam się przemóc i darzyć do sympatią.
Kibicowałam jego poczynaniom, szanowałam za niezachwianą wiarę w jego boga, podziwiałam chęć poświęcenia dla dobra królestwa. Ale polubić nie zdołałam.

Wręcz przeciwnie miała się sprawa z innymi bohaterami. Kamala, Colivar, Ramirus, Królowa Wiedźma, Gwynofar. To postacie, które mimo wielu wad i nierzadko mało pozytywnych motywów swoich działań, polubiłam najbardziej.
Na uznanie zasługuje przede wszystkim Siderea, jest to bardzo ciekawa postać, barwna, inteligentna, a jej więź z Królową Duszożerców przedstawiony jest w niesamowity sposób.

Autorka bardzo ciekawie kierowała losami swoich bohaterów. Nie oszczędzała nikogo, nawet najpotężniejsi Magistrowie dostali za swoje i cierpieli jak zwykli ludzie.
Ważyły się losy całego świata, co poskutkowało nietypowymi sojuszami, walką ramię w ramię ludzi i Magistrów. 

Prócz walki z Duszożercami, mamy w trzecim tomie (jak i w całej trylogii) sporo polityki, spisków, knowań, tajemnych sojuszy oraz zdrady, których nikt się nie spodziewał. Jest też sporo nawiązań  do religii i wiary, która jest głównym źródłem mocy lyr i Strażników oraz Pokutników. 
Autorka zaskakuje czytelnika wieloma ciekawymi zwrotami akcji. Wreszcie dowiadujemy się skąd się wzięli Magistrowie, czym w rzeczywistości jest ich Prawo oraz co to jest Gniew. 
W sposób malowniczy autorka ukazywała czytelnikowi magię, którą posługiwali się Magistrowie i czarownicy/czarownice.
Świat, który stworzyła jest barwny, ciekawy i zróżnicowany. 
Wszystkie wątki rozpoczęte w poprzednich tomach są wyjaśnione i zakończone.
Zakończenie bardzo mnie usatysfakcjonowało. Nie spodziewałam się go w takiej formie, ale podoba mi się i sprawiło, że szeroko się uśmiechałam czytając ostatnie zdania powieści.

Dziedzictwo Królów – jak cała trylogia Magistrów – to bardzo dobre fantasy. Ciekawe, wciągające, świetnie napisane.
To intersujący bohaterowie, którzy w swojej duszy mają światło i mrok, dobro i zło. 
Fabuła jest niesamowicie interesująca, całość czyta się szybko i z ogromną przyjemnością.
Ciekawy świat, sporo niespodziewanych zwrotów akcji i wydarzeń, które mocno zaskakują czytelnika.
Nie ma podczas lektury czasu na nudę, już autorka o to zadbała. I zrobiła to po mistrzowsku, przykuwając moja uwagę na długie godziny, zabierając mnie w niesamowitą podróż do świata Magistrów i Duszożerców.

Muszę się przyznać, że Trylogia Magistrów czekała na mojej półce blisko rok, abym po nią sięgnęła.
I mimo, że w tym czasie przeczytałam dużo dobrych książek z tego gatunku, to żałuję po te książki C.S. Friedman sięgnęłam po tak długim czasie od zakupu.
Ten błąd się już więcej nie powtórzy i po kolejne powieści tej autorki sięgnę od razu jak tylko wpadną mi w ręce.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl