niedziela, 30 grudnia 2018

"Sztylet rodowy" Aleksandra Ruda

Mila ukończyła przyspieszony kurs magii, aby wziąć udział w wojnie z pomroką. Wszystko
zmierzało ku dobremu, gdy nagle…wojna się skończyła, a dziewczyna została bez grosza przy duszy i zajęcia.
Postanawia więc zostać głosem króla, czyli dołączyć do drużyny, która jeździ po miastach i miasteczkach, sprawdza księgi rachunkowe, ściąga należne podatki i w imieniu króla przewodniczy rozprawom sądowym.
Mila nie ma nic do stracenia, za to zyskuje zatrudnienie. Zostaje dołączona do drużyny, cokolwiek dziwacznej. Kapitanem jest Jaromir Wilk, szlachcic, bywająca agresywna wojowniczka, krasnolud-maminsynek, troll który od pierwszej chwili zapała do Mili uczuciem oraz elf (trochę dziwny, ale jednak).
Ta zbieranina kompletnie niepasujących do siebie charakterów będzie musiała spędzić razem pół roku i współpracować.
Co z tego wyniknie? Jakie spotkają ich przygody? I co takiego skrywa Mila?

„Sztylet rodowy” to pierwszy tom  trylogii Aleksandry Rudej, ukraińskiej pisarki (czy ja wspominałam, że uwielbiam literaturę pisaną przez rosyjskojęzycznych autorów? Nie? Chyba mówiłam).
Akcja jest wartka i wciąga już od pierwszej strony. Autorka wrzuca czytelnika w wir wydarzeń i na początku niewiele tłumaczy.
Dopiero wraz z rozwojem akcji zaczynamy poznawać świat wykreowany przez autorkę, panujące w nim układy, magię, sojuszników i wrogów.
A jest co poznawać, bo świat stworzony przez autorkę jest ciekawy, wielobarwny i intrygujący.

Równie dobrze kreśli pani Ruda swoich bohaterów. Są ciekawi, wyraziści, żadne z nich nie jest idealne, popełniają sporo błędów i nie zawsze wszystko wychodzi im tak jak powinno. Czasem denerwują, ciężko przejrzeć ich prawdziwe zamiary i uczucia, a jednak bez trudu każdego z nich da się polubić.
Na dużą pochwałę zasługuje sposób w jaki autorka ich przedstawia, powoli, krok po kroku, bez zbyt szybkiego zdradzania ich sekretów. W dodatku wydarzenia jakie staną się udziałem tej wyjątkowej drużyny, sprawią, że każda z postaci w pewien sposób się zmieni i czegoś nauczy.
Gdybym miała wybierać, kogo z bohaterów najbardziej lubię, to nie potrafiłabym zdecydować. Każdy z nich jest inny, na swój sposób wyjątkowy i niepowtarzalny. Liczę na to, że autorka nikogo nie uśmierci w kolejnych tomach, bo tego by moje czytelnicze serce nie zniosło.

Język jakim posługuje się Aleksandra Ruda jest lekki i przyjemny. Tłumaczenie pani Ewy Białołęckiej jest bardzo dobre i świetnie oddaje klimat typowy dla fantasy pisanych przez naszych wschodnich sąsiadów.
Ogromnym atutem jest tutaj humor, którego w „Sztylecie rodowym” jest pod dostatkiem. Bywały momenty, gdy śmiałam się w głos i tylko moje koty do spółki z psem patrzyły na mnie z pewnym politowaniem.
Barwne opisy, ciekawa magia, fajnie ukazany świat, ciekawi bohaterowie i spora dawka humoru – wszystko to wprawiało mnie w zachwyt podczas czytania.

Czy w takim razie było coś co mi nie przypadło do gustu?
Tak całkiem nie, ale jakoś nie do końca przemawiał do mnie wątek romantyczny, a raczej jego konstrukcja.
Autorka tak sprytnie wodziła mnie za nos, że nawet po skończeniu książki nie wiem czy taki prawdziwy wątek romantyczny w ogóle miał tam miejsce.
Można to traktować i jako zaletę i jako wadę. Ja postanowiłam podejść do tego z dystansem i poczekać na rozwój tego wątku w kolejnym tomie.
Autorka wprowadza też kilka intrygujących wątków, które będą - mam nadzieję - rozwijane w kolejnych tomach. Do tego są tajemnice, których póki co tylko się domyślam, więc moja ciekawość jest mocno przez autorkę podkręcona.

Czy „Sztylet rodowy” spełnił moje oczekiwania?
Ależ tak!
Podczas czytania bawiłam się świetnie i książkę pochłonęłam w ciągu jednego dnia (przerwa świąteczna dała mi taką możliwość).
Mam nadzieję, że na tom trzeci, który jeszcze się nie ukazał, nie będę musiała długo czekać, bo tom drugi, którego czytanie miałam odłożyć w czasie już pochłonęłam jednym tchem.



2 komentarze: