czwartek, 2 listopada 2017

Thor:Ragnarok. Wspaniałe widowisko od Marvela

Filmy Marvela ja zwyczajnie uwielbiam. To moja wielka słabość. Lubię fakt, że może się w nich wydarzyć
wszystko, a samo widowisko będzie na wysokim poziomie.
Patrząc na powyższe, nie mogło mnie zabraknąć na seansie najnowszego filmu – Thor: Ragnarok.
Akcja filmu rozpoczyna się od zapobiegnięciu przez Thora zmierzchowi bogów. Pokonuje siłę, która miała za zadanie rozpętanie przepowiadanej zagłady.
Ale powrót Władcy Piorunów do Asgardu nie przebiegnie tak, jakby ten sobie życzył. Dowiaduje się, że Odyn, to Loki i wraz z bratem podąży na ziemię, w poszukiwaniu Ojca. Pewne wydarzenia natomiast sprawią, że do Asgardu powróci Hela –jego siostra i przy okazji Bogini Śmierci i zacznie siać spustoszenie.

Film rozpoczyna się z przytupem i sporą dawką humoru. Zresztą cały film naszpikowany jest sytuacjami humorystycznymi. Jeśli o to chodzi, to bliżej mu do Strażników Galaktyki niż poprzednich odsłon przygód Thora.
Humor w filmie niekiedy ociera się o banalność, ale dzięki temu widzimy, że Thor ma nieustające przekonanie o swojej wspaniałości, Loki wbrew pozorom wcale nie jest taki zblazowany, a Hulk bywa wyjątkowo kapryśny, jak dziecko.
Odebranie każdej z postaci glorii chwały pokazuje ich w bardziej ludzkim wymiarze, ale nie odbiera boskości ani wyjątkowości.
Jest więc wesoło, dynamicznie, ale bywa również poważnie. I choć podniosły ton poprzednich przygód Thora, tutaj jest tylko trochę wyczuwalny, to w niczym to nie przeszkadza, wręcz jest zaletą.


Niezmiernie cieszy spotkanie z dobrze znanymi bohaterami, wiadomo też czego można się po nich
spodziewać. Tak więc Thor jest dobry, pełen poświęcenia dla innych i walki o ich dobro, Loki jest cudownie niejednoznacznym łotrem, a Hulk… no jak to Hulk, rozwałka. Ale również ci dopiero debiutujący w świecie Marvela bohaterowie robią wrażenie.
Oczywiście głównym antagonistą jest Hela, fenomenalnie zagrana przez Cate Blanchett. Jest tak cudownie zła, bezwzględna i okrutna, że każde jej pojawienie się na ekranie wywoływało mój zachwyt.
Oczywiście jej motywacje, to nic odkrywczego, rzekłabym wręcz, że są sztampowe, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu jakie wywiera jako zły charakter.
Na uznanie zasługuje również Arcymistrz grany przez Jeffa Goldbluma, cudownie komiksowa postać, tak przerysowana, że aż wspaniała. Do tego niewylewająca za kołnierz Walkiria, która walczy z demonami przeszłości, czy kamienny stwór łaknący rewolucji (jakiejkolwiek) Korg są wspaniałym uzupełnieniem komiksowego świata.

W filmie jest trochę nawiązań do innych filmów ze świata Marvela, a niektóre są ubrane w komediowe szaty.
Muzyka jest pełna elektronicznego brzmienia rodem z filmów sci-fi z lat osiemdziesiątych. Mój zachwyt wzbudziło wykorzystanie utworu  „Immigrant Song” od Led Zeppelin.
Akcja jest bardzo dynamiczna, a CGI nie przytłacza obrazu.
Film ogląda się z zapartym tchem, spodziewając się niespodziewanych zwrotów akcji. Tym bardziej, że wraz z Thorem główne skrzypce odgrywa Loki, a jak wiadomo, po nim można spodziewać się najbardziej
podłych zagrywek, każdej możliwej zdrady i oszustwa. Czy to, że uwielbiam tą postać jest oczywiste? Jeśli nie, to przyznaję, Lokiego granego przez Toma Hiddlestona pokochałam odkąd po raz pierwszy zobaczyłam go 2011 roku w pierwszej odsłonie przygód Thora.

Fabuła nawiązuje się do legendy o ostatecznej zagładzie świata bogów i Asgardu, ale nie jest przeładowana patosem i powagą, choć i w tej części widzimy wielkie akty odwagi i poświęcenia dla ludzkości.
Thor: Ragnarok to świetna rozrywka, w komiksowym stylu, zrobiona lekko i z humorem. Okraszona świetną muzyką i dopracowaną stroną wizualną.
Nie ma co doszukiwać się w tym czy innych filmach Marvela głębi czy drugiego dna. Ich twórcy starają się sprawić, aby widz wyszedł z seansu zadowolony, z uśmiechem na ustach. Jak dla mnie udało się to w 100%.
Na koniec dodam, że w filmie są dwie sceny po napisach, zachęcam do ich obejrzenia.

*wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony www.filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz