czwartek, 14 lipca 2016

"Świt Czarnego Słońca" C.S. Friedman. Tom pierwszy Trylogii Zimnego Ognia


Świt Czarnego Słońca, to pierwszy tom Trylogii Zimnego Ognia autorstwa C.S. Friedman.
Miałam już do czynienia z książkami tej autorki (Trylogia Magistrów, o której poszczególnych tomach pisałam na blogu), byłam „przygotowana” na to co zastanę na kartach tej książki.
I dałam się zaskoczyć.

Akcja książki toczy się na Ernie, planecie, którą zasiedlili ludzie w ramach podróży kosmicznych.
Aby móc korzystać z mocy planety i nagiąć ją choć trochę do swoich celów, musieli poświęcić wszystkie zdobycze techniki, żyjąc jak w 17 wieku na ziemi.
 Erną rządzi fae – moc, która daje potęgę magii, ale również niszczy i zabija. I nie da się jej kontrolować, ani ujarzmić – jedynie w ograniczony sposób korzystać z jej zasobów.
Kilka wydarzeń sprawia, że czwórka różnych ludzi, kapłan wiary w jedynego boga - Damien (wiara „przywieziona” z ziemi), adeptka magii -Cianni , która została ograbiona ze swoich zdolności, jej przyjaciel  i asystent - zen oraz upadły Prorok - Gerard, który zaprzedał się mocy fae mroku – wyruszają na pełną niebezpieczeństw wyprawę, aby odzyskać moc adeptki Cianni oraz pokonać zło, które próbuje zagrozić Ernie i jej mieszkańcom.

Fabuła powieści nie jest może czymś niepowtarzalnym oraz świeżym, ale sposób prowadzenia akcji i jej rozwój, sprawiają, że to pasjonująca lektura. Dodatkowo autorka potrafi stworzyć niesamowity klimat i bardzo obrazowo ukazać emocje, jakie targają bohaterami.
Początkowo ciężko było mi się odnaleźć w akcji. Wstęp do tej historii nie obfituje w informacje, mające przybliżyć czytelnikowi  motywy działania bohaterów czy reguły panujące na Ernie.
Jest wręcz przeciwnie, więc tak gdzieś do 70 strony dość mocno byłam pogubiona w tym jak funkcjonuje stworzony przez autorkę świat, jak działa magia oraz czym jest moc fae.
Na szczęście czym dalej, tym wszystko jest lepiej wyjaśnione, a akcja staje się coraz bardziej dynamiczna i wciągająca.

Bohaterowie przedstawienie przez C.S. Friedman, są ludźmi z krwi i kości. Mają swoje słabości i pragnienia. Prócz pokazania ich charakterów i osobowości, autorka zadaje kilka pytań o to, do czego zdolny jest się posunąć człowiek, gdy pragnie potęgi i władzy w świecie, który jest obcy, na nowej planecie, gdzie nie ma sądów, więzień czy rozwiniętej cywilizacji. A magia jest na wyciągnięcie ręki.
W sposób fascynujący pokazuje również relacje jakie połączą Damiena z Gerardem, jak kapłan będzie zmuszony do wyboru „mniejszego zła”, aby móc pokonać to większe i uratować Cianni. 
Mimo, że polubiłam wszystkich bohaterów,  w myśl zasady mówiącej,  że zło jest bardziej pociągające i wyraziste, Damien wydawał mi się mniej interesujący niż tajemniczy i potężny Gerard, który niewątpliwie jest stworzeniem złym do szpiku kości.
Tym bardziej doceniam umiejętności autorki, które sprawiły, że kibicowałam mu we wszystkich jego poczynaniach.

Autorka pokazała, że natura ludzka jest niezmienna i mimo tysiąca lat zamieszkiwania Erny, ludzie zdążyli pokazać, że prócz wiedzy i umiejętności, z zmieni przywieźli ze sobą również rządzę władzy i potęgi, próbując jednocześnie podporządkować sobie plemiona tubylców.
Świat wykreowany przez autorkę jest naprawdę niesamowity.
Na kartach książki autorka dokonała fascynującego połączenia fantasy z sc-fiction, a to wszystko okraszone sporą dawką teologii i pytania o naturę zła.

Na Ernie  mieszają się  ze sobą  światy demonów, religii, czarów, ludzi i siły która to wszystko kontroluje – fae.
I mimo pewnych początkowych trudności, ten koktajl przypadł mi bardzo do gustu. 
Świt Czarnego Słońca niejako zamyka opowiadaną historię, więc jeśli komuś nie przypadł do gustu styl autorki, ani nie wciągnął stworzony przez nią świat, to śmiało może zakończyć czytanie na tym tomie.
Lecz jeśli to co stworzyła C.S. Friedman przypadło czytelnikowi do gustu, to są jeszcze dwa tomy trylogii, po które ja niewątpliwie sięgnę.

Na koniec wspomnę jeszcze o okładce – jest ona okrutnie brzydka. Bardziej odpycha od sięgnięcia po  książkę, niż przyciąga. Gdybym wcześniej nie miała styczności z książkami tej autorki – to nie wiem, czy sięgnęłabym po tą.
W dodatku w tłumaczeniu pojawiło się trochę literówek. Na szczęście  nie są one tak częste, aby przeszkadzały w lekturze.

Podsumowując, warto sięgnąć po tą pozycję. Autorka stworzyła ciekawy świat i sprawnie połączyła fantasy z sc-fiction.  To nie tylko lekka opowieść o przygodach grupki bohaterów walczących ze złem.
To kilka pytań o moc wiary, natury zła oraz wyborów stojących w całkowitej sprzeczności z tym w co się wierzy.
Polecam.

*zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz