niedziela, 14 lipca 2019

"Władczyni Mroku" K.C. Hiddenstorm. Coś starego, coś nowego...

Są takie książki, które mimo swoich niedoskonałości mocno zapadają w pamięć. Zazwyczaj bronią
się niebanalną historią i ciekawymi bohaterami.
Tak w moim przypadku było z książką „Władczyni Mroku” K.C. Hiddenstorm, którą przeczytałam w  2016 roku.
Książka miała kilka wad, ale miała też porywającą fabułę i dzięki temu nigdy o niej nie zapomniałam, jednocześnie stając się fanką książek autorki.
W tym roku wyszła nowa wersja powieści, została ona ponownie przez autorkę zredagowana, dodała ona kilka nowych scen, usunęła niepotrzebne dłużyzny, niektóre wątki skróciła, niektóre rozwinęła. Słowem – dopracowała powieść.

Jak już wspominałam, fabuła zafascynowała mnie już podczas czytania pierwszej wersji powieści. Lilith i Lucyfer to dla mnie najbardziej fascynujące postacie z biblii, ich kontra wobec stwórcy, potrzeba wolności i samodzielnego decydowania o sobie zawsze pobudzała moją wyobraźnię. Ale o ile w większości przypadków ich pojawienia się w różnych książkach pokazywało, że „nie taki diabeł straszny” o tyle K.C. Hiddenstorm postanowiła pokazać ich w inny sposób, taki, który do mnie przemówił.
Nie ugrzeczniła tej pary, nie odebrała im mroku z duszy, nie zrobiła z nich gruchających do siebie gołąbków.
To stworzenia, które w pełni zasługują na miano jakim je opisywano, a jednocześnie mają w sobie ten wewnętrzny konflikt, gdy żyją w mroku, a tęsknią za światłem.
Są bezwzględni, bywają egoistyczni, brutalni, wyrachowani. A jedyne dobro, jakie w nich istnieje, to miłość jaką się darzą.
Przyznacie sami, to robi wrażenie.

Styl autorki się nie zmienił, pisze ona z pazurem, czasami bezlitośnie obnażając słabości swoich bohaterów.
W nowej edycji powieści nic się nie zmienia. Podkreślam, to nie jest totalnie nowa wersja książki, to zredagowana i poprawiona wersja pierwszego wydania powieści.
Mimo, że styl i pióro nie uległy zmianie (dla mnie na szczęście), to jednak czuć, że K.C. Hiddenstorm włożyła wiele serca, aby powieść dopracować. Niektóre sceny wygładziła tam gdzie coś zgrzytało, wyeliminowała niektóre nielogiczności, dodała trochę romantyzmu tam gdzie go wcześniej brakowało, dzięki czemu relacja głównych bohaterów nabrała rumieńców, głębi i odrobiny zmysłowości.

Czytałam wszystkie książki K.C. Hiddenstorm i powiem Wam, że jej „Władczyni Mroku” to niezmiennie moja ulubiona powieść. Właśnie dlatego, że fabuła jest niesztampowa. Choć mogłoby się wydawać, że o Lucyferze i Lilith napisano już wszystko w każdej konfiguracji, to autorka udowadnia, że da się napisać o tych postaciach w sposób nieszablonowy i świeży.
To mnie urzekło podczas czytania pierwszej wersji i to mnie zachwyciło w drugiej wersji.
Ponowne czytanie „Władczyni Mroku” było dla mnie czystą przyjemnością. A zmiany jakie poczyniła autorka w książce uradowały moje czytelnicze serce i dały nadzieję na kolejną powieść z tego świata. Mam nadzieję, że K.C. Hiddenstorm jednak do niego wróci i pokaże co się działo po wydarzeniach z Władczyni Mroku.

Na koniec chcę dodać jeszcze kilka spostrzeżeń. Przykład „Władczyni Mroku” nakreśla kilka ważnych spraw. Otóż jak ważna dla każdej książki jest dobra korekta i redakcja.
To co było dla mnie wadą w pierwszej wersji, wyeliminowane w drugiej dało świetny efekt. Książka nabrała kolorytu, fabuła spójności, nie było już wybijających z akcji dłużyzn.
Druga sprawa to kwestia promocji. Dla początkującego pisarza brak promocji równa się praktycznie nieistnieniu. Pierwsza wersja powieści przeszła prawie bez echa, natomiast druga, którą wydawnictwo pokazało, ma możliwość trafić do większego grona czytelników, na co w pełni zasługuje.

„Władczyni Mroku” to dla mnie powieść wyjątkowa, ukryty skarb, który wreszcie dostał szansę na odkrycie. Polecam ją każdemu, kto lubi klimaty anielsko-demoniczne, ale dość ma sztampowego podejścia do tego tematu.
W tej powieści nic nie jest oczywiste i schematyczne.
Zachęcam Was do sięgnięcia po tą powieść. Jest tego warta.

1 komentarz:

  1. Tak się składa, że to ja tę książkę przepisałam od nowa. To, że druga wersja jest lepsza to tylko i wyłącznie zasługa moja i mojej ciężkiej pracy. Korekta i redakcja ograniczyły się do wyłapania literówek.

    OdpowiedzUsuń